» Blog » Wojna fantastycznych światów V: Obce rasy i kultury
08-03-2015 00:21

Wojna fantastycznych światów V: Obce rasy i kultury

W działach: fantasy | Odsłony: 572

Wojna fantastycznych światów V: Obce rasy i kultury

Zajmijmy się teraz kwestią tego, jakie fantastyczne istoty możemy powołać do wojska. Nasi wojacy, trochę jak w grach fabularnych podzielić można na klasy i rasy, reprezentujące ich zarówno cechy psychologiczno-społeczne jak i fizyczne. Zasadniczo brytyjski znawca wojskowości John Keegan podzielił walczące na naszej planecie wojska na sześć, głównych archetypów. Byli to: wojownicy, pospolite ruszenie, poborowi, żołnierze, najemnicy i niewolnicy.

W innych światach i w baśniowych krainach pod naszą komendą walczyć będą też obce rasy, dysponujące niezwykłymi umiejętnościami i cechami niemożliwymi do wyobrażenia sobie przez ludzi. Analizie obydwu tych problemów poświęcimy ten wpis.

Początkowo miał być to ostatni wpis cyklu, jednak z czasem rozrósł się on niepomiernie. Uznałem więc za wskazane podzielić go na dwie części.

Tak więc pod naszym sztandarem mogą walczyć następujące istoty:

1) Obce rasy:

Rasy gigancie

Czyli wszystko to, co jest wielkie i silne: trolle, ogry, olbrzymy, niedźwierzuki, minotaury… Istot takich w fantasy jest od groma. Co więcej, jeśli tylko w jakimś uniwersum występują nieludzie, to prawie na pewno będą w nim także jakieś istoty rozmiarami większe od człowieka: olbrzymy są bowiem najbardziej podstawowym z baśniowych konceptów. Zasadniczo ich rozmiary są różne, począwszy od stworów o połowę większych od człowieka, przez dwukrotnie wyższe (i masywniejsze) po istoty górujące nad ludźmi 4 do 8 razy. Dodatkowo część olbrzymów (np. w DeDekach) posiada magiczne moce…

Powiedzmy sobie szczerze: już olbrzymy małego i średniego kalibru są wyjątkowo trudnym przeciwnikiem. Owszem, najczęściej nie grzeszą intelektem, nie są też zbyt zwinne, a poruszają się powoli i ociężale. Z drugiej strony: są znacznie silniejsze i wytrzymalsze od ludzi. Zabicie takiego, jeśli nie trafi się w żaden życiowy organ jest bardzo trudne: rany cięte i kute najpewniej uszkadzać będą tylko tkankę tłuszczową i być może mięśnie. Dwa, że atakujący je człowiek narażałby się na pewną śmierć, stwory są ogromnie silne, mają też dużo większy zasięg ramion... Próba osłonięcia się przed ciosem takiego stwora uzbrojonego w ciężki drąg lub ciskającego kamieniem za pomocą tarczy zapewne również skończyłaby się złamaniem ręki. Pojedynczy ogr byłby więc zapewne w stanie rozgonić nieduży oddział.

Co gorsza może zostać ubrany w zbroję, prawdopodobnie znacznie cięższą od tej przeznaczonej dla ludzi i wyposażony w okutą metalem pałę wagi – powiedzmy - 50 kilogramów i pojawić się na polu walki w towarzystwie setki podobnie uzbrojonych kumpli. Jeśli zdołają utrzymać jakikolwiek, w miarę zwarty szyk staną się formacją ultra ciężkiej piechoty, której nie zatrzyma nic, rozbiją się o nich zapewne nawet szarże rycerstwa. Podobnie uzbrojony (tylko 2-3 razy ciężej) gigant zapewne w pojedynkę stanowiłby ekwiwalent wierzy oblężniczej lub ruchomej twierdzy.

