11-07-2007 15:32
Wiksa, czyli tabaka
W działach: Poznański lajf | Odsłony: 748
Jakoś tak się złożyło, że dysponuję właśnie dwoma dniami wolnego, co postanowiłem spożytkować familijnie i odwiedzić rodzinne strony. Dwudniowy powrót do Koła ma zaletę w postaci większej ilości wolnego czasu, co wiąże się z możliwością dokonania wpisu w robotniczej sekcji mojego skromnego bloga. Dzisiaj zajmę się tzw. ciekawostkami z kuchni, o których zwykli śmiertelnicy przychodzący do lokalu zwykle nie mają pojęcia. Czyli kuchennym slangiem i kuchennymi zabawami. Głupimi zabawami, trzeba dodać.
Slang, jak powszechnie wiadomo, jest tajnym systemem znaków werbalnych i pozawerbalnych, umożliwiającym określonej grupie osób sprawną komunikację. Tak samo jest i u nas. Przedstawienie całego zasobu słownictwa wiązałoby się z wypisywaniem tutaj tzw. słownika łaciny podwórkowej, ponieważ praca w tak stresowych warunkach wyzwala w ludziach, a szczególnie w moich serdecznych koleżankach z kuchni, niepojętą pomysłowość w kwestii wymyślania i stosowania przekleństw. Z racji na ostatnie wydarzenia związane z brzydkimi słowami, postaram się więc podać tylko te zwroty, które nadają się do publikacji, tudzież specyficzne bluzgi, których zastosowanie jest dość... ciekawe ;).
Wiksa - zwana także tabaką, oznacza wybitne natężenie ilości klientów przebywających na sali i w ogródku, co wiąże się ze zwiększoną ilością zamówień. Jednym słowem, kiedy robisz pięć rzeczy na raz, a kelnerki donoszą kolejne trzy karteczki - masz wiksę.
Przykład: "Sp...adaj, nie zrobię tych grzanek, bo mam wikse!"
Szlumfa - mydliny i pomyje powstałe na wskutek zmywania podłogi. Podobno można dodawać do ciasta na pizzę zamiast oleju ;).
Przykład: "Drożdże, woda, cukier, piwo... a szlumfe dałeś?"
Katakumby - zaplecze kuchni. Nasza mieści się w suterenie budynku, tak więc trudno nazywać położone jeszcze niżej pomieszczenia piwnicą. Stąd katakumby, w których znajdują się zamrażarki i lodówki. Uwaga! Do katakumb nie wlicza się w slangu chłodnia, chociaż aby do niej wejść, trzeba przez katakumby przejść. W katakumbach pali się także papierosy, wyjada bakalie i odkłada brudne szklanki po napojach.
Przykład: "Skocz po krewety do katakumb."
Suka, tudzież podawaczka - kelnerka. Mało eleganckie, ale póki żaden facet tak nie mówi, a dziewczyny się godzą, aby kucharki tak na nie wołały - jest spoko. Etymologia określenia powiązana jest z dzwonkiem, którym oznajmiamy, iż zamówienie jest gotowe, a na dźwięk którego kelnerki przybiegają szybko i karnie jak... no właśnie ;).
Przykład: "Suki! Makaron do wzięcia!"
Łoś - łosoś. Mało śmieszne, ale warte zapamiętania ;).
Ułani - profesorowie Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza (UAM), którzy czasami rezerwują u nas stoliki.
Przykład: "-Jest na jutro jakaś rezerwacja? -Tak, ułani przychodzą, pewnie znowu będą chcieli carpaccio."
Bufetowa - brzydka kandydatka na kelnerkę, którą z zawodu eliminuje aparycja. Można usłyszeć, kiedy szef przegląda CV ;).
Przykład: "Ej, a może ona robiła zdjęcia razem z chłopakiem i się pomylili u fotografa? Na bufetową się nadaje."
Grafik - coś, co nikomu nie pasuje, ale trzeba się go trzymać, bo szef go ustala.
Przykład: "Gosia, zamień się ze mną na czwartek, bo mam ch...głupi grafik."
Zmywak - synonim Zła. Wejście na zmywak jest czymś, co każdej kelnerce śni się po nocach jako najgorszy koszmar. Szczególnie w weekendy. Na ich szczęście czasami zjawia się Ewa, która jest zatrudniona tylko na zmywaku :].
