» Biblioteka Jedynego » Grimoire Mistrza Gry » Twierdza Gardasz

Twierdza Gardasz


wersja do druku
Redakcja: Joseppe
Ilustracje: Piotr 'CE2AR' Stachurski

W południowo-wschodniej części Agarii, kilka dni drogi od Vigradu, gdzie Grzmiąca wgryza się głęboko w tereny zajmowane przez wroga, stoi samotna, wiekowa twierdza. Będąc solą w oku Valdorczyków, których trzyma w ciągłym szachu, była i będzie celem wielu oblężeń, podjazdów i wycieczek. Jest przy tym świadkiem mnogich gwałtownych i brutalnych starć, okrucieństw i zbrodni, a sam teren, który chroni, jest jednym z najniebezpieczniejszych odcinków frontu. Niewielu stąd wróciło, a jeśli nawet, to tylko jako kalecy fizyczni lub psychiczni, dlatego warownia stała się naturalnym miejscem zsyłki ludzi niewygodnych, buntowniczych, a często i niecnych czy zwyrodniałych. Każdy, kogo tu spotkasz, był albo nadto szlachetny, albo nadto okrutny by mógł należeć do naszego świata i tutaj, prędzej czy później, dokona żywota. Jedyne, co jeszcze od niego zależy, to jak zginie i jak zostanie zapamiętany.

Zarys

Przed kilkoma wiekami Gardasz nie należało do Karian, a i nazywało się zupełnie inaczej. Potem nadeszły krucjaty, a o mury potężnej, krasnoludzkiej fortecy zaczęły rozbijać się kolejne szturmy sprzymierzonych. Ta twierdza jest nie zdobycia, mówili wkrótce, a z murów warowni wtórowali im poganie, złorzecząc i bluźniąc. Rzeczywiście, zdobyć ją szturmem było nie lada sztuką.

O pułkowniku Gardaszu krążyły już wtedy legendy – mówiono, że nie zna strachu i gotów jest podjąć każde ryzyko, byleby pokonać wroga. W rzeczywistości zarówno on, jak i duża część jego oddziału, była mocno uzależniona od środków odurzających i miał problemy z właściwą oceną sytuacji. Dlatego gdy odkryto tajemnicze tunele, mające rzekomo prowadzić do twierdzy, nie namyślał się zbyt długo, tylko zebrał możliwie wielu żołnierzy i ruszył wgłąb podziemi. Rzeczywiście prowadziły one do warowni – rzecz w tym, że gdy pułkownik do niej dotarł, została mu ledwie garstka ludzi. Okazało się, że tunele były zamieszkane przez różnej maści deviria, które natychmiast rzuciły się na żołnierzy, gdy tylko ci zagłębili się w podziemia.

Oddział, który pozostał Gardaszowi, nie mógł opanować twierdzy, ale wystarczył by opuścić bramę, a potem desperacko bronić się przy niej, ponosząc przy tym ogromne straty. Sam pułkownik poległ w trakcie tej walki – a ocalało ledwie z tuzin żołnierzy – ale sprzymierzonym udało się wedrzeć do twierdzy i po kilku godzinach zaciekłej walki w końcu ją zdobyć. Aby zaś uczcić wyczyn pułkownika forteca została nazwana właśnie jego nazwiskiem.

Od tego czasu warownia przeszła niewiele zmian. Perfekcyjna w swej konstrukcji, twierdza musiała być tylko nieznacznie dostosowana do potrzeb armii, głownie z powodu pojawienia się artylerii. Zasypano też cześć podziemnych tuneli, lecz prócz tego Gardasz wygląda jak przed wiekami – potężna bryła z czarnego, litego kamienia o niepokojących kształtach, otoczona grubym na kilka metrów pierścieniem murów. Krasnoludzcy architekci nie dbali o jej urodę, lecz dziś nikt nie ma wątpliwości, że przy solidnej załodze twierdza jest nie do zdobycia.

Terytorium wroga

Choć przez długi okres Gardasz była centrum niezwykle gwałtownych i krwawych konfliktów, to od pewnego czasu sytuacja wyraźnie się ustabilizowała. Nie oznacza to oczywiście, że jest tu bezpiecznie, ale jeśli tylko obie strony przestrzegają pewnych zasad, to liczba trupów pozostaje w normie. Valdorczycy pilnują, żeby Karianom nie strzeliło nic głupiego do głowy, ci zaś dbają o to, by Gardasz dalej trzymała pogan w szachu. Na dobrą sprawę żadnej ze stron nie chce się tego zmieniać, bo choć sytuacja daleka jest od komfortowej, to zapewnia minimum porządku i względnego spokoju.

Rzecz jasna nadal prowadzi się normalne działania wojenne. Głębiej za frontem Valdorczycy utrzymują trzy obozy warowne, która zatrzymać ewentualną ofensywę Karian i niejako neutralizować wojskowe znaczenie Gardasz. Agaryjczycy znają ich prawdziwe nazwy, ale żołnierze nie mówią o nich inaczej, niż obóz południowy, centralny i północny. Prócz tego bliżej Grzmiącej rzeki rozrzucona jest masa małych, dobrze ukrytych posterunków, między którymi krążą patrole. Wszystko to ma na celu wczesne wykrycie wojsk sprzymierzonych w razie ich koncentracji. Część tych kryjówek została już odnaleziona przez Karian, a następnie wykorzystana, by zaskoczyć oddziały pogan. Dziś z wielu na równi z Valdorczykami korzystają Agaryjczycy.

