» Recenzje » Umrzesz, kiedy umrzesz

Umrzesz, kiedy umrzesz


wersja do druku

O wikingach i Indianach inaczej

Redakcja: Michał 'von Trupka' Gola

Umrzesz, kiedy umrzesz
Dawno temu przybył do ciepłych krain Olaf z wikingami. Mieszkający w wioskach w dżungli śniadzi ludzie wzięli przybyszów pod opiekę i pozwolili im założyć osadę na wybrzeżu. Jednak po stu latach doszli do wniosku, że czas z skończyć z przybyszami.

O co tu chodzi?

Książka Watsona bazuje na autentycznych wydarzeniach, jest jednak ich autorskim rozwinięciem. Mamy tu potomków Wikingów, którzy mieszkają na terenie przypominającym wyspę na Pacyfiku. Współdzielą ją jednak nie z Indianami, ale z plemionami, których próżno by szukać w prawdziwej historii. Biali ludzie mieszkają sobie spokojnie w wiosce na wybrzeżu, zbijając bąki, bowiem opiekujące się nimi plemię Goachików dostarcza im jedzenie, sprzęty, a nawet ubrania. W zamian za to post-wikingowie nie mogą zapuszczać się w głąb wyspy. Gdzie mieszkają inne plemiona, podbite dekady wcześniej przez najsilniejsze, silnie kojarzące się z Aztekami, którego stolicą jest Calania. Czczą boga-słońce Innowaka, a najwyższy czarnoksiężnik – imieniem Yoki Choppa – jest prawą ręką cesarzowej Ayanny.

Fabuła zaczyna się w momencie, gdy w Calanii dochodzi do krwawego buntu robotników z plemienia Goachików, zaś brzemienna cesarzowa ma od półtorej miesiąca ten sam sen – białoskórzy mieszkańcy wyspy sprowadzają na świat zniszczenie. A ponieważ Ayanna wierzy w swoje sny, posyła tam oddział owslanek, kobiet-maszyn do zabijania, które mają wybić przybyszów do nogi. Tymczasem wesoły błogostan harowian (zwą się tak od nazwy swojej wsi – Harówka) zakłóca mały chłopiec Ottar. Uchodzący za niespełna rozumu niemowa czasem wieszczy – i robi to nad wyraz trafnie. Jego najnowszą wróżbą jest nadejście zagłady Harówki i wszystkich białoskórych. Plemię musi zadecydować, czy pozostanie na miejscu, z którego nie oddalało się od kilku pokoleń, czy też złamie obietnicę daną Calanii i wyruszy w głąb wyspy. Zdanie wśród mieszkańców są mocno podzielone.

Bohaterowie zazwyczaj mało szlachetni

Watson prowadzi fabułę skokowo. Najpierw poznajemy niejakiego Finnbogiego (zwanego mało sympatycznie Zbukiem), chłopaka na progu dojrzałości, dzięki któremu dowiadujemy o Harówce i jej mieszkańcach. Potem przeskakujemy do Calanii, gdzie mamy okazję poznać samą cesarzową i jej arcymaga. Następnie znowu przeskok w okolice Harówki i postać jakby z innej bajki – uciekinier z wioski, mieszkający od dwóch dekad w dziczy. Fabuła skupia się głównie na Finnie i cesarzowej, a także oddziale owslanek. Tym wypada poświęcić kilka słów. Jest to dwunastka kobiet z różnych zakątków imperium, które od dzieciństwa przechodziły morderczy trening, aby stać się jak najsprawniejszymi zabójczyniami. Każda z nich dysponuje jakąś nadludzką mocą – potężna siła, szybkość, doskonały wzrok – dzięki czemu doskonale się uzupełniają. Choć poznajemy myśli i plany wielu osób, można wskazać wiodącą trójkę – są nimi Finnbogi, Ayanna i dowódczyni owslanek, Sofi Tornado.

Co mi się podobało?

Na plus należy wymienić oryginalność świata – niby wszystko znane, a jednak udało się znaleźć autorowi świeży sposób na zaprezentowanie realiów (pseudo)prekolumbijskiej Ameryki. Główna oś fabuły – której bez spojlerowania zdradzić nie można – pomyślana została w ten sposób, aby nie dawać czytelnikowi chwili oddechu. Gdy u jednych bohaterów spokój, coś dzieje się u innych, a Watson zawsze dba o to, aby kończyć rozdział w jakimś napiętym momencie. Zaprezentowane postacie to pełna galeria osobowości – niektóre budzą sympatię, inne wręcz przeciwnie. Na plus zasługuje też opis żyjących na wyspie plemion – ich zachowanie jest często bardzo niekonwencjonalne.

Co mi się nie spodobało?

Nie ma książek i idealnych i  z pewnością "Umrzesz kiedy umrzesz" nie jest tu wyjątkiem. Przede wszystkim kłuje w oczy całkowicie współczesny język, jakim posługują się zarówno Harowianie, jak i mieszkańcy wyspy. Zapowiada to sam tytuł pierwszego rozdziału – "Finnbogi się zabujał", który brzmi tak jakoś… dziecinnie? Język nie jest delikatny – wulgaryzmów tu po pachy, a jeśli kogoś rażą zdania typu "Erykowi zdawało się, że baba też lubi czasem przewietrzyć pipę", niech do lektury nie siada. Drażni także swobodny styl wypowiedzi – wszyscy tu traktują się tak, jakby byli kolegami i koleżankami ze szkoły. W połączeniu z nowoczesnym językiem, daje to czasem dziwne efekty. Na przykład okrutna cesarzowa Ayanna pyta swojego czarnoksiężnika, czy do pacyfikacji Goachików wystarczy armia złożona z czterystu żołnierzy. Cóż ten odpowiada władczyni, przed którą drżą tysiące? Jedno, krótkie słowo – „Styknie”. Jednak powiem uczciwie – nie wiem, ile w tym winy autora, ile zaś tłumacza.

A więc…

Czy zatem warto zainwestować niecałe 45 złotych w tą powieść? Odstrasza potocznym językiem, cechuje się jednak oryginalnością i ciekawie rozwijającą fabułą, więc jeśli przyjmie się konwencję autora – czytelnika czeka kilka godzin wciągającej lektury (ponad 600 stron!). Jednak jeśli po pierwszych dwóch rozdziałach stwierdzi on, że nie da rady – szkoda się męczyć. Warto jednak spróbować drugiego podejścia, a nuż zmieni się zdanie?

Podsumowując: przeczytać można, ale z pewnością nie jest to lektura obowiązkowa.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Umrzesz kiedy umrzesz
Cykl: Na Zachód od Zachodu
Tom: 1
Autor: Angus Watson
Tłumaczenie: Maciej Pawlak
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 31 października 2018
Liczba stron: 850
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7964-377-6
Cena: 44,90 zł



Czytaj również

Babel, czyli o konieczności przemocy
Słowo kontra imperium
- recenzja
Komornik – Arena Dłużników #1
Déjà vu w czasach apokalipsy
- recenzja
Kate Daniels #10. Magia triumfuje
Nie do końca pożegnanie
- recenzja
Upiór w ruderze
O duchach nieco zabawniej
- recenzja
Ziemi tej nie opuścisz
Brutalnie, wulgarnie i ciekawie
- recenzja
Fabryka smoków
Genetyka, źli ludzie i dzielni twardziele
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.