» Recenzje » W ciemność. Star Trek

W ciemność. Star Trek


wersja do druku
W ciemność. Star Trek
To prawda, że Gene Roddenberry nie rozpoznałby w żadnym z nowych filmów z serii swojego dzieła. Ale czy to źle? J.J. Abrams i jego współpracownicy postawili przed sobą zadanie niemożliwe: uczynić klasyczne science fiction atrakcyjnym dla nowych widzów i zarazem znośnym dla starych fanów. Po raz drugi już udowadniają, że wprawdzie nie da się zadowolić wszystkich, ale kompromisy pozwalają na tworzenie bardzo dobrego kina letniego.

Star Trek to zjawisko rodem z minionej epoki. Powstały w czasach Zimnej Wojny i kosmicznego wyścigu, zapowiadał katastrofę w najbliższej przyszłości, ale pokój i powszechne szczęście w dalszej perspektywie. W tej idylli (komunistycznej – w świecie Star Treka nie ma pieniędzy!) nie istnieje nawet armia w takiej formie, jaką znamy. W końcu słynna pięcioletnia misja okrętu flagowego Gwiezdnej Floty ma charakter badawczy, nie militarny. Tymczasem science fiction XXI wieku to Mass Effect – historia wojny o przetrwanie, grabieży, politycznego cynizmu, w której prologu pada ważne zdanie: "The galaxy can be a dangerous place, is humanity really ready for this?". Jeśli realizowana fantastyka ma mówić coś o współczesności, to jesteśmy dziś rasą szalenie zaniepokojoną.

Star Trek: Into Darkness jest właśnie produktem tak pojmowanej współczesności. Zamęt, do jakiego doprowadził w poprzednim filmie Nero, ma swoje konsekwencje. Dowództwo Gwiezdnej Floty zetknęło się z wrogiem nieskończenie potężniejszym od siebie. Zasiane zostaje ziarno niepokoju, a żniwa zbiera tajemniczy terrorysta, mężczyzna w stylowym czarnym płaszczu, znany jako John Harrison. Zanim USS Enterprise poleci na swoją pięcioletnią misję, jego załoga musi zbadać intencje mordercy, zdolnego poważnie naruszyć bezpieczeństwo Federacji.

W tym całym bałaganie oficerowie służący na okręcie flagowym przeżywają swoje problemy. James Kirk, zwolennik kowbojskiej dyplomacji, nie potrafi unieść odpowiedzialności, jaka spoczywa na barkach kapitana statku. Spock po zagładzie planety Wolkan uczy się radzenia z własnymi emocjami. Scotty ma problemy z subordynacją. Admirał Pike tymczasem z oślim uporem utrzymuje, że grupa kadetów świeżo po studiach jest idealną załogą dla tego okrętu. Porządku brakuje praktycznie wszędzie, gdzie wydaje się on niezbędny.

Into Darkness znakomicie funkcjonuje jako czerwcowy blockbuster. Bliżej mu do Iron Mana niż do którejkolwiek z kanonicznych opowieści o kapitanie Kirku. W równych proporcjach podana zostaje akcja, dowcip oraz inne atrakcje, z których słyną ostatnie superprodukcje. Wyśmiewany już w sieci, powtórzony po raz "enty" motyw śmiertelnie groźnego przestępcy przetrzymywanego w szklanym więzieniu nie jest dla nikogo nowością. Więcej niż raz ma się wrażenie, że znów oglądamy Mrocznego Rycerza, Avengers lub Skyfall.

Chodzi tu już o pewien standard rozrywki; widz lubi tylko to, co zna, jak uczy inżynier Mamoń. Bardziej wymagający – na przykład ten, który zna kanon – przekupiony zostaje ogromną ilością cytatów, nawiązań, drobnych szczególików podrzucanych mu tu i ówdzie niczym drobne, błyszczące monety. Zbierający je trekkie ma folgować swojej pasji kolekcjonera i przez to nie zauważyć dziur w fabule. Nie zawsze się udaje.

