» Recenzje » Watchmen Strażnicy

Watchmen Strażnicy

Watchmen Strażnicy
Pierwszy ważny wniosek na temat filmu nasunął się, nim na sali zgasły światła. Krążąc ostatnimi tygodniami po okołokomiksowych portalach i blogach można było odnieść wrażenie, że ekranizacja Strażników jest powszechnie oczekiwanym wydarzeniem roku. Cóż, być może dla miłośników komiksów, a zwłaszcza nieuleczalnych fanów dzieła Alana Moore'a, ale najwyraźniej nie dla przeciętnego obywatela. Na trzecim z kolei (wliczając przedpremierowy) pokazie filmu w krakowskim Cinema City było pustawo. Pewnie powtórzy się historia Mrocznego Rycerza który w Polsce przegrał z byle komedią romantyczną (Mroczny Rycerz - 500 tys., To nie tak ja myślisz, kotku - 800 tys.). I dobrze. Samotne zajmowanie całego rzędu pozwoliło mi bez przeszkód oddawać się werbalnemu i pozawerbalnemu wyrażaniu zachwytów. Pisząc recenzję na gorąco, pozostanę w tej konwencji.
Fabuła komiksowego pierwowzoru w wulgarnym skrócie wygląda następująco: w latach trzydziestych w USA pojawiła się grupa zamaskowanych bohaterów, walczących z przestępczością. W 1959 roku, w wyniku wypadku w wojskowym laboratorium, powstaje istota o ponadnaturalnych, niemal boskich, zdolnościach – Doktor Manhattan, mogący siłą umysłu manipulować atomami. W rezultacie tych wydarzeń historia świata potoczyła się w nieznany nam sposób. W 1985 roku, gdy ma miejsce akcja komiksu, Richard Nixon wciąż jest prezydentem, a Stany Zjednoczone dzięki Manhattanowi wygrały wojnę wietnamską i trzymają w szachu ZSRR. Jednocześnie zakazano walki z przestępczością na własną rękę – większość zamaskowanych śmiałków zaprzestała działalności; Dr Manhattan i jego dziewczyna Laurie Juspeczyk (znana jako jedwabna Zjawa) pracują dla armii. Zawiązaniem akcji jest tajemnicze morderstwo Komedianta – trzeciego z zatrudnionych przez rząd bohaterów. Śledztwo w tej sprawie rozpoczyna Rorschach, ponury, zwichrowany psychicznie osobnik, który wciąż nielegalnie walczy z przestępczością. W jego paranoicznym umyśle pojawia się podejrzenie, że morderstwo jest częścią większego spisku, wymierzonego w obecnych i dawnych bohaterów. Tymczasem Dr Manhattan, zapatrzony w atomową strukturę świata, doświadczający jednocześnie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, powoli traci kontakt ze światem ludzi. W rezultacie Laurie odchodzi od niego i odnawia znajomość z Danem Dreibergiem, działającym niegdyś jako Nocny Puchacz. Gdy Rorschach wpada w ręce policji, Laurie i Dan postanawiają jeszcze raz przywdziać stare kostiumy, odbić dawnego kompana z więzienia i odnaleźć mordercę Komedianta.
W miarę ukazywania się pierwszych trailerów, w których umieszczono kadry żywcem wyjęte z komiksu, pojawiało się pytanie: jaki sens ma aż tak wierna ekranizacja utworu i traktowanie go niczym gotowego scenariusza filmowego? Co to za wyzwanie dla reżysera? A przede wszystkim – co to za zabawa dla widza, który wielokrotnie przeczytane trzy tomy trzyma na honorowym miejscu na półce? Odpowiedź dostajemy już w pierwszych minutach filmu, który zaczyna się od scen... których nie ma w komiksie. Spełniają one kilka zadań. Po pierwsze odpowiadają na frapujące pytanie – co oglądał Komediant tuż przed śmiercią (w komiksie widać, że morderca zaskoczył go na fotelu przed telewizorem)? Po drugie, urywki programów TV i "archiwalnych" materiałów stanowią skróconą historię pojawienia się zamaskowanych bohaterów i ich wpływu na alternatywną rzeczywistość lat osiemdziesiątych, w którą wprowadzają widza nieobeznanego z