» Recenzje » Tysiąckrotna myśl - R. Scott Bakker

Tysiąckrotna myśl - R. Scott Bakker


wersja do druku

Koniec i początek

Redakcja: Beata 'teaver' Kwiecińska-Sobek

Tysiąckrotna myśl - R. Scott Bakker
Bardzo lubię czytać książki pisane przez debiutantów. Niezmiennie niosą ze sobą pewien specyficzny powiew świeżości. Nawet, jeśli są wręcz do bólu wtórne, oparte na znanych wszystkim schematach, czy po prostu naiwne i banalne. Najważniejsze, że są. Ktoś kiedyś powiedział, że na jednego geniusza przypada tysiąc szarych zjadaczy chleba. Niechaj więc będzie wspomnianych debiutantów jak najwięcej i niech zaleją rynek średnimi powieściami. Bo to właśnie dzięki nim trafiają się tacy pisarze jak R. Scott Bakker.

Moje pierwsze spotkanie z nim miało miejsce rok, może więcej, temu. Intrygujący tytuł powieści zapakowany w świetną okładkę i z powalającą zawartością. Był to ze wszech miar udany, absolutnie wzorcowy debiut literacki. Jakiś czas później nadszedł czas na kolejny tom, a teraz wreszcie - z dawna oczekiwane - podsumowanie trylogii Książę Nicości.

Dziś jestem świeżo po lekturze Myśli Tysiąckrotnej i targają mną mieszane uczucia. Spodziewałem się trudnego języka, mnóstwa niewymawialnych nazw własnych, wielkiego finału epickiej powieści i bohaterów w ilości nieodmiennie przywodzącej na myśl książkę telefoniczną. Spodziewałem się hitu. A co takiego otrzymałem? W zasadzie wszystko co wymieniłem.

Otóż, powieść zaczyna się niemal dokładne w tym samym miejscu, w którym zakończyła się poprzednia część trylogii. Czytelnik od pierwszych kart znajdzie się w samym sercu wielkiej wojny – przewodniego motywu powieści - i w najbliższym otoczeniu serca wielkiej wojny – Kellhusie. Wnioskując po tytule sagi, można by odnieść wrażenie, że to on jest głównym bohaterem, a wojna jedynie tłem. Nie jest to mylne przekonanie, ale też i nie do końca prawdziwe. Święta Wojna pełni bowiem rolę i bohatera zbiorowego, i tła, a wspomniane jej serce jest kołem zamachowym fabuły. Choć pewnie zabrzmi to dość skomplikowanie - Kellhus jest w powieści końcem i początkiem. Jednak ciężko pokusić się o jakiś jednoznaczny komentarz. Powieść wręcz doskonale wymyka się takim interpretacjom. Kiedy już wydaje się, że wszystko jest jasne, autor podaje czytelnikowi kolejną zagadkę jak asa z rękawa. Zagadkę, na którą sam nie zamierza odpowiedzieć pozostawiając to czytelnikowi. Nie można oprzeć się wrażeniu, że ta - napisana wielkim nakładem sił - epicka historia, to jedynie pretekst dla filozoficznego traktatu. Uczucie to potęgują stylizowane na cytaty wypowiedzi umieszczone przed każdym rozdziałem. Ci, którzy zechcą nie będą mieli problemów, żeby doszukiwać się w powieści odniesień czy aluzji do obecnej polityki światowych mocarstw.

Jak już wspomniałem, ciężko jest jednoznacznie określić, kto lub co pełni w powieści rolę głównego bohatera. Autor w niemalże absolutnie losowy sposób przenosi narrację w czasie i przestrzeni, dodając do tego sceny oniryczne. A jeśli dorzucić do tego prawie niemożliwe do wymówienia nazwy geograficzne i imiona postaci, które wzajemnie się przeplatają, znajdziemy się dokładnie w samym sercu chaosu – w wydarzeniach Świętej Wojny. Taki zabieg powoduje, że czytelnik zwraca mniejszą uwagę na akcję i skupia się na problemach przedstawionych przez Bakkera. A te są niebanalne i skłaniają do przemyśleń.

Wojna zawsze jest straszna. Miliony ludzkich istnień ginie, traci rodzinę, dom i poczucie człowieczeństwa. Wojna jest też próbą tego ostatniego. A co w przypadku, kiedy wojna jest bohaterem, a postaci występujące w powieści jedynie trybikami – częściami składowymi podobnymi do komórek w ludzkim organizmie? Wtedy właśnie one warunkują jej zachowanie, ale nie mają decydującego wpływu na efekty swych działań. Tak właśnie jest u Bakkera. Sama historia jest właściwie banalna – pojawił się człowiek znikąd, który ma niezwykły dar wpływania na innych i z czasem staje się coraz ważniejszą personą - głównie dzięki wyuczonej umiejętności manipulacji ludźmi - by w końcu stać się niemalże bogiem. Banalne, prawda? Ale mimo tego, że książka opiera się na sprawdzonym schemacie, to jest jednak zupełnie inna niż powieści ze świata Forgotten Realms. Ważne jest również, że autor nie ocenia, nie wartościuje. Po prostu przedstawia różne sytuacje, ludzi, czy wreszcie poglądy.

