» Recenzje » Vei #1

Vei #1


wersja do druku
Vei #1
Kiedy rzuci się hasło "mitologia nordycka", to jakie zazwyczaj są pierwsze skojarzenia wśród większości zapytanych osób? Oczywistą odpowiedzią są bogowie Asgardu, z Odynem na czele oraz całą plejadą równie charyzmatycznych absolutów. Ale skandynawskie mity to również opowieści o innych istotach...

Celem bytu wikinga jest służyć bogom Asgardu całym swym jestestwem: ciałem, umysłem i duszą. Przynajmniej młody książę Eidyr tego zdania jest, czego dowodem ma być niebezpieczna wyprawa ku wybrzeżom Jotunheimu, krainy zamieszkałej przez Jotunów, zaprzysięgłych wrogów Asgardczyków. Zanim jednak wikingowie dobiją do brzegu tajemniczej krainy, wpierw wyłowią dryfującą dziewczynę imieniem Vei. Przeznaczeniem młodej kobiety bynajmniej nie jest utonięcie, lecz walka i chwała przerastająca marzenia niejednego mężczyzny.

Brzmi jak początek wielkiej przygody? Bo i tak jest, o co zadbała szwedzka scenarzystka Sara B. Elfgren, pomysłodawczyni przygód skromnej posturą, lecz wielkiej duchem i sercem wojowniczki Vei. I trzeba przyznać, że autorka nie zwleka z zawiązaniem akcji; historia Vei oraz pozostającego pod wpływem jej uroku Dala z miejsca nabiera tempa, czarując odbiorcę dynamicznym scenariuszem, na kartach którego pojawią się zresztą największe tuzy skandynawskiej mitologii.

Osią fabularną jest konflikt między Asami a równie starą rasą Jotunów, chociaż spór nie przybiera formy otwartej wojny. Zamiast tego regularnie organizowany jest krwawy turniej, na arenie którego podległe swym absolutom istoty toczą bój w imię swych władczych. Intryga nie ogranicza się jednak do zwykłego mordobicia, równolegle zatacza bardzo szerokie kolo, bowiem obie strony dokładają wszelkich starań, aby wyprowadzić adwersarzy w pole, a i Loki – jak to on – ma własne cele do osiągnięcia.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Co z tego wynika? Mnóstwo dobrej zabawy, niestety dość płytkiej, bowiem ani kreacja świata, ani wplecenie w stricte przygodowy komiks mitologii, ani miałcy bohaterowie, w zasadzie żaden element nie skłania nawet do chwili refleksji. Rozrywka w trakcie lektury jest całkiem przyjemna, ale po Szwedach można by oczekiwać czegoś minimalnie więcej, w końcu potomkowie wikingów wydają się być najlepszymi kandydatami do opowiedzenia swoich legend. Owszem, jeśli spojrzy się na omawiany komiks jako na dzieło służące tylko i wyłącznie lekkiej rozrywce, wówczas ten niedostatek schodzi na drugi plan. I to jest w zasadzie główne kryterium definiujące grono odbiorców Vei, które zresztą podkreślane jest przez wydawcę wprost kierującego komiks w stronę młodzieży.

Kreacja Jotunów to mocno zaskakująca sprawa. Zazwyczaj giganci odmalowywani są... jak to giganci, istoty o zasadniczo ludzkich kształtach oraz fizjonomii, chociaż nieco kudłaci oraz oczywiście zdecydowanie przerośnięci. Tymczasem w interpretacji Karla Johnssona, Jotunowie stanowili harmonijną krzyżówkę znanych z Avatara Na'vi oraz poroża noszonego przez leśne zwierzęta. Efekt jest nieprzekonujący i groteskowy: zamiast budzących grozę istot, Jotunowie budzą raczej politowanie. Szkoda, tym bardziej że to nie jedyny zarzut pod adresem rysownika.

Ilustracje co do zasady mogą się podobać: sterylnie czysta i całkiem bogata w detale kreska w połączeniu z pełną paletą nałożonych cyfrowo kolorów sprawia, że komiks może przypaść do gustu szerokiemu gronu odbiorców i będzie to zachowanie całkowicie zrozumiałe. Z drugiej strony masowe wykorzystanie obrysowań z tuszu upodabnia komiks to całej masy tytułów serwowanych przez rysowników z przeciwległego brzegu Atlantyku, zaś albumowi jako dziełu graficznemu brakuje jakichś cech unikalnych, takich, które odróżniłyby go od gąszczu innych.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Vei cierpi również na brak klimatu, co po części może być tłumaczone przez wpływ, jaki onegdaj wywarły najlepsze epizody Thorgala traktujące o nordyckich bogach, tymże klimatem ociekające czego najlepszym przykładem jest choćby Gwiezdne dziecko. Podobny problem dotyczy bohaterów, raczej nie chwytających za serce, co zresztą dotyczy bitnej Vei. Ale o ile sama wojowniczka choćby przez sam fakt bycia postacią centralną zwraca na siebie uwagę, to postacie drugoplanowe są całkowicie papierowe.

Niczego nie można z kolei zarzucić wydaniu przygotowanemu przez oficynę Non Stop Comics. Twarda okładka i porządny papier kredowy robią swoje, dzięki czemu czytelnik ma poczucie obcowania z pozycję dopieszczoną z edytorskiego punktu widzenia.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Bodajże największą zaletą lektury Vei było chwilowo wzmożone zainteresowanie motywem Jotunów oraz kilka kolejnych kwadransów poświęconych przetrząsaniu Internetu w poszukiwaniu informacji na temat mitycznych gigantów. To zawsze dodatkowy walor utworu, nawet jeśli dzieło stanowi ledwie luźną interpretację artystyczną, gdyż potrafi być inspiracją dla dalszych działań wzbogacających wiedzę odbiorcy.

Ale nawet poza pobudzeniem ciekawości Vei okazało się komiksem całkiem solidnym, chociaż raczej dedykowanym dla określonej grupy odbiorców. Na pewno nie jest utworem przełomowym w treści oraz wykonaniu, ale w zamian zapewniającym sporą dawkę uczciwej rozrywki, z bardzo dynamiczną fabułą, opakowanym w piękną i kolorową oprawę graficzną. I jeśli oczekiwaniem czytelnika jest właśnie lekka, a zarazem przyjemna w odbiorze pozycja, wówczas powinien sięgnąć po Vei bez chwili wahania.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Vei #1
Scenariusz: Sara Elfgren
Rysunki: Karl Johnsson
Seria: Vei
Wydawca: Non Stop Comics
Data wydania: 18 kwietnia 2018
Kraj wydania: Polska
Tłumaczenie: Magdalena Greczichen
Liczba stron: 160
Format: 190 x 265 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
ISBN: 9788381103442
Cena: 56,90 zł
Tytuł oryginalny: Vei



Czytaj również

Vei #2
Trochę inny koniec bogów
- recenzja
Raz & na zawsze (wyd. zbiorcze) #3: Sroczy sejmik
Nie można zatrzymać opowieści
- recenzja
Coś zabija dzieciaki #5
Dzieciaki nadal giną
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.