Przykład: "Moje paznokcie!"
Egzema - moja choroba dermatologiczna, którą Bozia pobłogosławiła mnie, pozwalając w większości wypadków unikać dyżurów przy zmywaku :].
Przykład: "-Kuba, wejdź na zmywak. -Nie mogę, mam egzemę, od chemii wysycha i pęka mi skóra, i pęcherze się robią. Smaruje to maścią sterydową, ale staram się nie podrażniać" - stała śpiewka ;)
Brzydale - para składająca się z podobno wyjątkowo brzydkiej dziewczyny i równie paskudnego chłopaka, którzy często rezerwują u nas stolik.
Przykład: "O, brzydale jutro przychodzą!"
Kiedy już opanowaliście skrótowy słownik kuchennej łaciny, okrojony o wszelkiej masy przekleństwa, które naprawdę gęsto zaścielają powietrze, możemy przejść do głupich zabaw.
Radio - wiecznie, przez 24 h / dobę nastawione na Eskę "tylko najnowsze przeboje" albo RMF Maxxxx "Maxx Max Max...". Dzięki pracy w kuchni znam większość najnowszych hitów na pamięć, ponieważ wspomniane stacje radiowe puszczają każdy z częstotliwością zbliżoną do pół godziny. Kiedy leci coś z mocniejszym beatem, kucharki podkręcają volume i kontynuują pracę, kręcąc tyłkami w rytm muzyki. Po dwóch dniach mózg jest tak zlasowany, że przestaje odbierać większość bodźców związanych z dźwiękami.
Bejsbol - zabawa polegająca na rzucaniu nożami przez jedną osobę i odbijanie ich plastikową deską do krojenia przez drugą. Czasami zamiast nożów lecą łyżki albo pojemniki z pleksi, ale wtedy nie jest już tak zabawnie.
Perfumy - nacieranie kelnerek pleśniowym serem, tak, że bluzka takowej jest na resztę dnia hojnie obdarzona zapachem starych trampek trzymanych w foliowej torebce w temperaturze 40 stopni. Chyba, że ktoś lubi zapach camemberta czy lazura - wtedy ten zapach podobno jest przyjemny. Występuje w opcji z bitą śmietaną, ale to też nie jest już tak zabawne :].
Zapasy - przygwożdżenie jednej z ofiary do posadzki w katakumbach / przebieralni przez trzy pozostałe i grożenie jej Perfumami, bitą śmietaną lub sosem pomidorowym. Na grożeniu się, niestety, zwykle kończy.
Kibelek - zabarykadowanie drzwi i zgaszenie światła osobie, która korzysta z ubikacji. Najlepiej w tym samym czasie na jej błagalne dobijanie się odpowiadać "No weź szybciej kończ, bo inni też się chcą wysikać", a następnie odblokować drzwi i przez kolejne 5 minut słuchać, jak dana osoba dobija się do rzekomo zablokowanych drzwi, nie wpadając na pomysł, aby nacisnąć klamkę. Skutkuje głównie z kelnerkami ;).
Ganiany - gonienie się z drągiem do czyszczenia rynien po ogródku w godzinach otwarcia lokalu, kiedy w środku siedzą klienci, połączone z przewracaniem krzesełek i siebie nawzajem. Wierzcie mi, bezcenny widok.
Rzucanie - pod tą ogólną nazwą kryje się zarówno rzucanie ciastem od pizzy w kuchni, jak i bitwy na darmowe dla klientów cukierki za barem na górze. Druga opcja fajniejsza, bo amunicję można zjadać, aby zakończyć konflikt.
Kablowanie - nie, nie chodzi o donoszenie szefowi, że kelnerki się obijają ;). Chodzi o rzucanie głośnych oskarżeń, jakoby nasz rozmówca obgadywał trzecią, nie biorącą udziału w rozmowie osobę, która doskonale te oskarżenia słyszy. Obgadywanie zwykle dotyczy rozmiarów pośladków kelnerek, fajności ich cycków i innych podobnych, żenujących żarcików :].
