Wojownik - Prorok - R. Scott Bakker

Albo rybki albo akwarium

Autor: Michał 'ShpaQ' Laszuk

Wojownik - Prorok - R. Scott Bakker
Nie bez kozery magazyn Publisher Weekly okrzyknął Mrok, który nas poprzedza najważniejszą książką fantasy ostatnich lat. R.Scott Bakker stworzył coś naprawdę wielkiego, łącząc w sobie rozmach Tolkiena z mnogością intryg Herberta. Mieszanka jaka przy tym powstała, a trzeba dodać, że powstawała przez prawie piętnaście lat i była literackim debiutem autora, okazała się po prostu doskonała. Zarówno treść, jak i forma przyprawiały o zawrót głowy - ogrom wydarzeń nie pozwalał na pozostanie obojętnym i niewzruszonym. Należy też pamiętać, że debiutantowi można naprawdę wiele wybaczyć. Zawodowemu pisarzowi, który wydaje kolejną powieść już nie.

Zachwyt, jaki ogarnął mnie po lekturze Mroku..., przerodził się w niemiłosiernie dłużące się oczekiwanie na Wojownika - Proroka. Aż w końcu oczekiwaniu stało się zadość i światło dzienne ujrzało nowe dziecko Bakkera. Pełen wygórowanych oczekiwań pogrążyłem się w lekturze i... poczułem się jak oblany kubłem zimnej wody. To, co dotychczas sprawiało, że każde, nawet chwilowe, rozstanie się z książką okupowałem ciężkim atakiem cholery, teraz spowodowało, że odwlekałem czas na spotkania z Wojownikiem - Prorokiem. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Mimo skali wydarzeń i ogromu pracy, jaką autor włożył w dopasowanie do siebie poszczególnych części składowych, całość jest zwyczajnie nudna i naprawdę ciężkostrawna. Pojawia się, zupełnie nie wiadomo skąd, mnóstwo całkowicie niezrozumiałych dla laika, filozoficznych treści ubranych tylko w realia powieści. Nazwy, do których zdążyłem się przyzwyczaić, ba, nawet polubić zaczęły brzmieć obco i znów nie mogłem odróżnić nazw geograficznych od imion czy tytułów. Nieuchronnie zbliżała się chwila zwątpienia i konkluzja - jak można tak zepsuć książkę, której poprzednia część była po prostu świetna?

Na szczęście, nie można zepsuć jej tak bardzo jak mogłoby się wydawać, a przynajmniej autor nie zdołał tego zrobić. Po początkowym, nieco przydługim okresie nudy, akcja wreszcie zaczęła nabierać tempa, a całość kolorów i moja negatywna opinia również nieco osłabła. Treść wreszcie zaczęła przypominać tę, którą pamiętam z Mroku...: barwną opowieść o ludziach uwikłanych w wydarzenia, których ogromu nie są w stanie ogarnąć. Wydarzenia tak wielkie i wzniosłe, że człowiek jest w nich ledwie drobnym i kompletnie nieistotnym trybikiem. Może nie każdy, ale zdecydowana większość. Na tle świętej wojny rozgrywają się zwykłe ludzkie dramaty i chwile szczęścia, wszystkie pokazane przez pryzmat działań wojennych na wielką skalę. Jest tu miejsce na miłość, przyjaźń, lojalność, ale jest też zdrada, chciwość i najczystsza nienawiść. Wszystkie te uczucia przeplatają się, tworząc skomplikowaną mozaikę ludzkich relacji. W powieści mamy do czynienia z bohaterem zbiorowym, dlatego właśnie relacje te są tak ważne. Oczywiście, tylko do pewnego momentu - w końcu ktoś musi wysunąć się na pierwszy plan i owszem, wysuwa się w doskonałym stylu, a każdy, kto czytał poprzedni tom, będzie wiedział o kim mowa.

Wojownik - Prorok jest powieścią, której motywem przewodnim jest wojna, i to wojna religijna. Jak powszechnie wiadomo, takie konflikty są najbardziej krwawe, w związku z tym znajdziemy w książce pełno opisów scen batalistycznych. Mimo że uproszczone, potrafią pobudzić one czytelniczą wyobraźnię, dając dokładny obraz tego, co się dzieje wokół bohaterów. Ważny jest także wymiar symboliczny powieści, szczególnie w epoce terroru, w jakiej przyszło nam żyć. W epoce, która mimo pozorów racjonalności wciąż pełna jest ludzi darzących się pogardą tylko z powodu wyznawanej religii. Obraz takich ludzi w książce jest oczywiście przerysowany, ale właśnie dzięki temu zabiegowi bardziej daje do myślenia.

Po skończonej lekturze miałem naprawdę mieszane uczucia. Z jednej strony przez pierwsze dwieście stron nudziłem się przepotwornie i siłą zmuszałem się do dalszego czytania, jednak dalej powieść wciągnęła mnie bez reszty i zachwyciła. Wyszło prawie przeciętnie. A jednak uważam, że jest to książka, po którą warto sięgnąć, mimo że nie jest najlepszą, jaką czytałem w życiu. Nie jest nawet w połowie tak dobra jak poprzednia, ale ma w sobie "coś". Coś, co sprawia, że mimo niepotrzebnych dłużyzn i innych niedociągnięć chcemy ją czytać. Do ostatniej strony.

Dziękujemy Wydawnictwu Mag za udostępnienie książki do recenzji.