» Recenzje » Wojna światów

Wojna światów


wersja do druku

To nie wojna, to eksterminacja dobrego kina


Wojna światów
Spielberg mnie przeraził. Samo nazwisko tego reżysera przyciąga mnie do kina jak magnes. Tak samo było i tym razem. Usiadłem w przyciemnionej sali i z nadzieją wpatrywałem się w ekran… Pół godziny później już tylko odliczałem minuty do zakończenia i bezradnie wpatrywałem w puste opakowanie po popcornie.

Wszystkich czytających chciałbym w tej chwili ostrzec, że moja recenzja zawierać będzie dużo spojlerów. Ale wybaczcie, aby uzasadnić jad płynący z tego tekstu muszę się posłużyć konkretnymi przykładami.

Film zaczyna się banalnie. Banalnie do bólu - Ray Ferrier (Tom Cruise) jest rozwiedzionym ojcem i wiecznym dzieckiem. Na weekend jego była żona zostawia z nim dwójkę dzieci (Rachel - Dakota Fanning; Robbie - Justin Chatwin). Dziewczynka jest młoda i bardzo rozsądna, a chłopak zbuntowany i wściekły na ojca. Po chwili z głośników słyszymy uderzające niedaleko domu Raya pioruny (słyszymy je, mimo że nie ma gromów), czyli wszyscy są już przygotowani na koniec świata. Wkrótce straszna burza mija i podenerwowany ojciec biegnie sprawdzić co się stało (jest zaniepokojony, bowiem wszystkie urządzenia elektryczne wysiadły). W miejscu po trafieniach piorunem z ziemi wychodzi trójnogi mechaniczny potwór i zaczyna masakrować całą dzielnicę. No i się zaczyna.

Jak już wspominałem, zasilane prądem urządzenia przestały działać. Ale są wyjątki: zegarek Raya, który jest mechaniczny, na sprężynkę, staje. Za to świetnie działa kamera przechodnia filmującego potwora wchodzącego z ziemi (o latarce na baterie nie wspomnę). A potwory są przekomiczne. Coś takiego mogło być straszne na początku XX wieku, ale u mnie wywołało tylko zażenowanie.

Dalej. Obcy, którzy dostali się na Ziemię przy pomocy kapsuł poprzez pioruny (?), są niezwykle humanitarni. Bowiem ta, wyprzedzająca nas o miliony lat cywilizacja, nie używa broni masowego rażenia. Trójnogi strzelają laserami, które zabijają każdego człowieka z osobna! Dodatkowo mają macki, także do przechwytywania poszczególnych ludzi, oraz macki z kolcami do przebijania kruchej ludzkiej powłoki. Żadnych bomb, rakiet, zmian w atmosferze, nic z tych rzeczy. Ale nie uwierzycie, po co im ludzie. Otóż nasz biedny gatunek ma zasilić jakieś pseudoorganiczne odrosty, którymi obcy pokrywają naszą planetę. Oczywiście, jak wiemy, człowiek najlepiej się do tego nadaje. Użycie bydła, myszy, owadów czy jakiegokolwiek gatunku, który swą masą i ilością posiadanej krwi kilkakrotnie przewyższa ludzkość byłoby bez sensu. Nie, to muszą być ludzie. Aha, dla urozmaicenia ludzie wysysani są raz to na bieżąco, raz przechowywani w specjalnych więzieniach, również przymocowanych do trójnogów. Po prostu śmiech na sali.

Obcy to jak zwykle ociekające śluzem ludziki z wielkimi łbami (tu nowość, łby są graniaste, nie jajkowate), które łażą dookoła sycząc i potrącając różne sprzęty. Innego zadania w filmie nie mają. Do tego ich - jak już wspomniałem wyprzedający naszą technologię o miliony lat - sprzęt poszukiwawczy reaguje tylko na bardzo głośne dźwięki i jest głęboko zafascynowany lustrem. Widocznie zwierciadło, czyli coś, co znaleźć możemy również w naturze, jest dla Obcych nowe i hipnotyzujące. Aha, nie zapomnijcie, supernowoczesny sprzęt obcych można rozwalić siekierą. Dodatkowo sama scena pojawienia się najeźdźców w piwnicy, w której ukrywają się nasi bohaterowie jest nudna jak flaki z olejem. Ja rozumiem, że stopniuje się napięcie i kiedy już się wydaje, że wszystko jest dobrze, ktoś coś potrąca i znów mamy moment strachu. Ja rozumiem zrobić tak raz. Dwa. Ale przy trzecim razie błagalnie wpatrywałem się w zegarek, żeby przyśpieszył i zwolnił mnie od obowiązku siedzenia w kinie.