Choć cel postawiony przed bohaterami jest jasny i konkretny – powstrzymać akty terroru i odkryć ich źródło – przez sporą część filmu wydaje się, że Enterprise krąży po galaktyce bez sensu. W ten sposób Kirk dociera do klingońskiej strefy wpływów. Można odnieść wrażenie, że załoga bije na oślep kogo popadnie, żeby tylko coś się działo. Szansa na powiedzenie czegoś ciekawego o stosunkach między dwoma rasami "poszła sobie spacerować", kiedy na czerwonawym, postindustrialnym pustkowiu wszyscy zaczęli do wszystkich strzelać.

Jest przez to kolorowo, głośno, a czasem głupio. Niejasne są motywy najważniejszych postaci – trudno powiedzieć, czy to przez scenariusz, czy obsadę. Niewątpliwie im aktor lepszy, tym bohater ciekawszy. Benedict Cumberbatch włada ekranem z absolutną bezwzględnością. Jego owadzia twarz wykrzywiana spazmami wściekłości jest obca, niepokojąca. Harrison ma być postacią z innej rzeczywistości – i tak jest w istocie. Gdyby grał w filmie z lepszym scenariuszem, mógłby być nawet lepszy niż Ricardo Montalban w Gniewie Khana. Zachary Quinto jako Spock jest coraz lepszy. Jakkolwiek nie sposób zrozumieć, dlaczego respektuje autorytet Kirka, tak jego wewnętrzna przemiana została bardzo dobrze odegrana.

Chris Pine jako Kirk to natomiast istna katastrofa. Jeszcze cztery lata temu fakt, że kluczowa dla serii postać była przedstawiana jako cwaniakowaty gówniarz z prowincji, który ledwie wyrósł w pryszczy, był do przyjęcia. Jednak dziś powtórzenie motywu dojrzewania do kapitańskiego fotela nie jest już do zaakceptowania. Co więcej, wobec absolutnego braku charyzmy Pine'a, decyzja ta staje się wręcz szalenie denerwująca. Zwyczajnie nie da się uwierzyć w to, że ktokolwiek na pokładzie słucha rozkazów tego dzieciaka.

Wizualnie film jest bez zarzutu. J.J. Abrams w swoim stylu zasypuje wszelkie fabularne nieścisłości znakomicie przemyślanymi fajerwerkami. Jego Star Trek to widowisko, w którym największą frajdą jest oglądanie atrakcyjnych widoków. Hipernowoczesny Londyn, planeta Kronos, gigantyczny statek admirała Marcusa, Enterprise wynurzający się z chmur – te i kilka innych scen mogą powodować pełne uznania westchnienia.

Fandom Star Treka musi niestety pogodzić się z tym, że nowe filmy z tej serii kręcone są dla innych odbiorców. Cykl z lat dziewięćdziesiątych miał być może solidny budżet, ale jego odbiorcami nadal były osoby znające serial. Produkcje J.J. Abramsa, przy aktualnych wydatkach na produkcję, efekty i promocję, muszą być oglądane przez znacznie szerszą widownię. Upodabniają się więc do wielu innych hitów sezonu. Liczyć możemy co najwyżej na to, że pomiędzy eksplozjami starczy miejsca na ważne dla serii problemy pacyfizmu i rozwoju ludzkości.

Na pewnym poziomie Into Darkness jest opowieścią o konflikcie między badawczą a militarną wizją rozwoju Gwiezdnej Floty. Kirk staje w obliczu sytuacji, w których żadna jego decyzja nie gwarantuje sukcesu. Znów, jak w czasie nauki w Akademii (i jak jego odpowiednik w Gniewie Khana) stawić musi czoła testowi Kobayashi Maru – scenariuszowi bez możliwości wygranej. Gdyby rozwiązanie to poprowadzono do końca, to pomimo zbyt ewidentnych zapożyczeń dostalibyśmy mroczny, intrygujący film. Choć "zmiękczenie" przesłania osłabia siłę tej produkcji, zabawa nadal jest jednak przednia.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.0
Ocena recenzenta
6.35
Ocena użytkowników
Średnia z 13 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 2
Mają w kolekcji: 0

Dodaj do swojej listy:
chcę obejrzeć
kolekcja
Tytuł: Star Trek Into Darkness
Reżyseria: J.J. Abrams
Scenariusz: Alex Kurtzman, Damon Lindelof, Roberto Orci
Muzyka: Michael Giacchino
Zdjęcia: Daniel Mindel
Obsada: Chris Pine, Zoe Saldana, John Cho, Anton Yelchin, Zachary Quinto, Simon Pegg, Karl Urban, Benedict Cumberbatch
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2013
Data premiery: 31 maja 2013
Czas projekcji: 129 min.
Dystrybutor: UIP



