» Recenzje » Varia #8

Varia #8


wersja do druku

Survivaria

Redakcja: Mały Dan

Varia #8
Nikt się nie spodziewał takiej ilości tytułów opisanych w Varia, ale ponieważ zbliża się koniec roku, to i zaległości trzeba nadrabiać. Trochę się tego nazbierało, cały czas coś dopychało się do listy, aż wreszcie trzeba było powiedzieć sobie dość! Reszta rzeczy przeczytanych została przesunięta na odcinek dziewiąty. Jeśli macie ochotę na komiksowy survival, to zapraszamy na ósmą część komiksowej telenoweli recenzenckiej. Przed Wami Survivaria.

Spis treści:

  • Papel Estrujado (Astiberri, 2013)
  • Pasterz
  • Za oknem świeci słońce
  • Nieznany geniusz
  • Kaczor Donald 22/2013
  • Hilda i troll
  • Najlepsi wrogowie
  • Green Arrow: Year One
  • Cheap East #2 i #3
  • Ludzie, którzy nie brudzą sobie rąk i Noir
  • Calafrios #1
  • Fotograf
  • Fistaszki 1967-1968
  • Jednorożec #4: Dzień chrztu
  • Jajko i Guma i jajko
  • Boska kolonia
  • WKKM #21: Marvel Zombies
  • WKKM #22: Planeta Hulka
  • WKKM #23: Ultimates
  • WKKM #24: Spider-man. Moc i odpowiedzialność
  • Vincent i Van Gogh
  • Batman. Miasto Sów
  • Batman: Private Casebook
  • EAS-zine (egzemplarz bezpłatny)
  • Biceps #6
  • Nienawidzę Ludzi #5
  • Szlamu Król
  • Malcolm i Mała Dzika Małpa
  • Garfield from the trash bin: rescued rejects and outrageous outtakes (2010, Ballantine Books)

 

Papel Estrujado (Astiberri, 2013)

Papel estrujado (Zgnieciony Papier) to pełnometrażowy debiut Pepa Domingo (rysującego pod nom de plume Nadar). Autor ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Barcelonie, wcześniej zdobywał różne nagrody na hiszpańskich festiwalach oraz publikował krótkie historie w prasie. Aż nadszedł czas na komiks o objętości prawie czterystu stron.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Papel estrujado doczekał się bardzo dobrych ocen, m.in. ze strony Santiago Garcii (krytyk komiksowy, autor książki o powieści graficznej) czy Alfonsa Zapico. Sporo recenzji w hiszpańskiej sieci podkreśla, że jak na pracę młodego autora, to ów autor stworzył komiks bardzo dojrzały i pozbawiony debiutanckich błędów. Nie sposób się nie zgodzić z tym, że Nadar podporządkował oszczędny styl rysunkowy (porównania z Frederikiem Peetersem są trochę chybione, Nadar posługuje się kreską dużo spokojniejszą) opowiadanej historii. Zrezygnował z fajerwerków zarówno graficznych, jak i sekwencyjnych. Ponieważ prowadzi opowieść trójtorowo, często przeskakuje w ramach jednej strony i w czasie, i w przestrzeni, koncentrując się na jakimś szczególe w pokazywanej scenie. Rezygnacja z fajerwerków graficznych na rzecz klarowności opowieści to na pewno znak jakości i dojrzałości ze strony autora. Panuje on znakomicie nad wszystkimi liniami opowieści i spokojnie łączy wątki ze sobą, zaspokajając oczekiwania czytelnika, który od samego początku daje się wciągnąć w niespiesznie rozwijającą się historię. O czym zatem opowiada nam Nadar?

Jedna linia historii dotyczy Jorge, który przybywa do miasta w poszukiwaniu pracy. Nie wiemy o nim nic, on sam nie kwapi się do zdradzania szczegółów z przeszłości. Zrobi to dopiero dla Any, właścicielki hostelu w którym zamieszkał, w liście wyjaśniającym jego dziwne zachowanie. Jorge to postać, która uwikłana jest w ciągłą ucieczkę.

Druga opowieść to również historia Jorge, ale rozgrywająca się w przeszłości. Nadar bardzo subtelnie naprowadza nas na informację, która pozwala w młodym człowieku, który gubi drogę, rozpoznać Jorge. W tym wątku poznajemy historię jego przyjaźni ze starszym panem opiekującym się końmi, Felixem.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Trzecia, równie ważna linia pokazuje nam życie szesnastoletniego Javiego, który za pieniądze rozwiązuje problemy i problemiki uczniów swojej szkoły (odzyskuje czyjegoś laptopa, kogoś postraszy, etc.).

Wszystkie te linie narracyjne Nadar prowadzi równolegle, ani razu nie tracąc przy tym wątku, i wszystkie fakty łączy ze sobą w grande finale. Jak? Ani słowa więcej napisać recenzentowi nie wolno, bo podkopie radość z odkrywania kolejnych tajemnic czytelnikowi.

Jeśli do jakiegoś autora można Nadara przyrównać, to do Alexa Robinsona i jego Wykiwanych. Nie rysunkowo, ale na poziomie konceptu na snucie opowieści, która zmierza do jednego punktu z kilku odległych czasoprzestrzeni. Najlepsze jest to, że w momencie narracyjnym, w którym linie się łączą na obu płaszczyznach, czasu i miejsca, opowieść się nie zatrzymuje, choć przekroczenie tego punktu jasno daje nam do zrozumienia, że powrotu nie ma, a tym bardziej rozwiązania. Pozostaje tylko ucieczka bez szczęśliwego końca.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Nota: 7,5

 

Pasterz  

Dwa dni z życia małej, skandynawskiej społeczności. Znaleziony zostaje martwy ptak w dziecięcym wózku. Toczą się rozmowy o wszystkim i o niczym. Czy przetrącony kark łabędzia i jego śmierć to symbol uziemienia marzeń mieszkańców terenów zimnych, pustych i jałowych o "ciepłych krajach”? Anna Sailamaa opowiada powoli i posługuje się przy tym niespieszną, acz prostą i niepokojącą kreską. Intrygujące, gdyż realizm brzydoty w warstwie graficznej przykrywa bogatą symbolikę.