I pierwsza scena, w której pojawia się Ogilvy (Tim Robbins)! Boże. Pół sali się śmiało. Wygląda tam jak połączenie tchórza i psychopaty, który chce być groźniejszy niż może i nieodmiennie przywołuje w mej pamięci obraz Paździocha z Wiedźmina.

Filmu nic nie ratuje. Gra aktorska jest przeciętna. Próba przeniesienia realiów wydarzenia w teraźniejszość wyszła tak sobie (Rachel pytająca wciąż "Czy to terroryści?" też była bardziej zabawna niż przekonująca). Nie widziałem żadnego nowego rozwiązania (wciąż te same "tarcze energetyczne"). Fabuła banalna i niedopracowana, z większością wątków potraktowanych po macoszemu lub w ogóle niewyjaśnionych. Efekty specjalne niezłe, ale bez żadnych rewelacji.

Do tego wszechobecne niekonsekwencje są wręcz dobijające. Spielberg stracił wiele w moich oczach i nigdy już nie wybiorę się na jego film w ciemno. Od teraz zawsze będzie mi się kojarzył z dziwacznymi, błyszczącymi trójnogami, które jako jedyne maszyny bojowe na świecie ostrzegają wszystkich o swoim przybyciu rykiem. Po prostu, parafrazując pewne znane słowa: Błogosławieni, którzy nie mają nic do powiedzenia i nie próbują ubierać tego w obraz.

Zakończenia nie zdradzę, choć i tak wszyscy na pewno już się go domyślili. Za to nikt nie spodziewa się, co okaże się decydującym czynnikiem w walce z Obcymi. Jak już się dowiecie spuścicie wzrok - wstyd być po takim seansie fanem science-fiction.


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 1 / 6

Komentarze


~Neurocide

Użytkownik niezarejestrowany
    Współczucia
Ocena:
0
Joseppe - rozumiem co czujesz, dokładnie tego samego doświadczałem na Sin City, argumenty obrońców zapewne będą podobne - że to adaptacja sracja i takie tam. To co napisał Seji sprawiło, ze omal nie wydałem kasiory na ten film. Dzieki, żeś mnie powstrzymał, ostrzegł itd... chyba jie wytrzymałbym znów tego poziomu frustracji. Jeszcze raz dzięki.
12-07-2005 21:19
Umbra
    Współczucia?
Ocena:
0
No skoro tak podchodzisz do sprawy,
i kierujesz się jedną recenzją to ja już nic nierozumiem. To, że komuś się ten film nie podoba nie znaczy, że jest zły. Ogląda się samemu i wyrabia własną opinię, a tu widzę po prostu jakieś jaja. Już prawie wydałeś kase, ale nie pójdziesz bo Joseppe dał jeden punkt na ten obraz? Dajcie spokój.
12-07-2005 21:25
~Lamberciak

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Zły Wells, zły. I gupi do tego. Takie durne zakończenie wykoncypować, toż to potwarz dla prawdziwego fana science-fiction. Może by go tak zlinczować? Wellsa, nie fana.
12-07-2005 22:18
Alkioneus
    nie wiem, nie widziałem
Ocena:
0
dwie skrajne recenzje?
dobrze...
znaczy, że film wart jest obejrzenia, skoro dostaje jedynki i szóstki. Najgorsze, co może mi się zdarzyć to przeciętna żenada. W najlepszym obejrzę bardzo dobry film albo totalnego gniota.


