Wiochmen Rejser
Brakuje mi małych, szybkich gier, które można by zabrać do pubu na spotkanie ze znajomymi. Gier, przy których nie trzeba zbyt wiele myśleć (w piątkowy wieczór przy piwie myślenie jest wysoce niewskazane), a jednak dobrze bawić. Na szczęście sytuacja powoli się zmienia się i do sklepów trafiają również, obok wielkich pudeł, małe, zabawne gry.
Pierwsze skojarzenie z Wiochmen Rejser przywodzi na myśl Simwiochę. Drugie - Arenę maximus. Wiochmen Rejser, Nowa gra Kuźni Gier stylistycznie dość wyraźnie nawiązuje do pierwszej z wymienionych gier, koncepcyjnie zaś do drugiej. Do ręki dostajemy bowiem bat i lejce, którymi popędzamy konia. Koń jaki jest, każdy widzi, a do tego zwierzak ciągnie furmankę pełną dzieciaków pełniących rolę balastu. Naszym celem jest dotrzeć przed konkurentami (powożącymi podobnym środkiem lokomocji) do remizy, ścigając się po ułożonym uprzednio torze.
Jak już wspomniałem, ścigamy się furmanką. W pudełku z grą znajdziemy 4 Karty Wozu, na których dołączonymi znacznikami wskazujemy aktualną ilość dzieci na furze. Dzieciaki służą jako stabilizator furmanki - kiedy stracimy wszystkie, przegrywamy.
W Polsce znajduje się aż 45000 kilometrów dróg - my zaś ścigamy się na odcinku III kategorii odśnieżania: ściernisko - remiza. Drogę układamy z 24 Kart Szosy - kładziemy je na stole koszulkami do góry. W trakcie rozgrywki jadący będą je odkrywać i wykonywać znajdujące się na nich polecenia. A trafić możemy na wszelkie zmory furmana: Kontrolę drogową (przy okazji doniesiemy na sąsiada), Dzieci kukurydzy lub też zbyt szybko wjechać w Ostry zakręt. Czasem trafimy też na trasie na coś miłego, na przykład na Zagubioną autostradę (zapomniany kawałek 150 kilometrów polskich autostrad) lub Bimbrownię. Ogólnie mówiąc, złe wydarzenia spowalniają furmankę lub powodują utratę dziecka, a dobre pozwalają ruszyć nieco szybciej do przodu.
Ale furman nie byłby przecież furmanem, gdyby konkurentom nie podłożył świni albo nie przywalił w pysk. Do tego właśnie celu służą Karty Wozaka. Jest ich 60. Części z nich można użyć tylko na początku kolejki w Fazie rozpędu (na przykład karty Wio). Inne zaś zaraz po niej celem zwiększenia prędkości (w grze zwanej Popędem) lub też już w trakcie jazdy. Jest również grupa kart zagrywanych w dowolnym momencie. A wachlarz możliwości jest całkiem spory: od przywalenia konkurencji batem lub flaszką (co powoduje utratę dziecka), poprzez kartę zatytułowaną Słowa powszechnie uznawane za obelżywe (zmniejsza popęd i powoduje utratę dziecka), aż po podrzucenie komuś Baby (wiadomo - baba na wóz, koniom ciężej, Popęd spada) lub kartę Nas nie dogoniat, po zagraniu, której nikt nas w bieżącej kolejce nie może wyprzedzić.
W pudełku znajdziemy dodatkowo pęczek wykałaczek, którymi zaznaczamy aktualny Popęd. Pomysł fajny, choć lepiej pasowałaby słoma. W każdym razie nie trzeba szukać do tego celu drobnych, guzików czy małych kamyków. Wszystko jest w opakowaniu.
Oprawa graficzna gry jest równie prosta (żadnej fuksji), jak i cała gra. Podobnież humor, jakim okraszono produkcję, jest niewyszukany. Momentami wręcz toporny, co w tym przypadku znacząco podnosi jakość zabawy. Śmiejemy się z furmanów, tekstów na kartach, efektów działania kart, z przywalenia konkurentowi batem i dalej w ten deseń - zdrowa, wiejska zabawa (jak ktoś nie wierzy, niech posłucha opowieści o wypadach ze sztachetą na dyskotekę do sąsiedniej wsi). Produkt ma czysto rozrywkowy charakter, który widać, słychać i czuć.
Rozgrywka w Wiochmen Rejser przebiega szybko, sprawnie i bezboleśnie, generując co chwilę napady śmiechu, przy co celniejszych zagrywkach (lub tekstach - gra jest wybitnie odzywkogenna i wyzwala u grających dość niskie instynkty, co podnosi komfort jazdy, znaczy się gry).