No, to by było na tyle w kwestii zwyczajów oraz języka panującego w moim obecnym miejscu pracy. Kolejna porcja informacji ze świata włoskiej gastronomii w polskim wydaniu, w miarę możliwości i niebawem. A tymczasem jedno motto - przesłanie. Jeżeli uważacie się za dobrych ludzi, miejcie litość dla biednych kucharzy i nie zamawiajcie pizzy z owocami morza. To boli.
Slang, jak powszechnie wiadomo, jest tajnym systemem znaków werbalnych i pozawerbalnych, umożliwiającym określonej grupie osób sprawną komunikację. Tak samo jest i u nas. Przedstawienie całego zasobu słownictwa wiązałoby się z wypisywaniem tutaj tzw. słownika łaciny podwórkowej, ponieważ praca w tak stresowych warunkach wyzwala w ludziach, a szczególnie w moich serdecznych koleżankach z kuchni, niepojętą pomysłowość w kwestii wymyślania i stosowania przekleństw. Z racji na ostatnie wydarzenia związane z brzydkimi słowami, postaram się więc podać tylko te zwroty, które nadają się do publikacji, tudzież specyficzne bluzgi, których zastosowanie jest dość... ciekawe ;).
Wiksa - zwana także tabaką, oznacza wybitne natężenie ilości klientów przebywających na sali i w ogródku, co wiąże się ze zwiększoną ilością zamówień. Jednym słowem, kiedy robisz pięć rzeczy na raz, a kelnerki donoszą kolejne trzy karteczki - masz wiksę.
Przykład: "Sp...adaj, nie zrobię tych grzanek, bo mam wikse!"
Szlumfa - mydliny i pomyje powstałe na wskutek zmywania podłogi. Podobno można dodawać do ciasta na pizzę zamiast oleju ;).
Przykład: "Drożdże, woda, cukier, piwo... a szlumfe dałeś?"
Katakumby - zaplecze kuchni. Nasza mieści się w suterenie budynku, tak więc trudno nazywać położone jeszcze niżej pomieszczenia piwnicą. Stąd katakumby, w których znajdują się zamrażarki i lodówki. Uwaga! Do katakumb nie wlicza się w slangu chłodnia, chociaż aby do niej wejść, trzeba przez katakumby przejść. W katakumbach pali się także papierosy, wyjada bakalie i odkłada brudne szklanki po napojach.
Przykład: "Skocz po krewety do katakumb."
Suka, tudzież podawaczka - kelnerka. Mało eleganckie, ale póki żaden facet tak nie mówi, a dziewczyny się godzą, aby kucharki tak na nie wołały - jest spoko. Etymologia określenia powiązana jest z dzwonkiem, którym oznajmiamy, iż zamówienie jest gotowe, a na dźwięk którego kelnerki przybiegają szybko i karnie jak... no właśnie ;).
Przykład: "Suki! Makaron do wzięcia!"
Łoś - łosoś. Mało śmieszne, ale warte zapamiętania ;).
Ułani - profesorowie Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza (UAM), którzy czasami rezerwują u nas stoliki.
Przykład: "-Jest na jutro jakaś rezerwacja? -Tak, ułani przychodzą, pewnie znowu będą chcieli carpaccio."
Bufetowa - brzydka kandydatka na kelnerkę, którą z zawodu eliminuje aparycja. Można usłyszeć, kiedy szef przegląda CV ;).
Przykład: "Ej, a może ona robiła zdjęcia razem z chłopakiem i się pomylili u fotografa? Na bufetową się nadaje."
Grafik - coś, co nikomu nie pasuje, ale trzeba się go trzymać, bo szef go ustala.
Przykład: "Gosia, zamień się ze mną na czwartek, bo mam ch...głupi grafik."
Zmywak - synonim Zła. Wejście na zmywak jest czymś, co każdej kelnerce śni się po nocach jako najgorszy koszmar. Szczególnie w weekendy. Na ich szczęście czasami zjawia się Ewa, która jest zatrudniona tylko na zmywaku :].
Przykład: "Moje paznokcie!"
Egzema - moja choroba dermatologiczna, którą Bozia pobłogosławiła mnie, pozwalając w większości wypadków unikać dyżurów przy zmywaku :].