Nota: 5 [recenzja dostępna – Mały Dan]

 

 

 

Za oknem świeci słońce 

Anja Wicki mówi w tym prawie niemym komiksie o traumie, którą można wynieść z dzieciństwa. Głównego bohatera poznajemy na dyskotece. Zauważa dziewczynę, której widok zabiera go w dwie podróże – jedną w góry z dinozaurem, drugą w czasy dzieciństwa. Opowieść zaczyna się i kończy ukazaniem tłumu tańczących sylwetek. Tylko na chwilę z tego chaosu autorka wyrywa bohaterów, aby opowiedzieć o nich coś więcej. Potem wszystko wraca do bezosobowości i anonimowości. Zimna historyjka z dobrym dla bohaterów zakończeniem.

Nota: 6

 

 

Nieznany geniusz 

Mikołaj Tkacz i Agnieszka Piksa opowiadają o nieznanym geniuszu, który portretuje pasażerów komunikacji miejskiej, brzydkich ludzi. Przypadek sprawia, że odnosi sukces podczas wystawy, ale nie z powodu swojego zamysłu, a interwencji osób trzecich. Postanawia uciec od sukcesu i zająć się innym projektem. Znowu jednak jego intencje wyjściowe zostają zaatakowane.

Przewrotna, bardzo minimalistycznie zilustrowana opowiastka o tym w jak niespodziewany sposób manifestuje się geniusz i talent danej osoby, choć ona uparcie dąży do zrobienia czegoś innego i koniecznie na przekór. Albo też zjadliwa krytyka awansowania czegoś do rangi sztuki. Znając twórczą figlarność Mikołaja Tkacza możemy też uznać ten komiks za practical joke. Istotnie, komiks nie zna granic.

Nota: 5,5

 

Kaczor Donald 22/2013

No proszę. Czy ktoś się spodziewał przeczytać w Varia o Kaczorze Donaldzie? Prawdę pisząc, nawet autor zestawienia tego nie przewidział. Dwudziesty drugi numer Kaczora jest poświęcony Halloween i zawiera dodatek pod postacią "grab szkieletora”. Autor zestawienia sprawdzał – na rękę dorosłego te rękawiczki nie wejdą. Na zgrabną, damską i niezbyt dużą – owszem.

Kaczor Donald to regularnik z komiksami, żartami, quizami i ciekawostkami. Komiksy są bardzo proste i specjalnie nie różnią się między sobą poziomem. Z czterech opowieści, kolejno o halloweenowym zbieraniu słodyczy przez siostrzeńców Kaczora Donalda, o nieuświadomionej wizycie Goofy’ego w nawiedzonym zamku, pojedynku czarownic w Magice de Czar oraz balu przebierańców z gościnnym udziałem prawdziwego Draculi, najlepiej wypada ta pierwsza. Siostrzeńcy są znudzeni sztampowym i niestrasznym przebiegiem święta. Traf chce, że szukając dodatkowych emocji trafiają do krainy Halloween i spotykają tam Jacka Dynię. Ten napędzi im prawdziwego stracha! I to jest najciekawiej narysowany komiks (Carlos Mota) oraz najbardziej scenariuszowo skomplikowany (Maya Astrup) w magazynie.

Dodatkowym plusem jest uczczenie dwudziestolecia premiery filmu Tima Burtona The Nightmare before Christmas, chyba trochę przegapionego w Polsce obrazu.

Kawał numeru: Jakie jest ulubione kąpielisko duchów? Morze Martwe.

Nota: 4,5

 

Hilda i Troll 

Trafiamy do kolorowej krainy wypełnionej humorem, tajemnicami i różnymi bytami z legend. Okazuje się, że jeśli odpowiednio z nimi będziemy postępować, nie dając wiary przesądom na ich temat, to spokojnie je oswoimy i nie będziemy się bać.

Prześlicznie wydana i narysowana historyjka o Hildzie, łowczyni przygód, w której spotyka ona Trolla i zaprzyjaźnia się z Drewniakiem. Luke Pearson stworzył serię krótkich historyjek z tą bohaterką i myślę, że nie tylko ja czekam na kolejne polskie wydania następnych perypetii sympatycznej Hildy. Centralka trafia w mój gust, teraz czekam na to, co powie mały tester redaktora Szcześniaka na temat Hildy i Trolla.

Prześliczny i mądry w swojej prostocie album.