Wielka siła sprawiłaby, że tego typu istoty nadawałyby się też doskonale na saperów: gigant po prostu może posługiwać się większą łopatą niż człowiek. Może podnieść dom albo ciężki głaz. Może tym głazem rzucić... Może je ustawiać naprędce budując mury bądź szańce.

Może też zostać wyposażony w odpowiednich rozmiarów procę (lub łuk o naciągu przekraczającym możliwy dla ludzi) i za jej pomocą miotać kamieniami lub ołowianymi kulami. Owszem, zapewne tego typu ostrzał nie będzie zbyt celny… Jednak zważywszy, że ma być prowadzony głównie do mas ludzkich, a pojedyncza kula jest w stanie złamać kręgosłup konia, to taki nie musi być... Jeśli w danym świecie istnieją materiały wybuchowe to olbrzymy mogą służyć też jako grenadierzy. Po prostu żadna inna rasa zapewne nie jest w stanie tak mocno i daleko rzucić beczką prochu… Nie wiem tylko, jak sprawdziłyby się jako oszczepnicy…

W zasadzie jedynym problemem gigantów jaki widzę (zwłaszcza tych bardzo dużych) są ataki na nogi (zwłaszcza na tętnice udową i ścięgna). Jednak próbująca tego dokonać osoba ryzykuje rozdeptanie, skopanie lub przygniecie. Dlatego też spodziewałbym się raczej, że potrafiłby tego dokonać tylko jakiś niezwykły spryciarz, samobójca lub pozbawiony strachu bohater. Nawet tego powstrzymałby zapewne oddział zwykłej piechoty przeznaczonej do zadań osłonowych. Innym poważnym problemem będą zapewne trudności aprowizacyjne. Giganci będą potrzebować dość dużo żywności.

Rasy karle

Wszelkie gnomy, niziołki, gobliny, koboldy, kendery w mniejszym stopniu krasnoludy i jeszcze kilkanaście innych gatunków. Jeśli mam być szczery, to nie widzę ich jako wielkich wojowników. Po prostu: brak im warunków fizycznych (nawet krasnoludy, z ich stereotypową niechęcią do koni są stanowczo zbyt defensywne, by być dobrymi wojownikami…). Jednak rasy karle mają swoje zalety. Po pierwsze: są znacznie niższe od ludzi. Oznacza to, że łatwiej im się ukrywać. Po prostu niziołek czy gnom, podobnie jak ludzkie dziecko jest w stanie schować się za obiektem, za którym dorosły człowiek się nie zmieści. Nadają się więc świetnie na wszelkiego rodzaju zwiadowców, snajperów i innych wojowników wykorzystujących zaskoczenie. Być może też na lekką piechotę oraz skrytobójców.

Rasy długowieczne

0569_e738_500

Czyli wszelcy wielcy nieśmiertelni, głównie elfy i ich podróbki z innymi nazwami. Do tego dochodzą też wszelcy nieumarli, wampiry etc. Na pierwszy rzut oka elf niewiele różni się od człowieka: ma zbliżone możliwości fizyczne, jest trochę bardziej magiczny i trochę mniej muskularny. Żyje długo, choć nie wiadomo jak długo. W DeDekach z tego, co pamiętam około 600 lat, u Tolkiena w nieskończoność, Sapkowski podaje okres 600-800 lat. Przez większość tego czasu zachowuje jednak pełnię ludzkich możliwości fizycznych. Elfy stare, chore etc. zdarzają się rzadko.

Pomijając wszystko inne: rasy długowieczne mają ogromne ilości czasu na szkolenie specjalistów. O ile ludzki specjalista może praktykować swój zawód góra 40 lat, to elf może robić to lat kilkaset. Owszem, zapewne połowa z nich przez niezwykle długi okres monotonnego powtarzania tej samej, monotonnej czynności nie dojdzie do niczego, jednak zapewne znajdą się i tacy, którzy dojdą do mistrzostwa w jednej lub więcej dziedzinach, a niektórzy z nich mogą stać się prawdziwymi mistrzami posługiwania się bronią. Mając dziesięciolecia można spróbować nawet zwykłych żołnierzy podciągnąć może nie do poziomu legendarnych mistrzów miecza, ale niewiele niższego. Spotkanie z takim oddziałem dla mniej doświadczonych wojowników może być bardzo bolesne.