Żołnierze po obu stronach są już zmęczeni wojną. Choć nie powstrzymuje to oficerów przed zmuszaniem ich do walki, to kooperacja pomiędzy niższymi szarżami jest nad wyraz rozwinięta, co pozwala zmniejszyć nieco rozlew krwi. Szczególnie przyjaźnie nastawieni są orkowie z południowego obozu, jest on bowiem najstarszy i stacjonujące w nim plemiona poniosły największe straty. Zupełnie inaczej ma się sprawa z obozem centralnym, do którego w wyniku zluzowania trafiły świeże oddziały z głębi Valdoru. Ostatnimi czasy rozpoznanie wroga stało się kwestią życia i śmierci.

Okoliczna ludność jest niezwykle uległa i od dawna zaniechała jakiegokolwiek oporu wobec każdej ze stron. Chłopi żyją ze skrawków ziemi, nie wyścibiając nosa ze swych wiosek, starając się nie podpaść żołnierzom. Jedynym wyjątkiem jest Davest – duży gród na północny wschód od Gardasz. Stoi tam już od lat, a jego mieszkańcom w przedziwny sposób udawało się uniknąć zniszczenia osady. Nie było to też specjalnie na rękę samym żołnierzom, bowiem Davest stanowi oazę normalności pośród chaosu i szaleństwa frontu. W grodzie obowiązuje zasada gościnności i nikomu, kto do niego wjedzie nie ma prawa nić się stać, jeśli tylko będzie przestrzegał obowiązujących w nim praw. Oczywiście, nie każdy zostanie doń wpuszczony, ale nie jeden raz oddział Valdorczyków lub Karian umknął pogoni, kryjąc się w Daveście. Jeśli gość nie sprawiał dotychczas kłopotów i jest znany mieszkańcom grodu, to ma spore szanse na uzyskanie bardzo bezpiecznego schronienia.

Ten odcinek frontu jest żywym świadectwem historii – gdzie się nie spojrzy widać strzaskane relikty przeszłości. Ruiny miast, potężnych twierdz i strażnic straszą swymi obcymi, monumentalnymi kształtami, a chyba najsłynniejszą z nich jest położona na północy bliźniacza do Gardasz forteca Zhavir. Została splądrowana przed laty przez krzyżowców w podobnym okresie, ale nie uznano jej za wartą obsadzenia. Dziś otoczona jest ponurą sławą i uznawana za nawiedzoną lub przeklętą. Podobnie sądzi się o położonym na południe od Davest kompleksie grobowców. Nawet Valdorczycy nie mają odwagi się tam zapuszczać, a agaryjczyków może zmusić do udania się w tamte rejony jedynie widmo nieuchronnej śmierci.

Zaplecze

Na dobrą sprawę zachodnia strona Grzmiącej niczym nie różni się od wschodniej – te same ubogie wioski, ruiny i żołnierskie strażnice. Nie widać nawet specjalnej przewagi ze strony Karian, choć przecież to do nich powinien należeć ten brzeg. Jest tu równie niebezpiecznie, co za linią frontu, a jedynymi spokojnymi miejscami jest bezpośrednia okolica Gardasz i głębiej położone tereny, których pilnują patrole z miasteczek i mniejszych obozów warownych. Tam zresztą Valdorczycy rzadko się zapuszczają, bo ich uwaga skupiona jest na Gardasz. Pomimo podobnych warunków żołnierze czują się po tej stronie dużo pewniej. Największa zasługa jest w tym lokalnej ludności – intensywnie indoktrynowana przez swoich księży stanowi lojalne zaplecze dla fortecy i żołnierzy.

Ze swej strony wojsko stara się utrzymywać możliwie dobre kontakty z miejscowymi, więc rekwizycje zdarzają się rzadko, a wszelkie przestępstwa wobec mieszkańców tego i tylko tego brzegu Grzmiącej są surowo karane. Zyskują na tym obie strony, bo żołnierze zostawiają większość żołdu w okolicznych wioskach, nie musząc się przy tym zanadto obawiać, że ktoś sprzeda ich Valdorczykom. Dużą część żołnierzy posiada w wioskach utrzymanki, czasem nawet po kilka. W niemal każdej osadzie można znaleźć prócz dobrze zaopatrzonej karczmy burdel, a położona na południu Narija to wioska złożona z samych niemal zamtuzów. Prze cały czas kręci się wokół niej spory patrol, choć samych przebywających w niej żołnierzy zwykle starczyłoby na obsadzenie małej stanicy.

Ci, którzy do Gardasz przybyli z rodzinami, zostawiają je zwykle w Nawicz – małym, lecz znakomicie ufortyfikowanym i dobrze bronionym mieście, na północny zachód od fortecy. Kadra oficerska samodzielnie dokłada starań, aby miasto było należycie chronione, bo wielu jej członków również posiada tam swoich bliskich.

Bohaterowie niezależni

Gen. Janos Baruczow


Historia
Koszmar wojny na każdym pozostawia swój ślad. Czasem jest on niewielki i niedostrzegalny, częściej jednak jest trwały i wyjątkowo wyraźny. Tak jest również w przypadku gen. Baruczowa. Jako młody oficer trafił na front akurat w czasie potężnej ofensywy Valdorczyków. Wtedy linia walk cofnąła się o wiele kilometrów, zostawiając po sobie pola bitew usłane tysiącami ciał. Przerób żołnierzy był monstrualny, a bywały dni, gdy można było nawet kilkukrotnie awansować. Tak było i z Janosem – w wyniku ogromnych strat w kadrze skromny porucznik musiał stanąć na czele potężnego oddziału. I z tej próby Baruczow wyszedł zwycięsko.

