- Jaśniepani... – Katarzyna usłyszała za sobą dudnienie kroków gospodarza, gdy już uchylała drzwi pokoju. – Przepraszam najmocniej, byłbym zapomniał...
- Będzie szanowna pani gdzieś ze trzy tygodnie, jak zajechali – młynarz był niezmiernie zmieszany tą bezpośrednią rozmową z baronessą. – Zostawili ino te pismo z przykazem, że do Jaśniepani rączek, a że sprawa gardłową jest i jeśli mi życie miłym jest...
Nie musiał nic więcej mówić. Załamujący się głos dopowiedział Karolinie resztę historii.
- Dziękuję – odebrała zalakowaną, starannie złożoną kopertę. – Nie przejmujcie się już, nic wam nie grozi.
Na laku odciśnięty był liść klonu. Schowała przesyłkę w wewnętrznej kieszeni płaszcza i udała się do pokoju, aby zapoznać się z treścią na osobności.
Przy świetle lampy naftowej złamała pieczęć. W środku znalazła dwa pisma.
Do rąk własnych szanownej pani Karoliny de Vega.
Na wstępie wybaczy Pani formę, w jakiej nawiązuję kontakt. Sprawa jest jednak delikatną i dyskrecyji wielkiej wymaga, o co też i szanowną Panią proszę. Jeśli Pani życie miłe, zaklinam w imię Jedynego, nie rozpowiadaj o tym piśmie ani o niczym, czego się z niego Pani dowiesz.
Mamy powody podejrzewać, że macki Kusiciela sięgnęły głębiej niżby się tego ktokolwiek spodziewał.
Umiejętności i szanownej Pani doświadczenie bardzo przysłużyłoby się dobrej sprawie. Jeśli nie pozostaje Pani obojętna na nasz apel, proszę przygotować się na długą i niebezpieczną misję i udać się z wekslem pod adres na nim wskazany, ten zaś list spalić niezależnie od podjętej decyzji.
Na wstępie wybaczy Pani formę, w jakiej nawiązuję kontakt. Sprawa jest jednak delikatną i dyskrecyji wielkiej wymaga, o co też i szanowną Panią proszę. Jeśli Pani życie miłe, zaklinam w imię Jedynego, nie rozpowiadaj o tym piśmie ani o niczym, czego się z niego Pani dowiesz.
Mamy powody podejrzewać, że macki Kusiciela sięgnęły głębiej niżby się tego ktokolwiek spodziewał.
Umiejętności i szanownej Pani doświadczenie bardzo przysłużyłoby się dobrej sprawie. Jeśli nie pozostaje Pani obojętna na nasz apel, proszę przygotować się na długą i niebezpieczną misję i udać się z wekslem pod adres na nim wskazany, ten zaś list spalić niezależnie od podjętej decyzji.
Z poważaniem,
oddany sługa Jedynego T.S.
oddany sługa Jedynego T.S.
Po chwili zajrzała też do wystawionego na jej nazwisko zobowiązania.
Faktoria handlowa Rufus
ulica Kupcza 13
Armon, Agaria.
Weksel wystawiony na baronessę Karolinę de Vega upoważnia ww. do podjęcia przesyłki nr #3857.
ulica Kupcza 13
Armon, Agaria.
Weksel
Weksel wystawiony na baronessę Karolinę de Vega upoważnia ww. do podjęcia przesyłki nr #3857.
Rufus Goldbrun
---
Gracz1 [Karolina de Vega]: Karolina posłała po swój kufer. Kazała zamknąć okiennice. Po chwili zastanowienia oderwała lak z pieczęcią od listu, a ten spaliła w miseczce do chwytania ektoplazmy.
Potem wrzuciła lak i weksel do sakiewki, którą schowała do kufra. Zdjęła płaszcz, zsunęła rękawiczki, odświeżyła się w stojącej na łaziebnym stoliku misie z wodą, uczesała włosy i zawołała Magdę, aby oczyściła miseczkę. Po tych zabiegach wyszła z pokoju, aby spożyć kolację.
---
MG: środa, 16 sierpnia 1575r.
Niebo nad szczytami gór miało właśnie zacząć szarzeć, gdy ciche zwykle o tej porze Rokmowo zawrzało od jazgotem psów. Ogromne bestie o grubych karkach i szerokich pyskach uzbrojonych w ostre kły wpadły do wsi i rozbiegły się po podwórzu czyniąc wielkie larmo. Nie spotkasz takich poza Karą. Tuż za hałaśliwą zgrają na wiejski podwórzec wjechało dwóch konnych.