Z drugiej strony: historycznie wszelkiego typu armie perfekcyjnych superwojowników nie były niestety takie super. Superelity najczęściej były bardzo skuteczne, jednak tylko do pierwszej krwawej (nawet niekoniecznie przegranej) bitwy lub katastrofy logistycznej. W chwili, gdy ponosili duże straty ich potęga upadała. Zwyczajnie: wyszkolenie odpowiedniego zastępstwa często okazywało się niemożliwe. Z drugiej strony: tutaj może dojść do sytuacji gdy, na skutek trwających dziesięciolecia, regularnie powtarzanych ćwiczeń nawet chłopska milicja osiągnie poziom zawodowych żołnierzy...

Rasy latające

Niektóre rasy potrafią latać, jak Aarakokta czy Pteroki w DeDekach, do pewnego stopnia Smokowcy w Dragonlance, Wietrzniaki w Earthdawnie, wojownicy z Myrr w Elryku lub Skrzydlaci w moim Gambicie Mocy (oraz cała horda innych stworów z gier, komiksów i filmów).

Latanie jest jedną z potężniejszych, ale też najbardziej skomplikowanych mocy, jakie wymyślono. Zapewnia bardzo dużą zdolność manewru, latacze mogą więc bardzo skutecznie poruszać się na polu walki, bardzo skutecznie z pola bitwy uciekać jeśli nie chcą walczyć (wystarczy, że wzniosą się poza zasięg strzał, co jednak może być trudne), ich ruchów nie ogranicza teren i co najgorsze: trudno stworzyć fortyfikacje, które by przed nimi chroniły. Wszelkie twierdze i zamki trzeba koniecznie budować z myślą o nich (np. mury muszą być zadaszone i chronić zamek także od strony dziedzińca, co podnosi ich koszt). Nad każdą fortyfikacją latacze mogą też po prostu przelecieć. Nie potrzebują też drabin i wież oblężniczych.

Z drugiej strony: prawdopodobnie ciężki pancerz przeszkadzałby im w locie… Jednak bynajmniej nie musi to być wada kluczowa. Zauważyć należy bowiem, że to latacze decydują o tym kiedy i jak będą walczyć. Tak długo, jak długo samemu nie posiada się przewagi powietrznej nie jest możliwe żadne powstrzymanie ich marszu, zablokowanie im przejścia, odcięcie odwrotu czy okrążenie, bo goście zwyczajnie odlecą i zrobią co sobie zaplanowali.

Ciąg dalszy oczywiście na Blogu Zewnętrznym!

Komentarze


jakkubus
   
Ocena:
+3

A propos elfiej elity, to w D&D czy reszcie mainstreamu fantasy raczej nie będzie to działało, gdyż pomimo opisywania ich jako rasy wielce rozumnej, zwykle okazują się kretynami, którym nauka tego, co człowiek pojmie w lat 15, zajmuje jakieś 120 wiosen. Coś wątpię by robienie z nich jednostek specjalnych miało jakikolwiek sens.

08-03-2015 03:35
Adeptus
   
Ocena:
+1

Powiedzmy sobie szczerze: już olbrzymy małego i średniego kalibru są wyjątkowo trudnym przeciwnikiem. Owszem, najczęściej nie grzeszą intelektem, nie są też zbyt zwinne, a poruszają się powoli i ociężale. Z drugiej strony: są znacznie silniejsze i wytrzymalsze od ludzi. Zabicie takiego, jeśli nie trafi się w żaden życiowy organ jest bardzo trudne: rany cięte i kute najpewniej uszkadzać będą tylko tkankę tłuszczową i być może mięśnie.