Powieść cechuje jeszcze jedna rzecz. Doskonałe opisy bitew. Jak wiadomo podczas wojny nie brakuje tychże i widać, jak ogromny nakład pracy autor włożył w ich przygotowanie. Podobnie jak w całej książce, nieustannie zmienia się czas i przestrzeń i kto inny jest w centrum uwagi, co sprawia wrażenie chaosu. I właśnie to jest powodem tak doskonałych opisów. Dzięki nim naprawdę nietrudno zorientować się, co właściwie i gdzie się dzieje.

Nie wszystko jednak jest tak doskonałe, jak do tej pory starałem się wam wmówić. Najpoważniejszym mankamentem Myśli Tysiąckrotnej jest język. Jest on bardzo trudny i jednoznacznie przywodził mi na myśl godziny spędzone nad Heideggerem i Nietschem. Powieść zwyczajnie męczy. Lektura ma być przyjemna, a Bakker często zdaje się o tym zapominać. Szczególnie, kiedy tworzy wielokrotnie złożone konstrukcje, często mające objętość akapitu i nierzadko przywodzące na myśl bełkot szaleńca. Równie nieciekawym zabiegiem jest zbyt duża egzotyka. Imiona brzmią jak nazwy miast, a nazwy krain geograficznych czy formacji bojowych - jak imiona.

R. Scott Bakker to jeden z takich pisarzy, na których zapracowało tysiąc innych. Przez lata napisał trylogię, łączącą w sobie najlepsze elementy Tolkiena i Herberta, dodając do tego filozofię przypominającą nieco antyczne ideały. W efekcie takiego połączenia czytelnicy dostają coś zupełnie innego niż dotychczas. Otrzymaliśmy powieść ocierającą się o doskonałość. Wszelkie zastrzeżenia, mimo że dość poważne, znikły wraz z przeczytaniem ostatniej strony, ostatniej sceny. Trylogia Książę Nicości to lektura absolutnie obowiązkowa.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
7.75
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Myśl tysiąckrotna (The Thousandfold Thought)
Cykl: Książę Nicości
Tom: 3
Autor: R. Scott Bakker
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Autor okładki: David Rankine
Wydawca: Wydawnictwo Mag
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 26 lutego 2007
Liczba stron: 600
Oprawa: miękka
Format: 135 x 205 mm
ISBN-13: 978-83-7480-046-4
Cena: 35,00 zł



Czytaj również

Neuropata - R. Scott Bakker
Wstrząsający pomysł, nudny thriller
- recenzja
Wojownik - Prorok - R. Scott Bakker
Albo rybki albo akwarium
- recenzja
Mrok, który nas poprzedza - R. Scott Bakker
Książe Nicości wiosny nie czyni
- recenzja

Komentarze


Gruszczy
   
Ocena:
0
Ja jestem zachwycony tą powieścią. Przeszkadzała mi dość skutecznie w nauce w poprzedniej sesji. Czekam teraz na drugą apokalipsę.
18-06-2007 08:46
ShpaQ
    ;)
Ocena:
0
Mi też się podobała, ale parę rzeczy mi się nie podobało i postanowiłem dać temu wyraz.
18-06-2007 09:23
Gruszczy
   
Ocena:
0
Mnie irytował tylko Kelhus: przypominał trochę dedekowa postać na bardzo wysokim lewelu, zdolną powalić kilkunastu przeciwników naraz, naklepać kilkunastu magów i w ogóle rozłożyc na łopatki każdego. O ile przeżyłbym spokojnie jego zdolność manipulacji lub bardzo szybkie uczenie, o tyle fakt jego ultraprzezajebistości w każdej dziedzinie był zdziebko irytujący. Wyglądał troche na ulubionego npca mistrza gry, z resztą Bakker nie ukrywa, że Earwa jest settingiem (w którym chętnie bym zagrał, ale bez Kelhusa :P)

No i zakończenie było nie dość gorzkie, poza jednostkową wszystko okazało się zdecydowanie za proste. Ale i tak czekam na DA no i moze na jakis setting kiedys..
18-06-2007 11:24
ShpaQ
    hmm
Ocena:
0
Imo zakończenie było dość wyraziste i wystarczająco gorzkie...

