W matni intryg #9

Wilczy jar

Autor: Grzegorz 'GreK' Kalka

MG: środa, 16 sierpnia 1575r.

Konie ucichły już wydając ostatnie charknięcie. Na chwilę wszystko ucichło. Wszystko, prócz modłów trzech osób w środku wyrysowanego kręgu. De Vega z zamkniętymi oczami i zapaloną gromnicą w ręce, Magda z wyciągniętymi przed siebie rękoma i krzyżem, z przerażeniem w oczach, Micho z ręką na rapierze, czujny. Był też i Mateusz, wciąż nieprzytomny.

Krzyk Magdy przeszył powietrze. Zaraz po nim rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Rozbijając szybę w oknie wskoczył do środka jeden z wilków. Tuż za nim drugi, oba z pianą na pysku. Magda osunęła się bezwładnie na podłogę zemdlona. Karolina nie drgnęła nawet. Zawierzyła Jedynemu. Modliła się. Ufała.

Deviria rozejrzały się po czym warcząc ruszyły w kierunku kręgu. Olaf nie przestając się modlić wyjął rapier.

Gdy pierwszy stwór skoczył wbił mu ostrze w serce aż po sam kosz. Zwierzę padło martwe na miejscu. Micho spojrzał na drugą parę wściekłych ślepi próbując wyszarpnąć zaklinowaną broń. Nadaremno. W końcu porzucił klingę gotów bronić się i swą panią gołymi rękoma.

Drugi deviria oderwał się od ziemi, by jednym susie dopaść gardła swego przeciwnika. Wtem huk rozdarł powietrze. Zapachniało siarką. Wilk zaskowyczał, zmienił trajektorię lotu i minął Micho o parę centymetrów. Drugi huk i był już martwy.
To Milić z pomocnikiem stali w progu z dymiącymi strzelbami w rękach.

- Szafa! – krzyknął Milić.

Po chwili zabarykadowali się w salonie meblami. Warczenia, skowyty i drapanie w drzwi rozlegały się cały wieczór i noc. Posnęli nad ranem na podłodze salonu w kręgu pełnym mistycznych symboli.

czwartek, 17 sierpnia 1575r.

Obudziło ich pukanie do drzwi. Mateusz był już przytomny, ale zmęczony i ojciec tulił go do siebie jakby robił to po raz pierwszy. Zresztą, może i tak było. Karolina wiedziała, że dziecko potrzebuje odtąd stałej opieki duchownych. Demon nie został unicestwiony. Mógł wrócić każdej nocy i zamieszkać w jego duszy na powrót.

Gdy odsunęli ciężki stół i otworzyli drzwi, słońce było już wysoko nad horyzontem. Obraz za drzwiami przedstawiał się strasznie. Rozszarpane końskie zwłoki, wnętrzności porozrzucane po całym podwórzu.

Nie to jednak przeraziło najbardziej Karolinę. W drzwiach stała kobieta a za nią dwóch zbrojnych mężczyzn. Za nimi zaś czarna kareta z dużym krzyżem na drzwiach. Znak inkwizycji. Rzuciła okiem po salonie. To co działo się tutaj ostatniego wieczora było aż nadto jasne. Szczególnie dla śledczego inkwizycji. Wiedziała co jej grozi, tu w Karze, za egzorcyzmowanie. W najlepszym razie lochy Czarnego Pałacu. W najgorszym stos.

Kobieta przekroczyła pewnie próg domu otwierając drzwi na oścież. Snop światła padł dokładnie na środek salonu oświetlając wyrysowane na podłodze symbole.

Gracz1 [Karolina de Vega]: Karolina wstała z kolan. Choć nogi rwały nieprzerwanym, ostrym bólem, a niemłode już kości strzyknęły niebezpiecznie, nie zachwiała się. Wyprostowana i przepełniona godnością poprawiła suknię. Sprawdziła, czy Krzyż Karyjski znajduje się tam, gdzie powinien, czyli zawieszony na smukłej, białej jak śnieg szyi. Odgarnęła z czoła mokre od potu włosy i wyszła z kręgu.

Stanęła naprzeciw kobiety, wyprostowana i dumna, chwilę jej się przyglądając. Wiedziała, że śledczy często czekają, nim odezwą się choćby słowem. Obserwują, badają, szukają śladów nie tylko materialnych. Prześwietlają też ciebie. Sekunda po sekundzie, minuta po minucie badają, czy znajduje się w tobie ta cząstka Jedynego, która odróżni cię od deviria. Karolina doskonale wiedziała, że przewagę ma ten, kto pierwszy zada cios. Spojrzała w oczy śledczej i pewnym głosem powiedziała:

- Niech nasze usta chwalą Jedynego. Nazywam się Karolina de Vega. W nocy zostaliśmy zaatakowani przez deviria. W chłopcu ujawnił się silny demon. To, co tu się wydarzyło, było próbą obrony godności Jedynego. Na jego chwałę deviria padły, a chłopiec żyć będzie. Zawdzięczamy to sile naszej wiary – to rzekłszy, skłoniła głowę w ukłonie. – I łasce Jedynego – dodała spokojnie.

Nie zamierzała kłamać. Może gdyby była tu sama, miałaby szanse zmienić historię. Ale było zbyt wielu świadków, którzy w Czarnym Pałacu na pewno potwierdziliby to, co tu się działo, a nie wiadomo, czy w ogniu tortur nie dodaliby czegoś od siebie…