» Recenzje » Toy Land - Robert J. Szmidt

Toy Land - Robert J. Szmidt

Toy Land - Robert J. Szmidt
Niektórzy autorzy mają talent do opowiadania historii w sposób humorystyczny. Wprowadzając bohaterów, którzy rozbawiają do łez, wciągają czytelnika w opowieść pełną komicznych sytuacji i zwrotów akcji zmuszających wręcz do uśmiechu. Z polskich autorów w tej grupie można z pewnością wymienić choćby Andrzeja Pilipuka. Jest też druga grupa autorów spod znaku "literatury z przymrużeniem oka". Operujący słowem z dużym wdziękiem i niebagatelnymi umiejętnościami stawiają przede wszystkim na rozbudowane dialogi i cięte riposty pomiędzy bohaterami. W tej literaturze najważniejsza jest postać – niebagatelna i zapadająca w pamięć ze względu na swe cechy charakterystyczne. Znajdziemy tu więc Owena Yeatesa Eugeniusza Dębskiego, Arivalda z Wybrzeża Jacka Piekary, pogodnika trzeciej kategorii Romualda Pawlaka i jeszcze pewnie kilku bohaterów. Do grupy tej próbuje również dołączyć Robert J. Szmidt z Patem Dante, głównym bohaterem powieści Toy Land, podebranym niejako od Andrzeja Ziemiańskiego.

W kilku słowach - odnosząc się do akcji samej powieści - trzeba powiedzieć, że wszystko to już znamy. Grupa najemników wraz z kilkoma naukowcami, a właściwie z jedną panią naukowiec i kilkuosobowym wzbogaceniem tła, wyrusza zbadać nieznaną planetę. Celem jest sprawdzenie, czy pewnej wielkiej korporacji opłaca się zainwestować środki w jej eksploatację. Oczywiście na planecie czekają na nich niespodzianki. Dodatkowo szefowie korporacji okazują się źli i nikczemni do szpiku kości, ale jak wiadomo – będzie miał problem ten, kto najemnikowi na odcisk nadepnie.

Nie miałem jeszcze okazji przeczytać powieści Ziemiańskiego Toy Wars, która stała się inspiracją dla Szmidta. Czytałem jednak kiedyś opowiadanie, na podstawie którego autor Achai napisał ową większą całość. Muszę przyznać, ze skoro do dziś o tym pamiętam, musiało ono na mnie wywrzeć całkiem pozytywne wrażenie. Liczyłem więc, że i powieść może mnie nie rozczaruje. Nie zaliczam się bowiem do tej grupy czytelników, którzy przy lekturze właśnie choćby Achai dostawali poważnej alergii. Więc czy mając w sumie prosty sposób na stworzenie wciągającej powieści w znanych czytelnikom realiach i ze znanymi bohaterami Szmidt sobie poradził?

Niestety, udało mu się sprawę spaprać. Nie ma niby wielkiej filozofii w stworzeniu powieści o grupie najemników z gatunku "zabili go i uciekł", w dodatku korzystając z już opracowanych wzorców. Tym bardziej, że oprócz powieści Ziemiańskiego Szmidt sięgnął również – i to naprawdę szczodrze - do chociażby Obcego czy Kawalerii kosmosu Heinleina. W końcu są przecież autorzy, którzy również czerpią z otaczającej nas popkultury ile tylko mogą, dokładając od siebie co najwyżej mały element i tworząc naprawdę ciekawe powieści. Dlaczego więc Szmidtowi się to nie udało? No cóż, wracamy tu do tego, o czym wspomniałem na wstępie. Są w Polsce autorzy, którzy potrafią pisać z humorem. Są również tacy, którzy tego nie potrafią. Jedyną radą dla tych drugich jest po prostu trzymać się tematów poważnych. Robert J. Szmidt jak najbardziej należy do tej drugiej grupy. A jednak, bez odpowiednich narzędzi literackich, za wszelką cenę starał się napisać książkę humorystyczną.

Element, który czytelnika boli najbardziej, to nie papierowi bohaterowie, niczym niewyróżniający się z tłumu i będący w zasadzie stereotypami, łącznie z nadanymi imionami bądź pseudonimami. Zresztą, nawet tutaj mamy zgrzyty. No bo czy kogoś może rozbawić czarnoskóry bohater o imieniu Hitler? Mnie tutaj humor słowny gdzieś mocno umyka. Szmidt zresztą w kilku miejscach próbuje zastosować jakieś gry słów, wprowadzając Krzysia Krawczyka czy Leo i Jara Ducksonów.