Lamberciak? Ty chcesz Wellsa linczować, czy nie pojąłem ironii? Jeśli nie pojąłem to tłuk jestem, jeśli jej tam nie było, to nie wnikam w to kim jest prawdziwy fan science-fiction. W każdym razie, jeśli tej ironii tam faktycznie nie ma, to polecam dłuuuuugi wieczór przy książkach, zamiast bieganie do kin.
12-07-2005 22:24
~Neurocide

Użytkownik niezarejestrowany
    Umbra o.O
Ocena:
0
Jossepe w swojej recenzji podaje pewne konkretne logiczne niespójności. Jak też napisałem, zaznajomiłem się z obiema recenzjami - oczywiście, że film obejrzę, ale nie w kinie. Punkty? A rzeczywiście - nie zwróciłem uwagi, są przecież punktu. Tak się składa, że nia mam na tyle kasy, by chodzić na każdy film na który chciałbym, tak się składa, że czytając wątpliowsci Jossepe przymniało mi się, jak mnie tyłek swędział z nudów na Sin City i jak mi ręce co raz to opadały od widoków troskliwie pieszczących granatów. Spokojna twoja rozczochrana - film sobie obejrzę, ale nie w kinie. A Jossepe to bodaj najlepszy recenzent (w kązdym razie dla mnie) w tak zwanym fandomie i to co pisze traktuję poważnie, jak dotąd się nie zawiodłem - 15 złociszy pójdzie zatem na dodatek do Monastyru.
12-07-2005 22:40
~JJ

Użytkownik niezarejestrowany
    A mnie
Ocena:
0
najbardziej zastanawia jedna rzecz - jak te maszyny przez milion lat wytrzymały pod ziemią i nie zardzewiały :) wyglądają jak prosto z taśmy.
Swoją drogą project managera tych obcych to bym za jaja powiesił. Milion lat deadline i tak dać ciała :)
12-07-2005 23:38
Umbra
   
Ocena:
0
skoro swędział Cię tyłek z nudów na Sin City, to znaczy, że nie znasz się na filmach;p
12-07-2005 23:51
~Lamberciak

Użytkownik niezarejestrowany
    Neurocide
Ocena:
0
A z tym dodatkiem to nie zaczekasz na recenzję? Zasadniczo może okazać się kupą większą niż WŚ. No, chyba, że Jo będzie pisał reckę, a on wszak jest najlepszym recenzentem w fandomie i - jak podają moi tajni informatorzy w skrytojebczych ciżemkach - lubi Trzewika. Yeah elo ziom rox.

Alkioneus, jestem święcie przekonany, że rozpoznałbyś ją, gdyby zakradła się do Ciebie i odgryzła Ci nogę. Nie? ;)

:E
Jo pisze jak wielce świętobliwy Recenzent Uprzedzony (bynajmniej nie idzie o fakt uprzedzenia go przez Seji'ego w zamieszczaniu recek). Intrygujące, że - jak wynika z jego słów - zdążył się tak prędko uprzedzić do filmu już w czasie seansu. A jako że po pierwszych 30 minutach Wojną Światów znużył się niemiłosiernie, to i w recce jedzie po Stevenie z dziką radością i jęzorem na wierzchu. Chłopie, przyznaj się, spodziewałeś się mrocznego kina psychologicznego? Braku tandetnego moralizatorstwa a’la Spielberg? Ciężkiego, poruszającego zakończenia godnego Bergmana, Von Triera? Bo ja nie.

Spielberg robi kino rozrywkowe. Kino głupawe (umówmy się, że jako obrońca Stiwena nie biorę w tym akapicie pod uwagę „Saving Private Ryan” i „Schindler's List”;)), tandetnie moralizatorskie, pełne logicznych luk, mogących razić nawet przeciętnie uważnego widza. Ale zarazem kino potrafiące trzymać w napięciu, pełne spektakularnych efektów specjalnych (true, nie zawsze), kino dające ludziom czystą zabawę i wytchnienie od mozołu dnia codziennego. Niewielu idzie na takie widowisko z nadzieją na wciągająca analizę amerykańskiego społeczeństwa, rozprawkę o kondycji moralnej współczesnego człowieka or else. Ma być rozpierducha, ma być zagrożenie, napięcie i obcy obcy, najlepiej z dużą ilością macek. Swoją drogą, dziwne, że te komiczne wg Ciebie trójnogi jakoś nikogo na „mojej” sali nie śmieszyły, a ludzie całkiem ochoczo, z wyrazem zaciekawienia na twarzach wpatrywali się w ekran.

