06-07-2013 14:39
World War Z
W działach: film | Odsłony: 338
W wielkim skrócie: idźcie na Wojnę Zombie :)
Ja czekałem na ten film chyba ze dwa lata, od pierwszej zapowiedzi, że książka Maxa Brooksa będzie przeniesiona na ekran, no i w końcu się doczekałem. Chociaż były juz przyznam takie momenty, szczególnie na początku, kiedy myślałem, że z filmu nic nie wyjdzie, ale na szczęście wyszło.
Każdy kto czytał książkę, wie jak wiele zawiera treści, więc od razu było wiadomo, że tak po prostu jej sfilmować się nie da. Wybrano więc historię z Wojny Zombie jako tło, na którym pokazany jest los pojedynczego człowieka oraz jego rodziny. I jest bardzo dobrze, naprawdę. Zarówno od strony aktorskiej, jak i scenariusza nie ma tam żadnego zgrzytu, efekty specjalne także są bardzo dobre (poza niepotrzebnym moim zdaniem 3D). Chociaż trudno doszukiwać się w tym filmie szczególnej głębi, to oferuje sporo rozrywki, kilka razy ciary przechodzą po plecach, są bardzo dobre sceny batalistyczne.

Jest też humor, który zasługuje na osobne podkreślenie, bo (jak rzadko) jest niewymuszony i naprawdę śmieszny. Kiedy postać grana przez Pitta mówi w samolocie do drugiej o młotkach i gwoździach, wskazując na towarzyszącego im żołnierza Navy SEALS, to jest to naturalne, nie razi tym, że to gag umieszczony w scenie wyłącznie po to, żeby widz się roześmiał. I takich scen jest więcej, ale nie dominują filmu, a tylko na krótką chwilę odwracają nastrój.
Chyba pójdę do kina jeszcze raz, tym bardziej że następny film na który czekam, będzie dopiero 16.08 (Elizjum).
Ja czekałem na ten film chyba ze dwa lata, od pierwszej zapowiedzi, że książka Maxa Brooksa będzie przeniesiona na ekran, no i w końcu się doczekałem. Chociaż były juz przyznam takie momenty, szczególnie na początku, kiedy myślałem, że z filmu nic nie wyjdzie, ale na szczęście wyszło.
Każdy kto czytał książkę, wie jak wiele zawiera treści, więc od razu było wiadomo, że tak po prostu jej sfilmować się nie da. Wybrano więc historię z Wojny Zombie jako tło, na którym pokazany jest los pojedynczego człowieka oraz jego rodziny. I jest bardzo dobrze, naprawdę. Zarówno od strony aktorskiej, jak i scenariusza nie ma tam żadnego zgrzytu, efekty specjalne także są bardzo dobre (poza niepotrzebnym moim zdaniem 3D). Chociaż trudno doszukiwać się w tym filmie szczególnej głębi, to oferuje sporo rozrywki, kilka razy ciary przechodzą po plecach, są bardzo dobre sceny batalistyczne.

Jest też humor, który zasługuje na osobne podkreślenie, bo (jak rzadko) jest niewymuszony i naprawdę śmieszny. Kiedy postać grana przez Pitta mówi w samolocie do drugiej o młotkach i gwoździach, wskazując na towarzyszącego im żołnierza Navy SEALS, to jest to naturalne, nie razi tym, że to gag umieszczony w scenie wyłącznie po to, żeby widz się roześmiał. I takich scen jest więcej, ale nie dominują filmu, a tylko na krótką chwilę odwracają nastrój.
Chyba pójdę do kina jeszcze raz, tym bardziej że następny film na który czekam, będzie dopiero 16.08 (Elizjum).