04-11-2009 14:38
Warhammerowa ekonomia w duchu Fast, Furious & Fun
W działach: Warhammer, Savage Worlds | Odsłony: 48
Pierwszy wpis na blogu... żadnych fanfar nie słychać? Trudno, do rzeczy zatem.
Na forum, w wątku poświęconym mieszaniu z błotem / wychwalaniu pod niebiosa przez nikogo jeszcze nie widzianej trzeciej edycji Warhammera, przydarzyło się kilka ciekawych dygresji o absurdach warhammerowej ekonomii. Tak się przy tym złożyło, że ledwie kilka dni wcześniej, w rozpoczętej właśnie po latach przerwy kampanii, nielogiczności systemu pieniężnego Imperium wręcz zwaliły mnie z nóg.
Prowadzę scenariusz z dodatku, miałem szczery zamiar przejąć podręcznikowe ceny i wartość pieniądza z dobrodziejstwem inwentarza w myśl zasady "jak najmniej czasu na robotę, którą ktoś już zrobił za mnie", zapamiętane z dawnych czasów nielogiczności ignorując. Tymczasem, w połowie pierwszej sesji, zgodnie ze scenariuszem pewien BN zaoferował graczom 10 zk za zaniesienie wiadomości. Do sąsiedniego pokoju. Dziesięć cholernych złotych monet za trzydzieści sekund roboty. Dla graczy to były pierwsze kroki w Starym Świecie, ale nawet ich uderzyło, że coś tu jest bardzo nie tak i zaczęli, zupełnie logicznie, zastanawiać się, gdzie jest haczyk. A to żaden haczyk, lecz babol.
Wyliczanie dalszych absurdów sensu nie ma, bo problem jest znany od dawna. W każdym razie, już pod koniec pierwszej sesji wartość złotej korony w wyobrażeniu graczy szlag trafił. A przecież w nieco mniej heroicznym, a bardziej przyziemnym świecie Warhammera chęć zysku miała być dla bohaterów ważną motywacją, na pewno ważniejszą niż ratowanie świata w odruchu dobrej woli. Zdecydowałem więc, że ekonomia to kolejny, po mechanice, element systemu, który leci do kosza w całości, wobec beznadziejności wszelkich prób łatania półśrodkami.
Przed nowym systemem postawiłem trzy cele:
- intuicyjna wycena wszystkiego, bez szperania w cennikach
- łatwość obliczeń
- przywrócenie wartości złota
Nie ma mowy o żmudnym opracowywaniu cennika wszystkiego. Oczywiście, mogłem złapać którykolwiek z dostępnych w sieci - są przecież cenniki do Warhammera, ogólnie do fantasy, czy nawet "naukowo" opracowane listy cen ze średniowiecza. Dobre przykłady zamieścił swego czasu Borejko, rozważając ten sam problem.
Ale ja nie chcę na sesji grzebać w papierach. Ma być fast, furious & fun (wspominałem, że prowadzę na Savage Worlds?...) Intuicyjny cennik ma być w głowie każdego gracza. Tylko wtedy rzucane w grze ceny tego czy owego wywołają właściwą fabularnie reakcję - ale zdzierstwo, co za okazja.
Jedyne sensowne rozwiązanie tego problemu zaproponował we wspomnianym wątku Kal_Torak: ceny muszą być intuicyjnie przeliczalne na zwykłe, współczesne polskie złote.
By zachować łatwość obliczeń, nie ma mowy o przelicznikach typu jeden do dwunastu. Ma być dziesiętnie. Że klimat traci? Może i traci... ale przez sekundy i minuty poświęcone na obliczenia, które mogły by zrobić się same, mogę natrzaskać klimatu innymi środkami, i jeszcze nadwyżka zostanie.
Tak więc:
1 zk = 10 sz = 1000 p.
