The Saboteur

Z pamiętnika działacza ruchu oporu...

Autor: Łukasz 'Squallu' Winkel

The Saboteur
"Byłem zwykłym mechanikiem i kierowcą rajdowym... Niemcy wypowiedzieli wojnę światu i już nic nie pozostało takie samo jak wcześniej."
Nowa produkcja Pandemic Studios opowiada historię okupowanej przez nazistów Francji, widzianej oczami człowieka, który w trudnych czasach chwyta się ciężkich środków, by sprzeciwić się reżimowi. Zespół rajdowy złożony z Włochów i jednego Irlandczyka (główny bohater), zastaje w trasie Francję w przededniu drugiej wojny światowej. Sean Devlin traci przyjaciela z rąk nazistów i pozostaje mu utknąć w Paryżu na dłużej. Pragnienie pomsty za śmierć swego towarzysza topi w alkoholu do czasu, aż nie zostaje zauważony przez założycieli ruchu oporu. Nasz dumny bohater zgadza się i pakuje pięści prosto w nazistowską twarz czarno-czerwonych oprawców spod znaku swastyki.


Dni kolejne..

Wiem, że myśleliście, iż będę próbował całą recenzję oprawiać w elementy narracyjne, ale nie czuję takiej potrzeby. Na rozgrzewkę polecam Wam obejrzeć kilka odcinków Allo, Allo a dopiero potem przeczytać ten tekst.
Saboteur to nieślubne dziecko Grand Theft Auto, Assassin's Creed dodatkowo pachnie Mafią a Ci, którzy się przypatrzą poczują się trochę w niej jak Bękarty Wojny.
Mimo tak ogromnej mieszanki sprawdzonych patentów, nie możemy zakładać od razu sukcesu.
Poza klimatem, który jest zasługą kilku czynników, to nie jestem poruszony do granic możliwości, no ale.. do rzeczy kochani! Pora dać Wam spróbować tej wieloskładnikowej zupy!
Przed nami sandbox, który pozwala nam pobiegać po Paryżu i jego obrzeżach. Główny wątek fabularny stopniowo pozwala nam, na zwiedzanie coraz to większych obszarów francuskiej stolicy, która roi się wręcz od niemieckich oprawców. Twórcy zaplanowali kilka różnych form aktywności, by urozmaicić nam zabawę.


Świat w monochromatycznych barwach.

Pierwszą rzucającą się w oczy cechą charakterystyczną gry jest kolorystyka. Świat przedstawiony w czarno białych kolorach, w których poza paletą wyróżniają jedynie czerwone barwy okupantów. Krocząc przez ulice Paryża, widzimy tylko szary, mroczny świat, na każdym kroku atakowany przez agresywne czerwienie swastyk, które współgrają z zachowaniem ich właścicieli. Francuzi są bici, poniżani i zastraszani przez nazistów i czujemy to nie tylko poprzez obraz ale i dźwięki tła. Gdzieś w bocznej uliczce jakaś kobieta napastowana przez dwóch niemieckich żołnierzy, kończy swój żywot pod lufą Mausera, którego huk rozbrzmiewa za naszymi plecami. Słychać niemieckie pokrzykiwania, jęki uciskanych i warkot Zepellinów Trzeciej Rzeszy, które jak sępy krążą nad gwałconą stolicą. Reflektory na dachach rzucają świetlne kręgi na pochmurne niebo. Jesteśmy rzuceni w świat dość smutny, oprawiony dodatkowo w sarkastyczne uwagi Seana na temat rzeczywistości. Każda misja fabularna zwiększa siłę ruchu oporu i poparcia ze strony obywateli, co obrazowane jest poprzez stopniowe kolorowanie otoczenia. Części miasta, gdzie wpływy oprawców zostały zmniejszone są kolorowe, słoneczne i żywe. Oczywiście żołnierze Trzeciej Rzeszy chodzą po tych ulicach, ale nie rzucają się już tak w oczy. Ciekawa forma pokazania osłabionych więzów nazistowskich gwałcicieli.
Graficznie gra nie należy do najgorszych – większość tekstur postaci jest dobrej jakości, ale też szczególnie nie powalają. Elementy miasta również prezentują się nie najgorzej. Niestety ogromną wadą jest niedopracowana animacja. Co z tego, że nasz protagonista wygląda ładnie, skoro niektóre z jego ruchów są niedopracowane? Brakuje kilku klatek przy wchodzeniu na drabiny, gwałtownych obrotach, czy też zmianie tempa poruszania – Sean czasami zachowuje się tak jakby miał wrotki na nogach. Skacząc z większych wysokości mamy dwie możliwości – albo zobaczymy animację bolesnego upadku, albo też sabotażysta spada na proste nogi nawet bez uginania ich. Prawie jak Batman tyle, że Sean nie ma peleryny i kombinezonu, które amortyzują taki upadek. On biega w codziennym odzieniu, więc połamałby sobie większość kości.