Z drugiej strony są łatwiejsze do trafienia - stąd opowieść o Dawidzie i Goliacie - Goliata nikt nie mógł pokonać w walce wręcz, ale Dawid go powalił, bo odrzucił miecz i zamiast tego obrzucił olbrzyma kamieniami.

Statek można wyposażyć w pancerz chroniący go od spodu, jednak poważnie go to spowolni, zwiększy koszt jego produkcji, a sam pancerz szybko zostanie dość szybko przeżarty przez korozje wywołaną przez kontakt z wodą morską.

A jak to jest z prawdziwymi metalowymi okrętami?

No niestety: nasza historia uczy, że najskuteczniej wojny prowadziły ludy najlepiej zorganizowane. Zwyczajnie: lepsza organizacja = wydajniejsze rolnictwo = większa liczba ludności = większa baza podatkowa i rekrutacyjna = większe i lepiej uzbrojone armie.

Tyle, że omawiasz także zombich, którzy z oczywistych powodów są uniezależnieni od rolnictwa. W ogóle stawianie zombich na równi z innymi "genetycznymi idiotami" typu orki i ocenianie ich siły bojowej tak samo jest trochę nie fair w stosunku do martwiaków, bo mają one zalety, których nie posiadają żywe "przygłupy" - wspomnianie już uniezależnienie od aprowizacji, niesamowita wytrzymałość, uzupełnianie (czy nawet zwiększanie) własnych szeregów przez zabijanie wrogów. Generalnie wydaje mi się, że nieumarli zasługiwaliby na oddzielny dział.

08-03-2015 13:52
zegarmistrz
   
Ocena:
0

A jak to jest z prawdziwymi metalowymi okrętami?

Dobre stopy + farba zabezpieczająca. Jedne i drugie wymagaja tak zaawansowanej chemii, metalurgii i przemysłu produkcyjnego, że jeśli jesteśmy w stanie wyprodukować choć jeden z nich, to z całą pewnością mamy też haubice, silnik parowy, nitrocelulozę i karabiny odtylcowe.

Nieumarli byli już wałkowani przy okazji magii i wrócą przy potworach, więc się nie martw.

08-03-2015 14:55
Adeptus
   
Ocena:
0

Jedne i drugie wymagaja tak zaawansowanej chemii, metalurgii i przemysłu produkcyjnego, że jeśli jesteśmy w stanie wyprodukować choć jeden z nich, to z całą pewnością mamy też haubice, silnik parowy, nitrocelulozę i karabiny odtylcowe.

No ale, chyba rozwój techniczny nie jest z założenia liniowy i teoretycznie mógłby przebiegać w innej "kolejności" niż w naszym świecie, przynajmniej w niektórych aspektach? Np. wydaje mi się, że mogłaby istnieć cywilizacja, która produkuje te stopy i farby, ale z jakiegoś powodu w ogóle nie zna broni palnej?

08-03-2015 15:22
Furiath
   
Ocena:
+7

A z tymi elfami, nie byłoby tak jak ze Spartanami?

Długie szkolenie = cenny wojownik. Dodatkowo mala rozrodczość = malejące społeczeństwo. Malejące społeczeństwo cennych wojowników niechętnie angażuje się w jakiekolwiek walki i wojny ze strachu, że straty będą bardzo dotkliwe dla spoleczenstwa. Stąd ogólna niechęć do uczestnictwa w wojnach, strach do jakikolwiek smiałych posunięć, chowanie się za plecami innych (jak np. oskarżenie Spartan o tchórzostwo pod Platejami)) i walka tylko w takich przedsięwzięciach, gdy już nie ma wyjścia? 

Elfy pewnie trzesą portkami na mysl, że mają mieć walczyć. Nie o to, że przegraja bitwę, ale o to że każda bitwa to straty, na które malejąca społeczność nie może sobie pozwolić.

