» Artykuły » Inne artykuły » Wieści z warsztatu #2

Wieści z warsztatu #2


wersja do druku
Redakcja: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Wieści z warsztatu #2
Właśnie skończyłem książkę, a następnej jeszcze nie zacząłem, więc może o tej skończonej, która powinna wyjść w perspektywie paru miesięcy: Gadzie gody to kolejny tom z cyklu o czarokrążcy, czyli Debrenie z Dumayki (w Google hasło wyskakuje, można sprawdzić, co to za jeden). Chociaż właściwie tom jest nie tyle "kolejny" co raczej "poprzedni". Mówiąc inaczej: prequel. Historia miała być fragmentem czwartej części, która, jak Bóg przykazał, chronologicznie następuje po trzeciej - ale mi nie wyszło. Winę, jak wszyscy dzisiaj w Polsce, sprytnie zepchnę na kryzys. Mój zamiar był następujący: ponieważ w tomie IV bohater ma spotkać śmiertelnego, dyszącego zemstą wroga, należało wcześniej owego mściciela wykreować i wyjaśnić Czytelnikom, czymże to poczciwiec i pacyfista Debren tak komuś podpadł. Autor zręczny i potrafiący pisać krótko załatwia takie rzeczy paroma akapitami, względnie kilkustronicowym rozdziałem, ale ja tak zręczny nie jestem. Uznałem, że napiszę prolog w postaci "opowiadania" o gabarytach do 100 stron (50 jak dobrze pójdzie) i załączę do głównej powieści. Tym miały być Gadzie gody. Ba, w przypływie ambicji myślałem nawet, że dorzucę do tego jeszcze jeden albo i dwa krótkie fragmenty, traktujące o młodości Debrena. Jeden miał wprowadzić inną postać, mającą pojawić się w tomie IV, drugi wyjaśnić pochodzenie czaru typu "gangarin", który Debren nagminnie stosuje w rozlicznych bitwach i mordobiciach i który stanowi jego prywatną, tajną broń. Cóż, wstyd się przyznawać, jak dalece te ambitne plany spaliły na panewce. Napisałem tylko Gadzie gody i wyszło tego aż prawie za dużo na jedną, mieszczącą się w pojedynczym tomie historię. W Godach cofnąłem się głęboko w przeszłość. Mój bohater ma lat siedemnaście, dopiero studiuje magię i szczęśliwym trafem załapał się na studencką praktykę zagraniczną. I to w feudalnym kraju! Niewtajemniczonym wyjaśniam, że świat młodego Debrena, a przynajmniej jego cywilizowana część, dzieli się dwubiegunowo jak nasz przed rokiem 1989. Jest więc oparty na tradycyjnych wartościach, monarchistyczny, wysoko rozwinięty i bogaty Wschód, gdzie feudalizm kwitnie i trzyma się mocno oraz eksperymentujący z demokracją, zacofany Zachód, skąd Debren ma nieszczęście się wywodzić. Opowieść nie jest wprawdzie historią o zmaganiu się ustrojów społeczno-politycznych, ale fakt, że Viplan Debrena tkwi w okowach swojej wersji Zimnej Wojny ma spory wpływ na postawy i losy bohaterów. Generalnie jednak powieść traktuje o wyprawie na smoka. Smok, jak to w klasycznych baśniach, znienacka zażądał dziewicy. Wyprawa przeciw bestii jest o tyle nietypowa, że Debren to nie rycerz albo dzielny szewczyk, który ma ją zgładzić. Początkowo jest wręcz przeciwnie: władze terroryzowanego miasteczka Trickley stawiają młodemu magowi zadanie dokładnie odwrotne do stawianych bajkowym herosom. Ma mianowicie wystarać się, by smok dostał to, czego żąda, a o co w okolicy trudno, bo świat realny to nie bajka i o niekwestionowaną dziewicę trudno, zwłaszcza w tak dramatycznych okolicznościach. Smoka można by co prawda klasycznie i bajkowo zlikwidować, nasyłając błędnego rycerza czy innego księcia, względnie wojsko, ale świat Debrena nie jest baśniowy. Rządzą nim brutalne prawa ekonomii, biurokracji i polityki (cóż, amatorów idealistycznej fantasy odsyłam do Tolkiena). Stronnictwa polityczne już na szczeblu miejskiego ratusza żrą się, podgryzają i intrygują, amatorzy do kontraktu na smoczy łeb widzą w Debrenie konkurenta i ciskają mu kłody pod nogi, burmistrza krępują nieżyciowe przepisy i w ogóle jest jak w naszym, dalece niedoskonałym świecie. Tu chyba powinienem streścić, co dzieje się dalej. Ale to na szczęście tekst o wieściach z pisarskiego warsztatu, więc się uchylę. Moje książki są po pierwsze