Tyle przegrać vol. 2: Meister der Herzen
W działach: pilkanozna, nostalgia, Schalke, Bayern | Odsłony: 46Bayernliga
Parafrazując Gary’ego Linekera – w Budneslidze gra 18 zespołów, ale i tak w końcu wygrywa Bayern Monachium. Dwie dekady temu może nie było to tak oczywiste jak obecnie, ale przez większą część sezonu 2000/01 broniący tytułu Bayern (ze Sławomirem Wojciechowskim w składzie) znajdował się na czele ligowej tabeli, chociaż fotelu lidera na kilka kolejek udało się zasiąść również pretendentom do mistrzostwa – o Hercie Berlin, Bayerowi Leverkusen i Schalke 04 Gelsenkirchen prowadzone wówczas przez holenderskiego trenera, Huuba Stevensa.
Właśnie ta ostatnia drużyna na pięć kolejek przed zakończeniem rozgrywek, po pokonaniu w Monachium „Bawarczyków” 3:1 objęła prowadzenie w Bundeslidze i wiele wskazywało, że uda się jej wywalczyć pierwsze w historii mistrzostwo. Jednak potknięcia z potyczkach z outsiderami – Bochum i Stuttgartem – sprawiły, że „Królewsko-Niebiescy” przed ostatnią kolejką musieli ustąpić „Die Rotten”, którzy od czasu lania, które dostali od Schalke, wyszli zwycięsko ze wszystkich ligowych potyczek i w zasadzie wygranie kolejnej kampanii (po raz trzeci z rzędu) wydawało się być tylko formalnością – podopieczni Ottmara Hitzfelda mieli trzypunktową przewagę – do pełni szczęścia potrzebowali jednego punktu, więc wystarczyłby im remis w ostatnim spotkaniu.
Jednak mimo wszystko podczas ostatniej kolejki Bundesligi rozgrywanej 19 maja 2001 roku nie zabrakło wielkich emocji i Schalke miało – dosłownie – swoje 5 minut w roli mistrza Niemiec. Jak do tego doszło?
Pożegnanie z Parkstadion
Zakończenie rozgrywek ligowych zbiegło się dla Schalke z pożegnaniem Parkstadion – od następnego sezonu „Królewsko-Niebiescy” przenieśli się na nowy obiekt – Veltins-Arena (znany również jako Arena AufSchalke). Ekipa z Gelsenkirchen podejmowała drużynę z… przedmieść Monachium, Unterhaching, które rozpaczliwie walczyło o utrzymanie. Chociaż gościom udało się szybko wyjść na prowadzenie i podwyższyć na 2:0 dzięki trafieniu Polaka, Mirka Spiżaka, to dwa trafienia zdobyte tuż przed przerwą pozwoliły zespołowi Tomaszów Hajty i Wałdocha doprowadzić do wyrównania. Po wznowieniu gry przyjezdni zdołali jeszcze raz wyjść na prowadzenie, ale gospodarze odpowiedzieli trzema bramkami i ostatecznie wygrali 5:3.
Czy się stoi czy się leży Meisterschaft się należy?
W międzyczasie gracze Bayernu bez większego zaangażowania klepali piłkę z HSV w Hamburgu, bo dotarły do nich pomyślne wieści z Gelsenkirchen. Jednak w ostatnich minutach zrobiło się naprawdę gorąco – najpierw w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry piłkę w siatce umieścił Barbarez (który w ten sposób przypieczętował zdobycie korony króla strzelców), doszły informacje o ostatecznym zwycięstwie Schalke, a gospodarze niesieni dopingiem swoich kibiców szukali okazji do zdobycia drugiej bramki i dobicia niecieszących się w Niemczach sympatią gwiazdeczek z Monachium.
Gdy wydawało się, że już nic nie jest w stanie odwrócić losów meczu do „Bawarczyków” uśmiechało się szczęście w trzeciej minucie doliczonego czasu gry golkiper HSV, Mathias Schrober – wychowanek Schalke wypożyczony do klubu z Hamburga przed rozpoczęciem sezonu (w zasadzie przez całą kampanię grzał ławę i w ostatnich meczach zagrał chyba tylko ze względu na niedyspozycję pierwszego bramkarza, Butta) – złapał piłkę po zagraniu swojego kolegi, w związku z czym sędzia podjął kontrowersyjną decyzję i podyktował rzut wolny pośredni dla Bayernu. Nie mając już nic do stracenia w pole karne HSV pognał nawet golkiper „Bawarczyków”, Olivier Kahn. Do futbolówki podszedł Stefan Effenberg, który wystawił ją Patrikowi Anderssonowi. Szwedzki obrońca huknął na wiwat licząc, że piłka w magiczny sposób znajdzie sama drogę do bramki rywali. I udało się – mecz zakończył się remisem 1:1, który zapewnił „Bawarczykom” kolejne mistrzostwo. Bardziej dramatycznego zakończenia rozgrywek nie wyreżyserowałby nawet sam Alfred Hitchcock.
Z nieba do piekła
Wiecie co w tym wszystkim było najbardziej piekielne? Tuż po zakończeniu meczu w Gelsenkirchen spiker, w przypływie euforii, poinformował, że HSV w 90. minucie wyszło na prowadzenie i tytuł jedzie do Górniczej Doliny Zagłębia Ruhry. Publiczność uznała to za równoznaczne z zakończeniem spotkania HSV-Bayern i rozpoczęła się wielka feta. Dopiero tuż przed nieszczęsnym (dla Schalke) rzutem wolnym ktoś zorientował się, że piłka jest jeszcze w grze i co gorsza ostatnie sekundy meczu w Hamburgu zostały transmitowane na żywo na telebimie na Parkstadion. Domyślcie się jaka była reakcja kibiców, zawodników i członków sztabu Schalke po trafieniu Anderssona? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Puchar pocieszenia i Puchar Mistrzów
W każdym razie „Królewsko-Niebieskim” pozostał na pocieszeniem tytuł „Mistrzów Serc” nadany drużynie Huuba Stevensa przez niemiecką prasę oraz Puchar Niemiec po który sięgnęli tydzień później, 26 maja2001 roku, pokonując 2:0 Union Berlin.
Z kolei 3 dni wcześniej, w finale Ligi Mistrzów na San Siro w Mediolanie, Bayern emocjonującym pojedynku zakończonym serią rzutów karnych pokonał Valencię i sięgnął po Puchar Europy, który dwa lata wcześniej wypuścił z rąk w ostatniej chwili.