Wybacz, Joseppe, ale Ty się najprościej w świecie czepiasz. I to tak nachalnie. Że pioruny świszczą, kamera działa pomimo impulsu, a obcy nie – pardon moi – napierdalają bronią masowej zagłady i nie palą Żydów w piecach, jak przykazał ich dobry pan wódz? Mam dziwne wrażenie, że dla takiego rodzaju kina to rzeczy marginalne.


Anyways, mądrzej o tym, co właściwie chcę powiedzieć stoi tutaj: http://www.radkowiecki.republika.pl/12-07-05.html
Podpisuję się pod tym panem wszystkimi 666 mackami (no, oprócz motywu z postacią Robbinsa).
12-07-2005 23:54
~Lamberciak

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
God damn it. Musiałem nakarmić poltera fragmentami tekstu.

Akapity 3-4 ujęte są w klamrę z napisem "Spielberg defender". ;)

13-07-2005 00:03
~Neurocide

Użytkownik niezarejestrowany
    Iesus Maria
Ocena:
0
Lamerciak - dodatek to sobie mogę dokładnie obejrzeć w Empiku, wyobraź sobie za free... jak się spodoba to wezmę, jak nie to nie - bystrzach jestem co? Jak tak bardzo chcesz, żebym ten film sobie obejrzał - nie ma sprawy, siedzi to to na hubie już kilka dni (sic!) se ściągnę i se zobaczę. phi, phi - chcesz to masz. Tylko fajne jest to, że jakos jeszcze nie przeczytałem rzeczowych kontrargumentów z twojej strony, który by jasno pokazały, że Joseppe zmysla, pisząc o tym co uznał za niedociągnięcia. Że w istocie tych błędów nie ma. W zamian za to bawisz się w psychoanalityka i retoryczne popisy. Niebawem kampania wyborcza - bedzie tego popachy, daj więc wytchnąć co i pisz jak człowiek nie jak polityk.
13-07-2005 00:26
~Lamberciak

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Menie, nie jeż się tak. Z pewnością warto zobaczyć WŚ choćby li tylko po to, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Z pewnością też lepiej obejrzeć ten film na dużym ekranie. Ale jeśli obrazą dla Twojej inteligencji jest kamera, która działa, a działać nie powinna, to zastanów się dwa razy zanim w ogóle sięgniesz po nowe dziełko Spielberga. A dla równowagi zalecam reckę Radka Teklaka.
13-07-2005 01:01
JoAnna
   
Ocena:
0
Obejrzałam. Gdyby nie to, że Jos zrpobił to przede mną, napisałabym równie jadowitą albo nawet jadowitszą recenzję. Czegoś w tym filmie strasznie brakowało. Jeśli chodzi o spektakularność - wolę "Dzień Niepodleglości". Jeśli chodzi o zmaganie się jednostki z nieznanym - "28 dni później".
13-07-2005 09:34
Seji
    Nielogicznosci, sraty taty
Ocena:
0
Slychac pioruny? Jasne, bo slychac wyladowania elektryczne. Nic nowego.

Lustro - a obcy mieli ciuchy? Nie. Wiec luster nie potrzebuja, a powierzchnia odbijajaca obraz (np. woda) to nie lustro z jego dokladna, odwrocona kopia. Tez bys sie zdziwil.

Zegarek Raya - nie pamietam sceny, w ktorej go nakrecal - wiec pewnie mial baterie. Obecne wskazowkowe zegarki sa takze kwarcowe.

Kamera, latarka - mogly byc ekranowane - nie wiesz tego. Tak samo samochod dzialal po wymianie czesci, ktora tez byla wystawiona na EMP. Wiec albo nie byl to EMP, albo byla to znana ze spotkan z UFO blokada elektrycznosci, albo tez nie obejmowala ona niedzialajacych urzadzen. Wiec mialy prawo potem zostac wlaczone i pracowac.

Ogilvy - typowy survivalista prawicowy z Poludnia. Nic nowego (tu polecam "Listonosza" Davida Brina, jest tam wiecej takich).

