Wieści z warsztatu #4

Autor: Michał Krzywicki

Wieści z warsztatu #4
Obecnie redaguję Psalmodię, ale może o tym, przy innej okazji. Najlepiej, gdy ją już skończę. Finiszuję z moją najnowszą powieścią. Tłem jest II Wojna Światowa, skupiam się jednak na mikrohistorii: wysiedleniu polskiej ludności w niewielkim miasteczku czy bestialskim mordzie w szpitalu psychiatrycznym dokonanym przez Einsatzgruppen SS-Eimann. Nie chciałbym tutaj wszystkiego zdradzać. Przez kilka lat się zastanawiałem, jak o okupacji, tych mordach (nieomal rytualnych) opowiedzieć w kraju, gdzie chociażby stosunek Polaków do Żydów − zanim ci zostali umieszczeni w gettach − jest białą plamą w naszej historii albo gdzie mówi się, że Żydzi sami się podkładali, i że każdy Polak to antysemita. Od razu pragnę podkreślić, że dla mnie ludzie dzielą się po prostu na mądrych i głupich, tyle. Resztę pod tym artykułem, a może i kiedyś pod Chichotem, niech dopisują ideolodzy i inni szaleńcy. Mój wykładowca powtarzał: dajcie im łysego w okularach, wyrzućcie go poza nawias społeczeństwa i wyzujcie z prawa, a znajdzie się wielu, by go okraść, a nawet zabić. Dlaczego? To proste. Bo nie muszą obawiać się żadnych konsekwencji.

Łatwo przy opisywaniu takich dramatów popaść w banał. Mam nadzieję, że się tego ustrzegłem.

W trakcie pisania Chichotu (tak przy okazji, tytuł wymyślił mój ojciec, gdy wysłuchał, o czym piszę) pojawiła się na rynku książka Jonathana Littella, Łaskawe. Szumnie ją zapowiadali, ale potem przeszła raczej bez echa. To grube tomiszcze (wyobraźcie sobie Lód Jacka Dukaja) opowiada wyłącznie o holocauście z perspektywy członka SS. Od razu uprzedzam, że dla czytelnika, który nie zna takich publikacji jak: Zwykli ludzie — 101. Policyjny Batalion Rezerwy i "ostatecznie rozwiązanie" w Polsce Christophera Browninga, albo Mistrzowie Śmierci. Einsatzgruppen, Richarda Rhodesa, lektura tej książki będzie wyzwaniem. Zarzucano jej rzecz ohydą, że to pornografia, a nie opowieść o holocauście. I abstrahując od tej całej reklamy albo krytyki (nie wnikam), dało mi to do myślenia, czy mój pomysł na opowieść w Chichocie jest właściwy. Ale co to znaczy − właściwy? Czy można się śmiać z holocaustu? Niby można, co pokazał choćby film Życie jest piękne, zresztą nie tylko ten, również wiele innych. Zastanawiałem się, ile zniesie polski czytelnik i o co mnie oskarży. Ale zdradzę wam sekret. O tym ostatnim myślałem tylko przez chwilę, bo gdybym myślał ciut więcej, nic bym nie skończył.