Niestety nie wszystko układało się tak dobrze. Choć Janos świetnie radził sobie na kolejnych stanowiskach, które przypadały mu w udziale, jego psychika była w opłakanym stanie – stracił podczas wojny wszystkich przyjaciół i niezliczonych towarzyszy broni. Nadal radził sobie nieźle, a sytuacja na froncie powoli się uspokajała, ale tylko kwestią czasu było, kiedy Janos się załamie. Dowództwo tego czasu dać mu nie zamierzało. Baruczow, teraz już ze stopniem generała, został wycofany do relatywnie bezpiecznego Gardasz, którym miał się opiekować i przygotować do ewentualnego oblężenia. Rozwijająca się choroba psychiczna nie była jeszcze wtedy widoczna, więc sztab sądził, iż Janos sobie z tym poradzi. Efekt przerósł ich najśmielsze oczekiwania – twierdza była lepiej ufortyfikowana, a jej załoga lepiej przeszkolona, niż mogli tego oczekiwać.

Rzecz w tym, że Baruczow nie zrobił tego, by chronić fortecę i przydzielony jej odcinek frontu. Zrobił to, by chronić siebie. Postępująca paranoja sprawiła, że był gotów zrobić wszystko, byleby Gardasz było nie do zdobycia. Załoga trenowała do upadłego, broń i umocnienia były zawsze w należytym porządku, a w magazynach znajdowały się zapasy na wiele miesięcy. Z czasem – gdy front się ustabilizował – również choroba Baruczowa zaczęła ewoluować. Obawy dotyczące Valdorczyków zaczęły zanikać, ale na ich miejsce pojawiły się inne – teraz uderzenie miało przyjść z ręki jednego ze zdrajców, którzy wokół niego od dawna krążyli, od wewnątrz. I Baruczow jest gotów zrobić wszystko, byleby ten atak udaremnić.

Wygląd
Po Baruczowie w żaden sposób nie widać, że jest szalony. Ubiera się nienagannie i spędza dużo czasu dbając o swój wygląd, szczególnie pielęgnując starannie przystrzyżoną brodę. Zawsze stara się ubierać stosownie do zajmowanej pozycji i nigdy nie zapomina o posiadanych odznaczeniach, a u boku nosi znakomitej jakości rapier.

Porady dotyczące odgrywania
Baruczow jest szalony, co do tego nie ma wątpliwości. Co prawda nie bełkocze, nie ma omamów i wygląda zupełnie normalnie, ale jego obłęd jest niezaprzeczalny. Przez całą dobę pilnują go specjalnie przezeń wybrani, lojalni i dobrze opłacani gwardziści. Właściwie nie opuszcza twierdzy, skąd snuje swoje intrygi i pilnuje swego bezpieczeństwa. Przez cały czas utrzymuje mała armię szpicli i informatorów, którzy mają wykrywać wszelkie oznaki buntu, nadmiernie ambitnych oficerów, którzy chcieliby zająć jego miejsce, no i oczywiście spiskowców, planujących jego zabójstwo. Tych ostatnich jak dotąd nie wykryto, ale to tylko dowód na to, że są znakomicie zakonspirowani!

Pułk. Werner Menaro


Historia
Póki dziedzic rodu Menaro był dzieckiem jego szczególne upodobania łatwo było ukrywać przed światem. To, iż lubił dręczyć zwierzęta, a nierzadko inne dzieci, traktowano jako przykrą dolegliwość, która minie wraz z wiekiem. Jeśli nawet komuś zdarzyła się krzywda, to zwykle było to nieszlacheckie dziecko, którego rodziców łatwo było kupić lub uciszyć. Lecz wbrew oczekiwaniom pomimo powolnego wchodzenia w dorosłość Werner wcale się nie zmieniał. Może inaczej – z każdym rokiem stawał się coraz bardziej brutalny i zwyrodniały. Zwierzęta dawno przestały mu wystarczać, teraz wraz kilkoma zaufanymi kompanami dręczył chłopów i biednych podróżnych wędrujących przez ziemie rodu Menaro. Pierwszego człowieka zabił mając 15 lat, a jego rodzice, choć przerażeni samym czynem, nie mieli innego wyjścia, jak zatuszować całą sprawę. Ojciec postanowił jednak w końcu zareagować i skończyć z bestialstwami chłopaka. Rozwiązaniem miała być armia i front.

