» Recenzje » Uncanny Avengers #1: Czerwony Cień

Uncanny Avengers #1: Czerwony Cień


wersja do druku

Kontrowersje zamiast wiecznego odpoczynku

Redakcja: Jan 'gower' Popieluch

Uncanny Avengers #1: Czerwony Cień
Professor Xavier nie żyje. Zabił go mutant, którego Charles traktował jak własnego syna. Teraz Scott Summers, znany również jako Cyclops, znajduje się w niewoli pod czujnym okiem S.H.I.E.L.D. Tymczasem grupy Avengers oraz X-Men muszą stawić czoła konsekwencjom wielkiego konfliktu z ogarniętymi mocą Phoeniksa mutantami. Czy dadzą radę utrzymać pokój w tych niespokojnych czasach?

Uncanny Avengers #1 to tomik, który zapoczątkował serię Marvel Now, a opisana w nim historia ma miejsce niedługo po zakończeniu poprzedniego, bardzo ważnego crossoveru o nazwie AvX. Rozdarci bohaterowie spotykają się na ostatnim pożegnaniu Xaviera, a Kapitan Ameryka postanawia oddać na razie dowodzenie jednemu z mutantów, by pokazać członków ich społeczności w lepszym świetle. Wybór pada na Alexa Summersa, brata Cyclopsa, który choć z początku niezbyt ufnie podchodzi do propozycji, to ostatecznie godzi się na objęcie pozycji "szefa Avengers". Nikt z bohaterów nie ma jednak pojęcia, że w cieniu tego zamieszania czai się powracający koszmar II wojny światowej – Red Skull.

Scenarzysta Rick Remender wykonuje na przestrzeni kilku zeszytów kawał dobrej roboty. Nie tylko udaje mu się zręcznie kontynuować historię po bardzo trudnym w odbiorze zwrocie fabularnym z ostatniej serii, lecz także kolejnymi panelami pokazuje wielki kunszt w prezentacji wydarzeń. Pomimo kilku solidnych skoków pomiędzy miejscami i czasem akcji, scenariusz jest spójny, a czytelnik ani razu nie czuje się zagubiony.

Historia z Czerwonego Cienia potrafi poruszyć. Remender za sprawą kilku scen zdecydowanie podkreśla, że nie boi się kontrowersyjnych zagrań. Z tego powodu warto mieć na uwadze, że kierunek, w którym pod jego piórem podąża historia, może być trudny do zaakceptowania dla niektórych czytelników. Tym bardziej, jeżeli nie ochłonęli oni jeszcze po śmierci Xaviera. Ja należę jednak do tych, którym pierwszy tom Uncanny Avengers niezwykle przypadł do gustu. Scenarzysta twardo pokazał, że ta seria należy do niego i nie zamierza iść na żadne kompormisy, nawet jeżeli odrzucą one odbiorców.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Doskonałym zabiegiem jest wprowadzenie trzecioosobowej narracji wraz z rozpoczęciem bitwy trwającej wiele stron. Bójki nie tylko stanowią ucztę dla oczu, ale są również bardzo ładnie opisane słowami, która dają czytelnikowi wgląd w odczucia bohaterów lub przekazują to, co jest niewidoczne na pierwszy rzut oka. Wprowadzenie narratora pozwala wynieść o wiele więcej z pojedynku, który w komiksach autorstwa innych scenarzystów byłby jedynie przyciągającym wzrok obrazkiem i sztampową wymianą zdań pomiędzy stronami konfliktu.

Zaskakujące, jak wiele postaci udało się upchać do tych kilku zeszytów. Nie tylko poznajemy S-Menów służących Red Skullowi, ale też na nieco ponad 100 stronach widzimy w akcji całą rzeszę Avengersów oraz kilku członków X-Men. Zawsze bardzo niepokojące jest, gdy mamy do czynienia z relatywnie krótką historią, a autor dorzuca do niej kolejne postacie, które w teorii mają nieco większą rolę niż upiększanie drugiego planu. Na szczęście autor bardzo umiejętnie żongluje postaciami. Oczywiście część z nich stoi w świetle reflektorów nieco dłużej – wyraźnie widać, które wątki są dla tego tomu najważniejsze. W żadnym wypadku nie czujemy jednak, aby któryś z bohaterów zajmował niepotrzebnie miejsce w kadrze.

Ostatni rozdział tomu stanowi prolog do nowej historii. Trzy miesiące później Avengersi próbują przywrócić Havoca jako głowę zespołu w oczach opinii publicznej i zwołują konferencję prasową. Jest to jedynie krótkie wprowadzenie do większego wydarzenia związanego z narodzinami Braci Apokalipsy. Na tę krótką chwilę nad rysunkami przejmuje władzę Olivier Coipel, znanego z serii Ród M. Jego kreska jest wyraźnie ostrzejsza i bardziej nowoczesna od względnie realistycznych rysunków Johna Cassadaya, które ilustrują resztę tomu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Czerwony Cień to dobrze napisana i dramatyczna historia – ogromna perła wśród superbohaterskich dzieł Ricka Remendera. Niezrozumiała jest dla mnie jedynie polityka wydawnicza Egmontu, bo jest to świetna opowieść na rozpoczęcie swojej przygody z Marvel Now, a w Polsce została wydana dopiero jako dziewiętnasta pozycja. Uncanny Avengers #1 jest znacznie lepsze, niż którykolwiek album wypuszczony na rynek w połowie zeszłego roku, gdy startował ten cykl wydawniczy..

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
2.83
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Uncanny Avengers #1: Czerwony cień
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: John Cassaday, Olivier Coipel
Seria: Uncanny Avengers, Marvel Now!
Wydawca: Egmont
Data wydania: 20 maja 2016
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Liczba stron: 120
Format: 165x255 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
ISBN: 9788328116689
Cena: 39,99 zł
Wydawca oryginału: Marvel



Czytaj również

Uncanny Avengers: Bliźnięta apokalipsy, tom 2
Podróże w czasie, mutanci i Dzieci Apocalypse'a, takie sytuacje...
- recenzja
Deadpool: Łowca dusz
Bo z demonami nigdy nie wie, oj nie wie się
- recenzja
The Superior Spider-Man #4: Nie ma ucieczki
Pająk i jego armia
- recenzja
Uncanny X-Men #1: Rewolucja
Druga strona tej samej monety
- recenzja
The Superior Spider-Man #1: Ostatnie życzenie
Zwrot akcji, który wstrząsnął pajęczyną
- recenzja
All New X-Men #2: Tu zostajemy
Dramat teraźniejszości
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.