Wieczni wygnańcy - Cynthia Leitich Smith

Autor: Maja 'Vanth' Białkowska

Wieczni wygnańcy - Cynthia Leitich Smith
Jak mawiali starożytni Rzymianie – de gustibus non est disputandum. To stwierdzenie można odnieść do masowo wydawanych ostatnio książek będących rozmaitymi wariacjami na temat wampirów. Ilość tych publikacji poraża i przeraża, jednak sprzedają się one całkiem nieźle a – zaiste, ideał czytelniczy sięgnął bruku. Bezsprzecznie saga Stephanie Mayer, która zrobiła zawrotną karierę, stała się źródłem inspiracji dla całej rzeszy pisarzy, w lepszy lub gorszy sposób eksploatujących postacie nieśmiertelnych krwiopijców. Ukazuje się ich zazwyczaj jako istoty nad wyraz pociągające, a jest to fascynacja zarówno czysto fizyczna (nie ma to jak tajemniczy i oszałamiająco piękni nieznajomi spotykani przy blasku księżyca), jak i emocjonalna. Ten motyw wykorzystała również w Wiecznych Wygnańcach Cynthia Leitich Smith, nieco go jednak modyfikując.

Zachariasz to anioł stróż nastoletniej Mirandy. Opieka nad dziewczyną przysparza mu sporych kłopotów, zwłaszcza iż właśnie wkroczyła ona w okres buntu, który przejawia się głównie ryzykownymi znajomościami z mężczyznami znacznie od niej starszymi i wyprawami z przyjaciółmi w zakazane miejsca. Jedna z takich eskapad kończy się tragicznie – dziewczyna zostaje ukąszona przez wampira, który zaraz po tym fakcie uprowadza ją. Zdesperowany anioł, pragnąc ocalić swą podopieczną, dopuszcza się czynu karygodnego: materializacji przed oczyma śmiertelników. Mimo tak skrajnego poświęcenia nie dość, iż mu się nie udaje, to za złamanie zakazu zostaje skazany przez archanioła Michała na utratę skrzydeł, a co za tym idzie – niebiańskiej łaski. Samotny i zrozpaczony, pędzi żywot kloszarda, szukając jakichkolwiek śladów Mirandy, tęskniąc za nią i pragnąc ujrzeć ją ponownie, choćby na krótką chwilę, boleśnie świadom, iż dziewczyna po przeistoczeniu została skazana na wieczne potępienie. W tym samym czasie ona stawia pierwsze kroki w wampirzym świecie, poznając zarówno jego hierarchię, jak i historię. Ścieżki tej dwójki skrzyżują się ponownie w sytuacji dla obojga wielce nieoczekiwanej, a wówczas przyjdzie im zarówno wspólnie walczyć, jak i wyznać, co do siebie czują...

...gdyż to klasyczny romans, odziany jedynie w ponadnaturalne szatki. Zachariasz darzy Mirandę uczuciem, które wykracza daleko poza powinność anioła stróża. Kocha ją nie jako powierzoną swej opiece duszę, lecz kobietę, zakazaną miłością, łamiąc w ten sposób kolejną z boskich reguł. I dopiero skazany na banicję może w pełni oddać się temu uczuciu, wolny od wyrzutów sumienia. Zaś Miranda doznaje pierwszych, nieśmiałych jeszcze porywów serca, bardziej zauroczenia niż prawdziwej miłości. Ukazane jest to w w sposób wielce infantylny – i anioł, i wampirzyca są emocjonalnie bardzo niedojrzali. Rzecz to zrozumiała u nastolatki, lecz w przypadku mężczyzny (anioły u Smith nie są bynajmniej bezpłciowe) o kilkusetletnim doświadczeniu trochę to razi. Ponadto ich uczucie nie wykracza poza sferę platoniczną. Być może brak śmielszych scen erotycznych jest rezultatem dopasowania się autorki do wymogów literatury adresowanej do młodego czytelnika, w której raczej nie należy zbyt dosłownie ukazywać fizycznych aspektów miłości – pozostaje więc skupić się na opisach westchnień, trzymania się za ręce i nieśmiałych pocałunków.