Przez pierwsze dwa lata Werner był regularnie gnojony i przechodził twardą szkołę życia. Jednak karność i dyscyplina szybko weszły mu w krew, czyniąc z niego jednego z najbardziej obowiązkowych i sumiennych żołnierzy, torując mu drogę do awansów i pozycji. Awansował w błyskawicznym tempie, wprowadzając rodziców w stan błogiego spokoju i wiary, że ich syn wyszedł na prostą i może normalnie funkcjonować. Byli oczywiście w błędzie. Gdy tylko młody Menaro został w końcu mianowany kapitanem, z mocnymi plecami w sztabie i nieposzlakowaną opinią zdyscyplinowanego i solidnego oficera, obudziła się jego prawdziwa natura. Zaczął od swego własnego oddziału, wybierając kilku podobnych mu katów i rozpoczął znęcanie się nad młodszymi podkomendnymi – żółtodziobami, którzy ledwo co trafili na front. Było to jednak zdecydowanie zbyt mało – znacznie więcej możliwości dawały wypad za grzmiącą rzekę, patrole i Valdorskie wioski. O ich mieszkańców nikt nie pytał i nie próbował bronić, a na każdym patrolu znajdował się pretekst, żeby kogoś skatować, rozstrzelać lub powiesić. Później przyszły tortury. W oddziale wszyscy trzymali mordy na kłódki, nawet jeśli sami nie mieli ochoty na podobne zabawy. Ci którzy mieli, trzymali z Menaro i terrorem zmuszali innych do utrzymywania zmowy milczenia. Jednocześnie jego wyjątkowo brutalne metody przynosiły skutek – mieszkańcy pogranicza gotowi byli zrobić wszystko, byleby udobruchać krwawego oficera. W sztabie nikt nie pytał, jak Werner wyłapywał szpiegów, przechwytywał patrole i podjazdy. Liczyły się wyniki. Kolejny awans zbliżał się błyskawicznymi krokami.

Upadek – jeśli tak można go nazwać – przyszedł zupełnie niespodziewanie. Tego dnia Menaro postanowił urządzić sobie zabawę w jednej z wsi. Padło podejrzenie, że znajduje się w niej szpieg. Wernerowi nie chciało bawić się w śledztwo, zadecydował więc, że dopóki mieszkańcy nie wydadzą informatora, to będzie po kolei włóczył końmi ich dzieci. Przy trzecim do wioski wjechał duży oddział Karyjczyków, stacjonujących w tym samym obozie, którzy również mieli tego samego dnia patrol. Rycerzy zaniepokoiło zamieszanie we wsi i postanowili to sprawdzić – trudno opisać ich przerażenie, gdy zobaczyli co się w niej dzieje. Ich dowódca wpierw rozkazał natychmiast wszystko przerwać, lecz gdy Werner w niewybrednych słowach odparł, co o tym myśli, natychmiast rozstawił oddział w szyku bojowym z wycelowanymi w Agaryjczyków hakownicami. Menaro nie pozostał mu dłużny i również zaczął szykować ludzi do orężnej rozprawy. Wydawało się, że obie strony mają podobną liczebność i szykuje się pat, gdy nagle połowa ludzi Wernera najspokojniej w świecie zebrała rynsztunek i pomimo wyzwisk, gróźb i przekleństw oficera, przeszła na stronę Karyjczyków. Rycerze aresztowali Menaro i odeskortowali go do obozu.

Cała sprawa została szybko rozwiązana na poziomie sztabów – agaryjskie dowództwo nie miało ochoty na skandal, więc Werner został prędko zawieszony i po cichu usunięty z placówki, a żeby osłodzić mu utratę twarzy, pozycji i otrzymanie wyjątkowo podłego przydziału, zaproponowano mu awans. Oficer nie oponował – swój proceder mógł kontynuować gdziekolwiek, a wyższa szarża tylko by to ułatwiała. Wkrótce potem trafił do Gardasz – do miejsca skąd się nie wraca i nikogo nie oczekuje z powrotem. Blady strach padł zarówno na żołnierzy, jak i mieszkańców okolicznych wiosek, a tutaj już nie było osoby, która by mu się przeciwstawiła. Menaro szybko uznał, że nie mógł trafić lepiej.

Wygląd
Już w samej aparycji Menaro jest coś, co wywołuje niepokój. Ostre, drapieżne rysy, wąskie, zaciśnięte usta i zmrużone, złe oczy nie wróżą niczego dobrego, a zimny i złowróżbny głos potrafi zjeżyć włosy na karku nawet najodważniejszym. Werner nosi zawsze nienagannie naszykowany mundur zgodnie ze wszystkimi nakazami regulaminu, a jedyne ozdoby na jakie sobie pozwala to kilka dużych, żelaznych sygnetów na palcach, które znakomicie wzmacniają każde uderzenie, gdy oficer znęca się nad którąś ze swych ofiar.

Porady dotyczące prowadzenia
Przez cały czas Menaro dla ochrony otacza się podobnymi jemu zwyrodnialcami i wzajemnie zapewniają sobie ochronę. W oddziale trzyma żelazną dyscyplinę, ale stara się specjalnie nie wchodzić w drogę tym, którzy mogą mieć silniejsze plecy, wybierając na ofiary słabych, samotnych i niedoświadczonych. Często prowokuje żołnierzy, szukając jakiegokolwiek pretekstu, by móc ich oćwiczyć samodzielnie lub kazać wybatożyć. Jakiekolwiek formy sprzeciwu karze szybko i sprawnie, dlatego niewielu jest takich, którzy chcą mu się przeciwstawić. Obie strony utrzymują swoistą równowagę – Menaro nie rusza większych i silniejszych grup, a te nie wchodzą mu w drogę, gdy ten uweźmie się na kogoś z zewnątrz.

Werner regularnie urządza osobiście wypady za Grzmiącą, gdzie pastwi się nad lokalną ludnością. Ta nieraz już próbowała urządzać nań zasadzki, prosić o pomoc Valdorskich żołnierzy, ale Menaro jest na to za sprytny i jak dotąd nie dał się zabić, za to za każdą taką próbę srodze odpłaca wieśniakom. Każdy, kto mieszka dłużej w Gardasz wie, że za żadne skarby nie powinien wiązać się z nikim zza rzeki – nigdy nie wiadomo, czy akurat ona nie będzie następna ofiarą Menaro i czy nie będzie musiał wybierać między patrzeniem na jej kaźń i samobójstwem.

