» Kaer Earthdawn » Opowiadania » Wielkie Otwarcie

Wielkie Otwarcie

Wielki Targ – miasto wielkich możliwości, doskonałych zakupów, ale też łatwo straconych fortun i osobistych tragedii. Jak to się stało, że krasnoludy u bram swojego uporządkowanego Throalu pozwoliły na rozkwit samowoli i chaosu – nikt nie wie. Jednak faktem jest, iż Wielki Targ istniał, istnieje i będzie rozkwitał dostarczając krasnoludzkiemu państwu wielu kłopotów, jak i też ogromnych zysków. Lubiłem tu wracać, kiedy to po trudach wędrówki zasiadałem do stołu zastawionego jadłem i napojami, kiedy wreszcie można było wyciągnąć się na wygodnym łóżku. Tu zawsze znalazły się uszy gotowe słuchać opowieści, jak i usta, które te opowieści snuły. To tu najczęściej można było spotkać starych przyjaciół, poznać nowych, by wspólnie wspominać tych, których się już nie zobaczy. Tu też zawsze było łatwo o pracę, jeśli tylko tęsknota za przygodą zaczynała brać górę nad rozsądkiem. Jednak rozsądek nie zawsze też wybierał dobrze...

* * *

–Foradil! Stary druhu! Jak się cieszę, że cię widzę! – Ten głos potrafiłem zawsze rozpoznać. Midos. A jego przymilny ton zwiastował kłopoty.
–Powiedzmy, że ja również się cieszę, Midos. Ale nic z tego, dopiero wróciłem i przez najbliższy miesiąc mam zamiar się stąd nie ruszać.
–I bardzo dobrze, bardzo dobrze...
–A co dobrego jest dla ciebie w tym, że będę tu siedział przez ten czas, co? Chyba nie chcesz powiedzieć, że jesteś właścicielem wszystkich knajp i zamtuzów tego miasta.
–Nie, nie, przynajmniej jeszcze nie.... Ale mam dla ciebie robotę tu na miejscu i to nawet na dłużej niż miesiąc.
–Nic z tego, chcę odpocząć i ...
–No dobra rozumiem, w porządku. Ale jutro przed południem znajdziesz czas, potrzebuję twojej rady.
–Co muszę ci dać, żebyś dał mi spokój!
–Nic, nie zrozum mnie źle, po prostu sądziłem, że jako mój przyjaciel – specjalnie mówił głośno, tak głośno, żeby go było słychać w najdalszym końcu sali – oraz najlepszy ochroniarz w Barsawii, będziesz w stanie mi pomóc, ale skoro...
–Dobra będę, tylko powiedz, gdzie – ten krasnoludzki kupiec zawsze potrafił mnie podejść. Dlatego to on miał pieniądze, a ja blizny. No i jeszcze sławę.

* * *

Dotarcie na miejsce nie było wcale trudne, każdy zapytany o drogę pokazywał mi ją bez problemu. Wyglądało to tak, jakby w całym mieście tylko ja jeden nie wiedział, gdzie się znajduje nowa siedziba Midosa. I to było zastanawiające. Kiedy miałem kolejny zakręt zamurowało mnie. Opowiadano mi po drodze z dziwnymi uśmiechami, jak to wygląda, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Tu, gdzie jeszcze pół roku temu było zagęszczenie różnych budynków, teraz był pusty plac. No, prawie pusty, jeśli nie liczyć wielkiego magazynu zajmującego dużą część tego terenu.
–Piękne, prawda? – usłyszałem za plecami.
–Wiesz co, Midos, tobie to już chyba całkiem odbiło. Co to niby ma być?
–Chodź, chodź do środka, tam ci wszystko wyjaśnię.
–Mam nadzieje, że nie przeniosłeś tu tej swojej hodowli espagr, co?
–Nie, ależ skąd! Tamto to już przeszłość. A wiesz, że nawet udało mi się sprzedać fermę pomimo wypadku?
–O Pasje, to był ktoś jeszcze bardziej szalony, niż ty?!!
–Tak, dwa trolle. Nawet na plus wyszedłem – wyprężył dumnie pierś.
Ciekawe, jak mu się to udało? W końcu mieszkańcy okolic farmy chyba mu tak łatwo nie odpuścili, że zwierzęta rozlazły się poza jej teren, wywołując niemało problemów. No, ale jak widzę, Midos potrafił zmieniać w złoto wszystko, czego się dotknął.