Nota: 7,5

 

Najlepsi wrogowie 

Podtytuł tego komiksu, Historia relacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Bliskim Wschodem. Część pierwsza 1783-1953 dosyć dobrze oddaje to, co czeka nas na kartach wspólnej produkcji Jean-Pierre’a Filliu, historyka eksperta od spraw Bliskiego Wschodu i Davida B., komiksiarza eksperta od podejmowania zaskakujących i niezwykłych tematyk w swoich pracach. Do podtytułu należałoby dodać tylko jeden komentarz – Bliski Wchód nie jest jedynym obszarem, na który zapuszczają się autorzy, bo tak naprawdę siłą rzeczy opowieść obejmuje również północną Afrykę, czyli świat arabski zostaje ujęty całościowo. Dobrze, że Filiu stara się odnosić do globalnej wizji historii, stąd też wtrącenia np. o gwatemalskim prezydencie Arbenzie, którego USA uznało swego czasu za socjalistę i postanowiło usunąć od rządów. Można dodać do tego jako ciekawostkę fakt, iż świadkiem tego sterowanego przez Amerykanów zamachu był Ernesto Guevara, który podróżował wówczas po Ameryce Łacińskiej i rozbudzał w sobie rewolucyjną świadomość. Ta zaprowadziła go najpierw na Kubę, a potem przez Angolę do Boliwii, gdzie zginął. Ale to już temat na opowieść o stosunkach USA z Ameryką Łacińską, niemniej zresztą fascynujący.

Świetnie wypada synteza rysunkowa, którą stosuje w narracji obrazkowej David B. Kolejne kadry stanowią kapitalne karykatury i obrazki satyryczne, które interpretują treść niczym z podręcznika. W ilości imion, nazwisk i faktów można się trochę pogubić, stąd też warto komiks ten przeczytać kilka razy. Daleko mu jednak do klasycznego podręcznika, a tak poręcznie go niektórzy recenzenci opisywali, za sprawą mocno ironicznego stylu Filiu i Davida B. Nie szczędzą oni sarkazmu w opisie działań amerykańskich, choć też nie przekraczają granicy dobrego smaku. Na całe szczęście nie osiągnęli typowej francuskiej zarozumiałości. Tak czy siak, warto by było odpowiedzieć im komiksem amerykańskich autorów o francuskiej działalności kolonialnej i postkolonialnej. Ciekawe czy jacyś twórcy podejmą rękawicę?

Nota: 8,5

 

Green Arrow: Year One (DC, 2008)

Andy Diggle i Jock (duet znany ze świetnej serii The Loosers) wzięli na tapetę origin Green Arrowa (czyli Hawkeye’a swojego universum) i stworzyli opowieść o jego narodzinach oraz pierwszej akcji w ramach publikacji Year One na wzór choćby znakomitego Batmana Mazzuchelliego i Millera. Efekt jest dużo słabszy, bo z tego komiksu wyszedł momentami dosyć naiwny i niezgrabny seryjniak, a nie opowieść, która przejdzie do historii.

Oliver Queen jest playboyem, bogaczem, który nie wie, co ze sobą zrobić. Ryzykuje życie w przeróżnych eskapadach organizowanych z nudy, wywołuje skandale towarzyskie, etc. Jest też oczywiście zwykłym człowiekiem, który przywdzieje superbohaterskie wdzianko. Wszystko się zgadza mniej więcej z sytuacją Bruce’a Wayne’a czy Tony’ego Starka. Oliver zostanie zdradzony przez swojego kierowcę/ochroniarza, Hacketta i trafi na wyspę, która jest fabryką narkotyków, kontrolowaną przez niejaką Chinę White. To na tej wyspie dokonana się jego transformacja, przebudzi sumienie i odbędzie się chrzest bojowy Green Arrowa.

Komiks duetu Diggle/Jock to nic więcej jak atrakcyjnie narysowana (choć niektórzy Jocka nie znoszą) rozrywka. Głębsze treści sprowadzają się do bardzo sztampowych i niezdarnych, wręcz momentami naciąganych, rozwiązań scenariuszowych przeplatanych ciężkimi żartami i symboliką robinhoodowską. Rozrywka na zaledwie 45 minut, do której powrócimy chyba tylko dla świetnej sceny ponownego spotkania Olivera i Hacketta w pojedynku łuk kontra karabin. Trochę mało, ale i tak ta opowieść trafiła swego czasu do wyboru najciekawszych przygód Zielonej Strzały okiem Przemysława Mazura (zobacz: Dziewięć przypadków łucznika [w:] Ziniol #6, wrzesień 2009).

Nota: 5

 

Cheap East #2 i #3

Gazeta Centrali przy dziesięciotysięcznym nakładzie ma zapewne sporą siłę oddziaływania. Dobrze więc, że na szpalty Cheap East trafiają intrygujące zajawki komiksów oraz reklamy różnych komiksowych działań (od wydawniczych, poprzez wystawowe, na okołokomiksowych skończywszy).

Numer drugi, wakacyjny, zwraca uwagę fragmentem Blue Pata Granta (o tym jak okrutne i zawistne potrafią być dzieci) oraz Tattoo duetu Adam Kaczanowski/Marianna Sztyma (polecam czytać przy Too Many Tattooz Flapjacka). Numer trzeci warto zdobyć dla Palmiry Sary Colaone (o życiu po stracie męża), Seniora Jaromira 99 (przestroga o tym, że portrety zmarłych żon mają oczy!) czy Gutsmana Erika Krieka (o priorytetach w życiu).

Darmowa publikacja z sympatycznymi wstawkami. W sam raz na nudną Radę Wydziału, parę przystanków w tramwaju albo krótką przerwę w pracy. Wnioski? Należy Cheap East dystrybuować w miejscach pracy, środkach komunikacji miejskiej i na stadionach, na których gra nasza reprezentacja.

Nota: po 5

 

Ludzie, którzy nie brudzą sobie rąk i Noir 

Noir to komiks duetu Stefaniec/Bogacz o pisarzu, który odkrywa, że zdradza go żona. Postanawia wykorzystać sytuację życiową do napisania książki. Problem w tym, że materia zaczyna mu się wymykać z rąk i umysłu, co prowadzi do dramatycznego rozwiązania.