Pułk. Isa Madajew


Historia
Los sprzyja głupcom. Niestety tylko tym niegodziwym, zwyrodniałym i okrutnym, a pułk Madajew miał pecha być człekiem szlachetnym, odważnym i honorowym. Do pewnego momentu zresztą gwarantowało mu to powodzenie w armii, wśród arystokracji i rzecz jasna dam. Błyskawicznie awansował, pnąc się po szczeblach kariery, a niejako w międzyczasie udało mu się szczęśliwie ożenić z kobietą, która przyprawiała o szybsze bicie serca wszystkich kawalerów w okolicy. Również Isę, który nie mógł uwierzyć swemu szczęściu i gotów był jej poświęcić wszystko. Wydawało się, że sielankowego życia młodego pułkownika nic nie zdoła przerwać.

Potem zaś wszystko nagle się skończyło. Isa stał się niewygodny dla dowództwa, nie potrafił bowiem zaakceptować wielu praktyk i chciał je zmieniać. Nie potrzeba było dużo czasu, by otrzymał bilet w jedną stronę – do Gardasz. Isa przyjął to jednak ze spokojem – w końcu wszędzie mógł zrobić coś dobrego. Zapatrzona w niego żona równie pokornie zniosła swój los i z uśmiechem zgodziła przenieść dla męża do Nawicz. Madajew nie potrzebował niczego więcej do szczęścia.

Potem zdarzyła się tragedia. Nikt nie wie, od kogo żona Madajewa otrzymała wezwanie do Gardasz, ale pognała tam natychmiast, biorąc tylko niewielką przydzieloną jej na stałe straż. Kilkunastu żołnierzy nie miało szans z dużym orczym oddziałem, który zapuścił się głęboko na terytorium wroga, a z zasadzki nie miał prawa nikt wyjść żywy.

Gdy Isa usłyszał ponure wieści z rozpaczy wpadł w szał. By go zatrzymać potrzeba było całej jego straży przybocznej, a nawet zamknięty w swych komnatach miotał się i wył jak opętany przez dwie doby. Gdy w końcu je opuścił, żył tylko nienawiścią – gotów był poruszyć niebo ziemię, byleby odnaleźć winnych. Wszystkie jednak działania, które podjął, okazywały się bezcelowe – nikt nie wiedział, co tak naprawdę się wydarzyło, a wszyscy członkowie eskorty byli martwi. Człowiek zaś taki jak Isa, pomimo najszczerszych chęci, nie potrafił żyć nienawiścią. Została tylko rozpacz, żal i otępienie. To, co niegdyś było pułk. Madajewem, stało się pustym truchłem, które choć funkcjonowało, to nie żyło. Isa umarł i pozostaje w tym stanie do dziś. Nie ma już też chyba siły, która by go mogła przywrócić do życia.

Wygląd
Gdyby nie służący Isa właściwie w ogóle nie przypominałby pułkownika agaryjskiej armii. Chodzi zwykle nieogolony i niechlujnie ubrany, z nieobecnym wyrazem twarzy. Jego niegdyś przystojna twarz jest dziś pusta i pocięta siecią zmarszczek. Choć przed laty Madajew był znakomitej formie, dziś jest tylko cieniem człowieka, którym niegdyś był – słaby, flegmatyczny i niezdarny nie zwraca właściwie niczyjej uwagi.

Porady dotyczące prowadzenia
Formalnie Isa dalej pełni funkcję pułkownika, ale praktycznie wszystkie obowiązki wypełniają jego podkomendni. Baruczowowi na rękę jest pozbawiony jakichkolwiek ambicji podwładny, więc trzyma go na stanowisku. W oddziałach Madajew każdy robi, co chce, a ze strony pułkownika nie należy oczekiwać ani kary, ani pomocy.

Kpt. Szamil dor Gerrod


Historia
Po swoich przodkach, którzy przybyli do Agarii by wziąć udział w krucjacie, Szamil odziedziczył trzy rzeczy: honor, rodowy miecz i tajemniczy dar, w mniemaniu kapitana będący przekleństwem. Od wieków nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, jaka krew płynie w żyłach klanu dor Gerrod, choć rodzinne kroniki zawierały kilka wskazówek co do tego, jaka jest prawda. Nikt dotychczas nie zamierzał jednak jej odkrywać, a pierwszym, któremu przypadło to w udziale, był przez zupełny przypadek Szamil.

Wszystko wydarzyło się, gdy wrogi oddział zagonił patrol dowodzony przez dor Gerroda do nekropolii na południe od Davest. Gdy agaryjczycy wjechali między kurhany, Szamil natychmiast poczuł obecność gniewnych duchów, które gotowały się, by rozedrzeć ich na strzępy. O dziwo jednak potrafił się z nimi porozumieć, a nawet zaoferować pakt – możliwość ucieczki w zamian za wciągnięcie w pułapkę ścigających ich Valdorczyków. Wydaje się, że był to doskonały układ, ale tamto wydarzenie nie pozostało bez wpływu na stan umysłu i duszy dor Gerroda. Świadomość tego, iż sięgnął po zakazaną moc jest niezwykle destrukcyjna tak dla jego duszy, jak i psychiki, co potęgują jeszcze tajemnicze omeny i znaki, które zaczęły mu od tamtego czasu towarzyszyć. Choć Szamil próbuje odepchnąć od siebie tę myśl, powoli zaczyna zdawać sobie sprawę, że tamtego dnia swymi czynami nie tylko porozumiał się z duchami. Zgromadzona w nim moc przebudziła coś potężnego i od dawna uśpionego, co próbuje się przedostać do Dominium. I jest coraz bliższe osiągnięcia tego.

