16-07-2011 21:43
To nie jest mój Optimus Prime
W działach: film | Odsłony: 39
Praktycznie tydzień zajęło mi strawienie trzeciej części Bayformers. O ile pierwszą częścią byłem zachwycony, to najnowsza produkcja (nazwanie jej "dziełem" byłoby daleko idącym nadużyciem ironii) okazała się masakrą na miarę pierwszych scen z oryginalnego animowanego filmu z lat osiemdziesiątych. I broń Teorio Strun, nie chodzi tu o dramatyzm, a raczej o to, co zrobiły Decpeticony z Autobotami.
To, co zobaczyłem w kinie oscylowało w okolicach Jądra Ziemi. Psia kupa nie stanie się smaczniejsza, jeśli polejemy ją czekoladą, posypiemy wiórkami i nadziejemy na patyk, a do tego damy klamerkę na nos, żebyśmy nie poczuli smrodu odchodów. Film nie ma fabuły. Jest fabuła zastępcza, pełna retconów, które trzymają się jedynie dzięki wyjątkowo gruby niciom. Nagle bowiem okazuje się, że cały plan z pierwszej części - czyli zdobycia Wszechiskry i zniszczenia Autobotów jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Tak naprawdę, to Sentinel i Megatorn dogadali się wcześniej i chcieli spotkać się na Ziemi, by wykorzystać ludzi do odbudowy Cybertronu.
Co dalej? Dalej mamy złe i średniej klasy aktorstwo, które pozwoliło Rosie wypaść przyzwoicie. Laska dużo nadrabia akcentem. Nie dość, że jest ładna, to jeszcze jest Brytyjką. Jak na debiutantkę i osobę występującą sprawuje się całkiem nieźle, dzięki czemu jedyną zauważalną zmianą w roli żeńskiej względem poprzedniej części jest kolor włosów.
Jeśli zaś chodzi o Sama.... No cóż, Shia nie popisał się za bardzo. Dużo krzyczy, macha łapami, łaje swój samochód i jedynego przyjaciela w jednym. I to właściwie tyle. No dobra, Shia jest śmieszny, kiedy chwali się medalem od Obamy. I to chyba jedyne kilka momentów (gdyż robi to wielokrotnie), kiedy jest śmieszny.
Na koniec zostawiam sobie rzecz, która mnie najbardziej wkurzyła w tym filmie, tj. poprowadzenie postaci Optimusa. Ten, kto oglądał serial animowany, wie, że przywódca Autobotów jest postacią dobrą, walczącą bardziej z przymusu, niż z wyboru. W końcu jego motto, to wolność jest prawem każdej świadćomej istoty. Właściwie to jest postacią chrystianiczną, która ginie za grzechy i głupotę młodego pokolenia, by przyjść powtórnie i ocalić świat. Proszę zatem mi wytłumaczy, dlaczego nagle wyrywa swojemu przeciwnikowi głowę z kręgosłupem, jak jakiś, kurwa, Sub-Zero, a potem dokonuje egzekucji na zdrajcy? Rozumiem, że serial animowany był adresowany do innego odbiorcy niż film, ale żeby z Optimusa robić Punishera?
Na szczęście Dark of the Moon to ostatnia część serii o Transformerach. Trzymam Baya za słowo i mam nadzieję, że nie zobaczę czwartej części z dinobotami albo predaconami (gadający Lazerbeak mnie rozwalił wystarczająco) w roli głównej, pomocniczej, czy pobocznej.
Post oryginalnie umieszczony na Don't let Chtulu eat me
To, co zobaczyłem w kinie oscylowało w okolicach Jądra Ziemi. Psia kupa nie stanie się smaczniejsza, jeśli polejemy ją czekoladą, posypiemy wiórkami i nadziejemy na patyk, a do tego damy klamerkę na nos, żebyśmy nie poczuli smrodu odchodów. Film nie ma fabuły. Jest fabuła zastępcza, pełna retconów, które trzymają się jedynie dzięki wyjątkowo gruby niciom. Nagle bowiem okazuje się, że cały plan z pierwszej części - czyli zdobycia Wszechiskry i zniszczenia Autobotów jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Tak naprawdę, to Sentinel i Megatorn dogadali się wcześniej i chcieli spotkać się na Ziemi, by wykorzystać ludzi do odbudowy Cybertronu.
Co dalej? Dalej mamy złe i średniej klasy aktorstwo, które pozwoliło Rosie wypaść przyzwoicie. Laska dużo nadrabia akcentem. Nie dość, że jest ładna, to jeszcze jest Brytyjką. Jak na debiutantkę i osobę występującą sprawuje się całkiem nieźle, dzięki czemu jedyną zauważalną zmianą w roli żeńskiej względem poprzedniej części jest kolor włosów.
Jeśli zaś chodzi o Sama.... No cóż, Shia nie popisał się za bardzo. Dużo krzyczy, macha łapami, łaje swój samochód i jedynego przyjaciela w jednym. I to właściwie tyle. No dobra, Shia jest śmieszny, kiedy chwali się medalem od Obamy. I to chyba jedyne kilka momentów (gdyż robi to wielokrotnie), kiedy jest śmieszny.
Na koniec zostawiam sobie rzecz, która mnie najbardziej wkurzyła w tym filmie, tj. poprowadzenie postaci Optimusa. Ten, kto oglądał serial animowany, wie, że przywódca Autobotów jest postacią dobrą, walczącą bardziej z przymusu, niż z wyboru. W końcu jego motto, to wolność jest prawem każdej świadćomej istoty. Właściwie to jest postacią chrystianiczną, która ginie za grzechy i głupotę młodego pokolenia, by przyjść powtórnie i ocalić świat. Proszę zatem mi wytłumaczy, dlaczego nagle wyrywa swojemu przeciwnikowi głowę z kręgosłupem, jak jakiś, kurwa, Sub-Zero, a potem dokonuje egzekucji na zdrajcy? Rozumiem, że serial animowany był adresowany do innego odbiorcy niż film, ale żeby z Optimusa robić Punishera?
Na szczęście Dark of the Moon to ostatnia część serii o Transformerach. Trzymam Baya za słowo i mam nadzieję, że nie zobaczę czwartej części z dinobotami albo predaconami (gadający Lazerbeak mnie rozwalił wystarczająco) w roli głównej, pomocniczej, czy pobocznej.
Post oryginalnie umieszczony na Don't let Chtulu eat me