Noir jest komiksem rekonstruującym tok myślenia zabójcy-pisarza, który poświęca swój rozsądek, aby nadać mrocznej substancji zalewającej jego całe ciało kształt książki. Aby uwiarygodnić postać głównego bohatera, staje się nim, wpada w pułapkę fikcji, ale zabija w pełnej świadomości. I to jest najbardziej mrocznym elementem całej opowieści. Właśnie to, że bohater swobodnie przechodzi z jednego świata do drugiego zachowując przy tym pełnię władz umysłowych. Schizofreniczny potencjał roli, którą sobie wybiera, wcale nie perturbuje jego recepcji rzeczywistości.

Noir to kapitalny czarny komiks, w którym czerń odgrywa główną rolę. Tusz rysunkowy zlewa się z tuszem liter pisanej na naszych oczach książki. Z tej czerni wyłania się opowieść i w tej czerni pogrąża. Od pierwszej strony okładki, do ostatniej. Noir to ciało doskonale czarne, bowiem pochłania 100% padającego na nie światła, nie dając nadziei na cokolwiek.

Spin-offem Noir Ludzie, którzy nie brudzą sobie rąk. Komiks autorski Wojciecha Stefańca, który powstał jako odprysk w pracach nad tytułem głównym. Jest to komiks znacznie bardziej banalny niż Noir, ale zawiera sporo ciekawych chwytów narracyjnych, które pozwalają rysownikowi żonglować sobie stylem graficznym. Największą frajdą dla czytelników tego komiksu o przygodzie pewnego handlarza, będzie odnajdywanie punktów stycznych z Noir.

Nota: 7,5 (Noir); 6 (Ludzie, którzy nie brudzą sobie rąk)

 

Calafrios #1

Grupa A Filactera z Vila Nova de Gaia (to po drugiej stronie rzeki, nad którą leży Porto), to dwójka Portugalczyków, którzy zainicjowali internetowy (pod tym linkiem do pobrania w różnych formatach) magazyn opowieści grozy Calafrios (Dreszcze). Są to historie, jak czytamy w nocie redakcyjnej, które w USA przeszły do domeny publicznej, czyli nie obejmują ich prawa autorskie (należy tylko wskazać autorów i inne detale). W pierwszym numerze Calafrios dostajemy do łapek trzy klasyczne opowieści przetłumaczone na portugalski: O navio fantasma (Statek widmo, Toth/Peppe), O cadáver que veio jantar (Trup, który wpadł na kolację, Crandal/Peppe) i O Monstro do Pantâno (Potwór z bagna, Wolverton). Wszystkie pochodzą z początku lat osiemdziesiątych i przy wszystkich brak wiadomości o scenarzyście. Estetycznie i treściowo jest to vintage’owy EC Comics, którego działalność swego czasu spowodowała sławne reakcje Werthama i autorów Comics Code (z czego drwi się już na okładce przekreślając czerwonym iksem symbol tegoż). Dostajemy tutaj opowieści proste, ale i zabawne trochę w swojej nieporadności oraz epatowaniu obrzydlistwem, krwią i przemocą. Gratka dla fanów takich klimatów i podpowiedź dla fanatyków gatunku w Polsce. Może komuś będzie się chciało z tym materiałem powalczyć i opublikować w tłumaczeniu?

Nota: 6

 

Fotograf 

O tym niezwykłym reportażu komiksowym nie da się opowiedzieć w szczegółach, można wskazać tylko na kilka jego tzw. punctum (adaptując fotograficzną terminologię Barthesa chodzi nam tutaj o te miejsca historii, które przyciągają naszą uwagę od pierwszego czytania). Jest to historia fotografa, Didiera Lefèvre, który w 1986 roku udał się do Afganistanu wykonać fotoreportaż na zamówienie organizacji Lekarze Bez Granic. Dokumentuje on swoimi fotografiami drogę karawany, która wyrusza z Pakistanu na terytorium pogrążonego w konflikcie zbrojnym Afganistanu, do Fejzabadu. Lefèvre towarzyszy lekarzom w ich pracy w warunkach tzw. "pustyni szpitalnej”, kiedy w drodze, w warunkach polowych niosą oni pomoc mieszkańcom odizolowanych wiosek, oraz kiedy zakładają przyczółki medyczne (zwane na wyrost szpitalami). Z Fejzabadu postanawia wrócić na własną rękę, co wpędza go w nieliche kłopoty.

Na prawdziwym materiale fotograficznym wykonanym przez Lefèvre’a bazował składający ten komiks w całość Guibert oraz kolorujący go Lemercier. Oprócz czarno-białych fotografii (czasami ułożonych w sekwencje, czasami samodzielnych), mamy tutaj do czynienia z klasycznym komiksowym kadrowaniem w uproszczonej kresce. Rysunki wyglądają jak odrysowane z fotografii kontury, z wybiórczo dodanymi szczegółami i uproszczonymi tłami (taka uszczegółowiona/udoskonalona/mniej figuratywna metoda niż Sasnala czy Maciejowskiego), co zapewnia nam płynne przejście od jednego planu estetycznego do drugiego. Plany te łączą się zmyślnie w jedną opowieść za pomocą bardzo prostych zabiegów – często w kadrze rysowanym widzimy Lefèvre’a fotografującego jakiś obiekt, a następnie efekt jego pracy w kadrze fotograficznym. Narrator pierwszoosobowy zupełnie nie kryje się z taką opcją twórczą. Kiedy na przykład fotografuje wciąganie na kamień osła z karawany, który poślizgnął się przy przeprawie przez rzekę, wprost mówi do nas, że szuka najlepszego ujęcia robiąc serię zdjęć, które widzimy na stykówkach. Dodaje na końcu strony, że wśród ostatnich 5-6 zdjęć jest właśnie "to” ujęcie. Kiedy odwracamy kartkę, widzimy tę fotkę w powiększeniu. To powiększenie uzmysławia nam jak efektowny byłby ten komiks, gdyby wszystkie zdjęcia wykorzystane w opowieści miały większy format (czasami niestety ciężko dopatrzyć się o co chodzi na zdjęciu-kadrze wymiarów 3,5 cm na 2,5 cm).

