Wojna fantastycznych światów V: Obce rasy i kultury
W działach: fantasy | Odsłony: 572Zajmijmy się teraz kwestią tego, jakie fantastyczne istoty możemy powołać do wojska. Nasi wojacy, trochę jak w grach fabularnych podzielić można na klasy i rasy, reprezentujące ich zarówno cechy psychologiczno-społeczne jak i fizyczne. Zasadniczo brytyjski znawca wojskowości John Keegan podzielił walczące na naszej planecie wojska na sześć, głównych archetypów. Byli to: wojownicy, pospolite ruszenie, poborowi, żołnierze, najemnicy i niewolnicy.
W innych światach i w baśniowych krainach pod naszą komendą walczyć będą też obce rasy, dysponujące niezwykłymi umiejętnościami i cechami niemożliwymi do wyobrażenia sobie przez ludzi. Analizie obydwu tych problemów poświęcimy ten wpis.
Początkowo miał być to ostatni wpis cyklu, jednak z czasem rozrósł się on niepomiernie. Uznałem więc za wskazane podzielić go na dwie części.
Tak więc pod naszym sztandarem mogą walczyć następujące istoty:
1) Obce rasy:
Rasy gigancie
Czyli wszystko to, co jest wielkie i silne: trolle, ogry, olbrzymy, niedźwierzuki, minotaury… Istot takich w fantasy jest od groma. Co więcej, jeśli tylko w jakimś uniwersum występują nieludzie, to prawie na pewno będą w nim także jakieś istoty rozmiarami większe od człowieka: olbrzymy są bowiem najbardziej podstawowym z baśniowych konceptów. Zasadniczo ich rozmiary są różne, począwszy od stworów o połowę większych od człowieka, przez dwukrotnie wyższe (i masywniejsze) po istoty górujące nad ludźmi 4 do 8 razy. Dodatkowo część olbrzymów (np. w DeDekach) posiada magiczne moce…
Powiedzmy sobie szczerze: już olbrzymy małego i średniego kalibru są wyjątkowo trudnym przeciwnikiem. Owszem, najczęściej nie grzeszą intelektem, nie są też zbyt zwinne, a poruszają się powoli i ociężale. Z drugiej strony: są znacznie silniejsze i wytrzymalsze od ludzi. Zabicie takiego, jeśli nie trafi się w żaden życiowy organ jest bardzo trudne: rany cięte i kute najpewniej uszkadzać będą tylko tkankę tłuszczową i być może mięśnie. Dwa, że atakujący je człowiek narażałby się na pewną śmierć, stwory są ogromnie silne, mają też dużo większy zasięg ramion... Próba osłonięcia się przed ciosem takiego stwora uzbrojonego w ciężki drąg lub ciskającego kamieniem za pomocą tarczy zapewne również skończyłaby się złamaniem ręki. Pojedynczy ogr byłby więc zapewne w stanie rozgonić nieduży oddział.
Co gorsza może zostać ubrany w zbroję, prawdopodobnie znacznie cięższą od tej przeznaczonej dla ludzi i wyposażony w okutą metalem pałę wagi – powiedzmy - 50 kilogramów i pojawić się na polu walki w towarzystwie setki podobnie uzbrojonych kumpli. Jeśli zdołają utrzymać jakikolwiek, w miarę zwarty szyk staną się formacją ultra ciężkiej piechoty, której nie zatrzyma nic, rozbiją się o nich zapewne nawet szarże rycerstwa. Podobnie uzbrojony (tylko 2-3 razy ciężej) gigant zapewne w pojedynkę stanowiłby ekwiwalent wierzy oblężniczej lub ruchomej twierdzy.
Wielka siła sprawiłaby, że tego typu istoty nadawałyby się też doskonale na saperów: gigant po prostu może posługiwać się większą łopatą niż człowiek. Może podnieść dom albo ciężki głaz. Może tym głazem rzucić... Może je ustawiać naprędce budując mury bądź szańce.
Może też zostać wyposażony w odpowiednich rozmiarów procę (lub łuk o naciągu przekraczającym możliwy dla ludzi) i za jej pomocą miotać kamieniami lub ołowianymi kulami. Owszem, zapewne tego typu ostrzał nie będzie zbyt celny… Jednak zważywszy, że ma być prowadzony głównie do mas ludzkich, a pojedyncza kula jest w stanie złamać kręgosłup konia, to taki nie musi być... Jeśli w danym świecie istnieją materiały wybuchowe to olbrzymy mogą służyć też jako grenadierzy. Po prostu żadna inna rasa zapewne nie jest w stanie tak mocno i daleko rzucić beczką prochu… Nie wiem tylko, jak sprawdziłyby się jako oszczepnicy…
W zasadzie jedynym problemem gigantów jaki widzę (zwłaszcza tych bardzo dużych) są ataki na nogi (zwłaszcza na tętnice udową i ścięgna). Jednak próbująca tego dokonać osoba ryzykuje rozdeptanie, skopanie lub przygniecie. Dlatego też spodziewałbym się raczej, że potrafiłby tego dokonać tylko jakiś niezwykły spryciarz, samobójca lub pozbawiony strachu bohater. Nawet tego powstrzymałby zapewne oddział zwykłej piechoty przeznaczonej do zadań osłonowych. Innym poważnym problemem będą zapewne trudności aprowizacyjne. Giganci będą potrzebować dość dużo żywności.
