Służba
Byłem strażnikiem w lochach miejskich - okropna robota. Brak słońca i wszechobecny smród, który doskwierał nawet największym twardzielom. Zeszłej wiosny dostałem jednak nowy przydział. Teraz ja - Udo Egor - należę do garnizonu straży miejskiej.
Każdy musi zapłacić frycowe – mówili, gdy na początku przydzielali mi służbę – Zapoznasz się z robotą bacząc na dzielnicę Schwarz Hold, najlepiej w nocy. W Talabheim musi panować porządek i spokój.
Dostałem do pary weterana. Trzydziestokilkuletni Hugo "Żelazne Czoło" Hortwing, kapral w służbie miasta. Zdawał się być dobrym nauczycielem dla takiego nowicjusza jak ja. Powoli zaspokajałem swoje ambicje, a wiara w sprawiedliwość rosła. Eh, młodzieńcza głupota. Teraz wiem już, iż to była jeno naiwność. Kim jestem dziś? Gdzież ten młodzian, który chciał stać na straży praw bezbronnych?
Pierwszej nocy na służbie byłem dumny niczym "estalijski szlachcic". Wychodząc z domu pożegnałem dziatwę, skradłem żonie pocałunek. Przed zamknięciem drzwi rzekłem im jeszcze, iż spać mogą spokojnie, bo teraz ja pilnuję ich bezpieczeństwa.
Pod bramą północną spotkałem się z kapralem. Zameldowaliśmy się na posterunku i ruszyliśmy w noc. Podniecenie i duma rozpierały mnie od środka. Co chwilę poprawiałem mundur i zaciskałem dłoń na rękojeści miecza. Pierwsza noc – myślałem – wypada dobrze się zaprezentować.
Zdziwienie przyszło szybko. Kapral zatrzymał się przed oberżą "Studnia rozkoszy" – miejscem znanym w całym mieście, nie tylko z trunków, ale i z towarzystwa kobit. Wszedł do środka i podszedł do szefa przybytku. Szepnął mu coś na ucho i szybkim ruchem zgarnął z kontuaru kilka miedziaków. Zamówił dwa dzbany wina, jeden wręczył mi wskazując miejsce przy stole.
- Pij, to na odwagę, boś widzę strapiony nieludzko - rzekł.
Rzeczywiście, trunek uspokoił skołatane myśli, rozgrzał żołądek i rozluźnił spięte mięśnie. Siedzieliśmy tak chwilę, rozmawiając o domu i życiu w ogóle. Ja chwaliłem się potomstwem, a kapral prawił o odległych krainach. Hugo co chwilę przyglądał się spode łba samotnemu pijakowi, a gdy ten wstał i niepewnym krokiem skierował się do wyjścia, kompan skinął na mnie i rzekł:
- Idziemy, obowiązki wzywają.
Opuściliśmy przybytek podążając za pijakiem. Gdy skręcił w ciemną uliczkę, ruszyliśmy za nim. Nawet wtedy łudziłem się jeszcze, że idziemy rozpalić pogaszone latarnie.
- Ty tam, stój – krzyknął Hugo - rozkazuję w imieniu prawa nadanego mi przez radę miasta.
Opój odwrócił się i czekał jak mu przykazano.
- Patrz, czy nikt nie idzie – rzekł do mnie kapral i ruszył w jego stronę.
Stałem na skrzyżowaniu miejskiego traktu i rozglądałem się. Rzuciwszy okiem na ciemną uliczkę, gdzie mój towarzysz rozmawiał z zatrzymanym, rozwiązałem pierwszą zagadkę – przydomek Hugona. Hortwing wziął potężny zamach i mocnym ciosem głowy powalił pijaka, a gdy ten leżał nieprzytomny, bryzgając krwią z nosa, kapral przeszukał go i ograbił. Kolana ugięły się pode mną, drżące ręce szukały bukłaka…
Mijały tygodnie. Z domu nie wychodziłem już tak ochoczo. Pytania dziatwy o pracę zbywałem. Żona nie pytała - zbyt wiele żem do domu przynosił. Były pieniądze, była i biżuteria. Zacząłem więcej pić, ale tu wstawiła się za mną teściowa. "Chłop wypić musi" – mawiała. Porządku też pilnowaliśmy, tyle, że swoje zarobić trza było. O reputację dbaliśmy, a jakże, jednak takie czyny na ulicy nie zostają niezauważone.