08-03-2015 15:26
Adeptus
   
Ocena:
+2

W parodii/kontynuacji LoTra autorstwa Yeskowa było opisane coś takiego, że wystarczy ustawić kilku kuszników w wąskim przejściu aby zablokować całą elficką armię - wiadomo, że zwycięstwo jest pewne, ale kusznicy zdążyliby zastrzelić paru atakujących, a elfy nie są psychicznie zdolne do poświęcenia choćby jednego osobnika.
 

08-03-2015 16:04
zegarmistrz
   
Ocena:
0

Adeptus: nie sądzę, by było to możliwe. Zbyt wyrafinowana chemia. To rzeczy o kilka rzędów wielkości bardziej skomplikowane, niż broń palna.

08-03-2015 16:04
Adeptus
   
Ocena:
0

Ok, ale to, ze ta chemia jest bardziej skomplikowana od broni palnej nie musi znaczyć, że najpierw trzeba opracować broń palną, żeby opracować odpowiednią farbę. Samolot jest bardziej skomplikowany od miecza, ale stworzenie miecza w żaden sposób nie jest wymagane do opracowania samolotu.
 

08-03-2015 16:13
zegarmistrz
   
Ocena:
+2

Barwniki to są związki organiczne i substancje na II stopniu utlenienia. Proch palny to natomiast zwykła reakcja spalania. Niestety, aby zacząć produkować barwniki musisz najpierw znać bazowe reakcje spalania. Nie ma bata, żebyś po drodze nie natrafił na spalanie wybuchowe.

Więcej nawet: musisz je znać doskonale, żeby uniknąć wypadków w trakcie produkcji.

To samo masz niestety w wypadku produkcji wysokogatunkowej stali. W tym celu musisz mieć bardzo wydajne piece, co oznacza, że musisz posiadać dużej jakości paliwo, kontrolować ciśnienie i proces spalania. Co niestety znaczy, że musisz posiadać wiedzę o spalaniu wybuchowym, choćby po to, żeby go unikać.

08-03-2015 16:37
Adeptus
   
Ocena:
0

Dziękuję za cierpliwość i wytłumaczenie. Ale z tego niekoniecznie wynika konieczność znajomości karabinów odtylcowych i haubic. Chińczycy znali proch na długo przed Europejczykami, ale przez setki lat nie przyszło im do głowy, żeby skonstruować wyżej wymienione bronie.

08-03-2015 16:54
   
Ocena:
0

Jest jeszcze jedna kwestia. Fantasy tradycyjnie dzieje się w świecie przypominającym nasze średniowiecze. Stąd, skoro pod Grunwaldem nie było wysokogatunkowych stopów, w generycznej wojnie fantasy też ich być nie powinno.

Oczywiście można to obejść na co najmniej dwa sposoby:

  1. tworząc świat w oparciu o późniejszą epokę, albo wręcz stworzyć coś zupełnie autorskiego
  2. dodając magiczne metale, które dziwnym trafem zachowują się zupełnie jak współczesne

Oba rozwiązania imho należy odrzucić w dyskusji, jako że łamią założenie notki(że światy fantasy to światy psuedośredniowieczne z dodatkiem magii i niezwykłości). Tzn. opcja pierwsza łamie je, a druga próbuje obejść.

08-03-2015 20:48
zegarmistrz
   
Ocena:
0

PK_AZ: o magicznych metalach będzie w notce kolejnej.

08-03-2015 21:24
Podtxt
   
Ocena:
0

Zegarmistrzu Twój cykl z nieco bardziej realistycznym podejście do fantasy, zwłaszcza do wojny, jest bardzo ciekawy. Pozdrawiam i czekam na kolejne częśći

09-03-2015 12:39
Araven
   
Ocena:
0

Mam pytanie jak tam prace nad "Wojną Totalną"  o jakie wspominasz w linku nr 1 powyżej?

Proszę, odbierz moje PW, w wolnej chwili.

11-03-2015 17:40

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.