Ustrój świata. Część 3 - Neal Stephenson
Czcigodni Państwo, oto dobiegła kresu nasza wspólna przygoda z Cyklem Barokowym. Na wstępie pozwolę sobie zaznaczyć, że dzieło to ze wszech miar godne jest polecenia Waszej światłej uwadze. A to z przyczyn wielu istotnych, których nie omieszkam Wam, Szanowni Czytelnicy, poniżej wyłuszczyć, dokładając ku temu należytych starań.
Otóż na kolejnych stronicach monumentalnego cyklu powieściowego, którego trzeci tom Ustroju świata stanowi zamknięcie, autorowi udało się zawrzeć niezwykle szczegółową i przekonującą panoramę pewnego wycinka naszej przeszłości. Dokładniej mówiąc wycinka, który w wielkim stopniu oddziałuje na naszą teraźniejszość, a według samego Stephensona – tego, który w decydującym stopniu ją ukształtował.
Jeśli już nasza uwaga skupiła się na monumentalności dzieła, to warto w tym miejscu wspomnieć, że w polskim wydaniu cały cykl liczy blisko trzy tysiące stron. I, co szczególnie ciekawe, autor napisał całość ręcznie – sterta rękopisów sięgnęła ponoć wysokości około półtora metra. W ten sposób Stephenson ustanowił zapewne rekord świata w jakiejś pisarskiej kategorii, być może nawet takową kategorię stwarzając. Podobnie więc, jak samo dzieło, tak i pisarz jawi nam się zupełnie niezwyczajnym i wyróżniającym się szczególną oryginalnością.
Po tej dygresji natury formalnej, powróćmy do dociekań, czemu ta tytaniczna praca autora posłużyła. Spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytania, do czego w ostatecznym rozrachunku prowadzą: 1) wielka mnogość wątków, splatających się w nieoczekiwane węzły fabularne,; 2) gromada barwnych i żywych bohaterów, wśród których nie brak koronowanych głów, wybitnych myślicieli, tudzież całej masy przedstawicieli pośledniejszych warstw społecznych; 3) przenoszenie akcji w dziesiątki niezwykłych miejsc ówczesnego świata; 4) i w końcu – pracowite budowanie tła owej akcji w licznych sferach: obyczajowej, społecznej, religijnej, filozoficznej, naukowej, ekonomicznej.
Cykl Barokowy rozgrywa się w latach 1655-1714. O ile pierwsza jego część (Żywe srebro) traktowała głównie o narodzinach podstaw nowożytnej filozofii i nauki, zaś wśród występujących postaci wyróżniały się takie wybitne persony, jak Isaac Newton i Gottfried Wilhelm Leibniz, o tyle część druga (Zamęt) opowiadała o zadziwiających powiązaniach ekonomicznych i niezwykłej różnorodności barokowego świata. Obie te części spinane były losami głównych bohaterów: filozofa-naturalisty Daniela Waterhouse’a, który próbował pogodzić zwaśnionych geniuszy (Newtona i Leibniza), niewiasty o rozlicznych talentach imieniem Eliza, która z branki w tureckim haremie stała się księżną Arcachnon-Qwghlm, wpływającą na obsadzanie europejskich tronów, oraz wywodzącego się z londyńskiej biedoty Jacka Shaftoe – najemnego żołnierza i wagabundy, galernika, hinduskiego króla, kupca, szpiega, spiskowca, fałszerza pieniędzy. Gwoli ścisłości dodać należy, że Elizę i Jacka połączyła miłość trwająca lat kilkadziesiąt.
Ustrój świata łączy wszystkie wymienione wyżej kwestie i opisuje, jak z mariażu pewnych założeń filozoficznych, wartości etycznych, osiągnięć naukowych i technicznych oraz pieniądza i ekonomii doszło do narodzin nowożytnego świata. W nowym "ustroju świata" za źródło bogactwa został uznany handel, zamiast – jak to było dotychczas – ziemia. Tym samym podstawą ekonomii stała się dynamiczna fluktuacja pieniądza zamiast statycznego gromadzenia majątku. Burzliwy rozwój nauk wszelakich i techniki pozwolił z kolei na stopniowe zastępowanie "siłą mechaniczną" pracy niewolników czy chłopów pańszczyźnianych. W sferze społecznej – źródłem szacunku i pozycji zaczęły być osobiste zasługi człowieka zamiast jego pochodzenia. W polityce zaś – postępująca demokratyzacja procesu sprawowania rządów poczęła wypierać monarszy absolutyzm (którego Król Słońce stał się niesławnym symbolem). Prawo zaczęło w coraz większym stopniu stanowić o losach wszystkich ludzi, co czynili dotychczas nieliczni władcy, samowolnie stanowiący własne prawa – z założenia niesprawiedliwe dla pozostałych. W końcu też – w rozumieniu świata i zachodzących w nim procesów – nader spektakularny tryumf odniosła filozofia mechanicystyczna nad metafizyczną.