Dachy Paryża

Skoro już mowa o spadaniu, to warto poruszyć kwestię, która mnie najbardziej zabolała – wspinaczka, skakanie i wszystko co z tym powiązane. Twórcy stwierdzili zapewne, że współczesne produkcje, po Assassin's Creed, muszą mieć elementy parkour i wszystkich innych wysokościowych fantazji. Pojawia się pewien problem – lepiej nie mieć w grze tego elementu niż mieć niedopracowany. Sean nie jest zwinnym makakiem jak chociażby taki Ezio, a irlandzkim mechanikiem, który wspina się jak słoń. Słonie nie wspinają się? Dobrze – sabotażysta też nie powinien próbować, jeżeli robi to właśnie w taki sposób. Jego ruchy są toporne, sztywne i utrudnione kiepsko zaprojektowanym mechanizmem poruszania się. Nawet jak się już wdrapiemy na dach, to zawsze pozostaje nam z niego zejść a i w tą stronę jest nieprzyjemnie. Skacząc w dół, łapie się każdej krawędzi i każdą musimy puszczać indywidualnie jeśli nie chcemy zakończyć śmiertelnym upadkiem. Oczywiście możemy to kontrolować przez przytrzymanie przycisków puszczania się, by zignorował kilka parapetów, ale nadal powoduje to więcej problemów niż powinno. Planowane zwinne zejście, okazuje się mozolną męczarnią. Tak być nie powinno.
Tak samo z pływaniem – Sean jak na palacza – ma kondycję atlety i potrafi przepłynąć cały kanał La Manche, niestety wygląda to też topornie, surowo i brzydko. Wieczny kraul – mix trzech ruchów i nawet zawraca jak motorówka a nie człowiek. Mogłem to zaakceptować w 2005 roku ale nie po tylu latach, gdzie mamy zwinnie pływającą Larę Croft, czy też Ezio Auditore da Firenze znanego w niektórych kręgach jako "zamaskowana Otylia Jędrzejczak po zmianie płci".
Pozostańmy więc na suchej, płaskiej ziemi i przyjrzyjmy się reszcie ciekawostek.


Najlepsze kasztany są... gdzieś we Francji.