pierwowzorem. Rozrzucone u Moore'a wspomnienia i pojedyncze kadry zostają zebrane w jednym miejscu, a twórcy ilustrują je krótkimi retrospekcjami - tak pomysłowymi, że aż dziwi, iż nie było ich w komiksie. Komediant strzelający do Kennedy'ego; pierwsza Jedwabna Zjawa w otoczeniu policjantów i dziennikarzy; emblematyczna w USA scena z nowojorskiej parady zwycięstwa, w której zamiast marynarza występuje Sylwetka (Silhouette) – te momenty pokazują, że Snyder nie idzie na łatwiznę, lecz twórczo rozwija dzieło Moore'a. Co więcej, ponieważ kinowy widz ma prawo ujrzeć wszystko na własne oczy, otrzymujemy również długą, szczegółową scenę walki Komedianta z jego zabójcą*. Przy okazji pojedynek wprowadza w konwencję filmu – zamaskowanych bohaterów, owszem, urealniono; niemniej wciąż przebijają kopniakami ściany.
Potem na miejsce zbrodni wkracza policja, za nią Rorschach, a historia wraca na ścieżkę komiksowego pierwowzoru. Snyder nie porwał się na dokładną ekranizację trzytomowej opowieści, lecz wyciągnął z nich fabularną esencję – śledztwo Rorschacha oraz związek Dana Dreiberga i Laurie Juspeczyk (drugiego Nocnego Puchacza i drugiej Jedwabnej Zjawy). Dzięki temu opowieść nabiera właściwego tempa, zachowując jednocześnie spójność. Retrospekcje pojawiają się w logicznie wybranych momentach (np. podczas pogrzebu Komedianta), nie wywołując u widza skołowania. Originy Rorschacha i Doktora Manhattana przedstawiono zwięźle, acz wyczerpująco. Wątki poboczne usunięto (zabójstwo Hollisa Masona – pierwszego Nocnego Puchacza) lub skrócono do minimum (więzienna psychoterapia Rorschacha). Trzeci plan umieszczono tam, gdzie jego miejsce – tzn. w tle, które roi się od pierwszych stron gazet, plakatów, reklam, a także pomniejszych komiksowych wydarzeń i postaci. Z ważniejszych zmian w stosunku do komiksu rzuca się też w oczy podniesienie (miejscami) poziomu brutalności; posługując się przykładem – piła mechaniczna zamiast nożyka.
Wizualnie film zasługuje na najwyższą ocenę. Twórcy balansują pomiędzy wiernym odwzorowaniem komiksowych kadrów (ulice alternatywnego NY, ze słynnym "skrzyżowaniem czterdziestej i siódmej"), a stawianiem na własne pomysły (arktyczna kryjówka Ozymandiasza). Równie dobrze dobrano aktorów do odgrywania poszczególnych postaci. Moje główne obawy dotyczyły pokazania Doktora Manhattana (bądź co bądź wyższego bytu) oraz jego filozoficznych dylematów – co jednak zrobiono dość sprawnie. W film zręcznie wpleciono kilka znanych utworów muzycznych, począwszy od "The Times They Are A'Changin" Dylana, skończywszy na "99 Luftballons" Pojawiają się podczas scen, które w komiksie miały postać całostronicowych, pozbawionych dialogu i komentarza kadrów (co w kinie wywołałoby krępującą ciszę). Wreszcie, drażliwa kwestia zakończenia. Aby uniknąć megaspojleru powiem tylko, że ogólny sens rozwiązania całego spisku pozostał taki sam, choć jego charakter stał się bardziej złowrogi i ... sensowny. A przy tym zmiana doskonale wpasowuje się w historię. Być może Moore wstydzi się, że na to nie wpadł. Jednym zdaniem – to prawdopodobnie najlepsza możliwa ekranizacja genialnego komiksu. Zachęcam do obejrzenia (i przeczytania).
  • Pojawia się pytanie na które nie umiem odpowiedzieć – czy ta scena nie ujawnia tożsamości zabójcy Komedianta? (Dla mnie po lekturze komiksu nie miało to większego znaczenia i nie zwróciłem na to uwagi podczas filmu.)
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
8.33
Ocena użytkowników
Średnia z 74 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 3

