Turlacze a opowiadacze
Odsłony: 184Jestem turlaczem. Uwielbiam rzucać kostkami i bawić się mechaniką. Wierzę że gracz nie jest postacią i na tym polega piękno cyferek, że nawet nierozgarnięta osoba po dobrym rzucie na ogładę może wcielić się w czarującego dyplomatę. Na tej samej zasadzie jak chudy nerd w Conana barbarzyńcę.
Lubię wykorzystywać rzuty kością do budowania napięcia jako mistrz gry. Lubię rzucać jako gracz. Ostatnio kumpel zaczął prowadzić Diunę, tą na 2k20. Ona ma genialną mechanikę. Miałem ogromną satysfakcję gdy mój mentat pokonał Prawdomówczynię Matkę Wielebną Mohiam w teście spornym w konflikcie społecznym. Mam radochę gdy zbieramy grupowo punkty impetu i wiemy że nasze postacie będą mogły robić bardziej widowiskowe akcje. I czuję jak napięcie rośnie gdy MG chomikuje przez pół sesji punkty zagrożenia, od czasu do czasu wtrącając że potrzebuje ich dziś dużo. No i ten system mott i motywacji. W Diunie nie ma cech jako takich. Są motywacje i motta na przykład: "Celem życia jest służba", "Przyprawa musi płynąć", "Władza za wszelką cenę". Jeśli motto pasuje do sytuacji, można użyć powiązanej z nim motywacji, która będzie miała więcej punktów. Jeśli nie, wybiera się jakąś słabszą. Działa to super, jak odgywasz postać i stosujesz się do jej przekonań, masz łatwiejsze testy. Jak robisz coś niezgodnie z jej osobowością, będzie ci trudniej osiągnąć sukces.
Tak, jestem turlaczem. Uwielbiam takie smaczki. Niestety ma to swoje słabe strony. Zauważam, że jestem kiepskim opowiadaczem. Pisałem już o tym kiedyś tutaj. Moje opisy są szczątkowe. Bardzo informacyjne. Praktycznie w ogóle nie buduję atmosfery. Ograniczam się do faktów. Ten bohater powiedział to, tamten zrobił tamto, a ten cię tnie. Chodzę do klubu uczącego przemówień publicznych. Mieliśmy całe spotkania o tym jak język opisowy, w którym operujemy wszystkimi zmysłami, może zainteresować słuchaczy i sprawić, że na chwilę poczują się w innej rzeczywistości. Praktycznie nigdy nie stosowałem tego w RPG. Zawsze mi się to kojarzyło z klimaciarstwem, teatrzykowaniem i przerostem formy nad treścią.
Przyszła jednak pora, że chyba będę musiał zweryfikować swoje poglądy. Kupiłem sobie 7th Sea 2nd edition. Powinienem był to przewidzieć. Przed zakupem czytałem długi wpis o tym, że mechanika tej gry jest do kitu, że gracze wygrywają ze wszystkim, że nie ma żadnego napięcia, żadnego wyzwania. Tylko że it's not a bug it's a feuture. Moim zdaniem ta mechanika została tak zaplanowana celowo. Przykładowo Wick radzi by gracze podejmowali jak najszybciej decyzje. Na problem że jakiś gracz mógłby chcieć się dłużej zastanowić podczas walki co zrobić, Wick radzi by porozmawiać z tym graczem. Zapytać go czy chce obmyślić dobrą strategię a potem zapewnić, że to nie jest gra na wygrywanie, że każda strategia będzie dobra, że liczy się historia. W innym miejscu Wick radzi by oglądać Wrestling – czyli ukartowane walki wielkich typów. Twierdzi, że to opowiadanie historii za pomocą przemocy.
Ten brak losowości wygrana przegrana, która tak bardzo pomaga przy zabawie w innych grach, to celowo wbudowana cecha. Wick jest opowiadaczem. Jego bawi co innego. Cała mechanika jest skrojona pod opowiadaczy. Szkielet jest bardzo prosty – bardzo mało cech i umiejętności. Za każdym razem gdy robisz test i dodasz do niego ciekawy opis dostajesz bonusową kostkę. Gdy starasz się używać różnych umiejętności by ubarwić scenę zyskujesz dodatkową kostkę. No i sposób rozgrywania dramatycznych scen, w których rzucasz tylko raz i liczysz ile uzyskałeś podbić. Potem po prostu opowiadamy daną scenę. Gdy trzeba zrobić coś trudnego wydajesz podbicia – co w ogóle nie zakłóca opisu sceny.
Wygląda na to, że jeśli chcę oddać temu systemowi sprawiedliwość. Jeśli chcę by moi gracze się dobrze bawili. Muszę zostać opowiadaczem. Jeśli nie zrobię powtórki z Game of Thrones, gdzie napięcie budowały intrygi, to pozostaje mi tylko dobra historia i opisy takie by poczuli się jak w innym świecie. Inaczej poczują się jak ludzie z tego wątku internetowego – powiedzą że wszystko wygrywają, za łatwo im idzie i jest nudno. Konflikt ze zwykłym „to ja go tnę” nie wystarczy. Trzeba urządzić widowisko na miarę Wrestlingu.