Czytaj również

Star Trek: W nieznane
Przygoda trwa dalej
- recenzja
Star Trek
Dobrze (tylko)
- recenzja
Super 8
Kino powtórzonej przygody
- recenzja
Doktor Strange w multiwersum obłędu
Świat to za mało
- recenzja
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
Dawno, dawno temu, na planecie Exogol
- recenzja
Mission: Impossible – Fallout
Niemożliwy Cruise po raz szósty
- recenzja

Komentarze


~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ten film jest tak pelen dziur...
04-06-2013 23:58
t.rachwald
    @ "Ten film jest tak pelen dziur..."
Ocena:
0
Pewnie że jest. Tyle że Abrams nigdy nie planował tych dziur wypełniać.
05-06-2013 00:15
Z Enterprise
   
Ocena:
0
Moja opinia jest tutaj:
http://film.polter.pl/Z+Enterprise-Dzida-w-oko-b16446
Wybuchy, wybuchy, wybuchy i dzida w oko.

Bliżej mu do Iron Mana niż do którejkolwiek z kanonicznych opowieści o kapitanie Kirku.

Bliżej, ale nie blisko - Iron Man deklasuje go o kilka rzędów wielkości jeśli chodzi o humor, logikę i komplikację scenariusza.

Dla mnie najbliżej temu filmowi do "Goldeneye" i reszty Bondów z Brosnanem - płytki i bez sensu.
05-06-2013 00:24
t.rachwald
    @ Z Enterprise
Ocena:
0
"Dzida w oko" - bardzo dobre. Szczęśliwie darowałem sobie seans w 3D i ta atrakcja mnie ominęła.
Natomiast o ile do reszty Bondów z Brosnanem się zgadzam, "Goldeneye" uważam za perełkę w swojej kategorii.
05-06-2013 00:43
New_One
   
Ocena:
0
@ Tomek

Czy tak w ogóle nie lubisz Chrisa Pine'a, czy po prostu jego kreacja nie pokrywała się z Twoim wyobrażeniem o Kirku? Widziałem ostatnio film, w którym ten aktor wciela się w gościa wracającego w rodzinne strony po śmierci ojca - producenta muzycznego. Choć nie była to jakaś wybitnie zagrana rola, generalnie sprawdził się tam jednak w dramacie. A i w pierwszym Treku był moim zdaniem do zniesienia, więc zastanawiam się, czy w dwójce jest po prostu z jakiegoś powodu bardziej irytujący niż w poprzednim filmie?

Poza tym, czy dla zupełnie nie-trekka, Into Darkness ma do zaoferowania cokolwiek poza atrakcyjnym widowiskiem? Jakieś zwroty akcji, humor, albo chociaż popkulturowe smaczki?

No, i jeśli ta odsłona bliska jest Iron Manowi, to czy przynajmniej którejś z poprzednich części, czy średniawej trójce?


@ ZigZak:

W notce na Twoim blogu doczytałem do spojlerów, bo zamierzam jeszcze ten film obejrzeć. Ale mam dwie uwagi.

Z jednej strony boję się, że podobnie jak Ty, tak i ja się rozczaruję, skoro pierwszy Star Trek Abramsa mi się podobał, a drugi jest inny. Przydałoby się jednak jakieś (pozbawione spojlerów) zasugerowanie, w czym owa inność się przejawia. Podpowiesz?

Z drugiej strony pogarda (to nie za mocne słowo?), z jaką odniosłeś się do genialnych LOST i niezłych Heroes, a do których rzekomo blisko jest Into Darkness, nastraja mnie pozytywnie. Again - bez spojlerów proszę - w czym nowy Star Trek podobny jest do tych seriali?
05-06-2013 00:54
t.rachwald
    @ New_One
Ocena:
+1
Nic nie mam do Pine'a bo nie widziałem go w niczym poza "Star Trekiem". Ale też nie widzę żadnego szczególnego tytułu w jego filmografii. Podobno "Niepowstrzymany był niezły, nie wiem. Nie oceniam w każdym razie jego całokształtu, a jego zdolność do wcielenia się w postać dowódcy gwiezdnego okrętu, wielkiej osobowości działającej instynktownie, ale wzbudzającej zaufanie swojej załogi. Kogoś, kto zdolny jest podporządkować sobie Spocka, że nie wspomnę o niemal pół tysięcznej załodze. Charyzma nowego Kirka mieści się w spodku pod filiżanką.