* * *

–Kupno tego terenu musiało cię sporo kosztować – stwierdziłem, kiedy krasnolud zajmował się zdejmowaniem zabezpieczeń.
–Szczerze mówiąc to nie bardzo, pomogłem tylko kilu rajcom rozwiązać ich proble...
–Dobra, nie chcę wiedzieć, znam cię wystarczająco długo, żeby podejrzewać ciebie o spowodowanie im tych problemów.
Nie odpowiedział, tylko oczy mu zabłysły, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech. Cholera! To oznaczało, że na mnie też już coś ma. Chyba ta elfka z którą spędziłem noc nie zdradziła mu żadnych szczegółów? W końcu była profesjonalistką. A takie milczą po wzięciu pieniędzy. No tak, przecież Midos miał ich więcej, niż ja. Kiedy przekraczałem próg budynku czułem, że jednak będę miał tu coś do roboty. Tylko nie wiedziałem jeszcze, co.

* * *

–Po co ci tyle wejść? Nie mogło zostać to jedno?
–Nie bardzo. Towaru na magazyn nie będę wnosił głównymi drzwiami. A personel też musi mieć osobne wejście do swoich pomieszczeń.
–A co podtrzymuje sufit? Przecież tu nigdzie nie ma kolumn. Nasączyliście dach esencją żywiołu powietrza?
–Nie. Wynająłem iluzjonistę, który ukrył filary.
–Co?!!
–Bez obaw. Obstawi się je potem półkami i nikt nie zauważy. Wiesz, to był tańszy sposób, a równie skuteczny. –Tylko nie mów tego nikomu... Chodzi o to, że w koszty tą esencję sobie wliczyłem. Poza tym dach i tak jest zrobiony z drzewa.
–Tylko mnie w to nie mieszaj. Miałem dość problemów po twojej wodnej karawanie.
–Eee... no, wtedy to był drobny wypadek, no ale teraz wszystko jest legalnie. Tylko, że tanio. O, widzisz, tu będą kasy.
–Jak to kasy? Midos weź mi wreszcie wytłumacz na co ci ten budynek.
–A ile razy będąc tu wkurzałeś się, że musisz latać po całym Wielkim Targu, żeby skompletować wyposażenie?
–Nie zmieniaj tematu.
–Nie zmieniam. No ile razy? Zawsze, prawda?
–Prawda. Ale co to ma wspólnego z tym tutaj.
–A właśnie, że ma! Bo to będzie sklep, w którym kupisz wszystko od razu!
Zamurowało mnie ponownie. Ta cała hala to ma być jeden sklep? Moja bogata wyobraźnia odmówiła współpracy. Przecież to będzie wymagało zatrudnienia dużej ilości sprzedawców, magazynierów, ochroniarzy. –Miałem nadzieje, że kupiec się z tym liczy. Moment, co on powiedział o kasach? Mają być koło siebie?
–Te, Midos, oświeć mnie, bo dalej nie rozumiem. To jak to będzie wyglądało?
–Tutaj przed wejściem będą kasy do których będą podchodzić klienci z towarem i będą płacić.
–A skąd towar?
–Z półek. Towar będzie leżał na półkach i każdy będzie mógł sobie wybrać to, co będzie mu się podobało. To ograniczy ilość obsługi do minimum.
–Ale to ułatwi kradzieże!! Pójdziesz z torbami!!
–A właśnie, że nie. Przecież mam ciebie. Ty już coś wymyślisz żebyśmy zarobili a nie stracili.
–To niemożliwe!!!
–Musi być możliwe. Za tydzień otwieramy. Więc się postaraj.
–Daruj sobie, nawet się nie zgodziłem – To był błąd, z którego Midos szybko mnie wyprowadził. Ciekawe skąd on brał swoje informacje? Przynajmniej wiem, że to nie ta elfka...