Dodaj do swojej listy:
chcę obejrzeć
kolekcja
Tytuł: Watchmen
Reżyseria: Zack Snyder
Scenariusz: Alex Tse, David Hayter
Muzyka: Tyler Bates
Zdjęcia: Larry Fong
Obsada: Malin Akerman, Billy Cudrup, Matthew Goode, Jackie Earle Haley, Jeffrey Dean Morgan, Patrick Wilson, Carla Gugino, Matt Frewer, Stephen McHattie, Laura Mennell
Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania
Rok produkcji: 2009
Data premiery: 6 marca 2009
Czas projekcji: 163 min.



Czytaj również

Providence #3
Koniec i początek
- recenzja
Providence #2
Na tropie Mitów
- recenzja
Providence #1
W krainie Samotnika
- recenzja
Top 10. Smax i inne opowieści
Superbohaterowie, superzłoczyńcy, nazistowscy naukowcy - Co może pójść nie tak?
- recenzja
Tom Strong #2
Tom Strong w kolejnym stuleciu
- recenzja

Komentarze


malakh
   
Ocena:
0
W rezultacie Laurie odchodzi od niego i odnawia znajomość z Danem Dreibergiem, działającym niegdyś jako Nocny Puchacz. Gdy Rorschach wpada w ręce policji, Laurie i Dan postanawiają jeszcze raz przywdziać stare kostiumy, odbić dawnego kompana z więzienia i odnaleźć mordercę Komedianta.

arktyczna kryjówka Ozymandiasza

Cienka czerwona linia, zwana spoilerem została przekroczona. Szczególnie w drugim cytacie słowo "kryjówka" zdradza chyba zbyt dużo. Oczywiście, dla fanów komiksu to wsioryba, bo fabułę już znają, ale ja na ten przykład do nich się nie zaliczam;p

Poza tym recka bardzo dobra (dobrze, że ktoś napisał, ja nie będę musiał;D). Rozbudowana, wyważona w ocenie (bez nadmiernych "ochó" i "achów"). Gód łork!
11-03-2009 12:01
996

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Yup, za dużo niepotrzebnego streszczenia - alternatywna rzeczywistość, wygrana w Wietnamie, komediant - to by w zupełności wystarczyło.

Co do scenki - raczej nie. A już na pewno nie bardziej niż komiks. Twarzy nie widać, a i tak wiemy, że ktoś go wyrzucił przez okno (czytaj, ktoś nieprawdopodobnie silny).

PS. czemu "The Times They Are A'Changin" jest w cudzysłowie a 99 Luftballons wyboldowane?
11-03-2009 14:02
Repek
    @Mini usterki
Ocena:
0
Poprawione.

Pozdrawiam
11-03-2009 14:10
Lenartos
    Skoro
Ocena:
0
Jest Komediant, Jedwabna Zjawa i Nocny Puchacz, to czemu Rorschach nie jest "Kleksem? ;)
11-03-2009 18:03
Gruszczy
   
Ocena:
+1
Mnie film się tak średnio podobał. Jednego jestem pewien: jeśli komiks, na podstawie którego kręcono, miał rzekomo odmienić postrzeganie superbohaterów, to daleka jeszcze droga przed tym medium, nim zacznie przedstawiać jakiekolwiek głębsze treści.

Jeśli zaś chodzi o ekranizacje, to nadal Batman Begins na początku, a zaraz za nim Iron Man. Na szczęście Strażnicy mnie nie rozczarowali, bo nie spodziewałem się wiele więcej.
11-03-2009 19:04
Repek
    @Gruszczy
Ocena:
0
Pamiętaj, że to był komiks z roku '86. Wtedy pokazanie superhero, którzy są dewiantami lub fetyszystami, to była rewolucja.

A to tylko kilka wywrotowych rzeczy, jakie wtedy zrobił Moore.

Pozdrówka
11-03-2009 19:34
Rastif
   
Ocena:
+1
Mi tuż po obejrzeniu się podobał mocno średnio. Po kilku dniach mam zdecydowanie bardziej pozytywny odbiór. Wciąż jednak uważam, że kilka scen jest wręcz tragicznych ('American dream' Komedianta, 'nooo' Nite Owl'a pod koniec).
11-03-2009 21:43
Siman
   
Ocena:
+1
"Jednego jestem pewien: jeśli komiks, na podstawie którego kręcono, miał rzekomo odmienić postrzeganie superbohaterów, to daleka jeszcze droga przed tym medium, nim zacznie przedstawiać jakiekolwiek głębsze treści."

