» Recenzje » Urth Nowego Słońca

Urth Nowego Słońca


wersja do druku
Urth Nowego Słońca
W podsumowaniu Miecza i Cytadeli cieszyłem się z tego, że każdy kolejny tom Księgi Nowego Słońca dostarcza mi coraz więcej przyjemności w trakcie lektury. I choć piąty, domykający i nieco późniejszy niż czteroczęściowy rdzeń, nie jest powieścią idealną, to wpisuję się w tę zwyżkową tendencję – mamy tu do czynienia z końcem, który istotnie wieńczy dzieło. 

Severian po latach tułaczki i przygód w końcu został Autarchą – to spore osiągnięcie, prawda? Nie znaczy to jednak, że jego misja się zakończyła. Młody mężczyzna, jak dowiedział się od swojego poprzednika, ma nie tylko władać Urth, lecz ją zbawić. Aby do tego doszło, musi wyruszyć w podróż na krańce wszechświata, gdzie jego macierzysta planeta i on sam zostaną osądzeni i uznani za godnych – lub nie – ratunku przed zagładą niesioną przez umierające słońce. 

Próba odpowiedzi na pytanie: czy sięgnąć po Urth Nowego Słońca nie ma większego sensu – bo nikt, kto przeczytał poprzednie cztery tomy tego monumentalnego cyklu, raczej nie będzie się nad tym zastanawiał. Do tej pory Gene Wolfe przede wszystkim piętrzył zagadki (choć z biegiem czasu rozwiązania zaczęły się pojawiać, szczególnie w Cytadeli Autarchy); tutaj postanawia dodatkowo wytłumaczyć się ze swoich pomysłów i intryg. Nie oznacza to oczywiście, że piąta część stanowi przydługi wykład na temat tego, co wydarzyło się w poprzednich; i tutaj czytelnik znajdzie typowe dla autora twisty (choćby ten związany z sędzią pochylającym się nad Severianem), ale nacisk na wyłożenie zarówno aktualnych, jak i przeszłych wydarzeń, nigdy nie był w sadze tak wyraźny; nie zawsze widać to w formie, bo autor robi z chronologią rzeczy niecodzienne nawet dla gatunku od początku zafascynowany podróżami w czasie, ale już w treści – jak najbardziej.  

W jakimś sensie jest więc Urth Nowego Słońca – szczególnie jej druga połowa, kiedy Severian wraca ze swojej metafizycznej podróży – dogrywką w ramach partii siedmiowymiarowych szachów, którą Wolfe toczył z czytelnikiem gdzieś na pograniczu snu i jawy. Jest w tym – w tej opowieści, nie w poprzednim zdaniu, bo ono opisuje przygodę z sagą całkiem wiernie – wszystkim dużo przesady i wiele wiary w upór czytelnika, bo można tę swoistą kodę potraktować jako rozgrzebywanie dawnych ran, dawnych frustracji. Kogoś zirytowało to, że postać tak fascynująca jak Tyfon pojawiła się w Księdze Nowego Słońca tylko na chwilę? Dobrze, w takim razie teraz – kiedy już pogodził się z tym, że była to kolejna krótkotrwała erupcja dzikich mocy twórczych Wolfe’a – może się dowiedzieć, o co właściwie chodziło w jego wątku i skąd jego stosunek do Łagodziciela. A właśnie, Łagodziciel – skąd, do diabła, wziął się związany z nim artefakt, który napędził całą tę aferę z przygodami Severiana? Tego typu sprawami zajmuje się Wolfe, a wyrwanie protagonisty z okowów linearnego czasu pozwala na powrót do dosłownie każdej sceny z poprzednich czterech tomów. 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Czy pisarz nadużywa tej mocy? Cóż – i tak, i nie. Choć Urth ukazało się całe cztery lata po Cytadeli Autarchy, to bez wątpienia stanowi fragment opowieści o Nowym Słońcu – a nadmiar jest organicznie wpisany w jej charakter. Dlatego też przyłapanie autora na gadulstwie nie wymaga wielkiej czujności. Z drugiej strony – przygody Severiana bywały tak enigmatyczne, że bez tego dopowiedzenia mogłyby zostawić spory niedosyt. Natomiast fakt, że czytelnik ma okazję towarzyszyć młodemu Autarsze w sądzie, na który tak długo czekał – to tylko wisienka na torcie. Wisienka, warto dodać, pyszna, choć skrywająca posmak szaleństwa – jak wszystko w wypadku tych powieści. 

Urth Nowego Słońca to zwieńczenie godne tego niezwykle oryginalnego, jedynego w swoim rodzaju cyklu. Jeśli jakakolwiek saga potrzebowała czegoś tak specyficznego, jak dopowiedzenie składające się w połowie z nowych wydarzeń, a w połowie z powtórzenia starych, to jest nim właśnie opus magnum Gene’a Wolfe’a. Otrzymujemy tu jedno z tych dzieł, obok których żaden miłośnik fantastyki nie ma prawa przejść obojętnie. Czy pozycja ta broni się po latach od premiery? Cóż, jest jak jej protagonista – niewiele ma wspólnego z linearnie płynącym czasem, więc przygotowana przez autora literacka uczta zawsze będzie smakować tak samo. 

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Urth Nowego Słońca
Cykl: Księga Nowego Słońca
Tom: 5
Autor: Gene Wolfe
Tłumaczenie: Arkadiusz Nakoniecznik
Wydawca: Mag
Data wydania: 12 sierpnia 2022
Liczba stron: 392
Oprawa: twarda
Seria wydawnicza: Artefakty
ISBN-13: 978-83-67353-05-2
Cena: 45 zł



Czytaj również

Księga Nowego Słońca - Gene Wolfe
Tańcząc w ciemnościach
Miecz i Cytadela
Kat zakłada koronę
- recenzja
Cień kata - Gene Wolfe
Czyli Piękny początek klasyki poznawany po raz drugi
- recenzja
Cień i Pazur
Dzień z życia kata
- recenzja
Pokój
Rzucanie literackimi nożami
- recenzja
Pokój
"Uważajcie na szkielety. Strzeżcie się duchów"
- recenzja

Komentarze


Exar
   
Ocena:
0
Przeczytałem pierwszy (chyba) tom. Te klimat to kilo wykręt, polecam wszystkim fanom zakręconych historii.
25-01-2023 19:58

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.