sensacyjne (te fantasy, o Debrenie, też), a dobra sensacja nie sprowadza się tylko do tego "kto zabił" i "jak związany bohater oswobodził się z więzów i przywalił tym złym". Taka opowieść powinna od czasu do czasu zaskoczyć i dlatego ciężko do niej zachęcać, nie paląc niespodzianek. Więc może zamieszczę tu tekst, który prawdopodobnie trafi na okładkę książki (o ile w wydawnictwie niczego nie pozmieniają). Ma to wyglądać następująco: "Gdy smok pożąda dziewicy, a potężny feudał zemsty. Gdy ściga cię gwiazda palestry i profesjonalni zabójcy smoków. A do twej głowy przystawi lufę zdesperowana dziewczyna, niełatwo o wpis do indeksu. Debren, siedemnastoletni żak Akademii Magicznej, boleśnie się o tym przekona. Praktyka studencka w zamorskim Anvashu przeradza się w koszmar: po wiekach spokoju okoliczny smok stawia miastu Trickley okrutne ultimatum. Początkowo Debren, jako mag-iluzjonista, ma jedynie doprowadzić do stanu dziewictwa osobę, przeznaczoną na ofiarę. Najlepiej kobietę - choć niekoniecznie. Potem problemy narastają. Opozycja sabotuje ugodowe plany burmistrza, zabiegający o kontrakt smokobójcy widzą w Debrenie konkurenta i próbują zgładzić. Ratuje go niedoszła nałożnica lokalnego barona, by zaraz potem sterroryzować. Dziewczyna żąda pomocy w dotarciu do smoczej jaskini. To karkołomne zadanie: wzgardzony kochanek więzi ją w murach miasta, po drogach grasują krwiożercze mutanty, a śladem pary zbiegów rusza mecenas Pirr i demoniczny elf-czarodziej. Niełatwo będzie przeżyć. Ale jeszcze trudniej przyjdzie Debrenowi zgłębienie najtajniejszego ze smoczych sekretów. No i uporanie się z uczuciami, które budzi w nim mocno niezwykła towarzyszka." Dopisawszy do tego miejsca zerknąłem na maila od malakha, który Wieści z warsztatu zamówił. I się podłamałem, bo on definiuje dłuższy tekst na 1000-1500 znaków, a tyle to ma właśnie wklejony powyżej fragment przeznaczony na okładkę. To po co ja dopisywałem resztę? No nic, Internet jest pojemny, więc może tego tutaj mi nie wytną. Ale to dobra okazja by nazwać rzeczy po imieniu: mam problemy z pisaniem krótko. Jak mnie temat mało kręci, to w ogóle nie umiem się zmusić, a jak już zakręci, to się rozpędzam i trudno mi zakończyć. Zwłaszcza w takim jak Debrena świecie, gdzie o zabawne i pouczające dygresje tak łatwo i gdzie wszystko wymaga szczegółowego opisania, bo to wszak świat całkiem nam obcy, choć z drugiej strony niby tak do naszego podobny. No i wychodzą monstrualne opowieści na 600 stron (po skrótach). Autorowi nie za bardzo wypada ocenianie własnej twórczości, ale jakoś się muszę usprawiedliwić, więc napiszę, że choć co prawda dużo tego, ale w zamian jest zabawnie, a chwilami śmiesznie, dzieje się wiele, z bohaterami przyjemnie się obcuje (nawet z tymi strrrrasznie wrednymi), a dłuższe opisy nie opiewają jak u pani Orzeszkowej piękna przyrody, a niekonwencjonalną batalistykę magicznego pola walki, która, jako egzotyczna, musi być opisana szerzej, by Czytelnik zrozumiał, czemu to dębowa pała wygrała z wyrafinowanym zaklęciem. Inaczej mówiąc: ja się przy pisaniu, a nawet czytaniu tego potem nie nudzę i mam pewność, że jakiś procent Czytelników też zaczerpnie z lektury sporo uciechy. Pewnie nie wszyscy, ale ostatecznie jeszcze się taki pisarz nie urodził, co to go wszyscy będą chwalić. Jesteśmy różni i szukamy w literaturze tak różnych rzeczy, że dogodzenie wszystkim jest chyba niemożliwe. Ja, przykładowo, usypiam po przeczytaniu dowolnego a dłuższego niż trzydzieści stron fragmentu Władcy Pierścieni i cykl o wiedźminie uważam za około sto razy lepszą lekturę. Cóż, taki gust. Inni mają inne i ja to szanuję, zwłaszcza że znam co najmniej jedną fanatyczną tolkienistkę, której się moje książki bardzo podobają. A propos Geralta. W ramach Wieści z warsztatu 2 pochwalę się (albo i nie), że drugą rzeczą jaką w zasadzie skończyłem i teoretycznie mógłbym wydać jest powieść o zachęcającym tytule Brzydsza prawda o wiedźminach. Hmm, no