Tonące miasto - Amanda Downum

Autor: Aleksandra 'milllo' Walkowska

Tonące miasto - Amanda Downum
Trzeba przyznać, że powieść Tonące Miasto jest naprawdę niezła, jak na początek literackiej kariery Amandy Downum. Pisarka, czerpie ze swoich podróżniczych doświadczeń i fascynacji Orientem. Stwarza dzięki temu niepowtarzalny egzotyczny świat, który znakomicie trafia w gusta czytelników, być może już nieco znużonych średniowieczno-europejska stylistyką powieści w tym gatunku. Książka ukazała się w październiku i ze względu na osiągnięty sukces pisarka zdecydowała się powrócić do wykreowanej rzeczywistości w dwóch kolejnych tomach, które razem składają się na trylogię Kronik Nekromantki.

Niekiedy nieoczekiwanym źródłem inspiracji jest wydarzenie, które okazuje się być tak wielką traumą dla całego narodu, że odciska swoje piętno w literaturze w formie odmienionej prawie nie do poznania. Z krótkiego wywiadu z autorką możemy się dowiedzieć, że poza innymi czynnikami, to właśnie zniszczenie Nowego Orleanu przez huragan Katerina wywarło ważki wpływ na debiutancką powieść Amandy Downum Tonące Miasto. Należy również podkreślić, że książka ta jest dedykowana nie czemu innemu, jak właśnie Nowemu Orleanowi.

Również Stephen King zwraca na to uwagę: " wybitnym książkom i filmom często udawało się dotrzeć do czegoś lepszego niż osobiste lęki [...] potrafiły często odszukać czułe miejsce całego narodu, a książki oraz filmy, które odniosły największy sukces, niemal zawsze zdają się opisywać i wyrażać lęki wspólne dla szerszego grona ludzi ". Wprawdzie Tonące Miasto nie można nazwać powieścią wybitną, ale wpasowuję się w przedstawiony mechanizm.

Już sam tytuł wskazuje na to, że to miasto jest głównym elementem powieści. Symir tętni życiem i przede wszystkim kipi od gwałtownych uczuć i czynów ludzi, których losy nieprzypadkowo splotły się akurat w tym egzotycznym miejscu w przeddzień wybuchu rewolucji. Tytuł jest nieco zwodniczy – w pierwszej chwili skojarzył mi się raczej z zagrożoną zagładą Wenecją – co nie zmienia faktu, że wielkim plusem powieści jest właśnie niezwykle bogaty koloryt Azji, który zdradza fascynacje autorki. Zresztą fantastyczny świat jest przedstawiony bardzo przekonująco dlatego, że Amanda Downum mieszkała w Indonezji i Mikronezji i przy kreowaniu Symiru bazowała na własnych wspomnieniach. Lekki posmak Orientu jest tym bardziej odświeżający i intrygujący, że czytelnik przywykły raczej do klasycznej fantastycznej rzeczywistości, która udaje idealne europejskie średniowiecze, zostaje tu wrzucony do zupełnie innego uniwersum, które ze względu na swoją nowość nie jest tak bardzo przewidywalne. W tym momencie można powiedzieć, że początkowo taki natłok wrażeń i informacji jest chaotyczny i można mieć problemy z ogarnięciem całościowego obrazu. Takie tło jest idealną areną, na której ścierają się bohaterowie, bo przybywając do Symiru już od pierwszej chwili czujemy, że nie będzie to spokojna wycieczka krajoznawcza. Oj nie. Coś groźnego wisi w powietrzu i nie tylko żywi odczuwają niepokój – również duchy nie chcą spoczywać w spokoju.

Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie, ale nie z punktu widzenia jedynie głównej bohaterki, którą jest nekromantka Isyllt Iskaldur. Kobieta, tak ze względu na swoją profesję i cel misji, którym jest wzniecenie rewolucji przeciwko cesarstwu, jak i sposób zachowania nie wzbudza specjalnej sympatii. Oczywiście wkrótce okazuje się, że nie jest ona jedynie zimnym i wyrachowanym zawodowcem, którego nie interesuje nic poza skutecznym wykonaniem zadania. Na wykształconym starannie ochronnym pancerzu zimnej i twardej nekromantki stopniowo ujawniają się rysy świadczące o posiadaniu ludzkich uczuć i odruchów – chociażby rozterki związane z problemami osobistymi, zawiedzioną miłością i odrzuceniem. Mimo to nie było mi łatwo ją polubić. Co ciekawe, uczestniczymy w wydarzeniach także z perspektywy dwóch innych kobiecych postaci, którymi są Xinai, najemniczka, która wraz z Isyllt przybywa do Symiru i przyłącza się do rebeliantów oraz młodej kapłanki Zhirin. W przeciwieństwie do nekromantki, która jest cudzoziemką, a więc osobą z zewnątrz, pochodzące z Symiru najemniczka i kapłanka są powodowane bardzo osobistymi motywami. Trudne decyzje, jakie przyjdzie podjąć bohaterkom, i to, po której stronie konfliktu zdecydują się opowiedzieć, będą miały decydujący wpływ na to, jak potoczy się akcja oraz losy miasta i jego mieszkańców. Chociaż sama katastrofa jest nieuchronna, to można ograniczyć straty i nie dopuścić do całkowitej zagłady. Jednak to wymaga poświęcenia siebie dla wyższego dobra – która z nich będzie na to gotowa?

Amanda Downum sprawnie operuje językiem (a przynajmniej polskie tłumaczenie takie właśnie jest) i w opisach świata przedstawionego świetnie oddaje egzotyczny klimat, wierzenia i zwyczaje. Wyobraźnia jest pobudzona tymi sugestywnie skonstruowanymi obrazami, więc bez większych problemów możemy zanurzyć się w niebezpieczne, ale jakże fascynujące odmęty tej rzeczywistości.

Ogólne wrażenie po przeczytaniu powieści jest bardzo pozytywne. Nie jest to ksiązka wybitna, ale jest interesującą, dobrze napisaną ciekawostką. Mogę ją porównać do Trylogii Czarnego Maga Trudi Canavan lub Starego Królestwa Gartha Nixa. Pozycja zdecydowanie warta polecenia. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak oczekiwać na ponowne spotkanie z Isyllt.