Wieszać każdy może - Andrzej Pilipiuk

Tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie

Autor: Tomasz 'Sting' Chmielik

Wieszać każdy może - Andrzej Pilipiuk
Jakub Wędrowycz powraca! Najsłynniejszy polski degenerat, pasożyt społeczny, bimbrownik i egzorcysta amator znów trafił na półki księgarskie. Nowa porcja jego absurdalnych przygód osadzonych w realiach popegeerowskiej, zaściankowej IV RP, zebrana w zbiorze o jakże trafnym w świetle dzisiejszych afer lustracyjnych tytule Wieszać każdy może z pewnością ucieszy wszystkich miłośników prozy Andrzeja Pilipiuka. Nauczony jednak doświadczeniem podszedłem do piątego już z rzędu zbioru opowiadań o Jakubie W. z dużą dozą ostrożności. Kolejne części długich cykli mają bowiem to do siebie, że lubią zaskakiwać płycizną literacką, której nie zamaskuje nawet wyśmienity smak "Cherry za cztery".

Wieszać każdy może przypomina strukturą Czarownika Iwanowa. Tutaj również mamy danie główne (Pola Trzcin) zajmujące większość zbioru oraz kilka przystawek w postaci krótkich, mniej lub bardziej, smakowitych kąsków. Na deser zaś otrzymujemy zwycięzcę konkursu na opowiadanie, którego akcja rozgrywa się w rzeczywistości wiejskiej lub małomiasteczkowej. Czy ów nietypowy obiad doprawiony lekką nutką dekadencji w postaci pryty truskawkowej, obowiązkowo wstrząśniętej, niemieszanej, jest w ogóle jadalny?

Jeśli ktoś bywał przez ostatni rok na konwentach, na których odbywały się spotkania autorskie Andrzeja Pilipiuka, to doskonale zdaje sobie sprawę, czego może się spodziewać po Polach Trzcin. Dla przypomnienia – Lenin i Feliks Dzierżyński z powodu mumifikacji trafiają do egipskich zaświatów. Jako zatwardziali marksiści próbują rozpętać rewolucję klasową, jednak na wieść o polskiej ekspedycji naukowej, która jest na tropie ostatniego, nie odkrytego dotychczas grobowca faraona, zdejmuje ich blady strach. Jeśli plany polskich archeologów się powiodą, to w zaświatach zapanuje bida jak na Syberii. Dlaczego? Wszystkiemu winny jest egipski system wierzeń. Te wszystkie sprzęty domowego użytku, pieniądze, jedzenie i im podobne nie są składane do grobów tylko dla picu. Dzięki nim w zaświatach faraonowi niczego nie brakuje. Wystarczy jednak, że banda napalonych kopaczy ziemi wyniesie to wszystko z grobowca i w zaświatach całe bogactwo znika. Uważny czytelnik zapewne zapyta: dlaczego Lenina i Dzierżyńskiego zdejmuje blady strach? Przecież komuniści gardzą bogactwami, gdyż powodują one nierówności społeczne. Cóż, jeśli uwierzyliście w te Kapitałowe brednie, to jesteście tak samo naiwni jak wszyscy ci, którzy wierzą, iż demokracja jest najsprawiedliwszym z systemów. Musicie bowiem wiedzieć, że prawdziwy marksista żre na śniadanie kawior, który zapija najlepszym rocznikowo winem. Ci zaś, którzy uwierzyli w jego sen o równości społecznej, siedzą w łagrach i żrą szczury, zapijając deszczówką. Tak więc Lenin i Krwawy Feliks wyruszają na Ziemię, by powstrzymać polską ekspedycję naukową. Na drodze staje im jednak, a jakże, sławetny Jakub W. wraz z wnukiem i starym kumplem Semenem. Ci bardziej domyślni wiedzą już, że zapowiada się niezła sieczka.

Pola Trzcin to całkiem przyjemna w odbiorze mini powieść. Wydaje mi się jednak, że autor chciał wrzucić do jednego worka zbyt dużo kotów. Pacyfikacja Drakuli, kastracja arabskiego szejka i podobne wesołe historyjki powodują, iż główny wątek zaczyna się gubić gdzieś po drodze. I gdy w końcu docieramy wraz z bohaterami do celu podróży, otrzymujemy dwadzieścia stron na temat i wszystko niespodziewanie się kończy. Jasne, poszczególne epizody są ze sobą połączone w całkiem zgrabną całość, ale tworzy się z tego epizodyczny film drogi z innym "bossem levelu" na zakończenie każdego odcinka. Całość ratują jednak wyśmienite "przebitki" z Leninem i Dzierżyńskim w roli głównej, które porządkują opowiadanie i ociekają wprost zabawnymi refleksjami na temat marksistowskiej idei. Wszyscy ci, którzy zapijają Kapitał milejowskim miętowym mocnym powinni czuć się zachwyceni.

Przystawki zasadniczo trzymają poziom znany z poprzednich zbiorów opowiadań o egzorcyście amatorze. Te najbardziej dziadowskie to Kac i Wykład. Najlepszy zaś chyba jest Kontyngent. Ogólnie rzecz ujmując – są to zabawne historyki z głupią puentą, która śmieszy mniej lub bardziej. Goździkowa mówiła, że puenta jest tym śmieszniejsza, im więcej alkoholu w pobliżu prawej ręki.

Natomiast deser w postaci konkursowego Wieśmina coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że opowiadania o Wędrowyczu odcisnęły się głębokim piętnem na psychice młodego pokolenia. Wieśmin to praktycznie kalka klimatów znanych z prozy Andrzeja P. Czy udana? Co kto lubi. Ja wolę prekursorów, a nie kserokopiarki.

Czy warto wieszać? Moim zdaniem warto. Zbiór opowiadań czyta się bardzo przyjemnie i bez wysiłku. Jest to rozrywka w sam raz na lekkiego kaca, gdy myślenie boli, a w gardle sucho. Miłośnicy poprzednich części z pewnością się nie zawiodą, a ci, którym nie podchodzi groteska w wykonaniu Andrzeja Pilipiuka, i tak nie wydadzą nań żadnych pieniędzy. Parafrazując: Wieszać każdy może jest dobre, bo jest dobre i tanie.