Gdybym miała wymienić pierwszą charakterystyczną cechę definiującą głównych bohaterów, to nasuwałby mi się jedynie fakt, iż oboje są niesamowicie urodziwi, Zachariasz niebiańską, posągową urodą, a Miranda mrocznym wampirzym pięknem; kontrastują na zasadzie światła i ciemności – postawny niebieskooki blondyn i zwiewna kruczowłosa dziewczyna. W ich wizerunku zabrakło mi jakiegoś mocniejszego rysu charakterologicznego, cechy, która zapadłaby w pamięć i sprawiła, iż nie odbierałoby się ich tylko przez pryzmat fizycznego wyglądu (któremu autorka poświęca najwięcej uwagi). Mimo iż oboje zostali postawieni przed decyzjami, od których zależy ich życie, i przeszli dramatyczne przemiany, nic nie wskazuje na to, by miały one jakikolwiek wpływ na ich sposób myślenia i zachowania. Miranda ciągle zachowuje się niczym egzaltowana dziewczynka, chociaż Smith za wszelką cenę chce przekonać czytelnika o ogromnych spustoszeniach, jakie przemiana w wampira dokonała w jej psychice. Lecz jakże w to uwierzyć, skoro głównym problemem nastolatki jest dobór odpowiednio przystojnego asystenta, zaś źródłem największej ekscytacji możność nieograniczonych wydatków na ciuchy.

Równie niedopracowany jest świat, w którym rozgrywa się akcja Wiecznych Wygnańców. Kreując realia wampirzej społeczności, Smith sięgnęła po zbiór wyobrażeń głęboko zakorzenionych w naszej podświadomości, nie wykazując się przy tym ani krztyną własnej inicjatywy. Jej wampiry są papierowe i nudne – piją krew, sypiają w trumnach i lubują się w okrucieństwie, zarówno wobec ludzi, których traktują jako źródło pożywienia oraz rozrywki, jak i wobec swych towarzyszy. Nic ponadto. Jedynym novum jest fakt, iż nagminnie korzystają z internetu. Zaś intrygi, które knują, walcząc o władzę, są bardzo przewidywalne, a ich opis nie budzi żadnych emocji. Natomiast sporą inwencję twórczą wykazała pisarka, tworząc towarzyszący wampirom bestiariusz. Wilkołaki, niedźwiedziołaki, sarnołaki – podczas lektury zastanawiałam się jakimże to jeszcze "-łakiem" zostanę uraczona.

Toczące się wydarzenia obserwujemy na przemian oczyma Melissy i Zachariasza, lecz styl opowieści nie ulega zmianom. Smith posługuje się ubogim, topornym wręcz językiem, opisy ogranicza do krótkich zdań, jakby z obawy, że bardziej rozbudowane sformułowania będą zbyt trudne dla czytelnika. Dlatego też niezmiernie zaskoczyła mnie zamykająca książkę nota od autorki, w której wymienia ona długą listę autorów, do twórczości których odwoływała się w powieści. Nie jestem może literackim omnibusem, ale zaprawdę trudno mi było – oprócz paru napomknień odnoszących się do Harry'ego Pottera, tudzież do Szekspirowskiego Romea i Julii –dostrzec te nawiązania w tekście.
Wieczni Wygnańcy nie zajmują co prawda pierwszego miejsca na liście najgorszych książek jakie przeczytałam w swoim życiu, lecz plasują się niebezpiecznie blisko czołówki. Rzadko zdarza mi się z trudem dobrnąć do ostatniej strony, a w tym przypadku niemalże liczyłam kartki dzielące mnie od końca. Chyba tylko zagorzali miłośnicy romansu wampirycznego znajdą przyjemność podczas lektury, pozostali zaś nie powinni nawet po tę książkę sięgać, jeśli nie chcą zmarnować kilku godzin. Niestety – zapowiada się ciąg dalszy.