Oczywiście ten oświeceniowy "ustrój świata" nie jest doskonały, bowiem nie udało się uniknąć pewnych błędów przy tworzeniu jego podwalin. Nie zmieniła się przecież natura człowieka jako taka. Ludzie w swojej masie nie przestali być okrutni, podli i zawistni – co w nowym ustroju niestety także znalazło swoje odzwierciedlenie. Ale każdy, kto trzeźwym okiem rozejrzy się dzisiaj wokół siebie i przekroczy osobiste ograniczenia, musi przyznać, że jest to ustrój o niebo lepszy niż jakikolwiek inny, wynaleziony przez gatunek homo sapiens do tej pory. No właśnie – "wynaleziony"! Stephenson dowodzi ni mniej, ni więcej, że ustrój ten został zaprogramowany i planowo wprowadzony przez pewną, bardzo wąską grupę osób, których uczynił bohaterami swych powieści.
Czy poznanie tegoż skomplikowanego dowodu jest jedynym powodem, dla którego warto zmierzyć się z opasłymi tomiszczami? Bynajmniej. Największą zaletą prozy Stephensona jest jej literackie bogactwo i barwność. Autor z wprawą prestidigitatora i ku uciesze czytelników bawi się żywą pisarską materią. Kształtuje ją z niezwykłym kunsztem i wyobraźnią, z zadziwiającą łatwością żonglując motywami, faktami historycznymi i zdarzeniami fikcyjnymi, licznymi postaciami i targającymi ich serca emocjami. Za pomocą słów jest w stanie oddać mentalność ludzi opisywanej epoki, wszelkie odcienie i subtelności nastrojów – dzięki czemu potrafi znakomicie docierać do emocji czytelników i przejmować nad nimi kontrolę. Sam język używany przez pisarza – obfitujący w iście barokowe porównania i metafory, zabawy formalne i niezwykłe erudycyjne bogactwo przekazu – daje niekłamaną satysfakcję z obcowania z jego dziełem. Spiętrzenie intryg, zależności i powiązań fabularnych jest nie lada wyzwaniem dla czytelnika. Ale nawet jeśli nie wszystkie z nich jesteśmy w stanie sobie na bieżąco przyswajać (szczególnie gdy nie czytaliśmy poszczególnych części cyklu w kolejności), to nadal możemy czerpać wielką radość z lektury.
Aby uniknąć posądzeń o to, że stałem się bezkrytycznym "wyznawcą stephensonizmu", który nie dostrzega w jego prozie uchybień i niedoskonałości, śpieszę donieść co następuje. Otóż stworzone przez niedoskonałego człowieka dzieło, nie może być wolne od wad (podobnie jak wspomniany wyżej ustrój). Aczkolwiek warto pamiętać, że to co jedni za takowe wady będą uznawać, w oczach innych uchodzić będzie za wielkie zalety. Cóż by to być mogło w Cyklu Barokowym? Choćby mnogość wątków (i co się z tym wiąże – bohaterów). Dopiero w ostatnim tomie widać dokładnie, czemu ona służyła. Dlatego też najlepiej byłoby czytać wszystkie tomy jednym cięgiem. Niektórych z kolei znużyć mogą spowolnienia akcji, których powodem są drobiazgowe opisy, np. zaułków Londynu na początku osiemnastego wieku czy zawiłości systemu monetarnego ówczesnej Anglii. Ale te same fragmenty dla innych będą ucztą literackiego stylu i przykładem, jak rzeczy z natury swej zupełnie nieciekawe opisywać można w sposób malowniczy i ciekawy. I tu dochodzimy do języka zamykanego często przez autora w wielokrotnie złożonych zdaniach, w których pogubić się można już przy piątej linijce. Stąd wniosek się nasuwa, że lepiej nie obcować z nimi w zatłoczonym tramwaju, a raczej w cichym odosobnieniu.
Ale pomienione drobiazgi w niczym nie umniejszają wielkości dzieła Stephensona, Drodzy Państwo. Zagłębiając się w meandrach literackiej przygody (oczywiście jeśliście tego jeszcze do tej pory – o zgrozo! – nie uczynili), podejmujecie ryzyko, że owładnie Wami fascynacja, z powodu której ucierpią obowiązki edukacyjne, zawodowe czy domowe. I że zaczniecie przez dłuższy czas żyć w innym świecie, odmalowanym na kartach ksiąg z wielką wyrazistością i barokowym wręcz rozmachem. Przed czym lojalnie przestrzega Wasz uniżony sługa.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Otóż na kolejnych stronicach monumentalnego cyklu powieściowego, którego trzeci tom Ustroju świata stanowi zamknięcie, autorowi udało się zawrzeć niezwykle szczegółową i przekonującą panoramę pewnego wycinka naszej przeszłości. Dokładniej mówiąc wycinka, który w wielkim stopniu oddziałuje na naszą teraźniejszość, a według samego Stephensona – tego, który w decydującym stopniu ją ukształtował.