Nie-trekkowe za przeproszeniem elementy tego filmu, to głównie zdjęcia i efekty. "Into Darkness" to atrakcyjne widowisko, w którym akcja pędzi od pierwszej sceny. Film ponadto jest ładny i dopracowany wizualnie, co może równoważyć brak sensu w niektórych rozwiązaniach fabularnych. W charakterze comic relief występuje boski jak zawsze Simon Pegg jako Scotty. On, nawiasem, bywa problemem, bo jako jedyny chyba z obsady nie wtopił się w świat filmu. Tu się po prostu nie widzi inżyniera Montgomery Scotta, tylko tego śmiesznego faceta z "Wysypu Żywych Trupów". Może modyfikuje się jego rolę względem tego, co było w TOS. Ale jest zabawny.

Kiedy piszę o "Iron Manie", mam bardziej ogólnie na myśli cały nurt nowych filmów fantastycznych, które można by żartobliwie nazwać kinem najnowszej przygody. One wszystkie są do siebie w miarę podobne: Piraci z Karaibów, filmy Marvela, Skyfall, Batmany Nolana, filmy Abramsa, John Carter. Profesjonalne kino rozrywkowe robione za dużą kasę, którą wydaje się na efektowne fajerwerki. Ze scenariuszami zawierającymi wywijające standardami gatunkowymi twistami, ale nigdy nie przekraczające granicy oczekiwań widza: można powymachiwać zwrotami akcji, ale wszystko się kończy zgodnie z oczekiwaniami. Z dużą dawką poczucia humoru, w dużej mierze żartów z konwencjim autocytatów, ironii. Oczywiście są różne warianty (Nolan jest pozbawiony poczucia humoru i nie lubi komputerowych efektów, fabuła "Johna Cartera" jest prosta jak cep), ale wszystkie są do siebie podobne. Gorzej na tym wychodzą starsze serie, jak Bond i "Star Trek", któe mają własne, kanoniczne standardy na których można bazować, zamiast pakować się w owczym pędzie na łódkę Jerry'ego Bruckheimera. Ale jest jak jest.
05-06-2013 01:19
Z Enterprise
   
Ocena:
0
@New_One
To przytoczę jeszcze pierwszy akapit po ostrzeżeniu spojlerowym:
Co mnie najbardziej boli, to głupota scenariusza. Idąc do kina liczę na jakąś historię, najlepiej dobrą - tutaj jej właściwie nie było. Film jest wypełniony niepotrzebnymi komplikacjami, których jedynym zadaniem jest dopchać kilka dodatkowych scen eksplozji.
I ogólnie o to mi się rozchodzi- fabuła nie trzyma się kupy, jak to ktoś zasugerował wyżej - jest pełna dziur. Niektóre z tych dziur są ogromne - najważniejsza z nich to sama wyprawa Kirka w pościgu za Harrisonem - jednakże bez spojlerów tego się nie da wyjaśnić za bardzo. Podobnie kwestia karkołomnej pogoni za kimś kto ma bardzo ważną rzecz, gdy wokół leży kilkadziesiąt innych, takich samych rzeczy.
Wątki się plączą i sobie przeczą, momentami wygląda to tak, jakby reżyser kręcił film scenami, po czym dostawał zaniku pamięci, patrzył na ostatni kadr i na jego podstawie wymyślał kolejną sekwencję scen, mając gdzieś jakąkolwiek ciągłość czy logikę.