Dlaczego akurat tak? Jeden miedziak to odpowiednik złotówki. Srebrny szyling - stuzłotowego banknotu, zaś korona - okrągłego tysiąca. Dlaczego, konsekwentnie, nie 10.000, co lepiej realizowałoby postulat wartości złota? Bo w tysiącach złotych myśli się szybciej i sprawniej, to taka subiektywnie okrągła liczba.
Tak więc, gracze przychodzą do karczmy, a ja od razu wiem, sądząc po standardzie lokalu, ile powinien kosztować posiłek - od kilku penów, odpowiednika taniego hamburgera, do ceny obiadu w restauracji - srebrnego szylinga i więcej. Powyższy schemat daje się zastowować "w locie" do wszystkiego, nawet do dóbr w naszych czasach trudnych do wyceny - przeliczamy więc przeciętnego konia jak średniej klasy używany samochód, kamienicę przy rynku w Bogenhafen jak apartament w centrum Warszawy, wysokiej jakości kuszę na glocka, a prosty łuk na myśliwską dwururkę.
Oczywiście, wszystko to jest bardzo "mniej więcej", ale mi większej dokładności nie potrzeba, zwłaszcza biorąc pod uwagę ogromne różnice lokalne w pseudo-średniowiecznej gospodarce. Grunt, że będzie się zgadzał rząd wielkości, że wycena odbywa się błyskawicznie, i że wartość pieniądza dla wszystkich grających będzie spójnie rozumiana.
Jak to się ma do postulatu podniesienia wartości złota? Ano, mogłoby lepiej. Przelicznik 1:10 dla złota i srebra jest nadal naciągany, a w myśl powyższych zasad fizyczny robotnik powinien zarobić przez miesiąc około korony. Czyli wciąż nie uzyskujemy sytuacji, gdy przeciętny człowiek ma szansę przez całe życie nie zobaczyć złotej monety na oczy.
Mi to jednak nie przeszkadza, w końcu nie gramy w Dzikie Pola, tylko w fantasy. Wystarczy, że zapewnione jest funkcjonowanie złotej korony jako waluty generalnie cennej i szanowanej, nawet w ilości jednej sztuki. Ewentualnym czepialskim relatywnie mniejszą wartość złota tłumaczymy zaawansowaniem techniki górniczej i większym wydobyciem (krasnoludy!).
Na forum, w wątku poświęconym mieszaniu z błotem / wychwalaniu pod niebiosa przez nikogo jeszcze nie widzianej trzeciej edycji Warhammera, przydarzyło się kilka ciekawych dygresji o absurdach warhammerowej ekonomii. Tak się przy tym złożyło, że ledwie kilka dni wcześniej, w rozpoczętej właśnie po latach przerwy kampanii, nielogiczności systemu pieniężnego Imperium wręcz zwaliły mnie z nóg.
Prowadzę scenariusz z dodatku, miałem szczery zamiar przejąć podręcznikowe ceny i wartość pieniądza z dobrodziejstwem inwentarza w myśl zasady "jak najmniej czasu na robotę, którą ktoś już zrobił za mnie", zapamiętane z dawnych czasów nielogiczności ignorując. Tymczasem, w połowie pierwszej sesji, zgodnie ze scenariuszem pewien BN zaoferował graczom 10 zk za zaniesienie wiadomości. Do sąsiedniego pokoju. Dziesięć cholernych złotych monet za trzydzieści sekund roboty. Dla graczy to były pierwsze kroki w Starym Świecie, ale nawet ich uderzyło, że coś tu jest bardzo nie tak i zaczęli, zupełnie logicznie, zastanawiać się, gdzie jest haczyk. A to żaden haczyk, lecz babol.
Wyliczanie dalszych absurdów sensu nie ma, bo problem jest znany od dawna. W każdym razie, już pod koniec pierwszej sesji wartość złotej korony w wyobrażeniu graczy szlag trafił. A przecież w nieco mniej heroicznym, a bardziej przyziemnym świecie Warhammera chęć zysku miała być dla bohaterów ważną motywacją, na pewno ważniejszą niż ratowanie świata w odruchu dobrej woli. Zdecydowałem więc, że ekonomia to kolejny, po mechanice, element systemu, który leci do kosza w całości, wobec beznadziejności wszelkich prób łatania półśrodkami.
