Wojna runów - Marcin Mortka

Powtórka z Ragnaroku

Autor: Katarzyna 'Bagheera' Bodziony

Wojna runów - Marcin Mortka
Wrzesień 1939 roku. Marynarze ORP "Grom" w ponurych nastrojach patrolują wybrzeże Wielkiej Brytanii, z niepokojem myśląc o losie ojczyzny. Brytyjski wywiad w tajnej bazie pod Londynem szkoli Sekcję D, oddział specjalny przeznaczony do akcji sabotażowych na wrogim terytorium. W Niemczech towarzystwo Ahnenerbe prowadzi badania nad chwalebną przeszłością "indogermańskiej rasy nordyckiej". Nad Europą gromadzą się czarne chmury.

Tło Wojny runów, nowej powieści autora Ostatniej sagi, stanowią znane fakty wojenne. Ale Marcin Mortka poszedł o krok dalej, wplatając do swej opowieści dużą dawkę mitologii skandynawskiej. Po raz kolejny wydawnictwo Runa proponuję nam pozycję, której autor mierzy się z historią, czy też raczej historią alternatywną, i wychodzi z tej potyczki zwycięsko.

Druga Wojna Światowa jest u Mortki jedynie tłem dla tytułowej wojny runów, która rozgrywa się pomiędzy sir Harringtonem, szefem wspomnianej wyżej sekcji D, prywatnie zapalonym badaczem starożytnych sag, a profesorem Tritzem, który zajmuje się dokładnie tym samym, tyle, że na usługach Trzeciej Rzeszy. Obaj panowie pracowali razem w przeszłości i od tamtego czasu darzą się serdeczna nienawiścią, nie mówiąc juz o tym, że obaj pragną zapanować nad niewyobrażalnymi mocami, jakie pozostały w naszym świecie po Ragnaroku. Wraz z wybuchem wojny rozpoczyna się wyścig po prawdziwą, prastarą moc, która przetrwała setki lat w uśpieniu pod strażą mitologicznego Ukrytego Ludu, który teraz, w obliczu śmiertelnego zagrożenia, musi stanąć do walki. W cały ten ambaras przypadkiem uwikłany zostaje młody podporucznik Śnieżewski z "Gromu", który – jak się okazuje – także obdarzony jest dość mrocznymi zdolnościami, które dziedziczone są w jego rodzinie od pokoleń.

Wojnę runów czyta się po prostu dobrze. Autor nie nudzi ani przez chwilę - sprawnie prowadzi kilka równoległych wątków, urozmaica tekst frazami w obcych językach czy zmienia sposób narracji, umieszczając w powieści fragmenty dziennika jednego z bohaterów. Jednak największą zaletą powieści jest po prostu pomysł – jest to jedna z tych książek, które z powodzeniem można by przerobić na scenariusz filmowy. Mortka uniknął także pułapki, która czyha na każdego autora, a mianowicie popisywania się specjalistyczną wiedzą ze "swojej" dziedziny. Autor jest skandynawistą, prywatnie wielkim miłośnikiem morskich starć II Wojny, lecz korzysta ze swojej wiedzy tak umiejętnie, że zadowoleni będą i laicy, i pasjonaci tych tematów. Wiele jest w powieści zabawy z faktami historycznymi, niewielkich przeróbek, "smaczków" zarówno mitologicznych, jak i wojennych. Osobiście szczególnie przypadła mi do gustu nowa wersja dziejów ORP "Grom", którego smutny los przedstawiony jest w powieści nieco inaczej niż w podręcznikach historii.

Największym i właściwie jedynym poważnym mankamentem powieści jest konstrukcja bohaterów, a dokładniej brak protagonisty. W pierwszej części czytamy przede wszystkim o poczynaniach Harringtona, w drugiej nagle na pierwszy plan wysuwa się Śnieżewski, podczas gdy Anglik zostaje zredukowany do postaci mocno drugoplanowej. Może i byłby to ciekawy zabieg, gdyby świat przedstawić także z drugiej strony barykady, a mianowicie oczami Tritza, postaci o wielkim potencjale fabularnym, jaki niesie ze sobą niemiecka "machina" okultystyczna, który pozostał prawie niewykorzystany. Sam Śnieżewski wydał mi się postacią z lekka papierową, zaś modus procedendi wszystkich bohaterów jest nieco naiwny, kreskówkowy. Ot – ci źli pragną władzy nad światem, ci dobrzy muszą ich powstrzymać, bo do tego zostali przeznaczeni. Motywacja bohaterów jest więc prosta jak drut, ale nie przeszkadza to z zapałem śledzić rozwoju wypadków.

Czytając Wojnę runów odniosłam wrażenie, że kunszt pisarski Mortki stoi na wyższym poziomie, niż miało to miejsce za czasów Ostatniej sagi. Autor zręczniej łączy wątki, narracja jest żywsza, zaś akcja bardziej wciągająca. Być może jest to w pewnej mierze kwestia realiów, w jakich osadzona jest książka. Wyraźnie widać, że czasy wielkich dni małej floty bliskie są sercu autora, do czego swoją drogą Mortka przyznaje się w zamieszczonym na końcu powieści komentarzu historycznym. Sam komentarz jest z resztą bardzo udanym pomysłem, gdyż autor "tłumaczy się" w nim z dokonanych w powieści przekłamań historycznych, wymienia swoje inspiracje i podaje literaturę, do której może sięgnąć czytelnik zainteresowany prawdziwymi losami opisanych przez niego żołnierzy i okrętów. Wojna runów to kawał dobrej roboty, do której autor porządnie się przygotował, także pod względem merytorycznym. Spodoba się nie tylko tym, którzy gustują w realiach wojennych czy motywach okultystyczno – mitologicznych, ale także wszystkim, którzy szukają dobrej powieści przygodowej.