Misje są różnorodne i dozwolone są różne formy ich ukończenia. Jako rasowy działacz ruchu oporu, wysadzamy ważne dla wroga budynki, samochody i inne punkty, mordujemy całą masę nazistów, ratujemy cywili w opresji – ogólnie rzecz biorąc – wzmacniamy siły opozycji z każdym krokiem.
Główny wątek fabularny jest stosunkowo krótki i zaskoczyłem się gdy po samym wprowadzeniu na liczniku postępu gry widniało 15% ukończenia. Żeby ten mankament nieco zakryć i przykleić graczy do fotela na dłużej, dostajemy szwedzki stół w postaci pobocznych misji, kilku tzw. „znajdziek” i systemu bonusów. Side-questy poszerzają nam asortyment, gdyż poza poznawaniem bliżej kilku bohaterów, dostajemy pieniądze, za które możemy na czarnym rynku kupić dodatkową broń, uzupełnić amunicję, czy też zwiększyć siłę wsparcia ze strony innych sabotażystów. Co ciekawe – misje poboczne mają oddzielny licznik postępu. Znajdźki poza typowymi dla takich gier punktami widokowymi do odnalezienia, występują w postaci miejsc do sabotowania. Możemy wysadzać wieżyczki strażnicze, stacje paliw, czy też wybijać generałów nazistowskich, którzy ukrywają się w różnych punktach Paryża. Są też dodatkowe misje związane z wyścigami po ulicach stolicy. Wspomniane bonusy to dodatkowe umiejętności, które odblokowują się po wykonaniu wymaganych kryteriów. By nasz irlandzki zawadiaka mógł mocniej bić przeciwników – musimy powalić trzech nazistów w walce wręcz. Dopiero po tym w nagrodę dostajemy dodatkowy szybki atak, który błyskawicznie zabija wroga. Każda umiejętność może być urozmaicona, co pozwala na specjalizowanie się w konkretnej dziedzinie – lepszy strzelec, spec od eksplozji, czy też kierowca, którego nie da się dogonić. To dość przyjemny dodatek, zwłaszcza, że same opisy bonusów są śmieszne i ciekawe.
Skoro już mowa o samochodach, to chciałbym poruszyć kilka kwestii…


Irlandczyk za kółkiem, którego naziści ścigają na drogach „żabojadów”.

Inaczej nie da się nazwać tego, co widzimy w The Saboteur. Sean, niczym w GTA może wsiąść do każdego samochodu i podróżować po ulicach. Wystarczy powoli się przejechać, żeby zobaczyć niedopracowania. Algorytm ruchu ulicznego ma kilka niedoróbek. Widzimy niemieckie auta, które ścinają zakręty obalając po drodze lampy, słupy i ludność cywilną. Możemy to oczywiście wytłumaczyć prezentacją braku szacunku ze strony okupantów, ale to marne wytłumaczenie kiepskiego algorytmu jazdy AI. Poza tym, nawet nie patrząc na otoczenie, sami widzimy różne ciekawostki. Jeżeli wykonujemy jakąś misję i wsiądziemy do samochodu – automatycznie dostajemy coś na wzór GPS z GTA, który prowadzi nas jak po sznurku - przez ulice do celu. Rozumiem, że jest to ułatwienie i upłynnienie samego poruszania się po paryskiej aglomeracji, ale żeby od razu nakłaniać nas do łamania przepisów? GPS oblicza najkrótszą trasę i często prowadzi nas przez rondo pod prąd, czy też przez pasy zieleni. Sama fizyka jazdy jest tak samo uproszczona, jak we wspominanym już symulatorze złodzieja samochodów i kryminalisty. Mamy dość szeroki wachlarz pojazdów do wyboru i możemy sobie przywłaszczać ulubione - poprzez garażowanie u mechaników ruchu oporu. Sean może nawet z samochodu zrobić bombę na kółkach, którą wbija się w niemieckie punkty, uprzednio się ewakuując przez wyskoczenie z pędzącego auta.


Allo, Allo, czy Bękarty Wojny?