Dochodzę niestety do takiego wniosku: film cały przekaz niestety spłycił. Nie zauważyłem tego w czasie oglądania (bo dla mnie przekaz i tak był jasny, nie musiałem go szukać). Wszelakoż kolejne opinie ludzi, którzy komiksu nie czytali prowadzą mnie do wniosku, że film gdzieś tę moore'owską głębię zgubił.

Ale tak poza tym, to ocenianie komiksu na podstawie filmu to jednak przegięcie. :)
11-03-2009 22:24
Gruszczy
   
Ocena:
0
@repek: Możliwe, nie byłem jeszcze zbyt świadomy w 1986, więc nie pamiętam ;-)

Jednak tym stwierdzeniem jeszcze bardziej pogrążasz ten komis w moich oczach - skoro dzisiaj nawet mnie nie szokuje, to znak, że nie oparł się upływowi czasu. Bo skoro ma być kultowy, to chyba powinien być też ponadczasowy. Skoro wystarczyło nieco ponad 20 lat, żeby się zestarzał to cóż, chyba jest coś nie tak.

@Siman: No, w recce czytam, że scenarzyści zrobili lepiej, niż w komiksie, to chyba z przechodniości mogę wnioskować ;-)
11-03-2009 22:50
Repek
    @Gruszczy
Ocena:
+1
Chwila, bo się pogubiłem - oceniasz komiks na podstawie filmu? :)

Pozdrówka
11-03-2009 23:26
~ms

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
-1
... i chodziło o amerykanski gatunek komiksu.

A historia (wyczytana zresztą w pewnym Komiksie o Historii Komiksów) jest taka: Na skutek pewnych układów wydawniczo-dystrybucyjno-księgarskich oraz wolnego rynku, w USA komiks zdegenerował się praktycznie do historyjek o trykociarzach. Inaczej było w Europie, nie mówiąc już o Japonii z jej mangami. Dlatego Watchmen - komiks skądinąd niesamowity - był dla amerykańców dość przełomowy; wpuścili na swój rynek poważniejsze "graphic novels". Na tle komiksów europejskich nie jest to przełom. Ot, choćby Thorgal jest równie dobry.
12-03-2009 01:24
Repek
    @ms
Ocena:
+1
A co niby Thorgal ma wspólnego ze Strażnikami? Przecież to w ogóle dwie różne bajki.

Podział na "lepszy" komiks europejski, bo "nie ma tu opowieści o trykociarzach" i rzekomo gorszy amerykański, bo tam zdegenerował do nich [więcej prawdy jest w tym, że z tych komiksów się w dużej mierze narodził] - jest mocno dyskusyjny.

Pozdrówka
12-03-2009 03:26
Gerard Heime
   
Ocena:
+2
Szczerze mówiąc Watchmeni podobali mi się tak sobie.

Na plus mogę policzyć:
+ klimat i estetyka brudnych lat 80-tych
+ nawiązania do naszej historii
+ nadanie superbohaterom głębi
+ dobra muzyka

Na minus:
- rozmowa Dr Manhattan z Silk Spectre na Marsie, która jest chyba najgorszym dialogiem w tym stylu w filmie, jaki widziałem
- ogólnie postać Dr Manhattana jest źle zrealizowana.
- zbyt wolno się rozwijała akcja na początku; niby ktoś tam zmarł ale zanim coś się ruszyło, minęła godzina filmu.
- zakończenie totalnie od czapy
- pozostawia trochę rzeczy niewyjaśnionych
- film stara się być realistyczny, ale mu to nie wychodzi.

Ktoś wspominał o tym, że w komiksie zakończenie jest inne. Z chęcią dowiem się, jakie. Póki co uważam, że zakończenie Watchmenów jest jak sztampowa grecka tragedia - niby dramatyczny wybór pomiędzy jednym złem a drugim, a i tak wszystkiego dało się uniknąć.

Film mnie osobiście chwycił za serce jeśli chodzi o nastrój, który buduje, ale niestety za nastrojem nie poszła dobra, solidna fabuła. Nie mówię już o tym, że główny zwrot fabuły dało się przewidzieć podczas pierwszego spotkania z postacią, która jest za niego odpowiedzialna.
12-03-2009 09:12
~[...]

