Miasteczka to debiutancka produkcja Petera McPhersona opublikowana za granicą nakładem Alderac Entertainment Group. W omawianym tytule od 1 do 6 graczy zapełnia planszetki złożone z 16 kwadratowych pól różnymi budowlami. Na koniec gry otrzymamy za nie upragnione punkty zwycięstwa. Istnieje również wariant dla grup większych niż sześć osób, lecz wymaga kolejnych egzemplarzy gry.
Na początku wystarczy uformować pulę zasobów (szkło, cegła, drewno, kamień i pszenica) i wyłożyć kilka kart budynków. Każdy z nich można wznieść na planszy po uprzednim skompletowaniu odpowiedniej konfiguracji wspomnianych materiałów. Brzmi banalnie, o co więc tyle krzyku?
Aby nie było za łatwo dochodzą dwie istotne kwestie. Niezbędne surowce ułożono na kartach budynków (m.in. farmy, tawerna, kaplica, fabryka) we wzory widoczne na drugim zdjęciu. I dokładnie takie kształty należy odzwierciedlić na swojej planszy za pomocą kostek symbolizujących materiały. Trzeba przy tym pamiętać, że pole mieści tylko jeden zasób, a podczas przenoszenia układów na plansze wzory mogą być nie tylko obracane, ale także odbijane niczym przy użyciu lustra.
Nasuwa się zatem pytanie, jak pozyskiwać niezbędne materiały. Otóż pierwszy gracz wybiera pożądany zasób, a pozostali… muszą pobrać taki sam i znaleźć dla niego wolne miejsce. Następnie każdy ma okazję do ukończenia prac nad budynkami, o ile tylko posiada odpowiednie kombinacje, po czym znacznik budowniczego trafia do kolejnej osoby, która wskaże wszystkim przyszły budulec.
Już samo zapełnianie planszy według powyższych reguł bawi i często stawia przed dylematem czy lepiej wybrać materiał dla siebie, czy może taki, który pokrzyżuje szyki przynajmniej niektórym rywalom. Niemniej nie byłoby to tak przyjemną pożywką dla mózgu, gdyby nie specjalne właściwości budynków i system punktacji. Umiejętne zabudowywanie swojej planszy i odpowiednie umieszczanie surowców, aby nie krępować sobie późniejszych ruchów to sedno zabawy. Samo zapchanie poletka to za mało. Kaplica przynosi punkty za wybudowane chałupy, o ile zamieszkują je nakarmieni ludzie. Z kolei do zaspokojenia głodu czterech domostw konieczna jest farma, zaś dodatkowe oczka można zdobyć dzięki otoczeniu studni wspomnianymi chałupami. A to tylko zależności wynikające z podstawowego zestawu kart budynków.
Jednakże z zaimplementowanym mechanizmem pozyskiwania surowców wiążą się obawy odnośnie skalowania. W duecie można się pokusić o realne zaplanowanie swojego poletka, a przy trzech graczach jest to już trochę trudniejsze. Nie miałem okazji zagrać w większej grupie, lecz sposób przydzielania zasobów jasno wskazuje, że im więcej graczy tym trudniej o wybieganie w przyszłość.
Być może niektórym przypadnie do gustu właśnie takie lawirowanie pośród niechcianych zasobów, lecz pewnie większość budowniczych będzie z tego względu niepocieszona. Z pomocą przychodzi np. magazyn pozwalający na przechowywanie surowców, aczkolwiek podczas rozgrywki nie wykorzystuje się wszystkich kart budynków i nie zawsze będzie on na wyciągnięcie ręki. Istnieje także alternatywny sposób rozdzielania materiałów zakładający losowanie karty definiującej pobierany surowiec. W takim przypadku po dwóch wskazaniach z kart każdy gracz może dobrać trzeci zasób według własnych potrzeb. Los (dociąg) może nam wtedy spłatać figle, lecz przynajmniej nie uczyni tego żaden rywal.
Mimo powyższych zastrzeżeń czekam na polską edycję Miasteczka – Tiny Towns ze sporym zainteresowaniem. "Tetrisowe" zagospodarowanie ograniczonej – i do tego zawężającej się – powierzchni przyjemnie stymuluje do kombinowania i przynosi sporo satysfakcji ze zręcznego manewrowania na placu budowy. Warto mieć ten tytuł na oku.