Nie ma jednak róży bez ognia, a wsi bez wójta. Pewnym mankamentem jest dość mała ilość wzorów kart, zarówno Szosy, jak i Wozaka. Może pojawią się w dodatku na stronie wydawcy? Albo fani je opracują, jak to było w przypadku Simwiochy? W każdym razie przydałoby się wydłużyć trasę wyścigu i dołożyć nieco efektów dla Wozaków, bo obecny zestaw po kilku grach staje się odrobinę zbyt monotonny i przewidywalny. Do instrukcji (skądinąd dobrej i zawierającej od razu bardzo przydatny FAQ) zakradł się również niewielki błąd - zawyżono o dwie liczbę kart Szosy.
Na pudełku podano czas rozgrywki od 15 do 45 minut. To nieco zaniżone szacunki. W cztery osoby (maksymalna liczba graczy) gra się około godziny lub dłużej. W dwie - nawet do 30 minut. Kolejnym problemem jest to, że przy wyjątkowej złośliwości graczy można jednego z uczestników wyeliminować krótko po starcie, strącając mu wszystkie dzieci. Nam zajęło to około kwadransa przy grze w cztery osoby (a przy okazji przebyliśmy najwyżej 1/5 trasy). Trzeba więc odrobinę uważać, aby nie zakończyć komuś zabawy mocno przed czasem.
Czy warto kupić Wiochmen Rejsera? Warto zdecydowanie, jeżeli lubicie gry lekkie, łatwe i przyjemne. Nie jest to, co prawda rzecz rewelacyjna i rewolucyjna, ale za w miarę rozsądną cenę dostajecie kawałek porządnej, dobrze zrobionej gry. W sam raz na wieczorny wypad do knajpy, jako dodatek do piwa i chlebka ze smalcem (zapiekanka czy tosty wybitnie do gry nie pasują). Gdyby jeszcze cena była o 5 zł niższa (akurat na jedno piwo), produkt byłby niemal idealny. Polecam grę wszystkim miłośnikom dobrej zabawy, uroków wsi polskiej, furmanów i furmanek (powożących, nie powożonych).
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Pierwsze skojarzenie z Wiochmen Rejser przywodzi na myśl Simwiochę. Drugie - Arenę maximus. Wiochmen Rejser, Nowa gra Kuźni Gier stylistycznie dość wyraźnie nawiązuje do pierwszej z wymienionych gier, koncepcyjnie zaś do drugiej. Do ręki dostajemy bowiem bat i lejce, którymi popędzamy konia. Koń jaki jest, każdy widzi, a do tego zwierzak ciągnie furmankę pełną dzieciaków pełniących rolę balastu. Naszym celem jest dotrzeć przed konkurentami (powożącymi podobnym środkiem lokomocji) do remizy, ścigając się po ułożonym uprzednio torze.
Jak już wspomniałem, ścigamy się furmanką. W pudełku z grą znajdziemy 4 Karty Wozu, na których dołączonymi znacznikami wskazujemy aktualną ilość dzieci na furze. Dzieciaki służą jako stabilizator furmanki - kiedy stracimy wszystkie, przegrywamy.
W Polsce znajduje się aż 45000 kilometrów dróg - my zaś ścigamy się na odcinku III kategorii odśnieżania: ściernisko - remiza. Drogę układamy z 24 Kart Szosy - kładziemy je na stole koszulkami do góry. W trakcie rozgrywki jadący będą je odkrywać i wykonywać znajdujące się na nich polecenia. A trafić możemy na wszelkie zmory furmana: Kontrolę drogową (przy okazji doniesiemy na sąsiada), Dzieci kukurydzy lub też zbyt szybko wjechać w Ostry zakręt. Czasem trafimy też na trasie na coś miłego, na przykład na Zagubioną autostradę (zapomniany kawałek 150 kilometrów polskich autostrad) lub Bimbrownię. Ogólnie mówiąc, złe wydarzenia spowalniają furmankę lub powodują utratę dziecka, a dobre pozwalają ruszyć nieco szybciej do przodu.
Ale furman nie byłby przecież furmanem, gdyby konkurentom nie podłożył świni albo nie przywalił w pysk. Do tego właśnie celu służą Karty Wozaka. Jest ich 60. Części z nich można użyć tylko na początku kolejki w Fazie rozpędu (na przykład karty Wio). Inne zaś zaraz po niej celem zwiększenia prędkości (w grze zwanej Popędem) lub też już w trakcie jazdy. Jest również grupa kart zagrywanych w dowolnym momencie. A wachlarz możliwości jest całkiem spory: od przywalenia konkurencji batem lub flaszką (co powoduje utratę dziecka), poprzez kartę zatytułowaną Słowa powszechnie uznawane za obelżywe (zmniejsza popęd i powoduje utratę dziecka), aż po podrzucenie komuś Baby (wiadomo - baba na wóz, koniom ciężej, Popęd spada) lub kartę Nas nie dogoniat, po zagraniu, której nikt nas w bieżącej kolejce nie może wyprzedzić.
