08-08-2007 02:18
W odpowiedzi na: Polska fantastyka będąca częścią sztuki wysokiej?
W działach: polemiki | Odsłony: 13
@Bukins
Słowo daję, nieźle się porobiło na tych nowomodnych uniwerkach, skoro pozwalają poloniście na stawianie heretyckich hipotez. Za moich czasów delikwenta, co by z takimi teoriami wyskoczył, natychmiast przywołanoby do pionu rozpalonym żelazem akademickiej krytyki.
Cóż, polonistyka w Szczecinie musi nie mieć szeregów tych nadpleśniałych naukowców, którzy na kształt marynarzy Davy Jonesa stanowią kadrę i mury mojej Alma Mater (IPUJ). Nikt biednego Bukinsa nie zdekapitował (chyba, bo od Teleportu się na serwisie nie pojawia - ale to tendencja masowa, więc o niczym nie świadczy).
Ale - ad rem, panie lucek, ad rem.
Po pierwsze primo, popełnia Bukins w swoim tekście jeden z podstawowych błędów logicznych - contradictio in adiecto (albo contradictio in terminis). Stawia on otóż hipotezę, która niejako ex definitione nie może być prawdziwa. Pyta bowiem autor w tytule swojego tekstu: Polska fantastyka będąca częścią sztuki wysokiej?. To eliptyczne zdanie, jak mniemam, poddaje pod dyskusję fakt, czy fantastyka jest częścią sztuki wysokiej.
Odpowiadam: nie jest i nie będzie.
Oburzonych kategorycznością stwierdzenia pozostaje mi poklepać po łebkach czule a ze zrouzmieniem i wyjaśnić:
- termin literatura wysoka odnosi się do dzieł, do których można przyłożyć antyczną ramotę, zwaną dalej zasadą decorum. Jej główną wartością jest przystawanie stylu do tematu w ramach teorii trzech stylów -> patrz: Arystoteles (Poetyka), Horacy (List do Pizonów). Jak nietrudno się domyślić: styl wysoki to bogactwo figur retorycznych, obrazowy, patetyczny język, duży ładunek emocjonalny a typowe gatunki to oda, tragedia a potem epos rycerski. Styl niski to skromność środków obrazowania, prosty język, typowe gatunki to: satyra, bajka, poemat heroikomiczny, komedia.
- fantastyka po Platonie, świętym Tomaszu Morusie oraz księciu biskupie warmińskim Krasickim Ignacym nie ma szans trafić do czegoś, co określamy mianem 'sztuki wysokiej'. Powód jest jeden i szalenie prosty - pisana jest dla rozrywki, ku uciesze gawiedzi. Prymarną jej cechą jest to, że ma bawić.
- sztuka wysoka (termin, skądinąd martwawy, w czasach równie martwawych Derridy, Barthesa i Sontag) wynika w prostej i logicznej zasadzie z teorii trzech stylów i zasady decorum. Niestety - a dla niektórych - na szczęście - klasyczne zasady okazują się wciąż dobre i działają, mimo dziwactw postmodernizmu.
Siłą rzeczy, fantastyka, jako rzecz ludyczna, pisana li tylko ku uciesze gawiedzi, nijak się ma do eposu o rycerzu Tankredzie, pieśni o Rolandzie czy Orestei. I nie wierzcie w to, co mówią o swoich książkach autorzy. Ani w to, co mówią o książkach swoich kolegów. Nie wierzcie również domorosłym krytykom, którzy w każdym dziełku dopatrywać się będą nowej Prawdy Objawionej, Słowa Bożego czy choćby Wzniosłej Prawdy Najczystszej. Nie, nie i jeszcze raz nie. Pisarz fantasy/SF to nie jest artysta, to wyrobnik, któremu płacą od słowa. I tyle, nikt mi nie wmówi, że polskie SF/F znaczy coś więcej, niźli znaczy.
Pisze Bukins o cyklu husyckim Sapkowskiego. Po 9/11 zaczął krążyć w Najjaśniejszej dowcip o samobójczym ataku motolotnią na Pałac Kultury, pointowany celną frazą "jaki kraj, tacy terroryści". Lektura Sapkowskiego w kontekście Imienia Róży każe strawestować ten passus - "jaki kraj, taki Umberto Eco". Włoski autor jest profesorem mediwistyki i profesorem semiotyki (i przy okazji jednym z największych autorytetów światowych), rozmiłowanym w kulturze współczesnej. Nasz - rzadko widywany trzeźwym handlowiec, rzucający rasistowskie witze. Przepraszam, ale nie podnieca mnie kościelna łacina i kilka maksym, których Sapkowski używa jako wątpliwej proweniencji eruditio. Sam mógłbym wziąć Knapiusza i rżnąć z niego kawałek za kawałkiem.
