Transhumanizm w nowym SF

Autor: Filip 'Dark One' Wójcik

Transhumanizm w nowym SF
Science fiction posiada cechę, która urzekła mnie od samego początku, gdy zacząłem sięgać po nie wiele lat temu – iskrę życia. Jak żaden inny chyba nurt literacki, SF jest narażone na zmienne trendy naukowe i ideologiczne, a pewne rzeczy, które w chwili ich pisania wydawały się autorowi doskonałym pomysłem na fikcyjną narrację, po iluś latach: a) stają się rzeczywistością lub b) śmieszą swoją naiwnością. Ten właśnie fakt, że SF potrafi stać się swoistym lustrem, w którym odbijają się trendy futurologiczne, zarówno na polu nauk humanistycznych (zwłaszcza socjologii, ekonomii, prawa, kulturoznawstwa) oraz (co oczywiste) ścisłych i przyrodniczych, tak bardzo do mnie przemówił. Przyglądając się utworom z poszczególnych lat, możemy jak na dłoni obserwować transformacje, jakie przechodziły poglądy i zapatrywania ludzi współczesnych pisarzom.

Od kilku już lat coraz większą popularność wśród pisarzy zyskuje specyficzna odmiana gatunku, którą na własny użytek nazwałem "transhumanistycznym SF". Cóż to takiego? Każdy, komu nieobce jest nazwisko Raya Kurzweila lub krytyka jego ideologii – Francisa Fukuyamy, będzie wiedział, o co chodzi. W dużym skrócie rzecz ujmując, transhumanizm skupia się na relacji człowiek – technologia – nauka, promując przyspieszanie ewolucji homo sapiens przez niego samego, w celu osiągnięcia doskonałości. Postuluje rozwój badań genetycznych, inżynierii biomedycznej, sztucznej inteligencji, ale także nauk społecznych i prawa – a wszystko to podporządkowane jednemu celowi: stworzeniu lepszej, poprawionej ludzkości. Transhumanizm, co naturalne, występuje w bardzo wielu wewnętrznie zróżnicowanych odmianach, ale to temat do osobnej dyskusji. Z punktu widzenia literatury SF najciekawsze stają się procesy zachodzące w punkcie starcia ideologii transhumanistycznej i jej przeciwników. Powstaje bowiem bardzo wiele pytań natury filozoficznej (moralnej, etycznej) i prawnej, związanych z próbami udoskonalania naszego gatunku. Kim jest człowiek? W którym momencie zaczyna się życie? Czym ono jest i czy można stworzyć je w sposób całkowicie sztuczny? Czym jest świadomość i czy można ją zdigitalizować? To właśnie te kwestie są motorem napędowym dla "transhumanistycznego SF".

Fantastyka naukowa dawnych lat miała tendencje do popadania w jedną z dwóch skrajności. Albo skupiała się niezwykle mocno na kwestiach czysto społecznych, moralnych i etycznych (jak np. powieści Janusza A. Zajdla czy Stanisława Lema) a przez to pozostawała w dużej części odporna na upływ czasu, albo podążała w stronę ekstrapolacji technologicznych i naukowych, co często skutkowało jej przedawnieniem (warto tu wspomnieć chociażby cyberpunkowe powieści Williama Gibsona, z których część się "spełniła" a część była całkiem chybiona). Na tej podstawie wyróżniono szereg odmian i stylów, poruszających się w charakterystycznych dla siebie konwencjach. Mamy pełne akcji i epickich przygód space-opery (bardzo często nazwa ta jest tożsama ze złym gustem w SF), cyberpunka w różnych jego formach, wszelkiego rodzaju mariaże SF-fantasy, SF-historia i tak dalej.

SF związane z transhumanizmem stara się poruszyć problemy generowane przez ten nurt filozoficzny, odpowiedzieć na kontrowersyjne kwestie, przyjmując różne punkty widzenia. Nierzadko odbywa się to w połączeniu z wieloma innymi wątkami i konwencjami, co nie zmienia faktu istnienia wspólnego mianownika. W porównaniu ze starszą fantastyką naukową można dostrzec bardzo wyraźną tendencję autorów do przedstawiania pełnego spektrum nowej rzeczywistości. Mamy zatem w pełni zespolone ze sobą aspekty technologiczne, wynikające z nich skutki społeczne, polityczne, prawne, ekonomiczne (zwłaszcza te dwa ostatnie typy były bardzo często pomijane w SF starej daty) oraz psychologiczne. Fikcja przestaje być zawieszona w próżni (co w przypadku akcji w kosmosie nabiera aż nazbyt dosłownego znaczenia) – uzyskujemy bogate i szczegółowe tło, które jest wiarygodne i konsekwentnie oddaje większość możliwych implikacji prezentowanego postępu.