* * *

Wieczór był piękny, prawie mi się udało zapomnieć. Jednak poranny kac przypomniał mi powód tej hulanki. Przeklęty krasnolud, niech go Dis ściśnie. Rozmyślanie nad nowym zadaniem pozostawiłem na później, wprawdzie czas gonił, ale teraz miałem większy problem do załatwienia. Musiałem przeżyć ból głowy. Karczmarz od razu przyniósł maślankę, jak tylko go zawołałem. Musiał paskuda czekać cały czas za drzwiami. To dobrze, przynajmniej będę mniej cierpiał. Niedobrze, kiedy pomyślałem jak to wpłynie na wygląd mojego rachunku. Maślankę piłem powoli, żeby nie wróciła. Wróciła. Kilka wypróżnień później żołądek jednak zaczął pracować. Teraz już byłem w stanie wstać z łóżka. Postanowiłem coś zjeść z zestawu śniadaniowego oferowanego w izbie na dole. I to pomimo, że już minęła pora obiadu. Nie powiem, hałas jaki panował w sali nie wpływał na moją głowę kojąco, jednak wolałem siedzieć tu i cierpieć, niż umierać w samotności na górze. I jajecznica tak pięknie pachniała. Z drugiego końca stołu dotarły do mnie podniesione głosy.
–Daj spokój, weź lepiej wróć do siebie na wieś, a nie udawaj mi tu mistrza żywiołów.
–Ale ja ostatnio dużo ćwiczyłem i mogę to zrobić bez problemu!
–To samo mówiłeś, jak spotkaliśmy tych nomadów. “Pozwólcie mi! Proszę!” Jęczałeś. “Załatwię ich jednym zaklęciem!” I co? Guzik! Jedyne co zdziałałeś to spaliłeś wóz z naszym dobytkiem.
–Ale dzięki temu udało się nam uciec.
–Mogliśmy ich pokonać!!!
–No ale teraz zobaczysz, nie będę miał najmniejszego problemu ze zrobieniem ci grzańca. Patrz...
–Nie!!!
–Nagle coś zaszumiało, potem huknęło i wokoło zrobiło się gęsto od glinianych odłamków z kufla. Ale to jeszcze nie był koniec. Po chwili cały stół już stał w płomieniach. Ledwie zdążyłem odskoczyć, pozostali klienci w panice wybiegali z karczmy. Moja jajecznica – pomyślałem, ale było już za późno.
–Copirfeld, zjeżdżaj! – wrzasnął rosły troll i kopniakiem wywalił niedoszłego władcę ognia przez okno. Ta, ten troll się nada na ochroniarza, będę z nim musiał pogadać jak się uspokoi.

* * *

–Jak ci idzie? – zapytał Midos, kiedy odwiedził mnie wieczorem. Był w świetnym humorze.
–Nieźle, mam już trzy trolle. Oni będą potrafili wytłumaczyć każdemu, że kraść nie wolno.
–A skąd będą wiedzieli o kradzieży?
–Myślę nad tym – skłamałem – przez jeden dzień spodziewałeś się cudu?
–No wiesz, chcę żeby wszystko było już zapięte na ostatni guzik w dniu otwarcia. Będzie z tej okazji duża impreza, zaprosiłem co ważniejszych z miasta. A głosiciele Tyrraniusa zgodzili się nawet poświęcić budynek... choć za "drobną" opłatą, ale o tym nikt nie wie.
–Proszę, nie mów mi już nic więcej na temat swoich matactw, dobrze? Potem mam problemy ze spokojnym snem.
–To kwestia przyzwyczajenia, mój drogi przyjacielu. A właśnie, co do “drogi przyjacielu” to niestety muszę ci trochę obciąć budżet na wydatki. Żebyś nie myślał, że cię okradam. To poszło na głosicieli.
–Ty chyba uważasz, że jestem cudotwórcą. Za tę sumę teraz to się zbyt dużych wyników nie spodziewaj.

