Wesołych i podsumowanie
Odsłony: 100Wesołych Świąt!
Przy okazji krótkie podsumowanie ostatnich miesięcy.
Fantastyka i gry
Przeczytałem do grudnia 19 książek i kilka RPGów i dodatków do nich (najlepszy był zdecydowanie Wróg w Cieniach, który ma trochę wad, ale jest i tak solidny). Rozegrałem kilka sesji RPG, zarówno jak MG jak i gracz (jedną online) – z wszystkich byłem zadowolony, mimo że każda grupa sesji była inna :). W kwestii planszówek, to w tym roku większość rozegranych gier to były gry dla dzieci, mój rekord to coś między 10 a 15 rozgrywek w jeden dzień w Liska Urwiska i w grę wymyśloną przez mojego syna – coś w stylu Magii i Miecza, choć oczywiście dużo prostsze :). Z gier dla starszych dzieci to oczywiście Terraformacja Marsa, ale i zapadł mi w pamięć Lords of Waterdeep. Catan i Splendor były mocno eksploatowane, także z młodszymi.
W ASLa rozegrałem pewnie niewiele więcej niż 5 meczy, z czego jeden graliśmy przez parę miesięcy online :). W każdym przypadku była to mocno satysfakcjonująca rozgrywka. Zacząłem też czytać nowe zasady, ostatnio padło na ostrzał artyleryjski spoza planszy :). Jeszcze meczu z nim nie rozegrałem, może po świętach.
W kinie nie byłem ani razu, w telewizji i na netfliksie obejrzałem dosłownie kilka rzeczy, między innymi mocno średniego Obi-Wana i chyba 3 odcinki Andora, który był tak nudny, że przestałem oglądać. Najwięcej czasu poświęciłem The Crown, bo inni domownicy oglądali :P. Ogólnie serial ten jest fajny, bo historyczny, właściwie po każdym odcinku można sobie poczytać o jakiś ciekawych wydarzeniach.
Na kompie praktycznie nie grałem. Odpaliłem Panzer General, ale sorry, gra nie oparła się próbie czasu. Po 5 minutach gry przypomniała mi się największa wada tej gry – straszliwa losowość. Czołgi vs piechota na polu? Spoko, wszystkie czołgi zniszczone – to jest klasyk w tej grze, niestety kiedyś akceptowalny, dzisiaj już nie (zwłaszcza, dla ludzi, którzy grali w ASLa). Odpaliłem wczoraj FEAR 3, wydaje się być spoko, zobaczymy, czy uda mi się pograć. Czasem popykałem na konsoli w wyścigi Forza, czasem też pograliśmy w Lego Star Wars z synem.
Aha, i rzutem na taśmę udało się zrobić robota sprzątającego dla syna. Kaz 9000 :).
Transport
Zredukowałem podróże autem – po 1 bo ruski pajac i jego polskie przydupasy kupują/kupowali ropę od niego; po 2 bo ceny paliwa podskoczyły; po 3 bo jednak mniej czasu się traci w pociągu niż w aucie (mimo, że podróż często jest dłuższa).
Pociągiem jechałem 33 razy, przejechałem jakieś 8500km. Meneli nie uświadczyłem, wesołe towarzystwo było 3 razy, z czego raz jechali na Woodstock. Te słynne opóźnienia jakoś mocno mnie nie dotknęły, jeśli pamięć mnie nie myli to dłuższe niż 10 minut miałem raz – chyba jakieś pół godziny. Klima zawsze działała, nie miałem nigdy żadnych problemów.
Najśmieszniejsi są ludzie, miałem takich dwóch, po których widać, że ostatni raz pociągiem jechali ze 20 lat temu i byli w szoku, gdy zobaczyli, że można regulować temperaturę w przedziale, że jest gniazdko 230V, że siedzenia można odsuwać, żeby być bliżej leżącej pozycji. Widać było po takich ludziach, że żyją iluzją stworzoną we własnych głowach na podstawie internetowych artykułów i opowieści znajomych :).
Niestety, na rowerze jakoś wybitnie dużo nie jeździłem.
Kultura fizyczna
Niestety, ten punkt zostawia sporo do życzenia. Jak próbuję oszacować liczbę kilometrów, które przeszedłem, to mi wychodzi, że być może nie przekroczyłem 2 tysięcy kilometrów. Mam wrażenie, że w latach ubiegłych liczba ta mogła spokojnie dobić do 3 tysięcy, z rekordami pewnie około 4 czy 5 tysięcy… Szkoda, jakoś mniej okazji ostatnio, mam wrażenie, że to dlatego, że dzieciarnia nie chodzi spać w weekendy i nie robiłem tych swoich tras po 15-20km.
Do tego standardowo podsumowuję sobie podniesione ciężary. W tym roku było chyba mniej niż w poprzednim roku. Szacunki:
- Przysiady: podniosłem jakieś 800 ton.
- Pompki: myślę, że nie dobiłem nawet do 5000. W okolicach lata zrobiłem w godzinę 500 pompek, ale to słaby wynik bo jeszcze jakieś 10-12 lat temu zrobiłem w godzinę 1200 (jedna pompka na 3 sekundy).
- Góra ciała ogólnie: myślę, że podniosłem jakieś 450 ton.
Czego brakowało? Czasu – częste wyjazdy nie pozwalały zrobić treningu. Do tego oczywiście dieta, zbyt mało jem, i zbyt mało białka i innych rzeczy, które jeść powinienem. Ale tutaj nie chcę przesadzać, bo podobno wątroba może sobie nie poradzić. Najważniejsze, że kolejny rok udało się dociągnąć bez kontuzji.
No i chyba tyle podsumowań, dajcie znać jak u Was :).