Przede wszystkim jednak Szamil obudził w sobie dar Rodian, od wieków zapomniany przez jego przodków. Skrywana przez lata moc skumulowała się w rycerzu, czyniąc go niezwykle potężnym Wieszczem. Wystarczy, że się skupi i jest w stanie słyszeć głosy umarłych lub oglądać zdarzenia sprzed lat. Robi jednak wszystko, by uniknąć korzystania ze swych zdolności, pokładając ufność w swym ramieniu i odwadze, które dotąd nigdy go nie zawiodły.

I które żadną siłą nie doprowadzą go do potępienia…

Wygląd
Choć krew przodków jest już w nim mocno rozrzedzona, Szamil nadal wygląda jak prawdziwy Doryjczyk. Wysoki, dobrze zbudowany, z długą brodą i poważną, lecz łagodną twarzą, od razu wzbudza zaufanie. Ubiera się skromnie, lecz porządnie, mieszając doryjską elegancję z agaryjską praktycznością. Na co dzień nosi rapier koszowy, lecz przy jukach swego wierzchowca zawsze wiesza rodowy miecz, którym również regularnie i sumiennie ćwiczy.

Porady dotyczące prowadzenia
Szamil powoli zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że jest zgubiony. Coś spoza tego świata kroczy po jego śladach i tylko powtórne użycie przeklętych mocy może go uratować. To zaś będzie oznaczało potępienie i strącenie na samo dno otchłani. Potrzeba cudu, aby wyjść cało z tej sytuacji.

To jednak najmniej porusza rycerza. Bo choć każdego dnia jest tego coraz bardziej świadom, to w swych modlitwach prosi tylko o jedno – by móc odejść nie plamiąc swego honoru. I zrobi wszystko, by tak właśnie się stało.

Por. Radko Travic


Historia
Marzeniem rodziny Traviców od zawsze było to, by ich dziedzic był oficerem. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że trafiło akurat na Radko, który akurat z całej rodziny do żołnierskiego fachu nadawał się najmniej. Wobec groźby wydziedziczenia na nic zdał się jego opór i wkrótce młody szlachcic trafił na front, gdzie w przyspieszonym tempie przeszedł twardą szkołę życia. Wiedział dobrze, że nie nadaje się ani do szermierki, ani do strzelania, a i dowodzenie ludźmi niespecjalnie mu wychodziło, lecz w końcu nawet jemu udało się znaleźć swoje miejsce. Trafił do aprowizacji, a naturalna smykałka do handlu i cwaniactwa sprawiła, że szybko awansował. Przez zupełny przypadek i w skutek ogromnego pecha przy awansie trafił do Gardasz. Do przerażenia piekłem, jakim jest front, doszło teraz uczucie zupełnej beznadziei – w twierdzy nie sposób było normalnie żyć i nie można było się z niej wyrwać. Perspektywa życia w twierdzy szybko zmieniła Radko – okrzepł i stwardniał, a potem powoli zaczął wyzbywać się wszystkich ludzkich uczuć. Zaczął odnajdywać się w nowej rzeczywistości.

Dwie rzeczy, które szybko zaobserwował, to zupełny brak kontroli nad kadrą oficerską i kompletny brak zainteresowania okoliczną ludnością, szczególnie po drugiej stronie Grzmiącej. W jego głowie szybko zaczął powoli rodzić się plan, a gdy dano mu kilkudniową przepustkę błyskawicznie zbadał grunt pod nowy interes. Potem znalazł jeszcze kilku ludzi, którzy podobnie jak on mieli ochotę na dodatkowy zarobek i zaczął wprowadzać swój plan w życie.

Agaryjskie burdele nigdy nie narzekały na brak panienek – wojna utrzymywała stały dopływ wdów i sierot, które potrzebowały pieniędzy. Lecz bogaci klienci miewali wyrafinowane zachcianki, a na te rzadko chciały godzić się miejscowe nierządnice. Gdyby zaś je przymusić, to z czasem mógł się znaleźć ktoś, kto by się o nie upomniał, więc było to nieco ryzykowne. Radko zamierzał wstrzelić się w niszę i dostarczyć towar, który można zmusić do wszystkiego i o który nikt się nie upomni. Co więcej – po wschodniej stronie Grzmiącej było go w bród, a Valdorskie kobiety od biedy mogły być uznane nawet za egzotykę i podbić jeszcze nieco stawkę. Travic zebrał ludzi, a potem ruszył na łowy. W ciągu jednej nocy miał gotowy pierwszy transport, który wysłał do umówionego kontrahenta. Zarobione pieniądze pozwoliły opłacić kogo trzeba w twierdzy, a Radko mógł rozkręcić swój interes na całość.