Trojnogi i ich bron - a kto powiedzial, ze byly przystosowane do zabijania ludzi? Na ziemi czekaly miliony lat. Mogly byc dostosowane do niszczenia czegos innego.

A bron masowej zaglady to bzdura (ok, w powiesci byla - czarny dym - ale tam obcy przybyli wraz z maszynami po obserwowaniu Ziemi przez dlugi czas i mogli sie przygotowac odpowiednio) - dlaczego bzdura? Bo niszczy zwykle takze glebe. A gleba, jak widac w filmie, byla potrzebna. Na skazonej ziemi nic nie urosnie.

Nawozenie krwia - coz, wampiry tez sa durne, ze wysysaja ludzi, nie? Moglyby wysysac selery. Rzecz bez znaczenia.

Zdanie recenzenta zdaniem recenzenta - jakie by nie bylo. Pelne prawo, czesc i chwala za jego prezentacje. Ale za sposob prezentacji, z rzucaniem argumentami od czapy bez zastanowienia i jakiejkolwiek merytoryki na uzasadnienie - wielka krecha.
13-07-2005 10:11
~Craven

Użytkownik niezarejestrowany
    ehh
Ocena:
0
Joe na siłę szuka powodów do dokopania filmowi. Niepotrzebnie, wystarczy napisać, że film się nie podobał a nie zmyślać niektóre rzeczy.

Obcy śluzowaci nie byli, nie ślinili się, a głowy mieli całkiem proporcjonalne, szczególnie jak na domniemane wodne pochodzenie. Ale rozumiem, że jeśli tylko nie mają głów o kształcie ludzkim, to już źle. Jajowat - źle, nie jajowate - źle. A jakby mieli ludzkie też byś marudził. Wniosek prosty - poszedłeś na film, zraził Cię początek i potem już na wszystko marudziłeś, wszystko cię drażniło. Zero dobrej woli, w efekcie tylko się męczyłeś na filmie - może lepiej byłoby wyjść?

Oglivy - pół sali się śmiało? Gdzie Ty filmy oglądasz?

Film mógł Ci się nie podobać, ale chlapanie jadem na siłę, walenie spoilerami bo jesteś zły na film - trochę to niepoważne. No chyba, że to takie fajne, pan srogi recenzent, kontrowersyjny... Ale chyba Spielberg nie zapłacze nad tą recenzją. Najwyżej szkoda tych, którzy filmu nie widzieli i niepotrzebnie spoilery przeczytają.
13-07-2005 10:18
~Anioł Jutrzenki

Użytkownik niezarejestrowany
    popieram
Ocena:
0
To, ze byla to ekranizacja powieści, sprzed 100 lat, okey...zgodze się. Nie wszystko musialo być idealne. Latarki i inne smieci - fajnie...moze być.
Ale powiedzcie mi, jak to możliwe, ze w jednej chwili pozostal jeden samochod w calym miescie??? Całkiem sporym, dodam. Jeden jedyny mechanik umiał naprawić jeden wóz tylko? A co ze starymi maszynami? Bez elektroniki? Przecież takie są...
Ale pal sześć logike tego wszystkiego...pytanie brzmi. Po co happy end? Skoro dostawiono glównemu bohaterowi rodzine, zmieniając fabułe oryginału, to czemu nie podarować sobie happy endu? Czemu wogole przedstawiać tego wspaniałego, najfartowniejszego amerykanina w dziejach historii? Jedyny samochód jest jego, jedyny ratuje się z promu, jedyny koleś który załatwia trójnoga, jedyny koleś chyba w filmie, któremu cała rodzina w piknym domku, ciepło go wita....blleehhh....
Film tak naprawde juz bez jakiejkolwiek treści. Ot co...nuda.
13-07-2005 11:33
Joseppe
    Jeszcze parę słów przed wyjazdem
Ocena:
0
Nie będę się kłócił o konkretne rzeczy, bo tu każdy ma swoje zdanie i możemy sobie argumentować w nieskończoność. Odpowiem tylko na dwa zarzuty:

Lamberciak: skoro zdążyłem się uprzedzić do filmu w ciągu pierwszych 30 minut, to znaczy, że bardzo mi się nie podobało, prawda? Potem nie podobało mi się równie bardzo, więc nie jest to kwestia uprzedzenia _przed_ zobaczeniem, tylko stwierdzenie, że film nie nudzi końcówką, tylko od początku do końca.