Rasy karle
Wszelkie gnomy, niziołki, gobliny, koboldy, kendery w mniejszym stopniu krasnoludy i jeszcze kilkanaście innych gatunków. Jeśli mam być szczery, to nie widzę ich jako wielkich wojowników. Po prostu: brak im warunków fizycznych (nawet krasnoludy, z ich stereotypową niechęcią do koni są stanowczo zbyt defensywne, by być dobrymi wojownikami…). Jednak rasy karle mają swoje zalety. Po pierwsze: są znacznie niższe od ludzi. Oznacza to, że łatwiej im się ukrywać. Po prostu niziołek czy gnom, podobnie jak ludzkie dziecko jest w stanie schować się za obiektem, za którym dorosły człowiek się nie zmieści. Nadają się więc świetnie na wszelkiego rodzaju zwiadowców, snajperów i innych wojowników wykorzystujących zaskoczenie. Być może też na lekką piechotę oraz skrytobójców.
Rasy długowieczne
Czyli wszelcy wielcy nieśmiertelni, głównie elfy i ich podróbki z innymi nazwami. Do tego dochodzą też wszelcy nieumarli, wampiry etc. Na pierwszy rzut oka elf niewiele różni się od człowieka: ma zbliżone możliwości fizyczne, jest trochę bardziej magiczny i trochę mniej muskularny. Żyje długo, choć nie wiadomo jak długo. W DeDekach z tego, co pamiętam około 600 lat, u Tolkiena w nieskończoność, Sapkowski podaje okres 600-800 lat. Przez większość tego czasu zachowuje jednak pełnię ludzkich możliwości fizycznych. Elfy stare, chore etc. zdarzają się rzadko.
Pomijając wszystko inne: rasy długowieczne mają ogromne ilości czasu na szkolenie specjalistów. O ile ludzki specjalista może praktykować swój zawód góra 40 lat, to elf może robić to lat kilkaset. Owszem, zapewne połowa z nich przez niezwykle długi okres monotonnego powtarzania tej samej, monotonnej czynności nie dojdzie do niczego, jednak zapewne znajdą się i tacy, którzy dojdą do mistrzostwa w jednej lub więcej dziedzinach, a niektórzy z nich mogą stać się prawdziwymi mistrzami posługiwania się bronią. Mając dziesięciolecia można spróbować nawet zwykłych żołnierzy podciągnąć może nie do poziomu legendarnych mistrzów miecza, ale niewiele niższego. Spotkanie z takim oddziałem dla mniej doświadczonych wojowników może być bardzo bolesne.
Z drugiej strony: historycznie wszelkiego typu armie perfekcyjnych superwojowników nie były niestety takie super. Superelity najczęściej były bardzo skuteczne, jednak tylko do pierwszej krwawej (nawet niekoniecznie przegranej) bitwy lub katastrofy logistycznej. W chwili, gdy ponosili duże straty ich potęga upadała. Zwyczajnie: wyszkolenie odpowiedniego zastępstwa często okazywało się niemożliwe. Z drugiej strony: tutaj może dojść do sytuacji gdy, na skutek trwających dziesięciolecia, regularnie powtarzanych ćwiczeń nawet chłopska milicja osiągnie poziom zawodowych żołnierzy...
Rasy latające
Niektóre rasy potrafią latać, jak Aarakokta czy Pteroki w DeDekach, do pewnego stopnia Smokowcy w Dragonlance, Wietrzniaki w Earthdawnie, wojownicy z Myrr w Elryku lub Skrzydlaci w moim Gambicie Mocy (oraz cała horda innych stworów z gier, komiksów i filmów).
Latanie jest jedną z potężniejszych, ale też najbardziej skomplikowanych mocy, jakie wymyślono. Zapewnia bardzo dużą zdolność manewru, latacze mogą więc bardzo skutecznie poruszać się na polu walki, bardzo skutecznie z pola bitwy uciekać jeśli nie chcą walczyć (wystarczy, że wzniosą się poza zasięg strzał, co jednak może być trudne), ich ruchów nie ogranicza teren i co najgorsze: trudno stworzyć fortyfikacje, które by przed nimi chroniły. Wszelkie twierdze i zamki trzeba koniecznie budować z myślą o nich (np. mury muszą być zadaszone i chronić zamek także od strony dziedzińca, co podnosi ich koszt). Nad każdą fortyfikacją latacze mogą też po prostu przelecieć. Nie potrzebują też drabin i wież oblężniczych.
Z drugiej strony: prawdopodobnie ciężki pancerz przeszkadzałby im w locie… Jednak bynajmniej nie musi to być wada kluczowa. Zauważyć należy bowiem, że to latacze decydują o tym kiedy i jak będą walczyć. Tak długo, jak długo samemu nie posiada się przewagi powietrznej nie jest możliwe żadne powstrzymanie ich marszu, zablokowanie im przejścia, odcięcie odwrotu czy okrążenie, bo goście zwyczajnie odlecą i zrobią co sobie zaplanowali.