Wilczy legion - Adam Przechrzta

Okultystyczny potencjał kontrwywiadu II Rzeczypospolitej

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Wilczy legion - Adam Przechrzta
Porucznik Johannes Krohne jest jednym z asów polskiego wywiadu. To dzięki jego akcjom działania sowieckich agentów na Kresach są udaremniane, a oni sami trafiają do pilnie strzeżonych placówek rodzimego kontrwywiadu. Mimo bycia jednym z najlepszych żołnierzy w Oddziale II Sztabu Generalnego, nie może się spodziewać, że – już jako podpułkownik – będzie brał udział w wiekopomnych wydarzeniach, które zmienią losy nie tylko Polski, ale całego świata.

Interesujący zbieg okoliczności sprawił, że Wilczy Legion przeczytałem 11 listopada. Ba, jeszcze bardziej intrygujące jest to, iż lekturę czytałem prawie bezpośrednio po Xavrasie Wyżynie. Co w tym takiego istotnego? Ano to, że Przechrzta na warsztat bierze temat wcale niezbyt odległy od tego, czym/jakim zajmował się Dukaj. W Wilczym Legionie będziemy śledzić działania służb wywiadowczych i kontrwywiadowczych niepodległego państwa polskiego, ale w pewnym momencie pojawia się teoria, której bardzo blisko do ideologicznych filarów Xavrasa Wyżyna: porównanie nieustannej walki partyzanckiej na granicach do terroryzmu. Z chęcią ustosunkowałbym się do tego, jak Przechrzta stara się przedstawić swój pogląd na tę sprawę, ale nie mogę tego zrobić – bo wszystko wskazuje na to, że autor, w przeciwieństwie do mnie, uznał to za błahostkę czy też po prostu nie chciał zdradzać co myśli o wiecznej partyzantce. Dukaj nie bał się stawić czoła historii, choć zrobił to przez swoistą paralelę; czyżby Przechrzta, który odważył się stanąć w szranki z pamięcią o II Rzeczypospolitej, nie chciał przy okazji ustosunkować się do aktualnego problemu, jakim z pewnością jest terroryzm i walka z nim?

Co dostajemy w zamian za to? Zbiór opowieści szpiegowskich, stricte rozrywkowych, pozbawionych treści, których automatycznie można by poszukiwać w tekstach prahistorycznych o takiej tematyce. Przyznać trzeba jednak, że są to opowiadania doskonałe: wciągające, emocjonujące, dynamiczne, ciekawe. Przechrzta, historyk z zawodu, przemyca w tekście przy okazji ogromną wiedzę i sporą dawkę ciekawostek. Bardzo łatwo w Wilczym Legionie przepaść – każde kolejne opowiadanie, które popycha fabułę całości o krok naprzód, wciąga coraz bardziej. Szybko zżywamy się zarówno z Krohnem, jak i z całą "Dwójką". Przyznam bez bicia, że cały 11 listopada chodziłem pogrążony w świecie walki wywiadów, z niecierpliwością oczekując kolejnego ruchu którejś strony. Jedynym, co mnie zawiodło, było zakończenie – jak dla mnie zbyt wydumane, zbyt fantastyczne, oderwane od mrocznej, ale w gruncie rzeczy realistycznej estetyki, którą cała książka jest przesycona.

Może nie narzekałbym na epilog, gdyby nie to, że Przechrzta w kreacji świata zatrzymał się tak naprawdę w połowie. Chwała mu za perfekcyjnie przedstawioną walkę wywiadów, niesamowicie barwne odmalowanie ciężkiej pracy agentów, przypomnienie, że niepodległa Polska powróciła po pierwszej, a nie po drugiej wojnie światowej. Ale po co w takim razie aparaty odyczne, po co okultyzm? Pamiętam Sturmvogela, powieść o podobnej tematyce – tam fantastyka zdominowała wojenny świat, autor potrafił pokazać, jak bogata jest jego wyobraźnia. Przez cały czas miałem wrażenie, że twórcy Wilczego Legionu brakuje konsekwencji, że bał się zrobić decydujący krok, pokazać, jak bardzo magia mogłaby zmienić świat w krótkim okresie czasu. Jednak gdy pisarz wyłożył na stół wszystkie karty, zawiodłem się, bo, pogodzony już z malutką ilością fantasy, oczekiwałem realistycznej końcówki. Teraz mogę stwierdzić, że lektura była w pewien sposób drażniąca: na początku oczekuje się większej modyfikacji świata, ale kiedy ona w końcu przychodzi, chce się ją anulować.

Nie byłbym jednak sprawiedliwy, gdybym nie przyznał, że pisarz doskonale spisał się w jeszcze jednym aspekcie: językowym. Tekst został świetnie napisany, nie zmieniłbym praktycznie nic: opisy są dynamiczne, dialogi naturalne. Niektóre fragmenty są bogate, barwne, inne natomiast – lakoniczne. Pisarz nie boi się użyć dosadniejszego określenia - warto wspomnieć, że przytacza słowa Józefa Piłsudskiego w niezbyt cenzuralnej formie – czyli tak, jak można było oczekiwać. Połączenie niesamowicie sprawnego pióra i intrygujących fabularnie opowiadań czyni z Wilczego Legionu prawdziwego pożeracza: wystarczy otworzyć pierwszą stronę, aby nie zamykać książki aż do ostatniej.

Z powyższego tekstu można by wnioskować, że na najnowszej książce Adama Przechrzty się zawiodłem. Nic bardziej mylnego! Może to przywołane zbiegi okoliczności sprawiły, że oczekiwałem czegoś, czego znaleźć nie mogłem, ale na koniec muszę ostrzec: nie czytajcie choćby jednego fragmentu, jeśli nie jesteście pewni, iż będziecie mogli doczytać do końca.