Jeśli już nasza uwaga skupiła się na monumentalności dzieła, to warto w tym miejscu wspomnieć, że w polskim wydaniu cały cykl liczy blisko trzy tysiące stron. I, co szczególnie ciekawe, autor napisał całość ręcznie – sterta rękopisów sięgnęła ponoć wysokości około półtora metra. W ten sposób Stephenson ustanowił zapewne rekord świata w jakiejś pisarskiej kategorii, być może nawet takową kategorię stwarzając. Podobnie więc, jak samo dzieło, tak i pisarz jawi nam się zupełnie niezwyczajnym i wyróżniającym się szczególną oryginalnością.
Po tej dygresji natury formalnej, powróćmy do dociekań, czemu ta tytaniczna praca autora posłużyła. Spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytania, do czego w ostatecznym rozrachunku prowadzą: 1) wielka mnogość wątków, splatających się w nieoczekiwane węzły fabularne,; 2) gromada barwnych i żywych bohaterów, wśród których nie brak koronowanych głów, wybitnych myślicieli, tudzież całej masy przedstawicieli pośledniejszych warstw społecznych; 3) przenoszenie akcji w dziesiątki niezwykłych miejsc ówczesnego świata; 4) i w końcu – pracowite budowanie tła owej akcji w licznych sferach: obyczajowej, społecznej, religijnej, filozoficznej, naukowej, ekonomicznej.
Cykl Barokowy rozgrywa się w latach 1655-1714. O ile pierwsza jego część (Żywe srebro) traktowała głównie o narodzinach podstaw nowożytnej filozofii i nauki, zaś wśród występujących postaci wyróżniały się takie wybitne persony, jak Isaac Newton i Gottfried Wilhelm Leibniz, o tyle część druga (Zamęt) opowiadała o zadziwiających powiązaniach ekonomicznych i niezwykłej różnorodności barokowego świata. Obie te części spinane były losami głównych bohaterów: filozofa-naturalisty Daniela Waterhouse’a, który próbował pogodzić zwaśnionych geniuszy (Newtona i Leibniza), niewiasty o rozlicznych talentach imieniem Eliza, która z branki w tureckim haremie stała się księżną Arcachnon-Qwghlm, wpływającą na obsadzanie europejskich tronów, oraz wywodzącego się z londyńskiej biedoty Jacka Shaftoe – najemnego żołnierza i wagabundy, galernika, hinduskiego króla, kupca, szpiega, spiskowca, fałszerza pieniędzy. Gwoli ścisłości dodać należy, że Elizę i Jacka połączyła miłość trwająca lat kilkadziesiąt.
Ustrój świata łączy wszystkie wymienione wyżej kwestie i opisuje, jak z mariażu pewnych założeń filozoficznych, wartości etycznych, osiągnięć naukowych i technicznych oraz pieniądza i ekonomii doszło do narodzin nowożytnego świata. W nowym "ustroju świata" za źródło bogactwa został uznany handel, zamiast – jak to było dotychczas – ziemia. Tym samym podstawą ekonomii stała się dynamiczna fluktuacja pieniądza zamiast statycznego gromadzenia majątku. Burzliwy rozwój nauk wszelakich i techniki pozwolił z kolei na stopniowe zastępowanie "siłą mechaniczną" pracy niewolników czy chłopów pańszczyźnianych. W sferze społecznej – źródłem szacunku i pozycji zaczęły być osobiste zasługi człowieka zamiast jego pochodzenia. W polityce zaś – postępująca demokratyzacja procesu sprawowania rządów poczęła wypierać monarszy absolutyzm (którego Król Słońce stał się niesławnym symbolem). Prawo zaczęło w coraz większym stopniu stanowić o losach wszystkich ludzi, co czynili dotychczas nieliczni władcy, samowolnie stanowiący własne prawa – z założenia niesprawiedliwe dla pozostałych. W końcu też – w rozumieniu świata i zachodzących w nim procesów – nader spektakularny tryumf odniosła filozofia mechanicystyczna nad metafizyczną.
