» Artykuły » Publicystyka » Warsaw Game Show 2005

Warsaw Game Show 2005

Warsaw Game Show 2005
Warsaw Game Show 2005 to wg organizatorów największy w Polsce, widowiskowy pokaz gier komputerowych i sprzętu elektronicznego, który gromadzi liczne rzesze młodych i dynamicznych ludzi. Tak? Wobec tego należy zadać jedno, ale fundamentalne pytanie – czy Polakom naprawdę nie należy się nic większego i ciekawszego? Sprawozdanie z Warsaw Game Show powinno niestety mieć podtytuł: "Rzecz o tym, jak zmarnować doskonały pomysł." Przejdźmy jednak do konkretów.

Tegoroczne Warsaw Game Show to druga edycja akcji, do której pasować zdawałaby się etykietka "targi gier komputerowych", tudzież "wystawa", jak głosi sama nazwa. Polska ma doskonałe położenie, by ekspozycja ulokowana właśnie u nas, zyskała przynajmniej europejski rozgłos. Jesteśmy blisko tzw. wschodniej Europy, gdzie powstaje coraz więcej interesujących gier, a zarazem stanowimy niemal centrum kontynentu. Podobnie wielkość Polski i liczebność Polaków powinny stanowić motor napędowy dla idei typu Warsaw Game Show. Tak się jednak nie dzieje i dostajemy marną namiastkę interesującej imprezy komputerowej.

Głównym zarzutem, jaki należy postawić organizatorom urządzonego na terenie centrum Expo XXI w Warszawie w dniach 26-27.11. "szoł", jest jego skala. Nie zrozumcie mnie źle. Pogląd o możliwości zrobienia wielkiej prezentacji gier w Polsce jest mi bliski, nie uważam go za utopijny, lecz zdaję sobie sprawę z tego, że nie od razu Kraków zbudowano. Mimo wszystko akcje w stylu Warsaw Game Show nijak nas do niego nie zbliżają.

Kierownictwo zapowiadało, że druga edycja imprezy odbędzie się w większej hali warszawskiego centrum. Owszem, powierzchnia była rzeczywiście znaczna. Co z tego, że co najmniej jej połowa była zamknięta, a otwierana jedynie na czas koncertów Sidney’a Polaka i TEDE? Sprawa trochę podejrzana, bo zorganizowanie koncertu tych wykonawców nie jest wielką sztuką i ściągnięcie publiki także nie wymaga podczepiania występu pod inną akcję. Koncerty jako dodatki – TAK. Koncerty jako szansa do zarobienia na biletach – NIE. Tym bardziej źle to wygląda, gdy dopowiemy sobie, że część ekspozycyjna była niebyt szczelnie wypełniona (kto był, niech przypomni sobie chociażby pustki przy wejściu).

Pusta przestrzeń nie dziwi jednak, gdy porozmawiamy sobie o liczbie wystawców. Zauważalna była tak naprawdę obecność dwóch dystrybutorów – LEM’a i Electronic Arts Polska. Spostrzegawczy dostrzegli także mało znaną firmę IQ Publishing. Innych polskich dystrybutorów organizatorom nie udało się ściągnąć. Nie chce mi się wierzyć, by najwięksi – Cenega czy CD Projekt nie byli zainteresowani pokazaniem się na dobrze zaaranżowanej wystawie gier komputerowych. Z firm związanych z akcesoriami odwiedzający mogli zobaczyć Logitech i Creative. I to już koniec wystawców, bo trudno zaliczyć do nich malutkie stoiska dwóch serwisów internetowych, które występowały na Warsaw Game Show w charakterze patronów internetowych. Całą "ekspozycję" można było obejrzeć w góra piętnaście minut, poruszając się między wystawami bardzo spokojnym krokiem.

Budzi także sprzeciw to, co postanowiono nam pokazać. Wbrew logice, nowości na Warsaw Game Show nie zagościły. Część osób uzna, co prawda, za takie np. The Movies, Call of Duty 2 czy Quake'a IV, lecz powiedzmy sobie szczerze – te gry miały już swoje światowe premiery, ba, i na polskim rynku nie są one towarem, który miałby się pokazać za miesiąc czy jeszcze później… Nie należało się łudzić, że któryś developer zdecyduje się na pokazanie światowych nowości. Można było się jednak postarać o choćby świeże filmy, wersje beta lub nawet przedpremierowe dema. Jeżeli nie z wysokiej półki, to z rodzimego poletka, że przypomnę choćby The Witcher albo Call of Juarez.

Na naganę zasługuje także organizacyjny bałagan. Oficjalna strona targów świeciła pustkami, informacji prasowych na większą skalę praktycznie nie było. Podobno w Warszawie gdzieniegdzie można było zobaczyć małe, żółte plakaty zapraszające na Warsaw Game Show. Biura informacyjnego na terenie hali znaleźć się nie dało, bo po prostu go nie było. Informacji o prowadzonych konkursach również zabrakło. Od czasu do czasu słychać było tylko nawoływania przez mikrofon, lecz na dobrą sprawę robiły one wrażenie spontanicznych, a przede wszystkim rzadkich prób rozkręcenia publiki. Jakby tego było mało, turniej Call of Duty pierwszego dnia nie odbył się ze względu na problemy techniczne, a na komputerach z The Movies nikt nie zadał sobie nawet tego trudu, by podkręcić ustawienia grafiki (a może komputery nie dawały rady?).

Oddając sprawiedliwość organizatorem trzeba wspomnieć, że Warsaw Game Show nie okazało się kompletną porażką. Odwiedzających było całkiem sporo, choć dało się odnieść wrażenie, że nie wiedzą, gdzie się podziać. Należy jednak pamiętać, że nie były to tłumy, jakie odwiedziły PlayStation Experience (Warsaw Game Show zdecydowanie wiele stracił na odłączeniu tej imprezy). Większość stoisk, zwłaszcza Quake IV i Need for Speed: Most Wanted, została przygotowana profesjonalnie. Zastanawia jednak, czemu niektóre rzeczy zostały tak niesamowicie stłoczone… Plusem była także dodatkowa oprawa stoisk: ludzie w strojach z Gwiezdnych Wojen, amerykańscy marines i hostessy. Na bladym tle jaskrawo wypadł turniej Battlefield 2, który przyciągnął trochę klanów nagrodą w wysokości 10 000 złotych i dodatkach w postaci wartościowego sprzętu.

Podsumowując, śmiało głoszę pogląd, że jeżeli ktoś nie jest fanem Sidney’a Polaka, TEDE, albo nie miał pewności, że wygra turniej Battlefield – mógł sobie śmiało odpuścić wizytę na Warsaw Game Show 2005 nic nie tracąc. Obecni mogą czuć jedynie żal, że 10 zł wydanych na jednodniowy bilet zainwestować dało się na całą masę lepszych sposobów. Mimo wszystko nie skreślam samego pomysłu organizacyjnego i mam nadzieję, że za rok dane będzie mi odwiedzić o wiele lepsze Warsaw Game Show. Czego sobie i Wam życzę!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.