* * *

–Ten cały plac przed sklepem musisz jakoś zagospodarować. Szkoda tyle wolnego miejsca.
–Ale on już jest zagospodarowany. To parking – Midos miał wciąż poważną minę. Nie żartował. Rozejrzałem się w koło siebie, coraz mocniej wątpiąc w jego zdrowie umysłowe. Zieleniec w środku miasta gdzie każdy metr terenu był na wagę złota.
–Parking, powiadasz. A gdzie drzewa, co? Przecież na tym placu nawet trawka nie rośnie, a ty to parkiem nazywasz.
–Nie park! PARKING!!! Taki z miejscami do parkowania! Klienci będą zajeżdżać wozami i do nich ładować zakupione towary! Przecież będą tu mogli kupić wszystko, od razu! Od muła zaczynając na rzemieniach i cebuli kończąc!
–Tak?!! Taki mądry jesteś?! A w czym do wozu to doniosą?! Może będą latać z każdą rzeczą tam i z powrotem, aż ktoś ich okradnie?! – Byłem pewien, że tu go zagiąłem. Znalazłem wreszcie dziurę w jego planie. Jednak nie doceniłem krasoluda.
–Koszyki. Takie małe, ręczne lub większe na kółkach. Będą wyposażone w specjalne zaczepy, które będą ustępowały jak włożysz monetę. A odzyskiwać ją będziesz jak odstawisz wózek na miejsce. Już uruchomiłem produkcję.
Parkingi, półki, kasy, ta cała masa towaru i ten tłum kręcący się między stoiskami – powoli nabierałem pewności, iż tym razem kupiec straci. Nawet pomimo jego machlojek.

* * *

–Nie!!! Nie !!! Nie!!! I jeszcze raz nie!!! – handlarz już od dłuższego czasu nie dopuszczał mnie do słowa. Był czerwony na twarzy aż po czubki uszu. Czekałem na moment, kiedy będzie musiał nabrać powietrza – Znajdź inny sposób!!!
– Nie ma innego – powiedziałem spokojnie.
–Ty chyba chcesz mnie zabić!!! Wiesz, ile to będzie kosztowało!!!
–Wiem. Mniej, niż koszty kradzieży. Jeśli się na to nie zgodzisz, będziesz mógł zamknąć ten interes, nim jeszcze ruszy.
–...muszę to policzyć. Zostaw mnie teraz.
Dwa dni później mogłem zatrudnić grupę wietrzniaków. Zacząłem wprowadzać mój plan w życie.

* * *

–Za nisko!! Leć wyżej, bo nie widzisz dolnych półek!! Ej, wy dwaj!!! Co to za pogaduszki!! Zaraz was przepytam z rejonów i waszych haseł!! I zajmijcie się tym gamoniem, co w kolumnę trafił!!! Już ja wam pokażę, obiboki! Myślicie, że to zabawa!!! Tu się pracuje!!! Mieliście wykuć rozkład sklepu na pamięć!! Kolumny też w to się wliczają!!! Ty!! Przyleć no tu. Co było na drugiej półce z lewej?
–Pieczywo.
–Dobrze. A jaki jest twój tekst?
–“Promocyjna obniżka cen na rękodzieła plemion z Servos”!!
–Świetnie.
–Foradil! Hej! Foradil!! Możesz tu podejść – Midos miał trochę dziwny wyraz twarzy. Chyba brody nie uczesał. –Po chwili już byłem przy nim. – Wolno idzie to szkolenie.
–Jakbyś nie kazał cięgle zmieniać rozłożenia towarów, to skończył bym już godzinę temu.
–No bo ja do tego podchodzę psychologicznie. Jak będziesz brał pieczywo, to obok będą noże do krojenia, jak pochodnie, to zaraz obok zapalarki i sprzęt do wyprawy w podziemia. Ale to wszystko muszę sam wymyślać, więc dlatego te zmiany.
–No to, dlaczego koło alkoholu nie ma maślanki?
–Bo to się źle kojarzy. Jesteś pewien, że te wietrzniaki się sprawdzą jako... obserwatorzy?
–Tak. Tylko jeszcze musimy nad tym popracować. Do otwarcia zdążymy.
–A właśnie otwarcie. Prawie zapomniałem. Będziemy mieli pokaz sztucznych ogni. Udało mi się zatrudnić świetnego fachowca od władania ogniem i to prawie za darmo. Sponsorujemy mu sprzęt do podróży.
Sztuczne ognie. Ciekawe. Trzeba się będzie temu przyjrzeć z bliska.

* * *

–Szefie, szefie – jeden z wietrzniaków szalał mi przed twarzą.
–Czego, Dureks?
–Widziałem, jak Pan Midos kładł na półce łuk Nioku!
–Co?! Muszę to zobaczyć!