Przykład: "-Kuba, wejdź na zmywak. -Nie mogę, mam egzemę, od chemii wysycha i pęka mi skóra, i pęcherze się robią. Smaruje to maścią sterydową, ale staram się nie podrażniać" - stała śpiewka ;)
Brzydale - para składająca się z podobno wyjątkowo brzydkiej dziewczyny i równie paskudnego chłopaka, którzy często rezerwują u nas stolik.
Przykład: "O, brzydale jutro przychodzą!"
Kiedy już opanowaliście skrótowy słownik kuchennej łaciny, okrojony o wszelkiej masy przekleństwa, które naprawdę gęsto zaścielają powietrze, możemy przejść do głupich zabaw.
Radio - wiecznie, przez 24 h / dobę nastawione na Eskę "tylko najnowsze przeboje" albo RMF Maxxxx "Maxx Max Max...". Dzięki pracy w kuchni znam większość najnowszych hitów na pamięć, ponieważ wspomniane stacje radiowe puszczają każdy z częstotliwością zbliżoną do pół godziny. Kiedy leci coś z mocniejszym beatem, kucharki podkręcają volume i kontynuują pracę, kręcąc tyłkami w rytm muzyki. Po dwóch dniach mózg jest tak zlasowany, że przestaje odbierać większość bodźców związanych z dźwiękami.
Bejsbol - zabawa polegająca na rzucaniu nożami przez jedną osobę i odbijanie ich plastikową deską do krojenia przez drugą. Czasami zamiast nożów lecą łyżki albo pojemniki z pleksi, ale wtedy nie jest już tak zabawnie.
Perfumy - nacieranie kelnerek pleśniowym serem, tak, że bluzka takowej jest na resztę dnia hojnie obdarzona zapachem starych trampek trzymanych w foliowej torebce w temperaturze 40 stopni. Chyba, że ktoś lubi zapach camemberta czy lazura - wtedy ten zapach podobno jest przyjemny. Występuje w opcji z bitą śmietaną, ale to też nie jest już tak zabawne :].
Zapasy - przygwożdżenie jednej z ofiary do posadzki w katakumbach / przebieralni przez trzy pozostałe i grożenie jej Perfumami, bitą śmietaną lub sosem pomidorowym. Na grożeniu się, niestety, zwykle kończy.
Kibelek - zabarykadowanie drzwi i zgaszenie światła osobie, która korzysta z ubikacji. Najlepiej w tym samym czasie na jej błagalne dobijanie się odpowiadać "No weź szybciej kończ, bo inni też się chcą wysikać", a następnie odblokować drzwi i przez kolejne 5 minut słuchać, jak dana osoba dobija się do rzekomo zablokowanych drzwi, nie wpadając na pomysł, aby nacisnąć klamkę. Skutkuje głównie z kelnerkami ;).
Ganiany - gonienie się z drągiem do czyszczenia rynien po ogródku w godzinach otwarcia lokalu, kiedy w środku siedzą klienci, połączone z przewracaniem krzesełek i siebie nawzajem. Wierzcie mi, bezcenny widok.
Rzucanie - pod tą ogólną nazwą kryje się zarówno rzucanie ciastem od pizzy w kuchni, jak i bitwy na darmowe dla klientów cukierki za barem na górze. Druga opcja fajniejsza, bo amunicję można zjadać, aby zakończyć konflikt.
Kablowanie - nie, nie chodzi o donoszenie szefowi, że kelnerki się obijają ;). Chodzi o rzucanie głośnych oskarżeń, jakoby nasz rozmówca obgadywał trzecią, nie biorącą udziału w rozmowie osobę, która doskonale te oskarżenia słyszy. Obgadywanie zwykle dotyczy rozmiarów pośladków kelnerek, fajności ich cycków i innych podobnych, żenujących żarcików :].
No, to by było na tyle w kwestii zwyczajów oraz języka panującego w moim obecnym miejscu pracy. Kolejna porcja informacji ze świata włoskiej gastronomii w polskim wydaniu, w miarę możliwości i niebawem. A tymczasem jedno motto - przesłanie. Jeżeli uważacie się za dobrych ludzi, miejcie litość dla biednych kucharzy i nie zamawiajcie pizzy z owocami morza. To boli.