Więzień Incarceron - Catherine Fisher

Autor: Ula 'Canela' Kuczyńska

Więzień Incarceron - Catherine Fisher
Catherine Fisher zajmuje się pisaniem młodzieżowego fantasy już od trzydziestu lat. Zdołała zyskać niemałą sławę w rodzinnej Anglii, zdobyła kilka prestiżowych nagród, a jej książki tłumaczone są na dziesiątki języków. W Polsce jednak mało kto o niej słyszał, pomimo iż Więzień należy do drugiego już cyklu – po Wyroczni – który zadomowił się w naszych księgarniach.

Incarceron został stworzony w ramach eksperymentu – przestępcy zamiast trafiać do więzień zostali zamknięci i zapieczętowani w osobnym świecie. To kryminalne uniwersum posiada własną inteligencję, przez co może dostrajać się do potrzeb osadzonych w nim istot, oferując im świat idealny, w którym niczego nie brakuje. Przynajmniej teoretycznie… Niestety poza bramami więzienia rzeczywistość nie wygląda już tak kolorowo, a większość ludzi wolnych szczerze zazdrości mieszkańcom rzekomej utopii. Świat zewnętrzny rządzony jest przez prawa zawarte w Protokole, choć dokładnie nie jest powiedziane, kto i kiedy ten dokument napisał. Mówi on o tym, że wiek siedemnasty był epoką, w której ludziom żyło się najlepiej, więc – za sprawą nowoczesnej techniki – cywilizację sprowadzono do ery konnych powozów i ciasnych gorsetów, a każde odstępstwo od tych sztywnych reguł karane jest z należytą surowością. I choć brzmi to wszystko dość pretensjonalnie, na kartach książki jest jak najbardziej naturalne.

Pierwsze strony powieści wprowadzają nas w okres, w którym Incarceron zapieczętowany jest już od dziesiątek lat. Nikt do niego nie wchodzi ani nikt nie wychodzi, a wszyscy jego mieszkańcy rodzą się i umierają wewnątrz niego. Finn to młody mieszkaniec więzienia, który nie pamięta nic ze swojego dzieciństwa – jego wspomnienia sięgają zaledwie kilka lat wstecz. Chłopak żył z dnia na dzień, próbując przetrwać w tym morderczym miejscu, gdzie zabójstwa i gwałty są na porządku dziennym; nie starał się także rozwiązać zagadki swojego pochodzenia aż do momentu, w którym w jego ręce trafił przedmiot pozwalający komunikować się ze światem zewnętrznym. Finn wraz z grupą towarzyszy wyruszył w podróż po Incarceronie, próbując odnaleźć coś, w czego istnienie nikt nie wierzył – wyjście z więzienia. Drugą protagonistką jest, znajdująca się na zewnątrz, Claudia, której świat zależny jest od Protokołu. I choć za ojca ma wysoko postawionego urzędnika, jej życie nie zostało usłane różami. Wraz z przywilejami otrzymała największą bolączkę wszystkich nobilitowanych córek: ojciec chce ją wydać za mężczyznę, którego nie kocha.

Powieść rozpoczyna się niezwykle tajemniczo i dopiero po kilkudziesięciu stronach fabuła powoli się wyjaśnia. Jednak zanim wszystko staje się całkowicie klarowne, czytelnik błądzi po omacku w świecie Incarceronu. Wierzę, że był to zamierzony zabieg autorki, mnie jednak taka prezentacja fabuły nie przekonała. Czytając początkowe fragmenty, nie czułam się, jakby powoli uchylano przede mną rąbka tajemnicy, ale jak podczas oglądania filmu od środka.

Autorka nie określa na początku reguł rządzących stworzonym przez siebie światem; zasady te, jak również cała charakterystyka Incarceronu, przekazywane są powoli, wraz z zaistnieniem ku temu fabularnych potrzeb. Odnalezienie się w tym uniwersum jest piekielnie trudne i chyba właśnie to czyni je tak intrygującym. Nawet żyjący w nim ludzie nie są do końca pewni, czym on jest. Ta pół żywa, pół mechaniczna istota potrafi tworzyć nowych więźniów z dostępnej materii organicznej, bawi się nimi, zmienia się: formuje jaskinie, góry, morza… Nie ulega więc wątpliwości, że jeśli chodzi o świat opowieści – pomimo skąpych opisów – Katherine Fisher wywiązała się z zadania.

Gorzej rzecz ma się z częścią fabularną książki. Tak naprawdę, mimo wprowadzenia innowacyjnego uniwersum i wielu zaskakujących rozwiązań, fabuła Więźnia nie jest czymś, co zapada w pamięć i nie daje spać po nocach. To wielka szkoda, ponieważ rzeczywistość stworzona przez Katherine Fisher ma potencjał i umieszczanie w niej fabuły średniej jakości czytadła to straszne marnotrawstwo. Autorka ukazuje równolegle dwa światy – zamknięty za bramami więzienia Incarceron oraz świat uwięziony w epoce siedemnastowiecznej, pomiędzy którymi istnieje wirtualny pomost w postaci urządzenia do komunikacji. Taka sytuacja pozwala na wiele ciekawych rozwiązań, które autorka pomysłowo wykorzystuje – jak na przykład pokazywanie jednej sytuacji na bieżąco z dwóch różnych punktów widzenia. Tu jednak pojawia się największy zgrzyt – przejście pomiędzy perspektywami nie jest w żaden sposób wyróżnione. Zwyczajna gwiazdka, odstęp lub chociażby wprowadzenie kursywy spowodowałyby, że tekst stałby się przejrzysty, a czytelnik nie musiałby się zastanawiać, gdzie w chwili obecnej toczy się akcja i kto z kim rozmawia. Dodatkowo efekt ten pogłębia brak oznaczenia, do kogo należy wypowiadana kwestia – przy scenach z udziałem więcej niż trzech bohaterów ogarnięcie pół strony dialogu staje się nie lada wyzwaniem.

Zarówno Incarceron, jak i rzeczywistość podporządkowana prawom Protokółu to nieudane eksperymenty, które miały się okazać utopią. Nic jednak z tego nie wyszło, bo problemem nie jest otaczający świat, lecz sama natura ludzka. To główne przesłanie płynące z książki i choć jest ono wartościowe, forma, w jaką zostało ujęte, czyni z niego jedynie natrętny morał. Fabuła Więźnia jest dość przeciętna i to, co przyciąga do tej książki, to niesamowity świat Incarceronu. Skąpe opisy i liczne niedopowiedzenia pobudzają wyobraźnię, tworząc niezwykły, enigmatyczny klimat. Jednak do samego końca nie byłam przekonana, czy książka mi się podoba. Żywię do niej ambiwalentne uczucia: z jednej strony bardzo klimatyczna kreacja świata, z drugiej zupełnie nieprzekonująca fabuła. Mam nadzieję, że kontynuacja powieści, Uciekinier Sapphique, ostatecznie przekona mnie do tej serii.