* * *

–Wiesz, co. Przesadziłeś. I myślisz, że nikt się nie zorientuje. To od razu widać, że to nie Nioku. I za dużo ich.
–Kto powiedział, że to Nioku?
–Nazwa. Midos, przecież tu pisze.
–No to idź na ponowną naukę czytania. Tu pisze Njoku, a nie Nioku. A jak kto ślepy, to nie mój problem.
–O, Pasje! Dużo masz jeszcze takich przekrętów?
–Kilka... Są jeszcze: kloco bomby, łuk ciemniacki, z liścia tarcza, siedmiomilowe buty...
–To znaczy, że ich użytkownik robi tak wielkie kroki? To go rozerwie!
–Nie, nie. One wytrzymują taką odległość a potem się rozpadają... Poza tym mamy jeszcze w sprzedaży zbroje łydkową oraz pyłkową dla alergików...
–Ja się boję, proszę pana – wtrącił wietrzniak.
–Dureks, nie pękaj, jesteśmy ubezpieczeni w agencji "Fijuth" – nic nie mogło krasnoluda pozbawić dobrego humoru.

* * *

Wracając wieczorem do karczmy, prawie że zostałem stratowany przez grupę rozwrzeszczanych dzieciaków. Pędzili środkiem ulicy i rozrzucali pełno kolorowych kartek. Podniosłem jedną z nich z ciekawości. To, co przeczytałem spowodowało natychmiastowe wysuszenie gardła. Tekstu było niewiele. Jednak przerażał.

* * *


* * *

Musiałem się napić. Midos chciał tam ściągnąć całe miasto!!!

* * *

–I jak idzie? – kupiec był z siebie wyraźnie zadowolony.
–Musiałem wysłać jednego trolla na, hmm... parking, żeby tłumaczył, jak działają wózki i pilnował porządku. Doszło już do kilku bójek, bo koszyków jest mniej, niż chętnych.
–To dobrze, to dobrze – Midos radośnie zatarł dłonie.
–Niedobrze, bo więcej oglądają niż kupują. No i jeszcze musiałem na szybko zatrudnić dodatkowego pracownika do przechowalni bagażu.
–A jak złodzieje? Pojawili się już jacyś?
–Ja złapałem jednego, a wietrzniaki wskazały następnych dwóch. Podejrzewam, że te trzy Trollowe kopniaki powstrzymały na razie pozostałych. Ale mam już kilka nowych pomysłów na zabezpieczenia. Jednak to kiedy indziej, dziś już nie ma na to czasu.
–No to przestań się tym zamartwiać...
–...

* * *

–A teraz proszę wszystkich o uwagę!! Za chwilę nastąpi jedna z zapowiadanych atrakcji!! POKAZ SZTUCZNYCH OGNII!!! – darł się Midos stojąc na podwyższeniu w otoczeniu rajców miejskich. Stałem w pobliżu i rozglądałem się, bo złodzieje lubią takie zbiegowiska. – Mistrzu, czyń swą powinność!
Spojrzałem tam, gdzie wskazywał krasnolud. No tak, tego się mogłem spodziewać. Gdyby ktoś inny znał krasnoluda tak dobrze jak ja, podejrzewam, że też by to przewidział. Jednak stojący obok mnie ochroniarz nie znał. Usłyszałem, jak jego szczęka z głośnym mlaśnięciem opada w dół. Całkiem niezła reakcja, jak na to co zobaczył. Mistrzem ceremonii był... Copirfeld.

* * *

Trzeba przyznać, że ostatnio chyba rzeczywiście ćwiczył. Wszystko mu wychodziło dość zgrabnie, wprawdzie czasami coś mu wybuchło za szybko lub za późno, ewentualnie wcale, to widowisko prezentowało się świetnie. Do czasu. Kiedy Copirfeld wykonywał swoje gesty i mruczał kolejne zaklęcie, już wiedziałem, że coś pójdzie nie tak. Wszyscy wstrzymali oddech, widząc jak kula ognia do tej pory lecąca pionowo w górę, gwałtownie skręciła i spadła gdzieś na dach. Czas stanął w miejscu.
–Nie pali się..... – usłyszałem po chwili czyjś głos. Spojrzałem w tamtą stronę. To był jeden z rajców. Wszyscy oni mieli zastygły na twarzy wyraz przerażenia.
–Oczywiście, że nie – zacząłem wyjaśniać – na polecenie Midosa nasączyliśmy dach esencją wody. Pożar temu budynkowi nie grozi.
–Krasnolud rzucił mi szybkie spojrzenie. Szkoda, że nie ma możliwości natychmiastowego utrwalania obrazu. Powiesił bym sobie wtedy minę kupca nad łóżkiem. Tego się po mnie nie spodziewał.

