Mianowicie.. Violence napewno nie jest po to, aby w nie grać. To właściwie nawet nie jest gra. Jeśli będziemy rozpatrywać sens Violence jako gry, wyda nam się on odrażający, okropny i chory. Chodzenie i tępe wyrzynanie niewinnych ludzi aby zabrać im sprzęt video albo portfel ? Pomyślcie przez chwilę - przecież to jest już czysta przesada. Prawdziwa choroba. RPG doprowadzone do przesady i durnej do potęgi skrajnośći. Ale... jest jeden kruczek, który dostrzeże inteligentny i wyrobiony czytelnik tego chudego zeszytu - podręcznika. Violence tak naprawdę nie jest grą. Jest traktatem o sensie, moralności i kondycji współczesnego RPG, napisanym w formie gry. I jeśli z tym nastawieniem zaczniemy czytać podręcznik, wszystko w nim nabierze zupełnie innego wymiaru.
Autorem podręcznika jest Greg Sostikyan - bardzo znane nazwisko w RPGowej branży, autor m.i.n. "Star Wars RPG" i "Toons`a". W Violence podjął się mianowicie odmitologizowania i wytknięcia najpoważniejszych wad zarówno rynkowi RPG, jak i samym grom. Sama formuła tej niby-gry jest ciosem wymierzonym w całą ideę tzw. 'hack`n`slash' RPG`s, (nie zaś nawiązaniem do początków gier fabularnych, czyli D&D, jak twierdzą niektórzy) - pokazaniem, jak durną i bezsensowną rozgrywką jest RPG, w którym gracze całą swoją uwagę skupiają na wyrzynaniu w pień kolejnych, niezliczonych rzeszy przeciwników - sesja RPG, która po czasie zamienia się w coś w rodzaju 'Quake unplugged'. W pewnym momencie Sostikyan zadaje graczom pytanie wprost - "Ten ork, wiecie, ten w pokoju w lochach, otwieracie drzwi, i jest tam ork. Podnosi wzrok, a tam banda ciężko uzbrojonych ludzkich pojebańców wpada do pokoju machając bronią (...) Chcę wiedzieć o jego dzieciństwa. Chcecie mi powiedzieć że on nie miał kumpli którzy będą go żałować? Że nie miał swoich strachów, nadziei i aspiracji? Że nie jesteście bandą zdegradowanych pierdolonych potworów zabijających go bez cienia zastanowienia?"
OK, Sostikyan, "ukrywający" się na potrzeby Violence pod pseudonimem Designer X, powiedział to właściwie za mnie. Violence jest po to, aby odrobinę pomyśleć. W RPG chodzi przede wszystkim o jak najlepszą opowieść, fabułę, o jak najbardziej realistyczne odwzorowanie przedstawianego świata etc., prawda? Więc tak zwane "rzeźnickie" sesje (wszechobecne zwłaszcza w systemach fantasy) są niczym innym jak kaleczeniem pięknej idei gier fabularnych. Sostikyan idzie jeszcze dalej. W rozdziale o wiele mówiącym tytule 'Fucking' daje obraz pary grubych, pryszczatych, spoconych piętnastolatków właśnie grających w Violence i drżącymi głosami opisujących, jak gwałcą i katują Bogu ducha winną dziewczynę... No i co, dziwicie się potem, że jesteście traktowani jak getto? Że w prasie ukazują się artykuły, że RPG to wynaturzenie, satanizm i inne dziwne rzeczy? Sięgnijcie po Violence i jak przez krzywe zwierciadło spójrzcie sami na siebie - siedzących na podłodze, spoconych i rechoczących, że właśnie zabiliście setnego z kolei orka. Przypomina mi się jeden młody warhammerowiec, którego ostatnio poznałem - na pytanie, jakie scenariusze prowadzi, z dumą odparł : "na ostatniej sesji utłukliśmy z setkę skavenów...." To RPG czy Quake? Bo w Quake`u chodzi tylko o bezmyślne wyrzynanie. W RPG, którego podstawą jest fabuła i realizm, może MG powinien się zastanowić, co myślał i czuł kolejny zabity przez graczy człowiek... Pomyślcie trochę. Ostatnia rzecz, jakiej chciałby Sostikyan, to to, abyście grali w Violence na poważnie.
Kolejna rzecz, której autor w Violence dobiera się bardzo ostro do dupy, to rynek RPG. W pewnym momencie wyjaśnia wprost finansowe reguły tych firm, mówi, po co tak naprawdę są dodatki (jak sam pisze, "mam pieprzone kilka centów od jednego egzemplarza podstawki, więc jak myślicie, po co je kurwa piszę? "), wypisuje setki zmyślonych gadżetów, które są niezbędne do gry w Violence (wszystkie oczywiście ze znaczkiem TM), i które trzeba jak najszybciej zakupić etc. Szczytem jest tu tzw. Official Experience Point Certificate - polega on mniej więcej na tym, że kolejne punkty doświadczenia gracz kupuje za pieniądze od Hogshead !! Sama gra kończy się zresztą stwierdzeniem : "no, w końcu wycisnąłem z tego gówna 25,000 słów". 25,000 słów to minimalna ilość tekstu, jaką wymagał od niego Hogshead...
Na okładce podręcznika jest napisane, iż autorzy nie są przekonani, czy ta książka jest polecana komukolwiek. Nie zgadzam się - znam mnóstwo graczy RPG i Mistrzów Gry, którym mógłbym podsunąć Violence do głębszej analizy... nie do gry, powtarzam jeszcze raz - jeśli jeszcze tego nie zrozumieliście z tego tekstu, gra w Violence byłaby totalnym odwróceniem jego koncepcji i idei. Wytknięcia złych rzeczy w grach i na rynku wydawniczym gier, a przede wszystkim ukazaniu tego, że może w każdym z nas siedzi kawałeczek takiego bezlitosnego, ohydnego typa, w jakiego teoretycznie wcielamy się podczas gry w Violence? Że niektórzy wywlekają go na wierzch podczas gier fabularnych, inni podczas kolejnej nieprzespanej nocy przy jakiejś nowej strzelaninie fpp, a jeszcze inni na ulicy? W każdym razie moim zdaniem Violence to nie gra. To kawałek bardzo brutalnej, wulgarnej ale szczerej prawdy o nas jako graczach RPG czy MG. It`s recommended for everyone - wystarczy odrobina inteligencji. Ja w każdym razie po przeczytaniu Violence zacząłem bardzo poważnie analizować moje dotychczasowe pomysły i scenariusze do gier fabularnych... Zakończę kolejnym cytatem z gry: "Jeśli chcesz grać w Violence, ja nie chcę o tym wiedzieć. Ja otrzymałem swoje pieniądze... Kapujecie?".
Dzięki dla Joe Abrakadabry za udostępnienie podręcznika. :-)