A co do Kellhusa - w pierwszym tomie i do połowy drugiego był jeszcze znośny - dopiero potem został postacią centralną i wpytemegazajebistą osobistością.

Zresztą - trylogia nosi tytuł "Książę Nicości", więc nie ma się co dziwić, że spora część fabuły toczy się gdzieś wokół niego.
18-06-2007 14:37
Gruszczy
   
Ocena:
0
Fakt, że toczy się wokół niego jest spoko. Jego zdolność manipulacji i przewidywania też. Jego moc bojowa równa kohorcie - mniej.
18-06-2007 20:40
Rege
   
Ocena:
0
Moim zdaniem, głównym bohaterem całej trylogii bynajmniej nie jest Kelhus. W pierwszym tomie może i owszem (w pewnych momentach), ale głównym bohaterem całej trylogii jest Achamian. Kelhus pełni rolę osoby, wokół której skupiają się różne postaci, ale to nie on jest głównym bohaterem. Kojarzy mi się raczej z boiskiem, gdzie Achamian i Cnaiur grają w piłkę.
Dzięki takiemu, bardzo osobistemu podejściu, do analizy tej trylogii, nie przeszkadza mi w ogóle "ubermegazajebistość" tej postaci.

A tak na marginesie - jak taka postać jak Kelhus może być głównym bohaterem? Nie ma własnych zamiarów, własnych przemyśleń - jednym słowem robot z wgraną tylko jedną instrukcją "zabić Moenghusa" Jego własne przemyślenia pojawiają się dopiero w 3 tomie w rozmowie ze swoim ojcem.

Zakończenie, bardzo Berserkerowe, choć autor domknął większość wątków. W ogóle, dla mnie Berserk i trylogia Bakkera mają bardzo wiele wspólnego.

Mam nadzieję, że w planowanej dylogii, autor odejdzie od kilku rzeczy, które niesamowicie mnie wręcz męczyły przy czytaniu, wprowadzi dużo nowych postaci i nie pozwoli sobie na rozpasanie się - co jest chyba zmorą większości pisarzy fantasy.

P.S. Czytam teraz Piekara i zastanawia mnie jedno. Czy rola kobieca w fantastyce opiera sie na byciu gwałconą, albo byciu dziwką? Irytuję mnie to maksymalnie. Czemu nie można wymyśleć czegoś lepszego. Hmm, może to jest po prostu za trudne i tylko ktoś z literackim kunsztem Sapka, Tolkiena, czy Herberta (na tych dwóch ostatnich najbardziej inspiruję sie Bakker) jest w stanie zrobić coś więcej?

Pozdrawiam
19-06-2007 14:48
ShpaQ
    @rege
Ocena:
0
A gdzie ja napisałem, że to on jest "los bohateros"?

IMO to cięzko jest jednoznacznie stwierdzić kto tam jest najważniejszy.

Achamian ma pewne cechy bohatera, ale nie zaryzyuję stwierdzenia, że to on jest tym "najwazniejszym"


Kobieta musi być albo dziwką albo gwałconą dziwką. Taki lajf.
20-06-2007 09:34
Rege
    @ SzpaQ
Ocena:
0
Ja pisałem ogólnie, nie do Ciebie ;) Nigdzie nie napisałem, że mam do Ciebie jakieś zażalenie.

"Kobieta musi być albo dziwką albo gwałconą dziwką. Taki lajf."

Powiedz to Tolkienowi.
20-06-2007 11:45
teaver
   
Ocena:
0
No tak, kobiety dopiero niedawno zainteresowały się pisaniem fantasy a i one wolą męskich bohaterów. Tolkien, niestety też nie wniósł wiele, jeżeli chodzi o rolę kobiety. Albo robił z nich ozdoby i nagrody, albo nadawał im cechy typowo męskie i nie wgłębiał się zbytnio w psychikę swoich bohaterek. No cóż, surowe katolickie wychowanie zrobiło swoje...

Kobieta dziwka, kobieta kochanka, kobieta ofiara (losu) i kobieta wojownik w końcu się kiedyś muszą autorom znudzić. Mam nadzieję, że dożyję. LOL :D Chociaż przyznam, że Robin Hobb wyznacza dobry kierunek, to może dożyję. ;)
20-06-2007 15:31
~Wizzzard

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Czy rola kobieca w fantastyce opiera sie na byciu gwałconą, albo byciu dziwką?"
Mnie też irytuje ogólny trend, ale sporo jest na szczęście przykładów odmiennych. Od rzeczonej Robin Hobb przez Pratchett'a, Pacyńskiego, Dukaja aż po China Mieville'a.

A co do samej książki - poza Khellusem, który mnie znudził i zirytował, oraz Esmenet, która mnie zirytowała - miodzio. Choć jak zawsze - za mała Scylvenda.
22-06-2007 13:11

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.