Trudno określić, czy The Saboteur ma więcej wad, czy zalet, gdyż jak na nową grę, ma dość dużo błędów znanych z poprzednich gier. Niedopracowane animacje i detale często nas ranią jakimś odłamkiem, który odpada od całokształtu produkcji. Dla przykładu – eksplozje wyglądają całkiem „wybuchowo” ale co z tego, skoro w kilku misjach widzimy wybuchający budynek, a po chwili, gdy dym się rozwiewa – stoi przed nami nietknięty? Innym zabawnym absurdem, który został powtórzony po poprzedniczkach gatunku gier „hit and run” jest alarm i ucieczka przed pościgiem. Sean gdy nabroi jest ścigany przez zwiększające się posiłki nazistów i by znowu stać się anonimowym musi uciec poza wyznaczony obszar alarmowy (chyba już gdzieś to widziałem..).
Tak samo jak w grach, z których ten patent został porwany – gdy uciekniemy choć metr poza ten obszar - alarm nagle zanika i nawet jeżeli mieliśmy stado SS-manów na tylnym siedzeniu, to oni nagle doznają amnezji i zaprzestają pościgu. Możemy też korzystać z kryjówek, które automatycznie wyłączają alarm. Całowanie francuskich kobiet również wydaje się nazistom dowodem na niewinność, gdyż po takim akcie możemy kontynuować wdrażanie naszych niecnych planów mordowania członków Trzeciej Rzeszy. By podejść bliżej punktów do wyeliminowania możemy nawet przebrać się za uprzednio zabitego przedstawiciela fanów swastyk. Jak Agent 47 w Hitmanie, zakładamy szaty wroga i niczym wilk w owczym przebraniu, podkładamy dynamit na plecach samego Hitlera! Nie mogę się uczepić akurat kamuflażu, gdyż jest przemyślany. Niemcy są podejrzliwi i mogą zwietrzyć podstęp po przyjrzeniu się naszym fałszywym wąsom, Są też specjaliści w postaci Gestapo, którzy wykryją każdego u kogo nie krąży czysta aryjska krew.
Podkradanie się czasami stawia wyzwanie i wymaga wprawy w odpowiednim poruszaniu się, by nie zostać zawczasu zdemaskowanym. Zdarzyły się kilka razy sytuacje, gdy zostałem nakryty, mimo iż nie było takiej możliwości – prawdopodobnie niedoskonałość systemu skradania.

Co z samą tematyką? Czy sprawa ruchu oporu jest potraktowana po macoszemu, żartobliwie, czy też mamy tutaj do czynienia z grą dla dojrzałego gracza?
Gra pokazuje okrucieństwa wojny i jedyne śmieszne rzeczy na jakie wpadłem to niektóre dialogi, gdzie nasz protagonista pokazuje ironiczny pazur bądź też momenty, gdy podsłuchiwałem nazistów. Uśmiech na twarzy pojawia się, gdy słyszymy rozmowy niemieckich wojskowych, wykonywane przez angielskich aktorów, którzy nie do końca czasami wiedzą jak powinno się mówić odpowiednie słowa. Voice-acting zatem ma swoje wzloty i upadki, ale nie jest bardzo zły – jest dobry.
Wracając do tematu – Sean jest dorosłym facetem, który pragnie zemsty, pali (sami możemy decydować nawet kiedy), pije i przeklina. Pierwsza kryjówka, w której mieszka to zaplecze kabaretu/klubu dla mężczyzn, gdzie półnagie dziewczyny śpiewają i tańczą ku uciesze okupantów.
Mamy więc przemoc, gwałty na kobietach, demonizowanie nazistów, wszystko w oprawie muzyki z tamtych lat. Ja traktuję tą produkcję jako połączenie brutalności Bekartów Wojny Tarantino z absurdem życia członków ruchu oporu, którzy na co dzień żyją w otoczeniu wroga tak jak mogliśmy to zaobserwować we wspomnianym już serialu komediowym Allo, Allo.
Patrząc na całość – mamy bardzo ładnie odtworzony okres okupowanej Francji, w który zanurzamy się każdym zmysłem i tutaj nie mam tak naprawdę czego się uczepić. Gorzej jest od strony technicznej, która wymaga wielu poprawek i mnie osobiście boli. Nie jest to pozycja doskonała, ale też nie przejdziemy obok niej obojętnie. Warto poświęcić jej chwilę.
Dla fanów wyżej wymienianych przeze mnie filmów – gra będzie znacznie ciekawsza i przyjemniejsza, więc prosiłbym ich o dodanie nawet +2 do mojej oceny.

-"It is I Leclerc!"
-"Good. We'll be doing one thing and one thing only – killing nazis!"


Dziękujemy firmie Electronic Arts Polska za udostępnienie egzemplarza do recenzji.