Przed nowym systemem postawiłem trzy cele:
- intuicyjna wycena wszystkiego, bez szperania w cennikach
- łatwość obliczeń
- przywrócenie wartości złota
Nie ma mowy o żmudnym opracowywaniu cennika wszystkiego. Oczywiście, mogłem złapać którykolwiek z dostępnych w sieci - są przecież cenniki do Warhammera, ogólnie do fantasy, czy nawet "naukowo" opracowane listy cen ze średniowiecza. Dobre przykłady zamieścił swego czasu Borejko, rozważając ten sam problem.
Ale ja nie chcę na sesji grzebać w papierach. Ma być fast, furious & fun (wspominałem, że prowadzę na Savage Worlds?...) Intuicyjny cennik ma być w głowie każdego gracza. Tylko wtedy rzucane w grze ceny tego czy owego wywołają właściwą fabularnie reakcję - ale zdzierstwo, co za okazja.
Jedyne sensowne rozwiązanie tego problemu zaproponował we wspomnianym wątku Kal_Torak: ceny muszą być intuicyjnie przeliczalne na zwykłe, współczesne polskie złote.
By zachować łatwość obliczeń, nie ma mowy o przelicznikach typu jeden do dwunastu. Ma być dziesiętnie. Że klimat traci? Może i traci... ale przez sekundy i minuty poświęcone na obliczenia, które mogły by zrobić się same, mogę natrzaskać klimatu innymi środkami, i jeszcze nadwyżka zostanie.
Tak więc:
1 zk = 10 sz = 1000 p.
Dlaczego akurat tak? Jeden miedziak to odpowiednik złotówki. Srebrny szyling - stuzłotowego banknotu, zaś korona - okrągłego tysiąca. Dlaczego, konsekwentnie, nie 10.000, co lepiej realizowałoby postulat wartości złota? Bo w tysiącach złotych myśli się szybciej i sprawniej, to taka subiektywnie okrągła liczba.
Tak więc, gracze przychodzą do karczmy, a ja od razu wiem, sądząc po standardzie lokalu, ile powinien kosztować posiłek - od kilku penów, odpowiednika taniego hamburgera, do ceny obiadu w restauracji - srebrnego szylinga i więcej. Powyższy schemat daje się zastowować "w locie" do wszystkiego, nawet do dóbr w naszych czasach trudnych do wyceny - przeliczamy więc przeciętnego konia jak średniej klasy używany samochód, kamienicę przy rynku w Bogenhafen jak apartament w centrum Warszawy, wysokiej jakości kuszę na glocka, a prosty łuk na myśliwską dwururkę.
Oczywiście, wszystko to jest bardzo "mniej więcej", ale mi większej dokładności nie potrzeba, zwłaszcza biorąc pod uwagę ogromne różnice lokalne w pseudo-średniowiecznej gospodarce. Grunt, że będzie się zgadzał rząd wielkości, że wycena odbywa się błyskawicznie, i że wartość pieniądza dla wszystkich grających będzie spójnie rozumiana.
Jak to się ma do postulatu podniesienia wartości złota? Ano, mogłoby lepiej. Przelicznik 1:10 dla złota i srebra jest nadal naciągany, a w myśl powyższych zasad fizyczny robotnik powinien zarobić przez miesiąc około korony. Czyli wciąż nie uzyskujemy sytuacji, gdy przeciętny człowiek ma szansę przez całe życie nie zobaczyć złotej monety na oczy.
Mi to jednak nie przeszkadza, w końcu nie gramy w Dzikie Pola, tylko w fantasy. Wystarczy, że zapewnione jest funkcjonowanie złotej korony jako waluty generalnie cennej i szanowanej, nawet w ilości jednej sztuki. Ewentualnym czepialskim relatywnie mniejszą wartość złota tłumaczymy zaawansowaniem techniki górniczej i większym wydobyciem (krasnoludy!).