W pudełku znajdziemy dodatkowo pęczek wykałaczek, którymi zaznaczamy aktualny Popęd. Pomysł fajny, choć lepiej pasowałaby słoma. W każdym razie nie trzeba szukać do tego celu drobnych, guzików czy małych kamyków. Wszystko jest w opakowaniu.
Oprawa graficzna gry jest równie prosta (żadnej fuksji), jak i cała gra. Podobnież humor, jakim okraszono produkcję, jest niewyszukany. Momentami wręcz toporny, co w tym przypadku znacząco podnosi jakość zabawy. Śmiejemy się z furmanów, tekstów na kartach, efektów działania kart, z przywalenia konkurentowi batem i dalej w ten deseń - zdrowa, wiejska zabawa (jak ktoś nie wierzy, niech posłucha opowieści o wypadach ze sztachetą na dyskotekę do sąsiedniej wsi). Produkt ma czysto rozrywkowy charakter, który widać, słychać i czuć.
Rozgrywka w Wiochmen Rejser przebiega szybko, sprawnie i bezboleśnie, generując co chwilę napady śmiechu, przy co celniejszych zagrywkach (lub tekstach - gra jest wybitnie odzywkogenna i wyzwala u grających dość niskie instynkty, co podnosi komfort jazdy, znaczy się gry).
Nie ma jednak róży bez ognia, a wsi bez wójta. Pewnym mankamentem jest dość mała ilość wzorów kart, zarówno Szosy, jak i Wozaka. Może pojawią się w dodatku na stronie wydawcy? Albo fani je opracują, jak to było w przypadku Simwiochy? W każdym razie przydałoby się wydłużyć trasę wyścigu i dołożyć nieco efektów dla Wozaków, bo obecny zestaw po kilku grach staje się odrobinę zbyt monotonny i przewidywalny. Do instrukcji (skądinąd dobrej i zawierającej od razu bardzo przydatny FAQ) zakradł się również niewielki błąd - zawyżono o dwie liczbę kart Szosy.
Na pudełku podano czas rozgrywki od 15 do 45 minut. To nieco zaniżone szacunki. W cztery osoby (maksymalna liczba graczy) gra się około godziny lub dłużej. W dwie - nawet do 30 minut. Kolejnym problemem jest to, że przy wyjątkowej złośliwości graczy można jednego z uczestników wyeliminować krótko po starcie, strącając mu wszystkie dzieci. Nam zajęło to około kwadransa przy grze w cztery osoby (a przy okazji przebyliśmy najwyżej 1/5 trasy). Trzeba więc odrobinę uważać, aby nie zakończyć komuś zabawy mocno przed czasem.
Czy warto kupić Wiochmen Rejsera? Warto zdecydowanie, jeżeli lubicie gry lekkie, łatwe i przyjemne. Nie jest to, co prawda rzecz rewelacyjna i rewolucyjna, ale za w miarę rozsądną cenę dostajecie kawałek porządnej, dobrze zrobionej gry. W sam raz na wieczorny wypad do knajpy, jako dodatek do piwa i chlebka ze smalcem (zapiekanka czy tosty wybitnie do gry nie pasują). Gdyby jeszcze cena była o 5 zł niższa (akurat na jedno piwo), produkt byłby niemal idealny. Polecam grę wszystkim miłośnikom dobrej zabawy, uroków wsi polskiej, furmanów i furmanek (powożących, nie powożonych).
Dziękujemy wydawnictwu Kuźnia Gier za udostępnienie produktu do recenzji.
Ocena: 4 / 6
Galeria
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 6
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Mają w kolekcji: 6
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Typ gry: karciana niekolekcjonerska
Ilustracje: Marcin Gręźlikowski
Data wydania oryginału: 2005
Wydawca polski: Kuźnia Gier
Liczba graczy: od 2 do 4
Wiek graczy: od 12 lat
Czas rozgrywki: od 15 do 45 minut
Cena: 19,95 zł.
Ilustracje: Marcin Gręźlikowski
Data wydania oryginału: 2005
Wydawca polski: Kuźnia Gier
Liczba graczy: od 2 do 4
Wiek graczy: od 12 lat
Czas rozgrywki: od 15 do 45 minut
Cena: 19,95 zł.
Tagi:
Kuźnia Gier | Maciej Zasowski | Marcin Gręźlikowski | Michał Stachyra | Piotr Stankiewicz | Wiochmen Rejser