Fotograf to niezwykły komiksowy reportaż (sposób opowiadania dorównuje zmyślności konstruowania tego typu przekazów przez Joe Sacco; jest równie charakterystyczny i równie ciekawy, choć całkowicie inny; autorzy osiągają skille storytellingowe, które muszą budzić zazdrość innych komiksiarzy), który zachowuje daleko posunięty obiektywizm w opowieści o Afgańczykach, lekarzach niosących bezinteresowną pomoc i tych, którzy to wszystko dokumentują. Obiektywizm w opowieści o ludziach.

Nota: 9,5

 

Fistaszki 1967-1968

To dziewiąty tom, czyli przed nami jeszcze 15! A Fistaszki nadal się nie nudzą. Czy w wypracowaniu "Co robiłem w wakacje” napiszecie tak jak Linus, że "czytaliście komiksy i oglądaliście telewizję”? Czy na teście wielokrotnego wyboru będziecie szukali schematu odpowiedzi, tak jak Linus? Czy patrząc na wirujący i długo unoszący się na wietrze podczas spadania z drzewa liść będziecie zastanawiać się, tak jak Snoopy, nad tym czy dostanie on pozwolenie na lądowanie? Jeśli tak, to jest to komiks dla Was i jest jeszcze dla Was nadzieja.  

Nota: 10

 

Jednorożec #4: Dzień chrztu 

Czytając poprzedni tom Jednorożca można było odnieść wrażenie, że poznamy finał walki różnych frakcji między sobą (Kościół, Łowca, medycy i pierwotni na ich usługach). Wenecki plan Kościoła jednak nie wypalił. A zatem jak postanowiono w ostatnim tomie zakończyć serię?

Otóż okazuje się, że Łowca wcale niekoniecznie chce uczynić ludzkości coś złego i że Kościół dla niego był tylko narzędziem (choć zdawało się początkowo, że to on służy planowi Kościoła). Nostradamus i Paré walczą dzielnie wcielając w życie plan obmyślony wspólnie z pierwotnymi po ich stronie, Marią i Parcelsusem. W dzień koniunkcji planet będzie trzeba podjąć decyzję, co zrobić z mitycznym Jednorożcem i dowiemy się czym ów Jednorożec tak naprawdę jest. Najważniejsza decyzja spadnie na barki kobiety. Zakończenie nie daje odpowiedzi co dalej i czy wybór był dobry. Furtka do kontynuacji pozostaje otwarta.

Niestety autorzy postanowili na sześćdziesięciu planszach skondensować liczbę wątków, która powinna zostać rozłożona na przynajmniej dwa tomy. Szkoda, że intrygujące pomysły zostały upchnięte w łopatologiczne dialogi, zamknięte w tzw. planszach gadających głów, bo historii brakuje oddechu, a opowieść gubi sensowny rytm. Z lewa i prawa czytelnik zostaje zbombardowany niezwykłymi zwrotami akcji, podstępami, zmianami frontów… Czytanie tak upchanej historii jest męczące i niestety miejscami staje się ona nazbyt zawiła. Na plus należy natomiast zapisać lepiej zagospodarowane sekwencje. Na początku sprawiały one wrażenie dosyć chaotycznych, ale wraz z ostatnim tomem uporządkowano je.

Ogólnie – francuska zabawa w Allana Moore’a wyszła autorom przeciętnie.

Nota: 5 (o tomach trzecim i czwartym napisał K. R. Wojciechowski

 

Jajko i Guma i jajko

To dwie bardzo niepozorne w treści i rozmiarze publikacje podpisane mailem [email protected]. Jedna opowiada o jajku, druga o gumie i jajku. Jak w tytule. Publikacja darmowa, można zgarnąć np. w warszawskim Centrum Komiksu*.

*uwaga, audycja zawierała lokowanie marki

Nota: po 3

 

 

 

 

 

 

Boska kolonia 

Nicolas Presl trafia do czytelnika polskiego drugi raz. Po świetnej Fabryce tym razem otrzymujemy jeszcze lepszą Boską kolonię, a w zapowiedziach wydawnictwa Lokator czeka na grudzień kolejny album tego autora – Syn swojego ojca. Choć polscy wydawcy są dosyć chętni niemym komiksom (świadczą o tym publikacje np. Thomasa Otta czy Ivana Bruna), to Presl, autor który poprzez oryginalne i zaangażowane opowieści z drugim dnem świetnie dopełnia tego niemego krajobrazu, musiał trochę u nas na swój czas poczekać.

Boska kolonia to historia pewnego szlachcica, który wyjeżdża do tytułowej koloni pozostającej pod nadzorem władz kościelnych. Cierpi, gdyż w nowych realiach zderzają się jego purytańskie zasady z dosyć swobodnym podejściem do cielesności miejscowych. Choroba, której się nabawia (prawdopodobnie malaria), jest fizyczną manifestacją cierpień duszy, a próba cywilizowania i nawracania miejscowych kończy się rosnącym pod krzyżem stosikiem czaszek.

