» Recenzje » Tom Clancy's The Division

Tom Clancy's The Division


wersja do druku

Manhattan Blues

Redakcja: Piotr 'Clod' Hęćka

Tom Clancy's The Division
Na rynku gier MMO panuje ostatnimi czasy spory ścisk. Kolejne gry kooperacyjne oraz PvP zaczynają wyrastać niczym grzyby po deszczu; coraz częściej pojawiają się również na konsolach, które do tej pory mogły wydawać się pod tym względem zaniedbane. Do tego wyścigu dołączył niedawno Ubisoft, którego The Division był jednym z najbardziej wyczekiwanych tytułów tego roku. Tylko czy oczekiwania nie były zbyt wygórowane?

Zaraza, jak to zaraza

Fabuła zabiera nas do wyludnionego i ogarniętego anarchią Nowego Jorku. W Czarny Piątek nieznani sprawcy wypuścili zabójczy zmodyfikowany wirus, który błyskawicznie rozprzestrzenił się po mieście zabijając setki tysięcy ludzi – władze zareagowały ogłaszając kwarantannę. W odizolowanym od reszty świata mieście zapanował kompletny chaos, nad którym nie potrafiły zapanować ani służby porządkowe, ani wojsko – ulicami zaczęły rządzić gangi i brutalne grupy paramilitarne. Z uwagi na to prezydent postanowił uruchomić uśpioną jednostkę "The Division" składającą się z cywilów werbowanych i szkolonych do radzenia sobie w najgorszych możliwych sytuacjach. Pierwsza fala agentów nie opanowała zagrożenia – na miejsce właśnie wyrusza druga. Graczom przyjdzie wcielić się w członków owej tajnej jednostki i rozwiązać zagadkę samego ataku biologicznego oraz zaginięcia poprzedników.

Choć wydaje się, że historia jaką przygotowali dla nas ludzie z Ubisoftu jest dużo bardziej skomplikowana i wciągająca niż na przykład w Destiny, są to tylko pozory. Jeśli ktoś będzie chciał się w nią zagłębić, to nie ma ku temu przeszkód, jednak nie znajdzie zbyt wielu zwrotów akcji, czy wielkiej tajemnicy. Przez większość czasu na fabułę nie zwraca się szczególnej uwagi. Zarzucani kolejnymi falami przeciwników, skupiamy się na poszukiwaniu coraz lepszego sprzętu i szybko przestajemy słuchać głosów opisujących nam zadania – liczy się tylko holograficzny wykrzyknik wskazujący cel i przeciwnicy zagradzający nam do niego drogę.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Podobnie sprawa wygląda, jeśli spojrzymy na bohaterów niezależnych. Teoretycznie nasze wysiłki wspiera czwórka nowojorczyków – uziemiona w bazie ranna agentka, lekarka, spec od zabezpieczeń i inżynier. Ze wszystkimi związana jest przynajmniej jedna misja główna, która teoretycznie ma wzbudzić naszą sympatię do nich. Niestety trudno oczekiwać czegoś takiego, skoro przez kilkanaście godzin gry dostajemy tylko po dwie interakcje na osobę, przez większość czasu słysząc ich jako bezosobowy głos mówiący dokąd mamy iść. Jakby tego było mało są to jedne z bardziej przerysowanych i sztampowych postaci, jakie widziałem w ostatnich latach w podobnych produkcjach.

Dużo ciekawiej prezentuje się za to historia zawarta w znajdywanych przez nas materiałach wywiadowczych. Jest ich całe mrowie i zdobycie ich wszystkich zajmie nam całkiem sporo czasu, jednak warto przyjrzeć się im bliżej. Co ciekawe przeważnie nie są one zawiązane z naszym śledztwem, pokazują jednak dramat i życie zwykłych ludzi tuż przed i już po wybuchu epidemii. To głównie te fragmenty budują prawdziwy klimat i potrafią wzbudzić emocje, szczególnie, gdy mowa o nagranych rozmowach telefonicznych, czy niektórych echach (holograficzny obraz wydarzeń odtworzony na bazie ujęć z satelitów, kamer monitoringu oraz podsłuchów). Właśnie takiego, bardziej emocjonalnego przekazu, zabrakło w głównej fabule – a szkoda.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Symulator Nowego Jorku

Mało kto spodziewał się tak naprawdę wciągającej historii po tego rodzaju tytule. Oczekiwano za to powalających wizualiów spustoszonego miasta. W tym względzie, pomimo obniżenia jakości grafiki w stosunku do pierwszych pokazów, The Division wygląda naprawdę ładnie. Krocząc po ulicach Nowego Jorku ma się wrażenie, że poruszamy się po prawdziwym mieście. Ilość detali i szczegółów, jakie zawarto w trakcie tworzenia lokacji, może wzbudzać respekt.