właśnie, brzydsza prawda. Może dlatego SuperNOWA, a konkretnie jej wielki szef, Mirek Kowalski, kręci nosem? No bo jak to tak? Wiadomo, że wiedźmini są OK i spoko. Wiec jakie brzydsze prawdy?!;) Podejrzewam, że trochę poszło znów o to samo: strasznie grubaśne tomisko mi wyszło, a wydawcy baaardzo nie lubią za grubych książek. Kolejny H. Potter jeszcze przejdzie, no ale Zaniewicz… Na próbę posłałem tekst także Dominice Repeczko z Fabryki Słów i na to samo wyszło: w zasadzie się podoba, no ale ta długość… Aż się boję zaglądać, ile zostało tego po pierwszych przycinkach, lecz przed było jakieś 700 stron. Ja tam lubię długie historie (byle fajne były), ale rynek podobno nie. No i na tej zasadzie opowieść szkalująca dobre imię wiedźminów leży sobie w szufladzie, czekając na lepsze czasy. Nie wiem, czy tego tutaj mi malakh nie przytnie, zaryzykuję jednak i napiszę krótko, o czym jest ta Brzydsza prawda i skąd się wzięła. No więc kiedyś, parę lat temu, Mirek Kowalski nosił się z zamiarem wydania tomu opowiadań, które miały się zaczynać od słów: "Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy, od bramy Powroźniczej…" Jeśli ktoś nie wie: to początek opowiadania Wiedźmin, które rozpoczyna sagę o Geralcie. Potem autorzy mogli pisać, co im ślina na klawiaturę przyniesie, ale pomysł na tomik był taki właśnie: żartobliwy hołd złożony Sapkowskiemu, względnie jego bohaterowi. Z planów na razie nic nie wyszło, ale ja stanąłem na wysokości zadania i zacząłem pisać zgodnie z zamówieniem. Po czym, jak to u mnie, z opowiadania wykluło się upiornie wielkie monstrum, trochę za obszerne jak na jednotomową powieść. Czyli prawdziwa historia tego faceta, którego mistrz Sapkowski. opisał jako Geralta i odczarowanej przez niego strzygi. Można by to zatytułować Trzydzieści lat później, bo rzecz traktuje o tym, jak klienci składają reklamację i wiedźmin wraca poprawić robotę. Brzydsza prawda o wiedźminach jest, według mojej oceny, mocno podobna do cyklu o Debrenie (choć trochę inna, bo bohater to nie magik-pacyfista, a wiedźmin pełną gębą, więc zupełnie inna osobowość z całkiem innym podejściem właściwie do wszystkiego). Co więcej, TO JEST kawałek cyklu o Debrenie, bo… No właśnie, w myśl zasady nie zdradzania niespodzianek za dużo powiedzieć nie mogę, ale rzecz się dzieje w księstwie belnickim (tam, skąd pochodzi ukochana Debrena), a efekty tego dziania się mają wpłynąć na losy Debrena i Lendy. Niby więc jest to osobna historia (akcja rozgrywa się dobre 150 lat wcześniej) i do samodzielnego czytania nadaje się jak najbardziej, ale żeby napisać IV tom opowieści o czarokrążcy, powinienem opowiedzieć Czytelnikom, co wydarzyło się wcześniej. No i między innymi dlatego na razie IV tom wciąż planuję, zamiast pisać, a SuperNOWA wydaje (chyba na wiosnę 2010) tom minus pierwszy czyli Gadzie gody. Tym Czytelnikom, którzy kibicowali związkowi Debren-Lenda i których wkurzyło rozstanie pary bohaterów, dyskretnie podpowiadam, by posłali Mirkowi Kowalskiemu parę pogróżek. Jak się ugnie i wyda Brzydszą prawdę, będę miał wolną drogę do pisania dalszego ciągu ;). A trochę bardziej serio: ponieważ staram się pisywać na przemian fantasy i sensację, a właśnie kolejną książkę skończyłem, jestem na etapie zastanawiania się, co wziąć na warsztat. Opcje są zasadniczo trzy:
  • Kolejny Debren;
  • Kryminał rozgrywający się w realiach drugowojennych, w okupowanej Polsce (nie bardzo typowy, jak to moje sensacje, więc z detektywem, który, choć Polak i zasadniczo patriota, poszukuje mordercy niemieckiego żandarma);
  • Fantastyka innoplanetarno-militarna, choć z walkami raczej na łuki, niż miotacze antymaterii. Walczący: polscy (a jakże!) koloniści i wredni kosmiczni tubylcy.
Niestety, pozycja trzecia mało realna, bo choć temat najbardziej mnie kręci, już teraz widzę, że na jednym tomie trudno by mi było poprzestać i po prostu boję się zaczynać.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