Presl w swojej niejednoznacznej opowieści wprost wypowiada się negatywnie o pewnych aspektach systemu kolonialnego (handel żywym towarem, nawracanie tubylców na inną wiarę, obyczaje, zachowania, etc.) i wpisuje się tym w krytyczną refleksję nad działaniami europejskich potęg na fali wielkich odkryć geograficznych. Te prawie zawsze pociągała za sobą konflikty i próbę zdominowania ludów żyjących na dopiero co odkrytych ziemiach. Nawet uważana za relatywnie bezkrwawą ekspansję działalność portugalskich odkrywców nosiła wszelkie znamiona zbrojnego i pełnego przelanej krwi podboju. Presl na przykładzie młodego szlachcica w miniaturze rysuje przed naszymi oczyma historię o źle pożytkowanej ciekawości świata i pułapkach wynikających z ograniczonego światopoglądu.

Nota: 8,5

 

WKKM #21: Marvel Zombies

To zdecydowanie najlepszy numer WKKM. Uzbieraliśmy razem z Hachette komiksowe oczko. Robert Kirkman użył garści znakomitych pomysłów i opowiedział historię, w której superbohaterowie stają się zombie i jedynym motywem ich działania jest chęć zaspokojenia głodu. Zombie herosi walczą z Magneto, Silver Surferem i Galactusem. Szczerzą zęby, zjadają adwersarzy, gubią fragmenty swoich ciał, zdobywają nowe moce i dowcipkują (np. Spiderman, kiedy postanawia pozbyć się naderwanej nogi, stwierdza, że mu się nie przyda i urywa ją do końca).

Z jednej strony mamy tu do czynienia z klasycznym horrorem (niezwykle sugestywnie ukazane uzębienie bohaterów), z drugiej z ogromną dawką czarnego humoru. Całość tworzy oryginalną i bezpretensjonalną rozrywkę.

Nota: 10

 

WKKM #22: Planeta Hulka

Pierwsza część opowieści o Hulku wysłanym na inną planetę przez tajne stowarzyszenie Iluminatów, które w ten sposób postanowiło rozwiązać kwestię niepanującego nad swoimi humorami Bruce’a Bannera. Zamiast wylądować na planecie spokojnej, Hulk trafia do wielorasowego świata rządzonego przez Imperialnych i staje się zniewolonym gladiatorem, który poprowadzi wybrańców do walki przeciw tyranom.

Planeta Hulka to pasjonująca i efektownie odrysowana w realiach marvelowskich historia buntu gladiatorów, z których chyba najszybciej na myśl przychodzi nam Trak Spartakus. Musimy poczekać na zakończenie tej opowieści w ramach WKKM, gdyż została ona podzielona na tomy. Ciekawe czy Hulk podzieli los buntowniczego Spartakusa?

Nota: 7

 

WKKM #23: Ultimates

Ultimates, czyli alternatywna wizja Avengers – bardziej mroczna, bardziej niepoprawna i równie ciekawa. Marvelowska linia ultimate'ów to kolejna wariacja na temat tego, jak jeszcze mogą wyglądać bohaterowie podstawowego universum jeśli zakwestionować ich nieskazitelność i sensowność istnienia. Tam gdzie główne runy tytułów zatrzymują się, żeby nie powiedzieć o jedno słowo za dużo, albo nie posunąć się o jeden krok za daleko, tam ultimate traktuje sprawę bez hamulców.

Ultimates dali się już poznać polskiemu czytelnikowi, a w WKKM będzie mogli śledzić jeszcze ich przygody. I dobrze.

Nota: 6,5

 

WKKM #24: Spider-man. Moc i odpowiedzialność

Nie wiem, ile razy czytelnicy amerykańscy już widzieli różne originy Pająka, ale ja mam dosyć. Nawet czytając o narodzinach Spidera w wersji ultimate, która rozszerza oryginalny, piętnastostronicowy Amazing Fantasy #15 w epopeję, ciężko odnaleźć w sobie entuzjazm obcowania z czymś nieznacznie zmienionym i skupiać się na szczególikach. Ten komiks zbytnio przypomina mi słabą ekranizację z 2012 w reżyserii Marca Webba. Dłużyzna w koszmarnym rysunku Marka Bagley’a, którego tylko ktoś niedowidzący może uznać za fajnego rysownika. Ble!

Nota: 3

 

 

Vincent i Van Gogh 

Prześlicznie namalowany komiks opowiadający domniemaną historię pochodzenia dzieł niejakiego Van Gogha. Otóż znany nam Van Gogh - człowiek nie namalował swoich obrazów, gdyż był absolutnym beztalenciem. Zrobił to przygarnięty przez niego kot Vincent, kleptoman, dziwkarz i zawadiaka o niewyparzonej gębie.