To właśnie dbałość o drobiazgi spowodowała, że czujemy się jak w autentycznym obszarze kwarantanny. Przez pierwsze kilka godzin często zatrzymywałem się na ulicy i obserwowałem otoczenie. Takie szczegóły, jak choćby kruk walczący ze szczurem na środku opustoszałego chodnika, czy ludzie dalej ukrywający się w swoich mieszkaniach i obserwujący otoczenie z okien, którzy po wymierzeniu w nich bronią chowają się wewnątrz budynku, gasząc wszelkie światła – wszystko to potęguje wrażenie realizmu.

Nowy silnik graficzny również dalej duże pole do popisu. Gra świateł, zmieniająca się dynamicznie pogoda wyglądają przecudnie i realnie wpływają na rozgrywkę. Poruszając się w trakcie gęstych opadów śniegu nasze pole widzenia zostaje mocno ograniczone, zmuszając do ostrożniejszego poruszania się, nasłuchiwania oraz spoglądania na minimapę. Pociski, zgodnie z obietnicami, powodują spore spustoszenie w otoczeniu i to w miejscach, w których powinny. Można też spokojnie strzelać przez szyby do przeciwników chowających się za samochodami. Pod względem wizualnym Ubisoft spisało się na medal.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jedyną rzeczą, która w tym względzie kuleje jest personalizacja naszego bohatera. Obiecywany w trakcie trwania bety rozwiniętym system tworzenia wyglądu okazał się lekko ulepszoną wersją zaprezentowanego wcześniej. Równie dobrze można było nie implementować tego wcale. Jedyna rzeczą, która może wyróżniać nas z tłumu innych agentów to ubrania (nie mające wpływu na statystyki), jakie zdobywamy w trakcie gry. Przez to sprzęt, który rzeczywiście ma znaczenie dla rozgrywki, nie jest praktycznie widoczny (poza kaburą udową i nakolannikami), co na dłuższą metę zabiera trochę uroku naszemu agentowi.

Walka o zasoby

Skupmy się jednak na tym, co najważniejsze, czyli samej rozgrywce. Mechanika, jaką zaimplementowano, sprawdza się naprawdę dobrze. Widać tutaj doświadczanie z takich tytułów, jak Ghost Recon: Future Soldier. System osłon działa bez zarzutu, a zachowanie broni jeszcze bardziej zwiększa poczucie realizmu. Jedyną rzeczą jaka zaburza ten obraz jest wspomniany we Wrażeniach z bety przeniesiony z cRPG system rozwoju, który zamienia przeciwników w istne gąbki na pociski; aby powalić ich na ziemię, trzeba dosłownie nafaszerować ich ołowiem.

Ilość rzeczy do zrobienia może robić wrażenie. Misje fabularne są zaprojektowane całkiem zgrabnie i jest ich sporo. Pomimo że przez cały czas polegają mniej więcej na tym samym, to nie nudzą się. Wszystko dzięki temu, że poszczególne lokacje znacznie różnią się od siebie budową oraz rozmieszczeniem przeciwników. Wymusza to delikatnie inną taktykę, wykorzystywanie różnych umiejętności i różnych rodzajów broni. Zabawa jest przednia przede wszystkim wówczas, gdy przedzieramy się przez przeciwników w czteroosobowych zespołach. Niestety zabrakło tutaj walk z bossami z prawdziwego zdarzenia. Na samym końcu zawsze czeka na nas przeciwnik różniący się od napotkanych wcześniej jedynie posiadaniem imienia/ksywki i potrafiącym przyjąć na siebie 3-4 razy większą porcję pocisków. Chmara przeciwników, jaka jest rzucana do walki przeciwko nam, nie powala różnorodnością. Przez większość czasu ścieramy się z tymi samymi wrogami, którym w zależności od frakcji lekko zmienia się rodzaj broni i wysokość zadawanych obrażeń. Jest tu zdecydowanie sporo miejsca na usprawnienia.