Pierwszy z nich, szlachcic sądząc z ubioru, skromnego lecz szykownego, podjechał wprost pod drzwi młyna i zeskoczył z siodła rzucając cugle podążającemu za nim. Ten w lot je złapał i oba wierzchowce w miejscu usadziwszy zatrzymał się tuż za panem.
Z chałupy wyszedł im na spotkanie Micho, pasa z rapierem dopinając do boku.
- Waszmości – ukłonił się jak zwyczaj nakazuje, nie tracąc jednak przybyłych z oczu – cóż sprowadza kawalerów o tak wczesnej porze?
- Olo Milić z Wilczego Jaru do pani de Vega – rzucił szlachcic krótko niskim, chropowatym głosem.
Właściciel wsi Wilczy Jar był wysokim i postawnym mężczyzną, z ogoloną krótko głową i jednodniowym zarostem. Jego twarz poorana była siecią zmarszczek. Puste, nic nie wyrażające oczy wpatrywały się w stojącego na progu Olafa. W ręce trzymał bat. Na szyi zawieszony miał prosty krzyż drewniany.
- Zechce szanowny pan poczekać aż zapowiem. Proszę również, aby psy krótko trzymać – Olaf wycofał się w ukłonie zamykając za sobą drzwi.
Olo Milić – pomyślała Karolina. Aczkolwiek nigdy nie była w Wilczym Jarze, wsi leżącej nieopodal Rokmowa, to kilka lat temu nazwa ta stała się jej znana za sprawą procesu toczącego się przeciwko Olo Milićowi za sprzeniewierzenie się Jedynemu. Nie brała udziału w tym dochodzeniu i nie znała szczegółów, słyszała jednak, że w końcu sprawę zamknięto a Milića uniewinniono.
---
Gracz1 [Karolina de Vega]: - Olo Milić, powiadasz… - zmrużyła oczy, patrząc na Olafa. – Przyjmę go. Ale nie w pokoju. Tu, w jadalni młynarzy. Przy pracownikach - uprzedź ich, że na mój znak mają się oddalić. No i broń trzymaj w pogotowiu. Ale nie używaj. Chyba, że naprawdę będzie trzeba… - Karolina zamyśliła się. Zostaw mnie teraz samą.
Karolina wyjęła na wierzch sukni swój karyjski krzyż, tak, aby wdzięcznie spoczął na czarnych koronkach falujących na piersi. Poperfumowała się delikatnie – to jej zwykle dawało nieznaczną przewagę nad mężczyznami, po czym zaczęła żarliwie modlić się do Jedynego, klęknąwszy na środku pokoju. Gdy dusza jej poczuła kojący wpływ modlitwy, otworzyła oczy, poprawiła włosy, ugładziła suknię, wsunęła czarne rękawiczki i wyszła do pana Olo.
Nagle zmęczenie odeszło jak ręką odjął. Poczuła, jak wyostrzają się zmysły, jakby zaczynało się przesłuchanie. Jak zwykle zamierzała uważnie obserwować człowieka, który z nią rozmawiał, nauczona doświadczeniem, że oczy, gesty, drganie mięśni przy powiekach, układ nóg i całego ciała dużo jej o nim powiedzą. Czy kłamie, czy się boi, czy jest spięty, czy sprawa jest ważna… Jak zwykle też zamierzała milczeć, odzywając się dopiero, gdy ten skończy mówić. Z natury, a i dzięki naukom pobieranym w Czarnym Pałacu, choć również wyciągając wnioski z doświadczenia w czasie rozmów, była sztywna i opanowana. Małomówna. Ale nie spuszczała z rozmówców wzroku. Jej twarz, jak maska, nie zdradzała emocji. Na tym przecież polegał ten zawód…
Eleganckie, bez śladu choćby najmniejszego pyłu, buty zastukały cicho, gdy weszła do jadalni. Czuła, jak przebrzmiała modlitwa do Jedynego rozpalała ją wewnętrznym żarem, nie większym niż wspomnienie dotyku Frantika. Szybko odrzuciła powracające w zaskakujących momentach wspomnienie. Spojrzała w twarze oczekujących.