Smudja prezentuje nam dwie opowieści. Pierwsza to historia spotkania i wspólnych przygód Vincenta i Van Gogha oraz ich śmierci. Druga to opowieść o ich zmartwychwstaniu. Rysunkowo Smudja wykorzystuje swoje doświadczenia z pracy jako kopista obrazów impresjonistycznych i postimpresjonistycznych. Pozwala mu to posługiwać się wizją Van Gogha z autoportretów znanego nam malarza oraz używaniem jako tła kadrów konkretnych obrazów, które wzbogaca o dodatkowe szczegóły niczym Banksy atakujący niegdyś galerie sztuki i dorysowujący na znanych pejzażach z wieków dawnych np. wózki z supermarketu. Malarska forma jest uzasadniona opowiadaniem alternatywnej biografii Van Gogha. Scenariuszowo widać, że Smudja stawia na pędzące jeden po drugim gagi, które tworzą mozaikę rysunków satyrycznych i karykatur. Fakt ten nie dziwi, gdyż rozpoczynał swoją rysowniczą karierę od tego typu przedstawień tworzonych na potrzeby belgradzkiego dziennika Dnevnik – według ustaleń Wojtka Birka Smudja osiągnął liczbę 4000 tysięcy prac tego typu. Dodajmy do tego bezczelny pomysł zdemaskowania wielkiego holenderskiego artysty oraz zmyślne wykorzystanie znanych faktów z jego biografii do ułożenia impresjonistycznego świata przedstawionego, oraz cytaty z dzieł innych niż vangoghowskie, a otrzymamy wspaniały komiks, który możemy czytać jako przewrotny hołd dla malarza, historię rozszczepienia jaźni, zwierzęcą interpretację artystycznego natchnienia czy też wgląd w umysł udręczonego traumą z dzieciństwa artysty. Lub też jako krotochwilę, która w mniejszym lub większym stopniu zmusi nas do głębszych refleksji tego typu.

Nota: 8,5

 

Batman. Miasto Sów 

Batman wydostał się z labiryntu i działa dalej. Przypomina trochę tego Batmana, który w przeddzień Knightfallu gorączkowo próbował ratować Gotham, choć chwiał się na nogach. Szpony atakują wszystkich wpływowych ludzi w Gotham, a Bruce stawia im czoła najpierw w szlafroku, potem w zbroi. Co z tego wyniknie? Chyba tylko niezwykły naiwniak mógł sądzić, że intrygujące zawiązanie akcji z pierwszej części, czyli z Trybunału Sów, znajdzie inne rozwiązanie niż prostacka nawalanka i patetyczne przemówienie arcyłotra. Nuda. Nuda, poza Duchem w maszynie, który zamyka to zbiorcze wydanie polskie.

Nota: 4

 

 

 

Batman: Private Casebook (DC, 2008)

Elegancko (twarda oprawa ilustrowana plus obwoluta, kredowy papier) wydany zbiór opowieści z Gackiem w reżyserii Paula Dini’ego (znany ze współpracy z Brucem Timem przy Batman TAS czy ze znakomitych historii z Batmanem w ramach Detective Comics #821-834, z której to linii pochodzi również omawiany tutaj wybór – numery 840-845; w tym komiksie tylko w jednej historyjce oddaje stery Peterowi Milliganowi) i kresce Dustina Nguyena.

Batman mierzy się kolejno z Ra’s al Ghulem, Szalonym Kapelusznkiem, Tatianą, Scarface’em i Brzuchomówcą (podwójny epizod) oraz Riddlerem. W komiksie przewijają się też gdzieniegdzie Zatanna, Robin, Gordon i Catwoman, ale ciężar krótkich historyjek spoczywa jednak na Batmanie, który rozwiązuje kolejne sprawy z tzw. twistem. Jak na Paula Diniego to trzeba przyznać, że można było spodziewać się opowieści bardziej porywających, ale ostatecznie i tak jest na czym oko zawiesić (zwłaszcza w dyptyku Opening Night i Curtains, kiedy Bruce/Batman i Zatanna stawiają czoła Scarface’owi oraz The Riddler Unanswered, gdzie pojawia się zazdrosna Selina Kyle aka sami wiecie kto, znaczy kot, a Bruce siedzi na czacie fanatyków rozwiązywania zagadek kryminalnych…). Taki "letni” zbiorek dla fanów Batmana w wydaniu duetu Dini/Nguyen (autor zestawienia chciałby zobaczyć kiedyś duet Dini/Jones).

Nota: 6

 

EAS-zine (publikacja bezpłatna) 

Hans Lijklema z braku czasu zakończył działalność oficyny Ladida Books, ale ciągle wilka do lasu. Stąd ta publikacja, która z jednej strony jest pomysłową ulotką reklamową Europejskiej Akademii Sztuk, z drugiej możliwością komiksowego zaistnienia jednej ze studentek warszawskiej szkoły. EAS-Zine oprócz informacji o szkole (i możliwości uczenia się w niej komiksu) mieści w sobie siedmioplanszowy komiks Katarzyny Kamińskiej. Jest to niema opowiastka o przygodzie, którą w równoległej rzeczywistości (śnie? marzeniu?) przezywają pies i jego właścicielka. Sympatyczna, króciutka forma wprawki, komiksowego ćwiczenia.

 

 

 

Biceps #6 

No nie wiem, Biceps nieco sflaczał. Może to kwestia ćwiczeń wykonywanych na ostatnią chwilę?

Wśród komiksów na przykład, taki Szybki Lester zamiast przerywnika jest seryjnym zapychaczem, a Hepi Kaus Śledzia autora tego zestawienia nie bawi. Komiksy jednak muszą być na różnym poziomie i słabizna tych dwóch wymienionych oraz jeszcze kilku innych, pozwala błyszczeć na przykład Tomkowi Samojlikowi, Pawłowi Grześkowowi (dżizas, jak to nazwisko się odmienia…) w Zakamarkach Wyobraźni czy Sławkowi Lewandowskiemu na Maturze. Tradycyjnie świetnie wypada Na chłopski rozum i Babskie gadanie. Dodajmy do tego web 2.0 Ratki i Gizickiego, w którym zarówno temat (sceny tortur dla zabawy wrzucone na tubę i lajkowane na fejsie), jak i forma (kadry przybierają formę screenów z komputera) zaskakują bardzo pozytywnie, i Clerks w realiach polskich, a otrzymamy trochę rozrywki na poziomie.

