Uwiedziony
Tamtego wieczoru Jonathan był jeszcze skromnym, zahukanym księgowym, którego towarzystwo stanowiła niemal wyłącznie sterta dokumentów, a życie obracało się wokół nudy, wielkiej nudy, a niekiedy nudy straszliwej. Tamtego wieczoru Jonathan spotkał jednak tajemniczego osobnika, który odmienił jego karmę, wprowadzając w świat uciech, o których nie śniło się rewidentom księgowym.
Podążając za opisem dystrybutora, zapewniającego na okładce rozrywkę w rytm "dekadenckich uciech", "najskrytszych seksualnych fantazji", a w końcu również "prawdziwego koszmaru", oczekiwania zmierzają w stronę dreszczowca otoczonego aurą wyrachowanej erotyki i złowrogiej tajemnicy. Błąd. Jak powiada filmowy szwarccharakter – "Najważniejsze jest pierwsze wrażenie". Później wersja demo dobiega końca.
Autorzy znają elementy, które określają ten rodzaj kina. Ekstaza w atmosferze niedefiniowalnego zagrożenia, ma być więc pożądliwie i niebezpiecznie. Praktyka i teoria nie zawsze idą jednak w parze, a tym razem egzystują w permanentnej separacji. Zabrakło pomysłu, który pozwoliłby połączyć znajomość elementów z wiedzą jak je odpowiednio zmontować.
Wprawdzie Uwiedziony istotnie raźno krąży wokół sypialni, gdzie zahukany Jonathan przeistacza się w Adonisa, skrupulatnie nadrabiając zaległości lat minionych, sama golizna nie czyni jeszcze wyrafinowanej erotyki, a tym bardziej "dekadenckich uciech". Gdy zatem po 30 minutach swawolenia w półmroku, twórcy filmu dochodzą do wniosku, że instruktażowa zasobność Kamasutry się wyczerpała, nadchodzi czas na rozwinięcie elementu intrygi, w teorii: mrocznej i niebezpiecznej. Wyatt zrzuca więc maskę poczciwego ratownika podupadłych na duchu nieszczęśników, odkrywając twarz prawdziwą – Mefistofelesa, który szantażem i groźbą planuje zmusić Jonathana do grabieży pokaźnych milionów.
W wizji twórców jest to początek rozgrywki. Rozgrywki zgoła chybionej, bo choć w założeniu przypominającej pojedynek równorzędnych partnerów stojących po przeciwnych stronach mocy, to w konsekwencji wyglądającej jak potyczka szkolnego despoty z klasowym niezgułą. Nie pomógł filmowi i pomysł budowania złowieszczego nastroju za pomocą mrocznych zdjęć, uwydatniających jedynie zmarszczki na wszystkich obliczach, i napędzanie akcji przy pomocy tajemniczej plamy na ścianie, aspirującej do roli jednego z głównych bohaterów opowieści. Dodajmy do tego boleśnie przewidywalną fabułę, w której twórcy na próżno próbują zmieścić nieodzowny element zaskoczenia wedle zasady "Nic nie jest takie, jak się wydaje". I o ile bohaterowie, z jakiegoś powodu, skutecznie i stale wzajemnie się zaskakują, o tyle widzowi trudno już kroczyć tą samą ścieżką. Rozczarowuje również sposób kreacji bohaterów. Przede wszystkim Jonathan, który tak długo żył wśród liczb, że trudno mu rozpoznać szachrajstwo choćby defiladowało przed jego oczami, spogląda wreszcie w jasność i w mig transformuje w hrabiego Monte Christo, rzucając rękawicę coraz mniej demonicznemu protektorowi, którego postać blednie z każdą minutą. Jedyna prawdziwa tajemnica, z jaką przychodzi się zmierzyć w czasie seansu, to dręczące pytanie – co skłoniło Hugh Jackmana i Ewana McGregora do występu w filmie, który nie trafił nawet na wielki ekran? Liczba amerykańskich prezydentów na liście płac była najpewniej nie bez znaczenia..
Uwiedziony uwodzić i kusić może próbować wyłącznie na płytach, w sprzyjających warunkach wytrwałości własnej i cierpliwości towarzystwa oraz dającej o sobie znać nudy. Są jednak próby, z których trudno wyjść zwycięsko. Ich największym sukcesem jest uniknięcie klęski.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Podążając za opisem dystrybutora, zapewniającego na okładce rozrywkę w rytm "dekadenckich uciech", "najskrytszych seksualnych fantazji", a w końcu również "prawdziwego koszmaru", oczekiwania zmierzają w stronę dreszczowca otoczonego aurą wyrachowanej erotyki i złowrogiej tajemnicy. Błąd. Jak powiada filmowy szwarccharakter – "Najważniejsze jest pierwsze wrażenie". Później wersja demo dobiega końca.