Pora przyjrzeć się kilku przykładom transhumanistycznego SF. Pierwszym niech będą stosunkowo proste powieści Richarda Morgana, które można by zakwalifikować jako odpowiednik dobrych filmów akcji. Autor w wielu miejscach swoich utworów jest co prawda niekonsekwentny, a całość służy raczej rozrywce niż dociekaniom filozoficznym. Niemniej jednak zawarte tam pomysły i sposób ich przedstawienia mimowolnie poruszają wyobraźnię. W centrum wydarzeń znajdują się bowiem zdigitalizowane ludzkie umysły, zdolne do zmiany ciał (nazywanych pogardliwie "powłokami") i dokonywania na sobie wszelkich operacji charakterystycznych dla cyfrowych danych – z wymazywaniem i kopiowaniem włącznie. Nic dziwnego, że powieści Morgana (oczywiście nie tylko one) stały się inspiracją dla twórców flagowej gry RPG spod znaku transhumanizmu, czyli Eclipse Phase, o którym wypowiadano się nawet na łamach magazynów literackich poświęconych tej tematyce.

Innym sposobem podejścia do tematu i ożenieniem go ze space-operą jest epicka saga Alastaira Reynoldsa, którego bogactwo wizji zaskakuje niemal na każdym kroku. Spotykamy u niego członków skłóconych technoklanów, różniących się od siebie fizycznie i mentalnie. Spotykamy uczłowieczone świnie, obiekty eksperymentów genetycznych pierwotnie zmierzających do hodowania transplantów. Mamy cybernetyczne osobowości, zbiorowe świadomości, technokomuny, słowem – raj dla miłośników transhumanistycznych wątków. Fakt, że autor sięga przy tym po popularne rozwiązania charakterystyczne dla space-opery, w niczym mu nie ujmuje.

Wydawnictwo MAG ze swoją serią Uczta Wyobraźni zaserwowało nam zarówno Ślepowidzenie, jak i Accelerando, które – choć niełatwe w odbiorze – doskonale wpisują się w ten transhumanistyczny trend. Książki ciężkie, gęste od ekstrapolacji, zagmatwanych i wymagających głębszego namysłu treści.

Mamy wreszcie naszego rodzimego Jacka Dukaja, który (będąc z wykształcenia filozofem) jest jak najbardziej predysponowany do poruszania wątków transhumanistycznych z różnych punktów widzenia. Nie można odmówić niemal wszystkim jego książkom – od Extensy, poprzez Perfekcyjną niedoskonałość, Czarne oceany, po najnowszy zbiór opowiadań, czyli Króla bólu – wszechstronnego, głębokiego i niełatwego podejścia do tematu. Dukaj zadaje właśnie te fundamentalne dla dyskusji nad transhumanizmem pytania, o których pisałem wcześniej – o granice człowieczeństwa i postępu technologicznego, a także o konsekwencje tego ostatniego dla ludzkości.

Co ciekawe, wątki tak charakterystyczne dla transhumanizmu odnajdziemy też w pozycjach znacznie starszych i wydanych przed wielu laty. Bardzo dobrze świadczy to o ich autorach i dalekowzroczności wizji, które nam przedstawiali. Nie sposób w tym miejscu nie przywołać Alfreda Bestera i Gwiazdy moim przeznaczeniem lub Vernora Vinge’a, nawiasem mówiąc autora pojęcia "technologiczna osobliwość", które jest wizytówką zwolenników Raya Kurzweila.

Powyższemu zestawieniu oczywiście jak najdalej od pełności i dokładności, można by też uznać, że szukam wspólnego mianownika tam, gdzie go nie ma. Bo rzeczywiście, książek poruszających wątki transhumanistyczne mamy sporo, a ich zróżnicowanie jakościowe jest równie duże. Chciałbym po prostu zwrócić uwagę na pewien trend i tematykę, która staje się coraz atrakcyjniejsza dla pisarzy spod znaku SF. Staromodne space-opery czy cyberpunk są wciąż w obiegu, niemniej jednak coraz częściej w centrum zainteresowania staje człowiek i człowieczeństwo, jego granice i sposoby ich przełamywania poprzez technologię. Wątki takie od zawsze towarzyszyły SF, nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że rozkład ciężaru i położenie akcentów u niektórych pisarzy przechyla się w tę stronę bardziej, a u innych mniej.

Uważam taką odmianę fantastyki naukowej za jedną z najciekawszych i z wielkim zainteresowaniem wypatruję kolejnych pozycji na rynku książkowym. A w tym roku zapowiada się ich całkiem sporo i to od różnych wydawców.