Problem nie jest także brak akcji. Najgorszy jest ów nieumiejętnie budowany humor. Dialogi, które w najlepszym razie męczą. Zachowania, które co najwyżej denerwują. Powiem tak – do tej pory uważałem, że najprostszy rodzaj humoru prezentuje Pilipiuk ze swoim Jakubem Wędrowyczem. Nieskomplikowany, prosty, taki… chłopski. Szmidt natomiast próbuje żartować z imion, wprowadza pseudo wojskowy humor, brakowało tylko śmiania się z pierdów i wymiotów najemniczej braci.

Nawet wydanie tej książki, co Fabryce Słów rzadko się zdarza, jest jakieś takie niedopasowane. Projekt okładki ma się do całości nieszczególnie, dodatkowo przez tło głównej ilustracji przywodząc mi na myśl bardziej jakieś Rozmowy z katem czy Medaliony niż science-fiction.

Podsumowując, mamy książkę, która niezbyt pięknie będzie się prezentować na półce, jest kalką z wielu znanych pozycji filmowych i literackich oraz zawiera humor, który rozbawić może jedynie bardzo specyficznych czytelników bądź też takich, których spożyją najpierw kilka "głębszych". Czy można więc tę książkę polecić? Nie, nie można. Wręcz przeciwnie, można ją spokojnie znajomym odradzać. Rynek fantastyki jest tak bogaty, że szkoda w sumie tracić czas na lekturę czegoś pokroju Toy Land.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
3.0
Ocena recenzenta
6.76
Ocena użytkowników
Średnia z 21 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 5
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Toy Land
Autor: Robert J. Szmidt
Autor okładki: Grzegorz Krysiński
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 7 listopada 2008
Liczba stron: 264
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria wydawnicza: Asy polskiej fantastyki
ISBN-13: 978-83-7574-085-1
Cena: 27,99 zł



Czytaj również

Toy Land
Siermiężne zabawki
- recenzja
Toy Land - Robert J. Szmidt
Rozrywka (prawie) idealna
- recenzja
Zgasić słońce. Szpony smoka
Póki co – pazurki
- recenzja
Ostatnia misja Asgarda
Nowy początek
- recenzja
Szczury Wrocławia. Szpital
Zombie w psychiatryku
- recenzja
Riese
Mniej metra w metrze
- recenzja

Komentarze


Erpegis
    ACHAI
Ocena:
+1
Nie, no ja nie mogę. W podstawówce mnie uczyli że piszemy tak, jak słyszymy.

Achai.

Nie Achaji.
Achaja odmienia się tak jak aleja.
29-01-2009 20:33
M.S.
    @Erpegis
Ocena:
+1
Poprawione, dzięki.
29-01-2009 20:42
~Paqs

Użytkownik niezarejestrowany
    Ehh :/
Ocena:
+1
"Projekt okładki ma się do całości nieszczególnie, dodatkowo przez tło głównej ilustracji przywodząc mi na myśl bardziej jakieś Rozmowy z katem czy Medaliony niż science-fiction."

Nie chcę nic mówić jednak autor recenzji trochę poniżył "Medaliony", czy "Rozmowy z katem". Ja to przynajmniej tak odebrałem, czytając "jakieś" Rozmowy z katem, czy Medaliony"
30-01-2009 11:13
vanderus
   
Ocena:
+1
Paqs - nie było celem autora poniżanie tych książek, które cenię bardzo wysoko. Jeśli tak zostały odebrane moje słowa - przepraszam za niezręczność.

Erpegis - dzięki za zwrócenie uwagi. Mnie w podstawówce jeszcze nie uczyli jak się odmienia imię Achaja :P
30-01-2009 14:52
~Paqs

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Może też trochę przesadziłem w komentarzu, jednak lepiej pasowałoby tam inne słowo, bo właśnie "jakieś" może być odbieranie różnie przez różne osoby ;)
30-01-2009 15:40
WekT
    EE tam
Ocena:
+1
Leo i Jar Ducksonowie rządzą ;P

własnie skończyłem czytać- jako czytadło sprawdza się świetnie i mnie bawiło.

wkurzył mnie początek gdzie dla trzech kolejnych postaci autor używa przymiotnika zwalisty.


23-04-2009 15:30
Esper
    Przeczytać można
Ocena:
+1
Nieco szablonowe i płytkie, ale coś się dzieje, nie przynudza, ogólnie raczej na plus niż nie.
26-11-2011 13:58

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.