Tomasz Kołodziejczak o braciach Strugackich i "Pikniku"
Odsłony: 265Tekst został oryginalnie opublikowany jako posłowie do książki Arkadija i Borysa Strugackich „Piknik na skaju drogi” (Wydawnictwo S.R., Warszawa, 1996). Przedruk dzięki uprzejmości autora.
DWADZIEŚCIA LAT WCZEŚNIEJ
Tomasz Kołodziejczak
1. Sam w to początkowo nie wierzyłem. Ale sprawdziłem, raz i drugi. Nie chciało być inaczej – pierwsze wydanie powieści Arkadija i Borysa Strugackich „Piknik na skraju drogi” ukazało się w Polsce dwadzieścia lat temu. Dwadzieścia. Jak sądzę, spora część jej dzisiejszych czytelników funkcjonowała wtedy raczej wirtualnie, w planach swych Rodziców (ewentualnie poznawała świat z pozycji czworonoga). Jeśli Ty, Szanowny Czytelniku, należysz do tej grupy, to informuję Cię na wstępie – za Tobą lektura książki głośnej i ważnej, jednej z kultowych powieści SF czasów PRL-u. Jeśli zaś do fantastycznego bractwa należysz już od wielu lat, to z góry Cię przepraszam – będę musiał w tym szkicu opowiedzieć o kilku sprawach dla Ciebie oczywistych. Chciałbym, aby i w Twojej głowie przewinęła się taśma z filmoteki WSPOMNIENIA, tak jak to było w moim przypadku, gdy Wydawca zaproponował mi współpracę przy edycji serii książek braci Strugackich. Drugie i do niedawna ostanie wydanie „Pikniku” ukazało się w serii „Stanisław Lem poleca”. Seria ta uchodziła za elitarną – tak z powodu nazwiska prowadzącego, jak i doboru tekstów. Trzecim wyznacznikiem elitarności był bardzo niski nakład – uwaga, uwaga – tylko dwudziestu tysięcy egzemplarzy. Tom wyszedł w roku 1977 – oznacza to, że od lat siedemnastu „Piknik”, jedna z kanonicznych ksiąg polskiego wyznawcy religii science fiction, funkcjonuje wyłącznie w publicznych bibliotekach i prywatnych księgozbiorach. Wznowiono „Ubika”, „Władcę Pierścieni”, „Dzień tryfidów”, na ladach księgarskich piętrzą się hałdy dzieł i dziełek Wielkich Mistrzów – Asimova, Clarke'a, Harrisona, Le Guin, Silverberga. Pojawili się mistrzowie nowi – Card, King, Resnick. A o Strugackich słuch jakby zaginął… Przyczyna wydaje się dość oczywista – Polacy zdecydowanie preferują produkty zza Atlantyku niż zza Bugu. Anatema owa spadła i na książki – w ciągu ostatnich czterech lat powieści autorów rosyjskich/radzieckich (niepotrzebne skreślić) praktycznie się nie ukazywały. Większość młodych czytelników z fantastyką rosyjskojęzyczną prawie w ogóle się nie zetknęła i żywi głębokie przekonanie, że to marna proza. Pomyłka!
[ciąg dalszy wyjątkowo na stronie STALKERA – kwestia ustaleń z autorem; mamy nadzieję, że nam wybaczycie :)]