* * *

–No. Chłopaki spisaliście się na medal. Zgłoście się jutro do mnie po premię, ale tak żeby Midos nie widział. To będzie naszą tajemnicą, a i tak będą z tego problemy. Dureks, weź jeszcze z kumplami sprzątnijcie te kadzie z wodą, co poustawialiście na dachu. Żeby śladu nie było.

* * *

–Jak mogłeś.... Po tylu latach naszej znajomości. Wiesz jakie z tego będą kłopoty.
–Wiem. Z ubezpieczenia nici. Rajców musisz spłacić z własnej kieszeni. I jedyne co ci zostanie to ten sklep.
–Ale skąd wiedziałeś....?
–Jak sam mówiłeś jestem najlepszy.
–Ale dlaczego? Mogliśmy zarobić fortunę.
–Nie. To znowu ty byś zarobił. A ja jako szef ochrony wraz z tym mistrzem żywiołów zostałbym oskarżony o zaniedbanie. Tylko, że ja polubiłem tę pracę.
–Ciebie bym z tego wyciągnął. Ale dobrze, że przypomniałeś. Muszę coś zrobić z tym Copirfeldem.
–Nie musisz. Zatrudniłem go.
–Co?!
–Okazało się, że lepiej panuje nad lodem, więc będzie można otworzyć dział z mrożonkami.
–Mam na ciebie uczulenie. Dostaję wysypki.
–To mnie zwolnij. Coś jednak czuję, że sam sobie rady nie dasz...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Earthdawn: The Age of Legend
Dla kreatywnie początkujących
- recenzja
Nations of Barsaive I – Throal
Czy w krasnoludzkim królestwie jest miejsce dla poszukiwaczy przygód?
- recenzja

Komentarze


~sirserafin

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ładne, zgrabne opowiadanie. Pochwały!

Jedynie trzeci wyraz IMO powinien być napisany z małej litery. To pierwsza część jakiejś serii?

Czy ja dobrze zrozumiałem, że Midos chciał w dniu otwarcia puścić cały interes z dymem?

Co to takiego, Veers? Protest przeciwko wzrastającej ilości sklepów wielkopowierzchniowych?

EDIT:

"–Ciekawe, jak mu się to udało?" - tutaj chyba nie powinno być myślnika.

Fajne ilustracje, a ptaszek w kształcie "O" bije wszystko na głowę.
05-04-2009 12:00
Kot
    @SirSerafin
Ocena:
0
Dziękuję za komentarze. Błędy już poprawione...

Co do "puszczenia z dymem", to zapewne chodzi o ceny Esencji Wody i to, że Midos nie był świadom "talentu" zatrudnionego maga.
05-04-2009 13:28
~Piotrek

Użytkownik niezarejestrowany
    :)
Ocena:
0
Fajne, choć ja zamiast koszyków dałbym ludziom taczki :).
05-04-2009 13:44
E_elear
   
Ocena:
0
Przyjemnie się czytało, choć jak dla mnie za dużo oczywistych porównań do współczesności. Osobiście wolałbym także zamiast opowiadań humorystycznych bliższe ED heroik. Plus za ilustrację.
05-04-2009 14:16
~Veers

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Midos zdecydowanie chciał pożaru! Jak się ma tak zawyżone rachunki a prawdziwe koszty niewielkie + kilku wysoko postawionych udziałowców do spłacenia, to odszkodowanie za pożar jest niezłym pomysłem. W całym jego planie był tylko jeden błąd: zatrudnił Foradila :)

Piotrek o "taczkach" myślałem ale trochę się obawiałem tego słowa... Bo masz rację było by lepsze niż koszyki.

Moje uwagi co do tekstu:
Poniższe cytaty nie powinny się zaczynać myślnikami:
"–Zamurowało mnie ponownie. Ta cała hala to ma być jeden sklep?"
"–Parkingi, półki, kasy, ta cała masa towaru..."
"–Sztuczne ognie. Ciekawe. "

A ten powinien się myślnikiem zaczynać:
"Ja złapałem jednego, a wietrzniaki wskazały następnych dwóch."
05-04-2009 16:47
Kot
    @Veers
Ocena:
0
Poprawione.
05-04-2009 17:46

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.