~Swietlo

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A ja u Baniewicza kocham najbardziej military-fiction
30-11-2009 08:56
malakh
   
Ocena:
0
Mnie się opowiadania o Debrenie podobały. Tom pierwszy, "Smoczy pazur" może mniej, ale "Pogrzeb czarownicy" był naprawdę dobry.

Dlatego czekam na "Gadzie gody".
30-11-2009 11:46
~ja

Użytkownik niezarejestrowany
    taa
Ocena:
0
ten artykuł jest jak cała tfurczość pana B. - długi i do dupy
03-12-2009 16:18
~asiucha78

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
ja podobnie jak znajoma pana Artura uwielbiam twórczość Tolkiena, i muszę powiedzieć że pomimo ogromnych różnic w stylu z dumą patrze na władce stojącego na jednej półce z debrenem.

czekam, czekam na gadzie gody i na tom czwarty.
z dotychczasowych opowiadań najbardziej urzekł mnie pogrzeb.
14-12-2009 14:44
supprzem
   
Ocena:
0
Ja nie rozumiem jak można nie lubić i narzekać na długie książki. Przecież im dłuższa tym lepsza. Jeśli jest zabawna i ciekawa to super. Więc mam nadzieję, że pozwolą wydać tą książkę i czekam na kolejny tom o Debrenie.
02-06-2010 14:18

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.