Twin Peaks

Welcome to Twin Peaks

Autor: Kuba 'Constantine11' Dobroszek

Twin Peaks
Ostatni czwartkowy wieczór należał do tych piękniejszych w życiu, pomimo że dziewczyna, którą usilnie staram się zaprosić do kina odmówiła po raz kolejny. Przechadzając się po pewnym sklepie z książkami, filmami i muzyką, na półce z serialami ujrzałem coś, co wywołało we mnie dosłownie "dzikość serca". Pomyślałem "Boxie, krocz ze mną" i od tej chwili pierwszy sezon Miasteczka Twin Peaks na DVD znalazł się w mojej domowej kolekcji.

Twin Peaks, miasteczko leżące gdzieś na granicy Stanów Zjednoczonych z Kanadą. Otoczone gęstwiną lasów, położone wśród ogromnych zbiorników wodnych. Jest tu i ogromny tartak i kasyna. Niemalże wszyscy słyszeli o parzonej w tym miejscu "cholernie dobrej kawie" oraz placku z wiśniami serwowanym w lokalnej jadłodajni. A w tej na pozór sielskiej scenerii Laura Palmer – blondwłosa licealistka o niezwykłej urodzie (miss szkoły), która dzięki spokojnemu trybowi życia, aparycji i swej niewinności staje się ozdobą lokalnej społeczności. Wszystko byłoby zwyczajne, gdyby nie fakt, iż tę piękną nastolatkę poznajemy, gdy ta leży na brzegu rzeki, naga i martwa, zawinięta w plastikową folię. Morderstwo Laury Palmer odkrywa wszystkie mroczne sekrety, nie tylko Laury, ale także całego Twin Peaks…

Kiedy w 1990 roku David Lynch i Mark Frost wypuścili na rynek pierwszy sezon Miasteczka Twin Peaks, serial ten od razu stał się niezwykłym zjawiskiem kulturowym. Kolejne odcinki sprawiały, że pustoszały całe miasta, a zabójstwo Laury Palmer pozostaje bodaj jedynym, do którego przyznawał się kiedyś niemal cały świat, ba, stosowną deklarację noszono nawet na t-shirtach! Muzyka Angelo Badalamentiego idealnie wpisała się w atmosferę tajemniczej miejscowości i niczym nocne urojenia Dale’a Coopera zaczęła żyć własnym życiem. Czołówka, z mieszającymi się na przemian elementami industrialnymi i przyrodniczymi, oraz tablicą "Welcome to Twin Peaks", stała się równie kultowa, co sam serial. Amerykańscy twórcy, z Lynchem na czele, wyznaczyli zupełnie nowe standardy. Bez Twin Peaks nie byłoby Roswell, a bez detektywa Coopera - agenta Muldera i agentki Scully. Miasteczko Twin Peaks przygotowało świat na erę seriali, mimo iż znacznie różni się od występujących obecnie tasiemców…

Zaczyna się niewinnie. Tak, niewinnie! Bo w kontekście ogromnej wyobraźni Davida Lyncha przybycie agenta federalnego na miejsce zabójstwa spokojnej licealistki, wydaje się czymś nader normalnym. Dale Cooper, nie ogranicza się co prawda do ustalania faktów na podstawie dowodów oraz chłodnej logiki, ale skupia się także, a może przede wszystkim, na intuicji, przeczuciach, snach. Ale ilu to już nieprzeciętnych śledczych wydało kino? Odcinek pilotowy zwiastuje marny kryminał, w którym nieustraszony stróż prawa będzie dociekał, kto stoi za bestialskim mordem. Jednak pilot, to tylko kolejny chwyt Lyncha, który zasłynie później z takich dzieł jak Zagubiona autostrada czy Mulholland Drive. Serial przekształca się w swoistego rodzaju hybrydę, gdzie patos ściera się z humorem, thriller z obyczajówką, a zło niewcielone (Karzeł, Olbrzym, Czarna Chata) ze złem wcielonym (zbrodniarze, gwałciciele, oszuści). Właśnie te cechy, umiejętnie poprowadzona wielorakość kontekstów i znaczeń sprawiła, że w Twin Peaks zakochały się miliony ludzi na całym świecie. A kolejne miliony znienawidziły. Za brak realizmu. Za zbytnie komplikowanie akcji. Za nieokreśloną konwencję. Jednak ani fani, ani przeciwnicy, nie odmówią Lynchowi niesamowitego wpływu nie tyle na kulturę, co popkulturę.

Jakim więc cudem (których w Twin Peaks przecież nie brakuje) oniryczna odyseja Lyncha zyskała uznanie szerokiej publiczności - nastawionej na rozrywkę, niechętnie interpretującej różnorodne i skomplikowane symbole? Bo przecież nie sowy, które, nie są tym, czym nam się wydaje, urzekły widzów. Otóż nieczęsto zdarza się, by filmowe lokacje zamieszkiwali prawdziwi ludzie. A w Twin Peaks taka sytuacja ma miejsce - bohaterowie są niesamowicie realistyczni. Każdy z nich ma swoją własną historię, każdy może okazać się mordercą Laury Palmer, która, na marginesie, sama jest niezłym ziółkiem. Historię tajemniczego miasteczka odkrywamy wraz z agentem Cooperem właśnie przez, z pozoru niewinnych, ludzi. Poznajemy każdego z osobna, od kelnerki Jelly Johnson, która była bita przez męża mydłem wsadzonym do skarpetki, po rozmawiającą z kawałkiem drewna Pieńkową Damę, wgłębiając się jednocześnie w śledztwo-intrygę, poprowadzone oczywiście w iście "lynchowskim" stylu. To właśnie bohaterowie scalają świat przedstawiony, sprawiając, że w całej swojej nierealności, wydaje się być tak podobny do naszych środowisk. Dzięki nim sen i jawa niebezpiecznie się zacierają, wodząc widza za nos. Ale ten, dosłownie zaślepiony estetyką i klimatem serialu, kroczy za kolejnymi odcinkami, jak ogień. W rytm kolejnych wspaniałych utworów Badalamentiego.

Dziś, dwadzieścia lat po premierze, polscy dystrybutorzy decydują się na wydanie Miasteczka Twin Peaks na DVD. Oczywiście nie liczę nieudanego filmu fabularnego (Twin Peaks: Ogniu krocz ze mną), który co prawda wzbogacił życiorys Laury Palmer o kilka nieznanych faktów, jednak znacznie okroił magię serialu. Zasłużenie "zgnił" wśród innych nieciekawych "hitów", dołączanych jako gadżet do różnych czasopism. Dla młodszych widzów jest to okazja, by zobaczyć, skąd wzięły się uwielbiane przez nich seriale. Ci starsi przypomną sobie… nie… nie przypomną sobie… odkryją ten serial na nowo, bo choć od premiery minęło dobrych kilkanaście lat, większość tajemnic Twin Peaks wciąż pozostaje niewyjaśnionych…

Aha i żeby nie było - to ja zabiłem Laurę Palmer…