Nieco inaczej sprawy mają się z zadaniami pobocznymi. Na wstępie trzeba oddać, że jest ich bardzo dużo, jednak wystarczy chwila, żeby zorientować się, że to kilka tych samych misji powielanych w kolejnych dzielnicach. Ubisoft praktycznie pokazał wszystko w becie i poza jednym rodzajem zadania wyzwalanie kolejnych dzielnic wygląda zawsze tak samo. Do tego twórcy niejako zmuszają nas do ich wykonywania, gdyż dzięki nim zdobywamy punkty rozbudowy naszej głównej bazy, a wykonanie wszystkich misji w danej dzielnicy odsłania lokalizację wszystkich danych wywiadowczych na tym obszarze – co jak wspomniałem wcześniej warto zrobić.

Zdobywanie kolejnych poziomów powiązane jest wyłącznie ze zwiększeniem punktów zdrowia oraz jakości dostępnego sprzętu. Wszelkiego rodzaju umiejętności otrzymujemy po wykupie ulepszeń naszej bazy. W zależności od skrzydła (medyczne, ochrony, techniczne) wykonujemy zlecane przez jego szefa misje, zdobywając w ten sposób odpowiednią ilość krytycznych dlań zasobów. Po uzbieraniu odpowiedniej sumy wykupujemy ulepszenia, dzięki którym otrzymujemy nowe gadżety, talenty i umiejętności. Jest to ciekawy pomysł, dość zgrabnie łączący elementy RPG z realizmem.

Życie po 30

Pytaniem jest, czy pomimo swojego sieciowego przeznaczenia jest to tytuł, w który można grać solo. Jeśli interesuje kogoś całkiem spore wyzwanie i samotne przedzieranie się przez kolejne fale przeciwników, to powinien się bawić całkiem dobrze. Przejście głównej kampanii zajmuje ok. 15 godzin, parę dodatkowych spędzimy czyszcząc mapę. Biorąc pod uwagę dobrą mechanikę powinna ona przypaść do gustu każdemu maniakowi strzelanek.

Kompletnie inne doświadczanie wyniosą wszyscy ci, którzy zaprosili do gry znajomych lub poszukają nowych wśród pozostałych graczy. Dopiero tutaj widać prawdziwy potencjał tego tytułu. Wybijanie kolejnych hord przeciwników, gra zespołowa, salwy śmiechu z nieudanych ataków i słowa uznania po efektownych akcjach sprawiają, że The Division przyciąga niczym magnes. Wspólne szukanie coraz to lepszego sprzętu i przechodzenie misji na wyższych poziomach trudności, pozwala zapomnieć o wszelkich niedociągnięciach oraz powtarzalności naszych działań.

Niestety sprawa prezentuje się gorzej w momencie przejścia głównej osi fabuły oraz osiągnięciu maksymalnego poziomu (30). Brutalna prawda wygląda tak, że gra nie ofiarowuje zbyt wielkiej zawartości w tym względzie. Pierwsze kilka/kilkanaście godzin pozwala walczyć o lepszy sprzęt i mierzyć się z przeciwnikami na poziomie trudności "Ambitny". Jednak szybko dochodzi się do punktu, w którym jedyną motywacją jest zdobywanie dodatkowej waluty, za którą kupujemy najpotężniejszy sprzęt i zbieranie jej do czasu pojawiania się nowego dodatku oraz odblokowania Najazdu. To trochę za mało.

Inna Strefa Mroku

Oczywiście zostaje jeszcze Strefa Mroku będąca swego rodzaju areną łącząca cechy PvE i PvP. Jest to miejsce dość dziwne i rządzące się własnymi prawami. Z jednaj strony przedmioty przede wszystkim zdobywa się na mobach. W SM jest ich dużo więcej, są groźniejsi, ale dzięki temu można zdobyć potężniejsze wyposażenie. Jedyną różnicą w stosunku do zwykłej rozgrywki jest konieczność wysyłania sprzętu do odkażenia, a śmierć oznacza utratę zdobytego ekwipunku – czasami permanentną, jeśli zostanie zabrany przez innych graczy, zanim zdążymy po niego wrócić.

Z drugiej strony w przeciwieństwie do głównej mapy widzimy innych graczy, z którymi możemy zarówno współpracować, jak i walczyć. Zabicie innego agenta, podobnie jak w becie, skutkuje uzyskanie statusu "buntownika" i wyznaczeniem nagrody za naszą głową – w zamian możemy przejąć przedmioty naszej ofiary i jeśli przeżyjemy dostatecznie długo, aby stracić ów status, otrzymamy bonus w postaci dodatkowych pieniędzy. Na szczęście ostatnie patche poprawiły balans i w końcu rywalizacja z innymi graczami przestała być tak nieopłacalna (utrata doświadczenia, prowadząca do utraty poziomów SM).