Co do publicystyki – cieszy to, że zawiązuje się jakiś dialog między publicystami, jeden odpowiada drugiemu (Frąckiewicz Pstrągowskiemu). Fajnie, że jest wywiad z Markiem Oleksickim (naszym eksportowym autorem), ale szkoda, że momentami odpowiedzi są trochę na odczep się.

Osobną sprawą są Zeszyciki komiksowe poświęcone Jaszczowi z okazji jego dziesięciolecia pracy twórczej (choć jego mama słusznie zauważa, że jakie tam 10 lat, że przecież Jaszczu rysuje od dzieciństwa). Głupio krytykować taki fajny prezent, jaki przygotowali przyjaciele dla przyjaciela (przypomina on zacną inicjatywę Komiksowego becikowego), ale dla postronnego widza plusy tej części flipbooka Biceps/Zeszyciki, która zajmuje ponad czterdzieści stron, kończą się na stronie trzynastej.

Nota: 4,5

 

Nienawidzę Ludzi #5

Podobno to ostatni numer tego profesjonalnie przygotowanego i skrojonego według najnowszych dizajnerskich trendów kreatywnego zinka drukowanego na ekologicznym papierze w patriotycznym odruchu stawiania na polskie komiksy. A szkoda, bo wyszło najlepiej ze wszystkich numerów. 5 naprawdę wkurwiających przymiotników miażdży, choć do listy rzeczonych przymiotników dodałbym jeszcze metodologiczny i merytoryczny (trauma zawodowa). Noir krwawo domyka (?) próby superbohaterskie, a Automatyczna Skrzynia Skarbów opowiada o piratach, którzy nie lubią Dropkick Murphys i spotykają podróby Kajka i Kokosza, natomiast Sobotni Wieczór spędzamy przy komputerze, co jest smutną konstatacją tego, że w pewnym wieku już się czasami nie chce wyjść z domu na koncert. Na koniec strzelamy rozpikselowanego samobója, a na koniec i początek kosztujemy suchara. Początkowo nam nie smakuje, a końcowo zaczynamy się dogryzać smaku.

Nota: 6,5

 

Szlamu Król 

To cegiełka komiksowa, która ma sfinansować bezczelny plan Łukasza Kowalczuka i zespołu Tester Gier, aby zrealizować pierwszą komiksową trash-operę pt. Konkweror. Zawiera broszurkę z ilustracją komiksową tekstu piosenki na podstawie utworu Eliminator Agnostic Front (ciekawe czy i hymn Gotta go doczeka się tekstu polskiego), płytkę z rzeczonym utworem, zapowiedź treści opery i zawartości soundtracku oraz ulotkę strony www.szlam.net, a wszystko spakowane w numerowaną kopertę. Autor tego zestawienia bawił się nieźle.

Nota: 5,5

 

 

 

 

Malcolm i Mała Dzika Małpa

Dwa komiksiki w identycznym formacie, oba z mydła, ale o innym zwierzakach: jeden o delfinie Malcolmie, drugi o bezimiennej małpie.

[recenzja dostępna – Kuba Jankowski]

 

 

 

 

 

 

 

 

Garfield from the trash bin: rescued rejects and outrageous outtakes (2010, Ballantine Books)

To ciekawostka dla fanów Garfielda. Zbiór pasków, szkiców, pomysłów oraz wszelakich potworności, które nie zostały zakwalifikowane jako materiał odpowiedni do opublikowania w formie książeczkowej bądź paskowej na stronie (tudzież w gazecie). Trzeba przyznać, że momentami Jim Davis i pozostali pomysłodawcy z imperium Paws uderzają bardzo mocno, więc i nie dziwi zebranie tych garfieldowych krotochwil w osobnym albumie, poza komiksową serią stripów. Czasami jednak spokojnie można by pewne pomysły włączyć w główny nurt i od grubiańskości opublikowanych rzeczy, wcale by nie odbiegały, czy to poziomem chamstwa, wulgarności, czy też balansowania na granicy dobrego smaku. Na przykład genialna jest historyjka, w której do pająka podchodzi mała "pajęcza” Kostucha i mówi "za tobą”. A za biednym pająkiem stoi oczywiście Garfield z gazetą przygotowaną do "splatowania” albo seria rysunków Not-so-super Superheroes" (m.in. Apathy Man albo Captain Croissant) czy też Garfield minus… nawiązująca do strony internetowej Garfield minus Garfield, która dokonuje przezabawnej dekonstrukcji tego paska komiksowego.

Jednym zdaniem – gratka dla dojrzalszych miłośników pomarańczowego włochatego złośliwca.

Nota: 7,5

 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Ludzie, którzy nie brudzą sobie rąk
Banały w ciemności
- recenzja
Malcolm i Mała Dzika Małpa
Mydła niepowidła
Nieumarli w świecie DC
Zombie w świecie DC? Nie mogło być lepiej!
- recenzja
Varia #33
Vielka Varia Timofova
Varia #31
Seria z wukakaemów
Varia #30
Co ty wiesz o komiksie brazylijskim?

Komentarze


Ystad
    Kurnacz Kuba
Ocena:
0

dałeś maksymalne 10 według mnie najgorszej części WKKM...

20-12-2013 14:04
Kuba Jankowski
   
Ocena:
0

Jacku, co kto lubi, mnie to szczerze rozbawiło ;)

22-12-2013 02:06

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.