Być może Wiśniewski-Snerg czy Zajdel zaklepią sobie miejsce gdzieś tam obok XBW, ale do tego muszą się najpierw odleżeć. I to sporo. Poza tym nie można zapomnieć, że funkcjonalnie nigdy nie będą literaturą wysoką - znów odsyłam do Arystotla i Horacego, i ich wykładni stylów.
Powodów, dla których recenzje powieści Orbitoszczaka znajdują się w Dzienniku czy Przekroju jest co najmniej kilka. Jednym z nich, bez wątpienia, jest fakt, że powieść grozy to ewenement na naszym ryneczku. Nie od rzeczy będzie również zaryzykować twierdzenie, że wydawnictwa i prasa lubią się nawzajem - patronacik, książeczka do recenzji, pochlebne słóweczko ewentualnemu kliencikowi, intratne zamówionko na reklameczkę.
Nie mówię, że proza Łukasza jest zła i trzeba ją promować łapówkami. Przeciwnie, uważam (n)Orbiego za pisarza dobrego, intrygującego pomysłem i niemęczącego formą. Ale to nadal nie jest literatura wysoka.
Rekapitulując: kluczowym problemem tekstu Bukinsa jest stosowanie akademickiego terminu w jego popularnym znaczeniu. Oczywiście, można, ale mało to fachowe ;)
Fantastyka tak, ambitna tak, popularna tak, wysoka - nie.
PS. W Polsce literaturę wysoką zdarza się uprawiać Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi. Innych raczej nie stwierdzono.
Stay tuned. W następnym odcinku blogaska relacja z Castle Party w Bolkowie, lateksowe stringi, delicje w czekoladzie i takie tam. A później relacja z Ciastkonu, cztery piwka i historia o tym, jak fajny był Bagiennikon w 1664, kiedy Sobieski został prezesem ŚKF-u i dlaczego Bagiennikony w kredzie i jurze miały akcję "100% bez dinozaurów"
l.
Słowo daję, nieźle się porobiło na tych nowomodnych uniwerkach, skoro pozwalają poloniście na stawianie heretyckich hipotez. Za moich czasów delikwenta, co by z takimi teoriami wyskoczył, natychmiast przywołanoby do pionu rozpalonym żelazem akademickiej krytyki.
Cóż, polonistyka w Szczecinie musi nie mieć szeregów tych nadpleśniałych naukowców, którzy na kształt marynarzy Davy Jonesa stanowią kadrę i mury mojej Alma Mater (IPUJ). Nikt biednego Bukinsa nie zdekapitował (chyba, bo od Teleportu się na serwisie nie pojawia - ale to tendencja masowa, więc o niczym nie świadczy).
Ale - ad rem, panie lucek, ad rem.
Po pierwsze primo, popełnia Bukins w swoim tekście jeden z podstawowych błędów logicznych - contradictio in adiecto (albo contradictio in terminis). Stawia on otóż hipotezę, która niejako ex definitione nie może być prawdziwa. Pyta bowiem autor w tytule swojego tekstu: Polska fantastyka będąca częścią sztuki wysokiej?. To eliptyczne zdanie, jak mniemam, poddaje pod dyskusję fakt, czy fantastyka jest częścią sztuki wysokiej.
Odpowiadam: nie jest i nie będzie.
Oburzonych kategorycznością stwierdzenia pozostaje mi poklepać po łebkach czule a ze zrouzmieniem i wyjaśnić:
- termin literatura wysoka odnosi się do dzieł, do których można przyłożyć antyczną ramotę, zwaną dalej zasadą decorum. Jej główną wartością jest przystawanie stylu do tematu w ramach teorii trzech stylów -> patrz: Arystoteles (Poetyka), Horacy (List do Pizonów). Jak nietrudno się domyślić: styl wysoki to bogactwo figur retorycznych, obrazowy, patetyczny język, duży ładunek emocjonalny a typowe gatunki to oda, tragedia a potem epos rycerski. Styl niski to skromność środków obrazowania, prosty język, typowe gatunki to: satyra, bajka, poemat heroikomiczny, komedia.