I to jest też zarzut do LOSTów - i tu i tu miałem wrażenie (przy LOST słuszne) że nikt nie wie co będzie w następnej scenie, że scenariusz wyglądał tak: "Macie wsadzić w film 70% sekwencji akcji i eksplozji, niech reżyser wymyśla na bieżąco, potem się dokręci CGI".
Ostatni sezon LOST został ostro, naprawdę ostro rozsmarowany przez krytykę za to, że Abrams & Co przyznali się, że wymyślali odcinki na bieżąco, wrzucając do nich przypadkowe elementy, na które jeszcze nie mieli pomysłu. To widać i w Into Darkness. I momentami pojawiało się i w Heroes (akurat imo lepsze niż LOST, ale głupio urwane).
05-06-2013 01:23
New_One
   
Ocena:
0
@ ZigZak:

Nadal niebardzo pojmuję różnicę między tym Star Trekiem a poprzednim. Rozumiem jednak, że nie da się tego wytłumaczyć bez spojlerów. Może poprzestańmy na ustaleniu: zasadniczo uważasz, że ta odsłona jest głupsza od poprzedniej, tak?

Ciekawe jest natomiast to, co piszesz o LOST. Tak się składa, że pisałem pracę magisterską o tym uniwersum i przez kilka lat dość dobrze je poznałem. No, i większość z Twoich zarzutów nie przystaje do tego, co wywnioskowałem z samego utworu (utworów) i z researchu na ten temat. Strategie narracyjne w Zagubionych były dość skomplikowane i - przy całej dynamice zmian produkcyjnych - starannie przemyślane. Jeśli Into Darkness naprawdę przypomina pod tym względem ten serial, to lepszej rekomendacji nie potrzebuję. Dzięki!
05-06-2013 02:03
Z Enterprise
   
Ocena:
0
No, i większość z Twoich zarzutów nie przystaje do tego, co wywnioskowałem z samego utworu (utworów) i z researchu na ten temat. Strategie narracyjne w Zagubionych były dość skomplikowane i - przy całej dynamice zmian produkcyjnych - starannie przemyślane.

Twoje zdanie oczywiście. Ja nie dopatrzyłem się tam ani staranności, anie przemyślenia czegokolwiek. Było za to dużo komplikowania i cliffhangerów.
Utworem bym tego nie nazwał, raczej klipem przyciągającym ludzi do telewizora pomiędzy blokami reklam, którzy po obejrzeniu odcinka robią się jeszcze głupsi i skołowani niż byli wcześniej. Jeśli takiego efektu się spodziewasz po Into Darkness, to się nie zawiedziesz. :)

Co do ustalenia z pierwszego akapitu - nic takiego definitywnego nie musimy ustalać, ani na niczym takim poprzestawać. Moje zdanie najprościej można podsumować - poprzednia część była o niebo lepsza niż najnowsza odsłona.
Myślę, że najlepiej jak wyrobisz sobie własne zdanie, po prostu idąc na ten film.
Zalecam w 3D, bo bez tego traci jeszcze połowę wartości.
05-06-2013 02:22
New_One
   
Ocena:
0
Hmm, tak też pewnie zrobię. Choćby po to, by porównać z przyzwoitym przecież filmem z 2009 roku. Boję się tylko, że popsuję sobie zdanie o reboocie. Z drugiej strony, pierwsza odsłona też była przecież niewymagającą, efekciarską rozrywką. Może więc nie zawiodę się dwójką. :]

W kwestii LOST natomiast, to akurat moja wypowiedź wykracza poza opiniowanie. Lubię Zagubionych, jasne. :) Ale mówiąc o starannie przemyślanej narracji mam na myśli wnioski z analizy tej misternie skonstruowanej historii. Pod względem scenariuszowym to majstersztyk, niezależnie od Twojego czy mojego zdania na temat poszczególnych rozwiązań fabularnych.
05-06-2013 02:47
Z Enterprise
   
Ocena:
0
Dzikowy zdrowo i sumiennie dowalił Kirkowi :)
05-06-2013 08:44
leto_ii
   
Ocena:
+1
@Z Enterprise
"Bliżej, ale nie blisko - Iron Man deklasuje go o kilka rzędów wielkości jeśli chodzi o humor, logikę i komplikację scenariusza."

