» Recenzje » Wijec

Wijec


wersja do druku

Potworny opiekun

Redakcja: Matylda 'Melanto' Zatorska

Wijec
Kroniki Wardstone z tomu na tom zaczynają nużyć powtarzalnością i wątkami niewiele wnoszącymi do historii o walce ze Złym. W Jestem Grimalkin Delaney podjął udaną próbę odświeżenia serii, jednak kolejny tom był już zauważalnie słabszy. W Wijcu, jedenastym tomie cyklu, Delaney przenosi akcję daleko poza Hrabstwo i stara się zaserwować czytelnikowi coś nowego. Jednakże czy nie odchodzi przypadkiem trochę zbyt daleko od opowieści o Tomie i Stracharzu oraz ich zmaganiach ze stworami z Mroku?

Wijec jest kobaloskim magiem, istotą mogącą zmieniać wygląd i kształt, lecz w swej głównej postaci przypominającą człowieka z wilczymi i szczurzymi cechami. Jego rasa słynie z okrucieństwa i brutalności, nie zna litości ani współczucia, zaś zabijanie to dla nich codzienność (zadawanie śmierci w bardziej wymyślny sposób stanowi z kolei cenioną rozrywkę). Kobalosi żywią się krwią i hodują ludzi niczym bydło (chociaż krwią wołu też nie pogardzą). Kiedy umiera człowiek, z którym Wijec zawarł pakt, podejmuje się on zadania eskortowania dwóch córek farmera do rodziny na południu.  W momencie gdy trafią w bezpieczne miejsce, trzecia z sióstr, najstarsza z nich Nessa, będzie należała do Wijca i zostanie sprzedana na targu niewolników. Rozpoczyna się męcząca wędrówka przez niebezpieczne bezdroża, zaś kobaloski mag nawet nie spodziewa się, ile zachodu będzie wymagało od niego zdobycie obiecanej nagrody. Nieoczekiwanie drogi czworga wędrowców i wiedźmy Grimalkin krzyżują się, co jest źródłem kolejnych kłopotów i nowych wyzwań dla obu stron.

Fabuła Wijca, poprzez osobę Grimalkin, luźno wiąże się z wydarzeniami przedstawionymi w dotychczasowych częściach Kronik Wardstone, jednakże na dobrą sprawę można byłoby ją potraktować jako osobną historię. Przypuszczalnie Wijec pojawi się jeszcze w książce zamykającej serię, ale patrząc na wątki będące w centrum cyklu, ten tom wydaje się całkowicie zbędny. Nie znaczy to jednak, ze jest on zły - wręcz przeciwnie, można uznać go za lepszy niż kilka wcześniejszych powieści serii (jedynie Jestem Grimalkin prezentowała trochę wyższy poziom). Opowieść nie jest zbyt skomplikowana, jednak akcja toczy się wartko, a kolejne przygody Kobalosa i jego trzech młodych podopiecznych są na tyle interesujące, że książkę czyta się szybko i bez uczucia znużenia. Chociaż perypetie bohaterów można streścić w słowach "z deszczu pod rynnę", a kolejne przeszkody na ich drodze pokonują przeważnie w sposób gwałtowny i krwawy, to mimo wszystko potrafią jeszcze czytelnika zaskoczyć.

Największym atutem recenzowanej pozycji jest świat Kobalosów wykreowany przez Delaneya, który od samego początku Kronik Wardstone najlepiej sobie radził z wymyślaniem kolejnych nadprzyrodzonych stworów i nie poprzestawał nigdy tylko na ich wyglądzie oraz metodach uśmiercania. Z dużą wyobraźnią i dbałością o szczegóły autor opisał stolicę Kobalosów, Valkarky, z wszystkimi jej niezwykłymi mieszkańcami, różne kobaloskie przesądy, zwyczaje i rytuały, jak również ich niezwykłą magię, a także jej twory. Widać prawdziwy popis kreatywności Josepha Delaneya, który przeszedł tutaj samego siebie.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Trochę lepiej niż we wcześniejszych tomach cyklu prezentują się także bohaterowie, aczkolwiek ich portrety nie są jakoś szczególnie udane. Trzy siostry wyraźnie różnią się od siebie i nie przypominają papierowych lalek bez twarzy, jednakże poza najstarszą Nessą, która została trochę lepiej scharakteryzowana, dwie pozostałe wyróżniają się jedynie kilkoma cechami eksploatowanymi przez całą książkę. Ośmioletnia Bryony to dziecko, które biernie poddaje się biegowi wypadków, lecz z racji wieku ma do tego pełne prawo. Nastoletnia Susan jest skupiona tylko na sobie, głupiutka i nieostrożna, zaś praktycznie każda jej wypowiedź irytuje w równym stopniu pozostałych bohaterów i czytelnika. Tylko Nessa ma charakter i pozytywnie zaskakuje – jest do tego stopnia realistycznie przedstawiona, że odbiorca bardzo szybko zaczyna się z nią identyfikować i jej kibicować. Autor świetnie ukazał emocje targające dziewczyną, począwszy od jej miłości do sióstr i dążenia do zapewnienia im bezpieczeństwa, uczucie do ojca połączone z poczuciem straty oraz głęboką urazą za to, że ofiarował ją Wijcowi. Przedstawił jej lęk przed przyszłością oraz gorzką tęsknotę za utraconymi marzeniami i spokojną, pewną przyszłością. Nie można narzekać także na kreację Wijca, który mimo swej potworności i szczycenia się wszystkim co odróżnia go od ludzi, swymi działaniami nie budzi obrzydzenia czy niechęci. Delaney bez negowania krwawej natury tego stwora wplótł w jego portret kilka sprzecznych cech, które zostały jednak bardzo dobrze uzasadnione – tak fabularnie, jak i psychologicznie.

Wijec to prawdziwa gratka dla wszystkich miłośników twórczości Josepha Delaneya i Kronik Wardstone, chociaż także czytelnicy niezaznajomieni z jego powieściami mogą po śmiało sięgnąć po tę pozycję, traktując ją  jako uzupełnienie pozostałych tomów cyklu lub całkowicie osobny spin-off.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Wijec (Slither's Tale)
Cykl: Kroniki Wardstone
Tom: 11
Autor: Joseph Delaney
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Jaguar
Data wydania: 2 marca 2016
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7686-406-8
Cena: 29,90 zł



Czytaj również

Nowy mrok
Stracharz raz jeszcze
- recenzja
Zemsta Stracharza
Wielki finał serii
- recenzja
Alice
Wiedźma na rozdrożu
- recenzja
Krew stracharza
W oczekiwaniu na wielki finał
- recenzja
Jestem Grimalkin
Nie taka wiedźma straszna...
- recenzja
Cień przeznaczenia
Cień wtórności
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.