Użytkownik niezarejestrowany
    Jak mniemam
Ocena:
0
ms miał na myśli comic convention, zakazujące amerykanom, w rzeczywistości, robienia dobrych komiksów :/ (bo ich dziedzina została ograniczona tak kosmicznymi restrykcjami, że ciężko było w ich granicach wypocić coś konkretnego). A porównanie z 'Thorgalem'- to IMO porównanie 'poziomu' czy 'odwagi' czy innej 'przełomowości', które, dla europejczyka, w obu komiksach będą plasowały się podobnie (tak rozumiem wypowiedź ms'a, choć nie wiem, czy się z nią zgadzam).
Pozdrawiam serdecznie :]
12-03-2009 09:15
Gerard Heime
   
Ocena:
+2
@[...]

A jaka jest ta amerykańska konwencja? Napiszesz coś na ten temat? Bo ja osobiście mam wyobrażenie jak wygląda typowy, amerykański komiks, ale chciałbym poznać zdanie osoby, która się na tym zna.

BTW, pytanie do wszystkich komiksiarzy i nie tylko. Jak to jest, że mnie, i nie tylko mnie, ale pewnie też i wielu innych Europjeczyków, niesamowicie rażą te wszystkie trykoty i tym podobne stroje. X-Mani z filmów wyglądają już nawet znośnie, Batman jest spoko, ale jak zobaczyłem Puchacza to myślałem, że padnę. Czy to jest jakaś kurcze cecha kulturowa, że superbohaterowie w trykotach i z majtkami na wierzchu kojarzą nam się kretyńsko? A może to Amerykanie się po prostu uodpornili na ewentualne negatywne konotacje kiczowatych, kolorowych, obcisłych strojów?
12-03-2009 09:24
beacon
   
Ocena:
0
Kretyńsko się kojarzą, bo mało kto czytał dobre komiksy superbohaterskie. Zastanów się, ile sam ich czytałeś ;>

A skoro tak się kojarzą, to dlaczego filmy o superbohaterach tak dobrze się sprzedają w Polsce?

A w dyskusji żenujące jest to, że próbujecie rozmawiać o komiksie, mając obejrzany film. Przeczytajcie komiks to chętnie się z Wami pokłócę ;>
12-03-2009 10:28
Gerard Heime
   
Ocena:
+1
Kto próbuje ten próbuje. Ja oceniam tylko film i jego estetykę.

Kretyńsko się kojarzą, bo mało kto czytał dobre komiksy superbohaterskie. Zastanów się, ile sam ich czytałeś ;>

Nie czytałem, bo generalnie nie interesuję się komiksami superbohaterskimi. I osobiście nie widzę związku między treścią a estetyką. Przykładowo, Sandman jest IMHO brzydko narysowany, ale fabułę ma świetną. Tak samo nie kręcą mnie kolesie wyglądający jak humanoidalna, lateksowa sowa, a film Watchmen niespecjalnie mnie przekonał do tego, że warto sięgać po komiks.

Czemu filmy superbohaterskie się dobrze sprzedają w Polsce? Bo jest to lekkostrawne kino rozrywkowe z pogranicza akcji i komedii, na który może pójść cała rodzina, za którymi stoi ogromny budżet (oznaczający świetne efekty specjalne itd.) oraz odpowiednio wielka machina marketingowa. A to, że ludzie w trakcie seansu się śmieją ze stroju głównego bohatera (zdarzyło mi si słyszeć w kinie takie komentarze)? No super, przecież o to ludziom chodzi, by pójść do kina i się pośmiać, dobrze zabawić.
Ale dalej koleś w trykocie jest dla polskiego widza śmieszny.
12-03-2009 10:50
Myrkull
   