No nie wiem - w IM3 ludzie po zastrzykach:
- dostają super siłę
- topią ręką metal (generalnie grzeją się)
- zioną ogniem/lawą czy co to jest
- regenerują się, odrastają im kończyny itd

W nowym ST nie znalazłem ani jednej tej klasy głupoty.
05-06-2013 12:23
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@t.rachwald
To co ze nie zamierzal ich łatac? To jak partactwo jest zamierzone to jest teraz ok? Jak Ci majster zamiast regeneracji karoserii zaszpachluje rdze, ktora po miesiacu wyjdzie znowu, to tez bedzie ok, bo od samego poczatku chcial cie tylko naciagnac i nigdy nie planowal wykonywac prawdziwej pracy? Oj panie recenzent, przez takich jak pan Hollywood wciska nam coraz gorsza papke...
05-06-2013 14:40
~Tyldziak

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
@leto_ii
SPOILERY
- facet sprzed 300 lat ma sie znac na najnowoczesniejszej technologii i zbudowac superstatek
- federacja trzyma jego ludzi jako zakladnikow; facet nie moze ich wywiezc z Ziemi (chociaz ma transwarp osobisty, ktory pozwala na magiczna teleportacje przez niezmierzone odleglosci kosmosu) ani obudzic, ale moze ich zabrac (72 kapsuly), tak ze nikt nie spostrzegl sie ze znikneli i ukryc w torpedach fotonowych, ktorych nikt nie sprawdza.
- facet ma skads wybuchajacy pierscien, ktory moze wysadzic pol dzielnicy po wrzuceniu do wody; pierscien, ktory jest niewykrywallny - ale wykorzystuje go tylko raz
- ten sam facet najpierw ratuje komus corke, a potem go szantazuje (a nie logicznie na odwrót)
- Na nikim nie robi wrazenia fakt, ze wielki admiral floty nakazuje zbombardowac planete macierzysta wrogo nastawionej rasy
- ze ma jakies hipertajne torpedy
- ze zamierza pogwalcic wszystkie prawa federacji
- nikt z zalogi - nawet Spock - nie podnosi tego problemu
- nikt nie rozpoznaje corki glownodowodzacego CALEJ FLOTY FEDERACJI
- czemu nikt nie reaguje na sygnal wyslany przez enterprise na Ziemie po awarji silnikow
- czemu doktor wstrzykuje ludzka krew obcej formie zycia
- czemu Spock godzi sie na pogwalcenie pierwszej dyrektywy wrzucajac bombe do wulkanu, ale juz pokazanie sie enterprise uwaza za niewlasciwe
- jak wielki admiral floty moze niepostrzezenie opuscic uklad sloneczny i poleciec sobie wielkim statkiem gdzies w kosmos bez wiedzy kogokolwiek
- czemu wielki admiral floty nie polecial sam z tymi torpedami na kronosa, skoro jego superwielki czarny (kamuflaz w kosmosie) statek dzialal
itd. itp. Ten film to obraza inteligencji widza.
05-06-2013 14:52
Z Enterprise
    Spoilery
Ocena:
0
Leto - to co już wyżej napisał Tyldziak (chociaż część przynależy się konwencji), plus:

-Superman Khan, przeżywający zderzenie własnym ciałem z masą metalu, pędząc z prędkością kosmiczną. Nie dość, że wychodzi ze zderzenia bez szwanku (a kirkowi od byle kamyczka pęka szybka, żeby było dramatyczniej), to jeszcze nadal leci tym samym kursem - ma więc najprawdopodobniej zdolnoś lotu Supermana lub Iron Mana.
O ile w Iron manie taki supers ma sens bo konwencja, o tyle w Star Treku nie bardzo - augment to jednak nie Q.

- wskrzeszanie zmarłych krwią augmenta? Wstrzykujesz i bach, jest? Jedyna komplikacja to to, że trzeba go złapać żywcem? Żeby ożył Spock w oryginalnej serii filmów, potrzebne było zniszczenie planety i cały film pełnometrażowy ("The Search for Spock"). Pomijając ten fakt dewaluacji wskrzeszania w ST. Czyli co, gość jest nieśmiertelny? Znów, absurdalne w ST (to nie Q, tylko ulepszony człowiek) - w Iron Manie miałoby sens.
-Regeneracja kończyn w Iron Manie? Była i w ST, (teoretycznie), patrząc po tym co krew Khana może zrobić z Kirkiem czy chorą dziewczynką, zakładam, że rąsia urosłaby mu od razu w 10 sekund. I znów - Iron Man to pomieści, bo to ekranizacja komiksu superbohaterskiego, natomiast Star Trek? Nie bardzo.
Dlatego Iron Man w swojej klasie daje sobie radę z absurdami, bo to kino SUPERBOHATERSKIE. ST to jednak nie ta klasa, więc próbując się mierzyć z kinem superbohaterskim pokazuje jak bardzo słabe są te elementy w tym akurat filmie, i jak bardzo nie daje sobie z nimi rady.
05-06-2013 15:36
leto_ii
   