I w tym miejscu pojawia się dość mocny rozdźwięk miedzy stylami walki. Jeśli mierzymy się z innymi graczami wykorzystywanie zasłon traci jakikolwiek sens, gdyż zbyt długie przebywanie za takową jest praktycznie wyrokiem śmierci. Konsekwencją tego jest bezużyteczność większości umiejętności jakie posiadamy. W połączeniu ze zbyt potężnymi umiejętnościami specjalnymi (jedna praktycznie powoduje, że całość drużyny przez krótki okres jest nieśmiertelna) pojedynki między grupami polegają na ciągłym turlaniu raz w prawo, raz w lewo i ostrzeliwaniu w biegu lub gonieniu się z jednego końca mapy na drugi. Wszystko z uwagi na to, że jeśli grupa buntowników znajduje się zbyt długo w jednym miejscu zostaną otoczeni i wybici, a sam status zmniejsza się tylko poza walką. Koniec końców tryb PvP zamienia się w dziką wersję Wielkiej Pardubickiej całkowicie zatracając swój wcześniejszy charakter.

Można powiedzieć, że z jednej strony to duża niekonsekwencja, z drugiej mocno urozmaica rozgrywkę. Ewidentnie brakuje tutaj przynajmniej jednego lub dwóch typowych trybów PvP, w których można spokojnie rywalizować z innymi, nie tracąc przy tym charakteru gry. Jakkolwiekby na to nie patrzeć, zabawa w pojedynkę lub dwójkę może mocno zniechęcić, gdy okolice patrolują dobrze zgrane czwórki polujące na innych, gdyż spotkanie takowej kończy się szybkim rozstrzelaniem. Niemniej warto zaglądać do tego odciętego rejon Nowego Jorku, gdyż dostarcza on wielu emocji, szczególnie jeśli ma się przy sobie paczkę znajomych.

Ciężka walka agentów

The Division okazało się co najmniej dziwną grą, która równocześnie spełnia wszelkie oczekiwania, ale pod wieloma względami jest co najwyżej średniakiem. Genialna pod względem technicznym i wizualnym, momentami zniechęca swoją powtarzalnością. Gdy spojrzymy na poziom fabuły nie odbiega on od podstawowej wersji swojego głównego konkurenta, czyli Destiny. Do uzyskania poziomu 30 oraz przejścia wszystkich misji dostarcza wiele rzeczy, którymi możemy się bawić, jednak zawartość po przekroczenie tego progu nie powala na kolana.

Gra w pojedynkę potrafi dać wiele radości, ale od samego początku czuje się, że przy takim podejściu tytuł wiele traci. Wszyscy, którzy chcą w ten sposób przywracać porządek w Nowym Jorku, mogą spokojnie poczekać aż gra stanieje. Jednak jeśli ma się znajomych gotowych stanąć z nami ramię w ramię, odbiór całości staje się zupełnie inny. Strefa kwarantanny wciąga niczym bagno i nie pozwala się wyrwać. Wewnątrz wiemy, że robimy po raz kolejny dokładnie to samo, ale zupełnie to nie przeszkadza. Ze słuchawką w uchu i mikrofonem przy ustach jesteśmy gotowi stawić czoła wszystkiemu, co rzucą przeciw nam serwery Ubisoftu i nie liczy się nic innego.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 2
Obecnie grają: 1

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Tom Clancy's The Division
Seria wydawnicza: Tom Clancy's
Producent: Massive Entertainment
Wydawca: Ubisoft
Dystrybutor polski: Ubisoft Polska
Data premiery (świat): 8 marca 2016
Data premiery (Polska): 8 marca 2016
Platformy: PS4, Xbox One, PC,
Strona WWW: tomclancy-thedivision.ubi.com/game/...



Czytaj również

Wrażenia z bety The Division
Przedsmak pandemonium
Tom Clancy's Ghost Recon: Wildlands
Armia czterech
- recenzja
Watch Dogs Legion
Jesteśmy legionem
- recenzja
Tom Clancy’s Ghost Recon: Breakpoint
Symulator Ducha
- recenzja
Far Cry New Dawn
Przypudrowana postapokalipsa
- recenzja
Assassin's Creed Odyssey
W poszukiwaniu tożsamości
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.