» Recenzje » Wietrzne katedry. Tom 2

Wietrzne katedry. Tom 2

Wietrzne katedry. Tom 2
Pierwszy tom Wietrznych katedr stanowił interesujący zabijacz czasu, oferujący kilka godzin niezobowiązującej rozrywki, choć bez żadnych uniesień. Zobaczmy, jak prezentuje się część druga serii.
Uwaga na spojlery z tomu pierwszego!

Akcja książki zaczyna się w momencie, w którym zakończył się pierwszy tom Wietrznych katedr. Rewelacje dotyczące prawdziwej tożsamości Evangeline i istnienia Evandera, drugiego żyjącego elfa, dość mocno wstrząsnęły Richardem i mnichami. Jednak ich decyzja o odnalezieniu Wietrznych Katedr pozostaje niezmienna – szczególnie, iż udało im się połączyć wszystkie części mapy. Niestety jej zdobycie to dopiero początek kłopotów bohaterów, bowiem do przeprowadzenia rytuału otwarcia potrzebna jest oryginalna elfia harfa oraz obecność elfa z wysokiego rodu. Aby je pozyskać, protagoniści będą musieli udać się aż do położonego w Metropolii, owianego złą sławą Instytutu Medycznego, gdzie w inkubatorze prawdopodobnie przebywa ostatni krewny elfiego księcia. Czasu mają coraz mniej, gdyż służby ścigające Richarda są coraz bliżej.

Podobnie jak w pierwszej części, także tutaj akcja nabiera tempa niezwykle powoli. Protagoniści gromadzą informacje, długo rozmawiają, naradzają się i planują, pozyskują niezbędne wsparcie, a kiedy już decydują się na podjęcie jakiegoś działania, to poprzedza je rozbudowany opis drogi, jaką muszą przebyć z punktu A do punktu B. Nim zacznie się cokolwiek dziać, czytelnik musi przekopać się przez całą masę opisów i obserwować wydarzenia mające niewielki wpływ na główną linię fabularną. Jedynym uzasadnieniem dla poświęcenia tym fragmentom takiej ilości miejsca jest zapał światotwórczy autorki, która z zaangażowaniem kreśli przed oczami czytelnika obraz Metropolii, jej ulic i mrocznych zaułków, sklepów, salonów i klubów. Po raz kolejny widać, w jakim wyczuciem A.R. Reystone łączy elementy znane z współczesnej nam codzienności (jak centra handlowe, instytuty badawcze czy nocne kluby) z motywami magicznymi, zaklęciami, rytuałami czy rozbudowaną charakterystyką legendarnych bestii (jak wiwerny czy bazyliszki). Efekt wysiłków autorki robi wrażenie i daje niemało radości podczas lektury książki. Jedyny szkopuł tkwi w tym, że tych wszystkich światotwórczych wycieczek jest zdecydowanie za dużo. Chociaż można byłoby ująć to inaczej: to akcji i tego, co stanowi oś fabularną książki jest trochę za mało. Gdyby Reystone trochę lepiej wyważyła proporcje tych dwóch tak ważnych elementów – efekt końcowy wypadłby zdecydowanie lepiej. Za to całkiem nieźle, w porównaniu z tomem pierwszym, wypadają te fragmenty, gdy akcja wreszcie rusza z kopyta, a także sceny będące kulminacją powieści. Są lepiej dopracowane, o wiele bardziej spójne i na tyle klarownie ukazane, że czytelnik nie zastanawia się, kto w kogo rzucił właśnie zaklęciem.

Niestety autorce nie udało się tak całkowicie wyeliminować chaotyczności ze swej książki. W niektórych momentach, szczególnie gdy w jednym miejscu zgromadzonych było wiele postaci, można było się pogubić o kim w danym momencie pisze autorka, bowiem kilkakrotnie zmieniany był bohater, z którego punktu widzenia opisywane były wydarzenia. Takie przeskoki następowały każdorazowo bez żadnego uprzedzenia, a co gorsza bez żadnego wizualnego oddzielenia od reszty tekstu, co bardzo utrudniało rozeznanie się w opisywanej sytuacji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jednym z większych plusów recenzowanej pozycji jest rozbudowanie kreacji protagonisty, Richarda Dee Zandera. Wyjaśnione jest pochodzenie jego blizn, prawdziwa przyczyna migren, a także powody dziwnych, szybko przemijających zmian wyglądu. Elementy te dodają tej postaci głębi, osadzają ją (wreszcie) w jakimś bardziej jednoznacznym kontekście i ostatecznie wzbudzają sympatię czytelnika (co przy jego gburowatości i niekontrolowanym temperamencie było wcześniej dość dyskusyjne).

Za to niewiele pozytywów można powiedzieć o postaciach drugoplanowych, po których – biorąc pod uwagę, iż jest to drugi tom serii – zwyczajnie można byłoby spodziewać się czegoś więcej. Towarzyszący Richardowi mnisi po prostu są. Biorą udział w karkołomnych przedsięwzięciach czy niebezpiecznych potyczkach, ale ich kreacje, mimo okazjonalnych wypowiedzi czy sytuacji mających w zamierzeniu pogłębić ich charakterystyki, nadal są dość powierzchowne. Desire to kobieciarz o nieposkromionym języku, wygłaszający dość liczne, czasami wręcz idiotyczne uwagi, a Tancmistrz to milczek, chwilami gbur, skrywający jakąś rozdzierającą serce tajemnicę. Jedynie opat zyskuje trochę indywidualności, ale tego można było oczekiwać już po końcówce części pierwszej.

Pierwsza cześć Wietrznych katedr zasługiwała na pewien kredyt zaufania, bowiem stanowiła wprowadzenie do nowego cyklu. Można było założyć, iż autorka stara się zarysować ramy dla kolejnych wydarzeń, jak najbardziej rozbudować świat przedstawiony, a protagonistów uczynić kanwą, na której pojawia się z czasem nowe, dopełniające i pogłębiające obraz szczegóły. Niestety tom drugi nie może być już traktowany tak ulgowo, dlatego też w porównaniu do poprzedniego wypada gorzej. Nadal zachwiane są proporcje pomiędzy opisami a akcją, zaś bohaterowie wciąż mają słabo rozbudowane portrety. Świat przedstawiony jest rozbudowany i potrafi zainteresować czytelnika, ale to trochę za mało, aby zrównoważyć wszystkie braki na innych polach. Recenzowana pozycja jest poprawna, czyta się ją w miarę szybko…, ale to wszystko. Nie pozostawia co prawda niesmaku, ale nie wzbudza też entuzjazmu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.5
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Wietrzne Katedry. Tom 2
Cykl: Wietrzne Katedry
Tom: 2
Autor: Alice Rosalie Reystone
Wydawca: Nasza Księgarnia
Data wydania: 10 października 2018
Liczba stron: 400
ISBN-13: 9788310130884
Cena: 39,90 zł



Czytaj również

Wietrzne katedry. Tom 3
U progu wielkiego odkrycia
- recenzja
Wietrzne katedry. Tom 1
Poszukiwacz zaginionych artefaktów
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.