Ocena:
+3
Ok sporo tu jest rzeczy.
@Gruszczy, Gerard: przed m.in. "Strażnikami" mieliśmy wprowadzone po Golden Age'u Comics Code Authority (Frederic Wertham stwierdził że komiksy demoralizują), które cenzurowało komiksy i sprowadziło poziom fabularny takiego Batmana do Kaczora Donalda. Dla przykładu Batman musiał dostać Batwoman, a Robin Batgirl żeby nikt ich nie posądził o homoseksualizm, Joker z mordercy stał się niegroźnym zgrywusem. Przy tym banalny podział na dobro-zło i dobro zawsze musiało wygrać. To był tak zwany Silver Age. Potem była lekka odwilż znana jako Bronze Age (rozpoczęta trwałą śmiercią Gwen Stacy w Spider-Manie). Jednak prawdziwa rewolucja w komiksie superbohaterskim (i nie tylko) nadeszła w latach 80 wraz z ukazaniem się "Powrotu Mrocznego Rycerza" i właśnie "Strażników" rozpoczął się Iron Age. W "Strażnikach" Moore jednocześnie celebrował jak i wyśmiewał cały kult superhero, Golden i Silver Age, ukazując superbohaterów jako psychopatów, ludzi zakompleksionych, niespełnionych, morderców itd. Nie było przy tym żadnego podziału na tych dobrych i tych złych i tak jest też ukazany otaczający ich świat. Nie wiem jak bardzo zostało to odwzorowane w filmie, ale wiem że z niektórych wątków trzeba było zrezygnować i gorąco polecam komiks, który jest naprawdę czymś wyjątkowym i posiadającym ogrom wątków pobocznych, cytatów, nawiązań, symbolów, jak zresztą wszystko Moore'a. Zresztą nie na darmo "Strażnicy" zostali chyba przez The Times wymienieni jedną ze stu najlepszych książek XX wieku.
@Gerard to wiąże się z tym że najwyraźniej w latach 30 i 40 kiedy te stroje były tworzone to nie było uznawane za kiczowate, a potem to utrwaliło się w kulturze. Dodam że stroje w komiksie "Strażnicy" były trochę inne i bardziej kiczowate, zresztą specjalnie, miały w zamierzeniu podkreślić tę całą dziecinadę.

Co do zakończenia komiksowego (będą spoilery). W komiksie jest tak że Ozymandiasz doprowadza do wybuchu w Nowym Yorku i teleportując wielkiego zmutowanego kalmara (uzyskanego dzięki postępowi w genetyce, stąd też m.in. Bubastis) pozoruje atak obcych, cały świat się jednoczy żeby się obronić przed atakiem. Jakkolwiek kretyńsko to brzmi, to reakcje Strażników są o wiele lepsze. Jon się zgadza z Ozymandiaszem, Dan też stwierdza że było to mniejsze zło w końcu nie doszło do trzeciej wojny światowej, Laurie podobnie, uznają że stało się dobrze. Tylko Rorschach się nie zgadza i opuszcza bazę. Później zostaje samotnie zabity przez Jona. Sam Jon opuszcza Ziemię zasiewa jednak ziarno wątpliwości u Ozymandiasza, czy ten postąpił słusznie. Potem Dan i Laurie odwiedzają Sally pod zmienionymi nazwiskami. A w redakcji New Frontiersmana niezdarny asystent ma wybrać jakiś list do opublikowania. Wybiera dziennik Rorschacha. Jak dla mnie to jest o wiele bardziej pesymistyczne zakończenie, bo wszyscy Strażnicy oprócz jednego żyją w kłamstwie.
12-03-2009 13:04
Myrkull
   
Ocena:
0
I szczerze, "Thorgalowi" dużo brakuje do "Strażników" jeżeli o przekaz chodzi. Dużo to nawet za małe słowo.
12-03-2009 13:13
Siman
   
Ocena:
0
"@Siman: No, w recce czytam, że scenarzyści zrobili lepiej, niż w komiksie, to chyba z przechodniości mogę wnioskować ;-)"

Z telepatii chyba. :P

"- film stara się być realistyczny, ale mu to nie wychodzi."

Starał to się komiks. W filmie mamy już przebijanie ścian ręką, zwolnienia i przyspieszenia ujęć a'la "300" i generalnie przeniesienie akcentu raczej na przerysowanie niż urealnienie.

"Tak samo nie kręcą mnie kolesie wyglądający jak humanoidalna, lateksowa sowa"

To też inwencja filmu. Bo w komiksie stroje wyglądały kompletnie inaczej. Tzn. Nite Owl nadal miał strój sowy, ale zupełnie inaczej wyglądający, przynajmniej dla mnie.
12-03-2009 13:33

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.