Wkrótce jednak zdał sobie sprawę, że pogranicze prędko wyczerpie swoje zasoby, a to może nie tylko ściągnąć na niego uwagę, ale i uniemożliwić dalsze dostarczanie kobiet. Rozwiązaniem okazali się sami Valdorczycy, z którymi udało mu się skontaktować za pomocą wynajętych przewodników – prędko bowiem znaleźli się wśród nich tacy, którzy chcieli zarobić i byli gotowi dostarczać towar z głębi Valdoru. Travic nie mógł trafić lepiej – obcość kobiet teraz była rzeczywistym atutem i z łatwością pokryła opłacanie pośredników. Od tego czasu siatka Travica działa doskonale, a w okolicy nie ma nikogo, kto chciałby i był w stanie go powstrzymać.

Wygląd
Trudno określić Travica inaczej niż szczur – i to taki dorodny, dobrze wykarmiony. Zwykle chodzi nieogolony i niezbyt czysty, nie dba też specjalnie o swoje odzienie. Stara się specjalnie nie wyróżniać i obnosić z swoim całkiem sporym bogactwem, ale i tak ubiera się znacznie dostatniej, niż inni oficerowie. Ma niezbyt miły, nieco piskliwy głos, dlatego musi go ciągle kontrolować. Z tego powodu nie lubi specjalnie gadać i rozkręca się tylko wtedy, gdy przechodzi do interesów.

Porady dotyczące prowadzenia
Od czasu gdy Radko zaczął handlować żywym towarem czasy się nieco zmieniły, a on musiał rozszerzyć swoją działalność. Teraz oprócz porwań posiada siatkę informatorów oraz utrzymuje stały kontakt z kilkoma Valdorskimi oficerami. Gdy trzeba kogoś sprzątnąć na patrolu albo załatwić sobie spokojny przejazd przez front, to trzeba to załatwić u Travica. Co prawda Valdorczycy niespecjalnie go szanują i nie darzą sympatią, ale ponieważ nigdy nie zawiódł ich zaufania, więc może całkiem sporo zdziałać.

Travic zabezpieczył się na wiele sposobów przed ewentualnym wykryciem prowadzonej przez niego działalności – regularnie opłaca kogo trzeba i pilnuje, żeby nikt za bardzo nie interesował się jego sprawami. Czas jednak zrobił swoje i ostatnio Radko trochę zmniejszył zakres środków bezpieczeństwa. Z tego powodu łatwiej trafić na ślad jego ciemnych sprawek, a nawet zadać mu cios – trzeba być wtedy jednak pewnym, że będzie on ostateczny. W przeciwnym wypadku Travic błyskawicznie ocknie się i zacznie kontratak.

Pomysły na przygody


Twierdza Zhavir

Wbrew legendom i żołnierskim opowieściom w fortecy nie straszy. Przynajmniej nie do końca. Przed wiekami został pod nią uwięziony potężny demon, a warownia miała strzec tego miejsca i nie pozwolić mu wyrwać się na wolność. Gdy została zdobyta przez krzyżowców magiczne bariery zniszczono, a bestia mogła w końcu podjąć próby przełamania wiążących ją zaklęć. Przez długi czas nie mogła robić zbyt wiele – zaledwie opętać pomniejsze bestie i czasem wyjątkowo niecnych ludzi, doprowadzając przy tym do zguby kilka mniejszych oddziałów. Ostatnio jednak nabrała sił i zaczęła coraz intensywniej napierać na założone na nią kajdany. Choć jej wysiłki spełzły początkowo na niczym, to jej starania zwróciły uwagę innego demona – wędrującego po okolicy nieśmiertelnego. Wkrótce zawitał on do twierdzy z zamiarem uwolnienia demona, którego później chciał spętać i zmusić do wyjawienia sekretów, mogących przywrócić nieśmiertelnemu część mocy. Nie zdawał sobie jednak sprawy z prawdziwej potęgi biesa i liczby sług, które ten zgromadził wokół twierdzy. Gdy tylko demon wyrwał się z oków, te podjęły próbę pojmania nieśmiertelnego, by bies mógł spróbować go zniewolić. Udało mu się jednak wyrwać z okrążenia i zaczął krążyć wokół warowni, szukając sprzymierzeńców, którzy pomogą mu spętać bestie. Nie chodzi mu bynajmniej o to, że w tej chwili zagrożona jest cała okolica, włącznie z samym Gardasz. Chce tylko wydobyć z demona potrzebne mu informacje.

Tak się akurat złoży, że w te rejony zostanie skierowany oddział z bohaterami – dowództwo zaniepokoi zmniejszona ilość orczych patroli w tej okolicy, te bowiem wyniosły się z powodu obecności demona. Cała grupa trafi w sam środek piekła wywołanego przez starcie dwóch deviria, a wkrótce potem na nieśmiertelnego, który zaproponuje im sojusz w walce z biesem, wyjaśniając przy tym wszelkie konsekwencje jego odrzucenia. Czasu jest niewiele, wkrótce bowiem demon odzyska pełnię mocy, a wtedy będą potrzebni albo potężni magowie, albo równie potężne relikwie i egzorcyści. Jeśli to ich nie przekona, to samo wyrwanie się z obszaru kontrolowanego przez demona będzie niesamowicie trudne, choć niekoniecznie niemożliwe. Bez względu na to, jaką decyzję podejmą bohaterowie, całą sprawę na koniec skomplikuje oddział orków, który – podobnie jak postaci – przybył do warowni zbadać niepokojące wydarzenia.