Ocena:
+1
OK, już chyba wiem w czym problem. Dla mnie ST i IM to ten sam typ kina - rozrywkowe. Nie rodzielam tego na Star Trek (duży realizm) i ekranizację komiksu (mniej realizmu, więcej fantazji i zabawy bo taka konwencja).

Dla mnie nowy ST jest bardziej rozrywkowym filmem niż ostatni IM. Bardziej mnie rozśmieszyło i załamało (pomysły im się kończyły?) to co mogą antagoniści Iron Mana niż wszystkie te błędy w ST - bo one w trakcie albo wcale albo prawie wcale mi nie przeszkadzały, po senaskie kilka wyłapałem, ale to nie zmienia faktu, że sam film bardzo dobrze mi się oglądało - fajne kino rozrywkowe.

I nie jestem fanem poprzednich podejść do Star Trek, nie znam ich, nowy film oglądam bez uprzedzeń. Kto wie, może gdybym oglądał Batman i Robin zanim zobaczyłem wersję Burtona, to tez by mi się spodobał :)
05-06-2013 20:05
t.rachwald
   
Ocena:
+1
@ wyliczanie dziur w fabule:

Wszystko prawda, ale warto pamiętać o jednym. Zdecydowana większość fabuł Każdej kolejnej serii Star Treka była idiotyczna z punktu widzenia motywacji bohaterów, prawdopodobieństwa, konsekwencji. Sposoby, jakimi Khan w "Space Seed" udowadnia swoją "dzikość" i "wyższą inteligencję" są żenujące. Ale nadal uważany jest za jeden z najlepszych odcinków TOS. Cały pierwszy sezon TNG jest nie do oglądania. Star Trek IV jest rozkoszną, idiotyczną komedią. Zgadzam się, że zbyt wiele motywów w "Into Darkness" było głupich, ale warto zachować proporcję. Twierdzę, że ten film jest gorszy od przeciętnej produkcji z serii. Ale nie dużo gorszy.

Porównanie filmu do samochodu jest nie do końca trafne, już choćby dlatego, że filmy mogą mieć dowolnie dobrane kształty, długości i formy i nadal mieć sens. "Into Darkness" w swojej kategorii jest przeciętny. Ale do dna mu daleko. Przecież to nie "Doom".

No i odrzucam teorię, że kino popularne jest coraz gorsze przez recenzentów. Od dekad powstają filmy dobre, słabe i przeciętne, tu nic się nie zmienia, a zdanie recenzentó i tak nikogo nie obchodzi ;)
05-06-2013 21:41
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
@t.rachwald:
Wracając do samochodowej analogii: Szybcy i wściekli 6 mają znacznie logiczniejsza fabule niz ST:ID, a tam facet wyskakuje zza kierwonicy zeby zlapac laske ktora spdla z czolgu nad wijaca sie kilkadziesiat kilometrow autostrada.

Kino nie jest gorsze przez recenzentow. Nie jest nawet gorsze przez ludzi ktorzy bezwiednie ogladaja gnioty. Jest gorsze przez ludzi inteligentnych, ktorzy mowia "no tak, tak, pelno debilizmow, fabula filmu sklecona jak przez szympansa, to prawda", a potem wystawiaja filmowi 7/10 i go polecaja ;)
05-06-2013 23:04
t.rachwald
   
Ocena:
+3
@ "no tak, tak, pelno debilizmow, fabula filmu sklecona jak przez szympansa, to prawda", a potem wystawiaja filmowi 7/10 i go polecaja ;)

Proszę mi tu nie zmyślać, ani nie napisałem że fabuła jest sklecona przez szympansa, ani że polecam. Napisałem za to, że się przednio bawiłem, ba, napisałem nawet dlaczego :)
06-06-2013 03:36

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.