Wicher śmierci: Imperium - Steven Erikson

Autor: Tomasz 'Sting' Chmielik

Wicher śmierci: Imperium - Steven Erikson
To już siódme spotkanie z Malazańską Księgą Poległych. Steven Erikson nie zwalnia nawet na chwilę i wypuszcza kolejne tomy swojego monumentalnego dzieła, uznawanego przez niektórych za: zupełnie nową jakość w fantastyce. Zaplanowana na dziesięć tomów opowieść coraz bardziej nam się rozrasta, a od Wspomnienia lodu każdy kolejny tom jest rozbity na dwie części. Daje nam to zawrotną liczbę dwunastu książek i pozwala oczekiwać jeszcze co najmniej sześciu. Co takiego może zaoferować nam Wicher Śmierci?

Imperium opowiada o losach Letheru znajdującego się pod władaniem cesarza Rhulada (przeklętego władcy ludu Tiste Edur). Zwyczajem Eriksona jest to nawiązanie nie do ostatniej części (czyli Łowców Kości), tylko części ją poprzedzającej – Przypływu Nocy. Główne wątki opowieści odnajdziemy właśnie tam i bez jej znajomości bardzo szybko się pogubimy (dlatego warto sobie co nieco przypomnieć przed rozpoczęciem lektury). Wicher Śmierci nazwałbym jednak tomem granicznym. Już wyjaśniam, o co mi chodzi. Granicznym z tego względu, że wątki wszystkich poprzednich opowieści zaczynają się w nim splatać w jeden. Pomimo, że wydarzenia z Przypływu Nocy są zdecydowanie na pierwszym planie, to jednak mamy również bardzo dużo odwołań do Domu Łańcuchów i Łowców Kości. Zaryzykuję stwierdzenie, że Steven Erikson wybrał sobie Lether jako miejsce, w którym nastąpi zakończenie całej opowieści. Powoli wszystko zmierza ku rozwiązaniu, a Imperium wieńczy przybicie malazańskich uciekinierów (Dlaczego uciekinierów? Nie zamierzam zdradzać szczegółów fabuły więc wszystkich zainteresowanych odsyłam do Łowców Kości) do brzegów wyspy. Wydaje się to być ostatecznym połączeniem dwóch głównych wątków, które przeplatały się ze sobą już od drugiego i trzeciego tomu. Wicher Śmierci. Część II: Ekspedycja, która niedawno pojawiła się na półkach księgarń, ostatecznie rozstrzygnie czy moja prognoza jest uzasadniona.

Fabułę Imperium możemy podzielić na trzy główne bloki. Pierwszy z nich dotyczy Letheru: rządów Rhulada, ciągłych wojen politycznych pomiędzy stronnictwami oraz prób zniszczenia Imperium przez Tehola Beddicta i jego lokaja Bugga. Interesującym wątkiem wydaje się również przybycie Karsy Orlonga i Icariuma do stolicy Imperium. Po co? Odsyłam do lektury. Drugi wątek tyczy się poszukiwań prowadzonych przez Silchasa Ruina, Feara Sengara, Udinaasa, Imbryk, Witchera i Seren Pedac. Ruin, brat Anomandera Rake’a, poszukuje ciała Scabandariego Krwawookiego, który kiedyś go zdradził i wbił mu noże w plecy. Jak to jednak wśród Ascendentów bywa, było to zbyt mało, aby posłać Ruina w niebyt. Zemsta, nadzieja i sprzeczne dążenia. Tak najlepiej można podsumować ten wątek. Trzeci dotyczy Czerwonej Maski, wodza wojennego Awlów, który pragnie uchronić swój lud przed całkowitą eksterminacją ze strony Imperium Letheryjskiego. Doprowadzi to do walnej bitwy, w której zwycięzca weźmie wszystko. Kto zwycięży, a kto zostanie pokonanym? Zupełnie na uboczu głównych opowieści przemknie nam zaś Szybki Ben i jego niewielka grupka wysłana przez Kotyliona i Tron Cienia na poszukiwania pewnego miejsca…

Nie sposób streścić bogactwa fabularnego tej powieści. Steven Erikson jest z pewnością niekwestionowanym mistrzem budowania zawiłych i wielopoziomowych fabuł. Charakterystyczną cechą Wichru Śmierci jest determinizm. Wszystkie wydarzenia zaczynają układać się w jeden wzór według ustalonych tysiące lat wcześniej reguł. Powoduje to, że wszyscy bohaterowie powieści, nawet potężne Ascendenty, są jedynie marionetkami w rękach losu. Nawet chaotyczny z pozoru Okaleczony Bóg jest związany wcześniejszymi wydarzeniami. Wszystko zmierza do wielkiego wybuchu, który pochłonie ze sobą cały znany świat. Czy na popiołach starej cywilizacji wyrośnie nowa? Czy Pożoga przebudzi się i wszyscy zginą? Nie wiem. Wiem jednak, że warto jest czekać na kolejne tomy. To zaś jest chyba najlepszą rekomendacją dla powieści.

Podsumowując, Wicher Śmierci. Część I: Imperium jest obowiązkową pozycją dla wszystkich tych, których Steven Erikson do siebie przekonał i którzy uważnie śledzą kolejne tomy Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych. Trudno mi sobie wyobrazić, aby od siódmego tomu rozpocząć swoją przygodę z tym dziełem. Dlatego też książkę polecam tylko tym, którzy Eriksona czytają od początku. Innym zaś doradzam jak najszybsze sięgnięcie po poprzednie tomy i nadrobienie braków.