Craven: nie chalpię jadem na siłę. Jeżeli film jest dobry można powiedzieć, że podobało się X, Y i Z, a jak jest zły to nie mogę napisać, że te właśnie rzeczy mi się nie podobały? Ponieważ nie lubię krytykować niezasadnie posłużyłem się konkretami, stąd spojlerowanie. Wybacz, inaczej musiłabym skończyć na pierwszym akapicie.

Co do zdań typu:
" No, chyba, że Jo będzie pisał reckę, a on wszak jest najlepszym recenzentem w fandomie i - jak podają moi tajni informatorzy w skrytojebczych ciżemkach - lubi Trzewika. Yeah elo ziom rox." czy
"No chyba, że to takie fajne, pan srogi recenzent, kontrowersyjny..."
nie będę w ogóle komentował, bo nie chcę się zniżać do pewnego poziomu dyskusji, a Ci co czytali moje recenzje i tak swoje wiedzą.

Dziękuję za uwagę i do zobaczenia w październiku.

Zupełnie niekontrowersyjny, jedynie w miarę możliwości szczery,
J.
13-07-2005 12:44
~Lamberciak

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ech, następnym razem będę podreślał istotne zarzuty, bo widzę, że są problemy z ich identyfikacją. Jo, z Twojej recki wynika, że drażni Cię niemal wszystko: banalny początek, postacie bohaterów, pioruny, machiny, nieprzemyślana eksterminacja i urządzenia elektroniczne, które działają wbrew ludzkiej logice. Powiedz proszę (bo to usprawni dyskusję), czego się spodziewałeś po WŚ w wydaniu SS?

Bo reżyser na szczęście broni się sam. Nie tylko wynikiem kasowym WŚ, ale i pozytywnymi reckami w amerykańskiej prasie. Na rottentomateos ponad 70% pozytywnych recenzji.
13-07-2005 13:40
JoAnna
   
Ocena:
0
Lamberciak - jeśli pozytywne amerykanńskie recenzje są jakimkolwiek wyznacznikiem... Ja mam to samo odczucie, co Jos: to nawet nie była dobra rozrywka, bo się zwyczajnie nudziłam. Jedynym fajnym momentem był przelatujacy przez tory płonący pociąg. To zrobiło wrażenie. Prawda jest taka: Spielberg się pogubił. Nie da sie dosłownie oddać WŚ w realiach XXI wieku - a u niego część była żywcem z Wellsa. Teraz wyobraźcie sobie, że ten sam film ma dekoracje z końca XIX wieku. Rewelacja.

Natomiast rzeczywiście, argumenty ad personam Józka są co najmniej nie na miejscu, nie o nim tu dyskutujemy.
13-07-2005 13:56
~Lamberciak

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
JoAnno, jakieś uprzedzenia w stosunku do zaplutych, reakcyjnych pożeraczy mcburgerów? :) Ale jeśli amerykańskie recki są dla Ciebie nic nie warte, to zajrzyj do serwisu BBC Films, iofilm czy do View London.

Robbie powinien był zginąć. Chyba że odkrył w sobie nadnaturalne zdolności i w WŚ2 będzie robił za człowieka pochodnię. ;)
(powyższy akapit zawiera ironię oraz śladowe ilości orzechów)

Wstawka o Józku będącym najlepszym recenzentem fandomu nie miała bynajmniej obrazić Joseppe. Służyła czemu innemu.
13-07-2005 15:08
Skała
   
Ocena:
0
Ja nie będę wymieniał nielogiczności - to mi w filmach na ogół nie przeszkadza. Nie będę też starał się krytykować wizji scenografa, którego ufoki nie podobały mi się, ale to przecież o niczym nie świadczy. Powiem jedno - wydałem na ten film 13 złotych i tego Spielbergowi nie daruję. To mogły być dwa piwa w Warszawie, lub trzy w Gliwicach. To mógł być inny film. Przyznaję, widziałem gorsze, ale ten mnie zastanawia pod jednym względem - po co on powstał?
13-07-2005 16:55

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.