- fantastyka po Platonie, świętym Tomaszu Morusie oraz księciu biskupie warmińskim Krasickim Ignacym nie ma szans trafić do czegoś, co określamy mianem 'sztuki wysokiej'. Powód jest jeden i szalenie prosty - pisana jest dla rozrywki, ku uciesze gawiedzi. Prymarną jej cechą jest to, że ma bawić.
- sztuka wysoka (termin, skądinąd martwawy, w czasach równie martwawych Derridy, Barthesa i Sontag) wynika w prostej i logicznej zasadzie z teorii trzech stylów i zasady decorum. Niestety - a dla niektórych - na szczęście - klasyczne zasady okazują się wciąż dobre i działają, mimo dziwactw postmodernizmu.
Siłą rzeczy, fantastyka, jako rzecz ludyczna, pisana li tylko ku uciesze gawiedzi, nijak się ma do eposu o rycerzu Tankredzie, pieśni o Rolandzie czy Orestei. I nie wierzcie w to, co mówią o swoich książkach autorzy. Ani w to, co mówią o książkach swoich kolegów. Nie wierzcie również domorosłym krytykom, którzy w każdym dziełku dopatrywać się będą nowej Prawdy Objawionej, Słowa Bożego czy choćby Wzniosłej Prawdy Najczystszej. Nie, nie i jeszcze raz nie. Pisarz fantasy/SF to nie jest artysta, to wyrobnik, któremu płacą od słowa. I tyle, nikt mi nie wmówi, że polskie SF/F znaczy coś więcej, niźli znaczy.
Pisze Bukins o cyklu husyckim Sapkowskiego. Po 9/11 zaczął krążyć w Najjaśniejszej dowcip o samobójczym ataku motolotnią na Pałac Kultury, pointowany celną frazą "jaki kraj, tacy terroryści". Lektura Sapkowskiego w kontekście Imienia Róży każe strawestować ten passus - "jaki kraj, taki Umberto Eco". Włoski autor jest profesorem mediwistyki i profesorem semiotyki (i przy okazji jednym z największych autorytetów światowych), rozmiłowanym w kulturze współczesnej. Nasz - rzadko widywany trzeźwym handlowiec, rzucający rasistowskie witze. Przepraszam, ale nie podnieca mnie kościelna łacina i kilka maksym, których Sapkowski używa jako wątpliwej proweniencji eruditio. Sam mógłbym wziąć Knapiusza i rżnąć z niego kawałek za kawałkiem.
Być może Wiśniewski-Snerg czy Zajdel zaklepią sobie miejsce gdzieś tam obok XBW, ale do tego muszą się najpierw odleżeć. I to sporo. Poza tym nie można zapomnieć, że funkcjonalnie nigdy nie będą literaturą wysoką - znów odsyłam do Arystotla i Horacego, i ich wykładni stylów.
Powodów, dla których recenzje powieści Orbitoszczaka znajdują się w Dzienniku czy Przekroju jest co najmniej kilka. Jednym z nich, bez wątpienia, jest fakt, że powieść grozy to ewenement na naszym ryneczku. Nie od rzeczy będzie również zaryzykować twierdzenie, że wydawnictwa i prasa lubią się nawzajem - patronacik, książeczka do recenzji, pochlebne słóweczko ewentualnemu kliencikowi, intratne zamówionko na reklameczkę.
Nie mówię, że proza Łukasza jest zła i trzeba ją promować łapówkami. Przeciwnie, uważam (n)Orbiego za pisarza dobrego, intrygującego pomysłem i niemęczącego formą. Ale to nadal nie jest literatura wysoka.
Rekapitulując: kluczowym problemem tekstu Bukinsa jest stosowanie akademickiego terminu w jego popularnym znaczeniu. Oczywiście, można, ale mało to fachowe ;)
Fantastyka tak, ambitna tak, popularna tak, wysoka - nie.
PS. W Polsce literaturę wysoką zdarza się uprawiać Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi. Innych raczej nie stwierdzono.
Stay tuned. W następnym odcinku blogaska relacja z Castle Party w Bolkowie, lateksowe stringi, delicje w czekoladzie i takie tam. A później relacja z Ciastkonu, cztery piwka i historia o tym, jak fajny był Bagiennikon w 1664, kiedy Sobieski został prezesem ŚKF-u i dlaczego Bagiennikony w kredzie i jurze miały akcję "100% bez dinozaurów"
l.