Autorzy znają elementy, które określają ten rodzaj kina. Ekstaza w atmosferze niedefiniowalnego zagrożenia, ma być więc pożądliwie i niebezpiecznie. Praktyka i teoria nie zawsze idą jednak w parze, a tym razem egzystują w permanentnej separacji. Zabrakło pomysłu, który pozwoliłby połączyć znajomość elementów z wiedzą jak je odpowiednio zmontować.
Wprawdzie Uwiedziony istotnie raźno krąży wokół sypialni, gdzie zahukany Jonathan przeistacza się w Adonisa, skrupulatnie nadrabiając zaległości lat minionych, sama golizna nie czyni jeszcze wyrafinowanej erotyki, a tym bardziej "dekadenckich uciech". Gdy zatem po 30 minutach swawolenia w półmroku, twórcy filmu dochodzą do wniosku, że instruktażowa zasobność Kamasutry się wyczerpała, nadchodzi czas na rozwinięcie elementu intrygi, w teorii: mrocznej i niebezpiecznej. Wyatt zrzuca więc maskę poczciwego ratownika podupadłych na duchu nieszczęśników, odkrywając twarz prawdziwą – Mefistofelesa, który szantażem i groźbą planuje zmusić Jonathana do grabieży pokaźnych milionów.
W wizji twórców jest to początek rozgrywki. Rozgrywki zgoła chybionej, bo choć w założeniu przypominającej pojedynek równorzędnych partnerów stojących po przeciwnych stronach mocy, to w konsekwencji wyglądającej jak potyczka szkolnego despoty z klasowym niezgułą. Nie pomógł filmowi i pomysł budowania złowieszczego nastroju za pomocą mrocznych zdjęć, uwydatniających jedynie zmarszczki na wszystkich obliczach, i napędzanie akcji przy pomocy tajemniczej plamy na ścianie, aspirującej do roli jednego z głównych bohaterów opowieści. Dodajmy do tego boleśnie przewidywalną fabułę, w której twórcy na próżno próbują zmieścić nieodzowny element zaskoczenia wedle zasady "Nic nie jest takie, jak się wydaje". I o ile bohaterowie, z jakiegoś powodu, skutecznie i stale wzajemnie się zaskakują, o tyle widzowi trudno już kroczyć tą samą ścieżką. Rozczarowuje również sposób kreacji bohaterów. Przede wszystkim Jonathan, który tak długo żył wśród liczb, że trudno mu rozpoznać szachrajstwo choćby defiladowało przed jego oczami, spogląda wreszcie w jasność i w mig transformuje w hrabiego Monte Christo, rzucając rękawicę coraz mniej demonicznemu protektorowi, którego postać blednie z każdą minutą. Jedyna prawdziwa tajemnica, z jaką przychodzi się zmierzyć w czasie seansu, to dręczące pytanie – co skłoniło Hugh Jackmana i Ewana McGregora do występu w filmie, który nie trafił nawet na wielki ekran? Liczba amerykańskich prezydentów na liście płac była najpewniej nie bez znaczenia..
Uwiedziony uwodzić i kusić może próbować wyłącznie na płytach, w sprzyjających warunkach wytrwałości własnej i cierpliwości towarzystwa oraz dającej o sobie znać nudy. Są jednak próby, z których trudno wyjść zwycięsko. Ich największym sukcesem jest uniknięcie klęski.
Tytuł: Deception
Reżyseria: Marcel Langenegger
Scenariusz: Mark Bomback
Muzyka: Ramin Djawadi
Zdjęcia: Dante Spinotti
Obsada: Ewan McGregor, Hugh Jackman, Michelle Williams
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2008
Data premiery: 24 kwietnia 2008
Czas projekcji: 108 min.
Reżyseria: Marcel Langenegger
Scenariusz: Mark Bomback
Muzyka: Ramin Djawadi
Zdjęcia: Dante Spinotti
Obsada: Ewan McGregor, Hugh Jackman, Michelle Williams
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2008
Data premiery: 24 kwietnia 2008
Czas projekcji: 108 min.