Oczywiście ten oświeceniowy "ustrój świata" nie jest doskonały, bowiem nie udało się uniknąć pewnych błędów przy tworzeniu jego podwalin. Nie zmieniła się przecież natura człowieka jako taka. Ludzie w swojej masie nie przestali być okrutni, podli i zawistni – co w nowym ustroju niestety także znalazło swoje odzwierciedlenie. Ale każdy, kto trzeźwym okiem rozejrzy się dzisiaj wokół siebie i przekroczy osobiste ograniczenia, musi przyznać, że jest to ustrój o niebo lepszy niż jakikolwiek inny, wynaleziony przez gatunek homo sapiens do tej pory. No właśnie – "wynaleziony"! Stephenson dowodzi ni mniej, ni więcej, że ustrój ten został zaprogramowany i planowo wprowadzony przez pewną, bardzo wąską grupę osób, których uczynił bohaterami swych powieści.
Czy poznanie tegoż skomplikowanego dowodu jest jedynym powodem, dla którego warto zmierzyć się z opasłymi tomiszczami? Bynajmniej. Największą zaletą prozy Stephensona jest jej literackie bogactwo i barwność. Autor z wprawą prestidigitatora i ku uciesze czytelników bawi się żywą pisarską materią. Kształtuje ją z niezwykłym kunsztem i wyobraźnią, z zadziwiającą łatwością żonglując motywami, faktami historycznymi i zdarzeniami fikcyjnymi, licznymi postaciami i targającymi ich serca emocjami. Za pomocą słów jest w stanie oddać mentalność ludzi opisywanej epoki, wszelkie odcienie i subtelności nastrojów – dzięki czemu potrafi znakomicie docierać do emocji czytelników i przejmować nad nimi kontrolę. Sam język używany przez pisarza – obfitujący w iście barokowe porównania i metafory, zabawy formalne i niezwykłe erudycyjne bogactwo przekazu – daje niekłamaną satysfakcję z obcowania z jego dziełem. Spiętrzenie intryg, zależności i powiązań fabularnych jest nie lada wyzwaniem dla czytelnika. Ale nawet jeśli nie wszystkie z nich jesteśmy w stanie sobie na bieżąco przyswajać (szczególnie gdy nie czytaliśmy poszczególnych części cyklu w kolejności), to nadal możemy czerpać wielką radość z lektury.
Aby uniknąć posądzeń o to, że stałem się bezkrytycznym "wyznawcą stephensonizmu", który nie dostrzega w jego prozie uchybień i niedoskonałości, śpieszę donieść co następuje. Otóż stworzone przez niedoskonałego człowieka dzieło, nie może być wolne od wad (podobnie jak wspomniany wyżej ustrój). Aczkolwiek warto pamiętać, że to co jedni za takowe wady będą uznawać, w oczach innych uchodzić będzie za wielkie zalety. Cóż by to być mogło w Cyklu Barokowym? Choćby mnogość wątków (i co się z tym wiąże – bohaterów). Dopiero w ostatnim tomie widać dokładnie, czemu ona służyła. Dlatego też najlepiej byłoby czytać wszystkie tomy jednym cięgiem. Niektórych z kolei znużyć mogą spowolnienia akcji, których powodem są drobiazgowe opisy, np. zaułków Londynu na początku osiemnastego wieku czy zawiłości systemu monetarnego ówczesnej Anglii. Ale te same fragmenty dla innych będą ucztą literackiego stylu i przykładem, jak rzeczy z natury swej zupełnie nieciekawe opisywać można w sposób malowniczy i ciekawy. I tu dochodzimy do języka zamykanego często przez autora w wielokrotnie złożonych zdaniach, w których pogubić się można już przy piątej linijce. Stąd wniosek się nasuwa, że lepiej nie obcować z nimi w zatłoczonym tramwaju, a raczej w cichym odosobnieniu.
Ale pomienione drobiazgi w niczym nie umniejszają wielkości dzieła Stephensona, Drodzy Państwo. Zagłębiając się w meandrach literackiej przygody (oczywiście jeśliście tego jeszcze do tej pory – o zgrozo! – nie uczynili), podejmujecie ryzyko, że owładnie Wami fascynacja, z powodu której ucierpią obowiązki edukacyjne, zawodowe czy domowe. I że zaczniecie przez dłuższy czas żyć w innym świecie, odmalowanym na kartach ksiąg z wielką wyrazistością i barokowym wręcz rozmachem. Przed czym lojalnie przestrzega Wasz uniżony sługa.
Mają na liście życzeń: 3
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Ustrój świata. Część 3
Cykl: Cykl Barokowy
Tom: III
Autor: Neal Stephenson
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Wydawca: Wydawnictwo Mag
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 8 sierpnia 2008
Liczba stron: 296
Oprawa: miękka
Format: 135 x 205 mm
ISBN-13: 978-83-7480-072-3
Cena: 25,00 zł
Cykl: Cykl Barokowy
Tom: III
Autor: Neal Stephenson
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Wydawca: Wydawnictwo Mag
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 8 sierpnia 2008
Liczba stron: 296
Oprawa: miękka
Format: 135 x 205 mm
ISBN-13: 978-83-7480-072-3
Cena: 25,00 zł