Spisek

Pewnego dnia w Gardasz uderza i roznosi się lotem błyskawicy wieść – pułk. Nadrevic został przeniesiony do twierdzy i ma do niej przybyć na dniach. Wiąże się to zapewne ze śmiercią jednego z członków rady wojskowej, który zapewniał protekcję krnąbrnemu pułkownikowi, cieszącego się na froncie ogromnym szacunkiem większości niższych szarż. Na dobrą sprawę Nadrevic jest żywą legendą – opowieści o jego śmiałych wypadach na teren wroga i ciągłej walce o szeregowych żołnierzy można usłyszeć praktycznie od każdego człowieka na froncie. Widać jednak, że fortuna przestała mu sprzyjać i podzieli los innych opornych oficerów.

Nie jest to jednak wszystko. Jeden z bohaterów, najlepiej taki, który ma powody czuć się związanym z Nadrevic – może pod nim służył w poprzednich latach albo coś mu zawdzięcza, podsłucha rozmowę, w której omawiane jest zabójstwo pułkownika. Będzie z niej wynikało, że zamieszany w całość jest ktoś z góry i że zamach zostanie dokonany w najbliższych dniach, więc jeśli bohater zamierza przyjść Nadrevicowi z pomocą, to ma tylko kilka dni na odkrycie spiskowców. Kto może stać za zamachem? Możliwe, że Baruczow obawia się ambitnego oficera i chce go zawczasu unieszkodliwić, możliwe też, że są to zabójcy wynajęci przez Radę Wojskową, a kadra Gardasz ma się po prostu do niczego nie mieszać. Jak by nie było, bohaterowie prawdopodobnie będą zdani tylko na siebie i wyłącznie od ich sprytu będzie zależeć, czy uda im się uratować Nadrevica.

Tajemnica Gardasz

Podobnie jak Zhavir, Gardasz zostało zbudowane nie tylko po to, by bronić tych ziem. Tak jak bliźniacza forteca, jest więzieniem i w swych doskonale ukrytych podziemiach, ciągnących się dużo głębiej niż te, przez które przeprawiał się pułk. Gardasz, przetrzymuje potężnego demona. Ponieważ ta twierdza nie została zburzona, więc okowy krępujące biesa są znacznie silniejsze i nie pozwoliły mu dotąd nic zdziałać. Nie odnawiane jednak zaczęły w końcu słabnąć i teraz deviria zrobi co w jego mocy, żeby się uwolnić. Najpierw opęta możliwie dużą część dowództwa fortecy, a potem rozpocznie przygotowania do przełamania barier.

Bohaterowie wpadną przypadkiem na trop działań demona – może zakwestionują przypadkowość śmierci któregoś z ich towarzyszy, co w rzeczywistości było ofiarą dla demona, a może kpt. dor Gerrod odkryję fragment prawdy i podzieli się nią z nimi. Jakkolwiek by nie było będą musieli zmierzyć się z demonem i dowództwem, aby uchronić Gardasz przed zniszczeniem i odsłonięciem tej części frontu. Warto się też zastanowić, czy – pomimo wysiłków postaci – nie zaserwować graczom jednak wyrwania się demona z oków. Takie zakończenie może również być emocjonujące, a chaos, który zapanuje w tym odcinku frontu, może być hakiem dla wielu następnych przygód.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Lokacja do Monastyru
Lokacja ołożona w Kindle stolicy Cynazji
Lokacja położona w stolicy Kartiny

Komentarze


Siman
   
Ocena:
0
Łomatkobosko, nowy art na MonoPolu! Własnym oczom nie wierzę. ;)

Skomentuje, jak znajdę czas i przeczytam, póki co powiem: pierwszy!


EDIT: No dobra, skompromitowałem się trochę, bo właśnie zauważyłem, że dodaliście jeszcze dwa ostatnio jak nie patrzyłem. :P Ale żyjecie, to pozytywna wiadomość. ;)
31-07-2007 18:18
Joseppe
   
Ocena:
0
Próbujemy kolejny raz coś z siebie wycisnąć :)

Wielkie podziękowania dla Gruszczego i Halflinga za arty :)

A to jeszcze nie koniec! :)
31-07-2007 18:38
~Ballis

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Bardzo fajny tekst. Bardzo.

Szkoda, że tak mało komentarzy. Gra w to ktoś?

Pozdro,

B.
10-08-2007 22:56
~kirwan

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Jedna z ciekawszych przygod jaka czytalem.
Dopracowana i spojna...SUPER!
16-08-2007 16:15
~Michap

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Tekst bardzo ciekawy, fajnie napisany i bardzo przydatny. Stanowi przy tym ciekawy kontrapunkt dla lekko przesłodzonych Walecznych Wilków Pogranicza. Taka Agaria to mi się podoba!

Mam tylko nadzieję, iż monopol nie podzieli losu kiku, bo gołym okiem widać, że aktywność monastyrowego środowiska jest od dłuższego czasu bardziej niż średnia...
07-10-2007 18:48
~Betti

Użytkownik niezarejestrowany
    Hello
Ocena:
0
Hello... I hope somebody can understand me. I just really need to know what is "Gardasz" means. Is it a name? What kind of languages is it? Where is it come from?
Please if someone know... I need to know!!! Thank you.
21-05-2008 13:47
~Ramirez

Użytkownik niezarejestrowany
    Hello
Ocena:
0
Gardasz is a name of a stronghold in Monastyr role playing game. In English you should read it as Gardash
29-07-2008 13:30

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.