Zdarzyło się to, gdy wiosna zaczęła witać się z latem. Spacerowaliśmy z Hugo "Żelaznym Czołem", zbliżał się już świt, a my ciągle mieliśmy puste kiesy. Kapral mówił, żeby na razie się wstrzymać, bo inni mogą nas obserwować, że jeszcze kilka nocek i wrócimy do "przyzwoitego" zarobku. Przy końcu drogi, skręciliśmy w prawo. Tam czekały na nas trzy postacie.
- Witam szanownych strażników – odezwał się ten w środku – rozumiem, że mam przyjemność z mości Egorem i Hortwingiem... Ludźmi interesu.
"Skąd on zna me imię" – pomyślałem, a serce mi zadrżało. Przed oczami pojawiła mi się żona i dzieci. Zrozumiałem, że nie mogę ich obronić.
- Czego? – gburowato zapytał Hugo – Gadaj pókim miły.
- Właściwie to niczego. Słuchy chodzą, że straszny smród przy szczurzych kanałach, a chodzenie tam niestrawność sprowadza - odparł ten pozostający z tyłu. Nie czekając odpowiedzi dodał – Natomiast przy bramie przydałoby się wzmocnić straże, a my z dobrego serca zapłacimy, by patrolowanie tam pewniejsze było.
Kapral nie zastanawiał się długo. Podszedł do mówiącego i rozejrzawszy się wokoło, wyciągnął rękę. Brzdęk koron rozniósł się w uliczce.
- No i na uciechy coś dorzuć – dopominał się mój towarzysz
Noc spędziliśmy w "Studni rozkoszy". Piłem dużo. Po raz pierwszy tej nocy zdradziłem żonę. Nie po raz ostatni…
Rok później byłem już kapralem. Awans dostałem za schwytanie grupy, która nie chciała nam płacić. Mimo to, że jestem ostrożny i nie pozwalam rodzinie chwalić się bogactwem, codziennie wstaję i czuję wiszące nade mną brzemię. Później jest lepiej… Alkohol pomaga zapomnieć o marzeniach i lękach.
Udo Egor
Rasa: człowiek
Profesja: strażnik
Poprzednia profesja: strażnik więzienny

Umiejętności: dowodzenie, leczenie, mocna głowa, nauka (prawo), plotkowanie, przeszukiwanie +10, spostrzegawczość +10, tropienie, unik, wiedza (Imperium), zastraszenie +10, znajomość języka (staroświatowy)
Zdolności: czuły słuch, broń specjalna (unieruchamiająca), odporność na choroby, odporność na magię, odporność na trucizny, ogłuszanie, opanowanie, rozbrajanie, silny cios, zapasy
Zbroja: lekki pancerz (skórzana kurta)
Punkty Zbroi: głowa 0, ręce 1, korpus 1, nogi 0
Uzbrojenie: miecz, sztylet, kusza
Wyposażenie: mundur, kajdany, sznur, bukłak z alkoholem, latarnia na drągu, olej do latarni
O mnie
Talabheim – tu się urodziłem i wychowałem. Nazywam się Udo Egor, kapral na wikcie miasta. Mój słuszny wzrost i budowa ciała pomagają mi w pracy. Długie kruczoczarne włosy i równie ciemny zarost pomagają mi w nocy podejść tych, którzy łamią prawo.
Wychowałem się w typowej miejskiej rodzinie. Ojciec był prostym cyrulikiem, z dumą nazywającym się klasą średnią. Matka zajmowała się nami. Nie miałem talentu do nauki, za to ogromną chęć dostania pracy bez pomocy znajomości rodziców. Tak znalazłem się w miejskim więzieniu, jako strażnik. Robota w strasznych warunkach, opłacana marnie, a zdołałem w tym czasie założyć rodzinę. Awans przyjąłem jak zaszczyt: nowe możliwości, lepsze uposażenie. Dziś żałuje, że nie skorzystałem z możliwości danych przez ojca.