» Literatura » Książki » The Force Unleashed – Sean Williams

The Force Unleashed – Sean Williams


wersja do druku
The Force Unleashed – Sean Williams
Republika upadła, Separatyści zostali zmiażdżeni, a Zakon Jedi całkowicie rozbity. Nie wszystko jednak się skończyło. Część Jedi żyje, a zadaniem ich eliminacji obarczony jest Darth Vader. W sekrecie przed swym mistrzem, Imperatorem Palpatinem, przez lata trenował własnego ucznia, bezlitosnego, zimnego młodzieńca, który znany jest garstce lojalnych Vaderowi osób pod jednym imieniem: Starkiller.

Jego przeszłość to pustka, jego teraźniejszość to bezwolne wykonywanie rozkazów – a jego przyszłość to wspaniała wizja nakreślona mu przez jedynego ojca, którego znał – Dartha Vadera. Wizja, w której stoi u jego boku, z galaktyką u swoich stóp. Lecz, by to osiągnąć, musi wpierw wykazać swoją prawdziwą potęgę. Podróżując po niezliczonych światach, młody uczeń Mrocznego Lorda Sithów odkrywa jednak, że jego przeznaczenie dalekie jest od ciemnych i pokrętnych zamysłów Vadera...


Rise, my apprentice


Kilkanaście dni przed przeczytaniem tej książki, miałem okazję zapoznać się z komiksową wersją The Force Unleashed, a ledwo parę minut po jej przeczytaniu, z filmikami fabularnymi wyciągniętymi bezpośrednio z gry, centralnego produktu tego wielkiego gwiezdnowojennego projektu. Śmiem więc twierdzić, że w fabule Wyzwolonej Mocy nie ma już dla mnie żadnych tajemnic. Parę dobrych lat tworzenia "kolejnego epizodu Gwiezdnej Sagi", jak wielokrotnie nazywano TFU, zaowocowało z pewnością nietuzinkową opowieścią – przez jednych znienawidzoną za sprzeczności z kanonem, przez innych uwielbianą za rozmach i zachowanie klimatu Star Wars. Jak w to wszystko wpasowała się książka Seana Williamsa, która dostąpiła zaszczytu zadebiutowania na pierwszych miejscach prestiżowych amerykańskich list bestsellerów? Błyskotliwie, zwłaszcza jak na dzieło oparte na scenariuszu do gry składającej się w 95% z, nieelegancko mówiąc, mordobicia i, cytując Hadena Blackmana: "kopania tyłków z użyciem Mocy".

My being here has never been about my piloting


Tak jak gra opowiada o przygodach Starkillera, a komiks o roli Sekretnego Ucznia w narodzinach Rebelii, tak książka jest historią Juno i Galena oraz ich skomplikowanego związku. O tym, dlaczego użyłem właśnie tych imion, powiem później. Wydarzenia w TFU ukazane są wyłącznie z dwóch punktów widzenia: Juno Eclipse oraz głównego bohatera. Ma to niebagatelne znaczenie, gdyż na przemian poznajemy myśli, uczucia i zachowania obu stron – obserwatorki, kobiety o silnym charakterze i niełatwej przeszłości, a także człowieka akcji, mężczyzny podporządkowanego Vaderowi, nieznającego realiów galaktyki, z którą musi się zmierzyć. Cała powieść jest właściwie o tym, jak tych dwoje niezwykłych ludzi, wybranych przez los do przebywania ze sobą na pokładzie jednego statku, próbuje znaleźć wspólny mianownik i odgadnąć role, jakie odegrają dla innych i siebie nawzajem. Jest to opisane wspaniale, bardzo naturalnie, z wyczuciem i talentem. Konstrukcja obu bohaterów nie pozostawia wiele do życzenia, a motywy ich postępowania, tak nieporadnie przedstawione w grze i komiksie, tutaj są perfekcyjnie zrozumiałe.

The Sith always betray one another


Fabularnie The Force Unleashed podzielone jest na trzy części: Imperial, Empirical i Rebel, których tytuły symbolizują kolejne etapy przemiany Starkillera. Imperial jest raczej średnie. Starkiller wykonuje swoje zlecenia z morderczą skutecznością, idzie do przodu bez zastanowienia, wydaje się być bezmyślną maszynką do zabijania. Nuda i dwuwymiarowość. Z drugiej strony jest jednak Juno, która zaskakuje przede wszystkim faktem, że jest pierwszoplanową postacią i ma bogate wnętrze oraz sumienie, które nie wzięło się z sufitu. Dość rzec, że słabo wykorzystany w komiksie, a niewidoczny w grze wątek Bitwy o Callos, jest dla bohaterki najważniejszym życiowym doświadczeniem, punktem odniesienia dla wszystkiego, co robi. Empirical jest świetne. Starkiller nagle staje się wolny, musi snuć plany, rozmyślać i zrozumieć swoje niejasne uczucia do Juno. Udawanie męczy go, niepewność irytuje. Jego lojalność wykrusza się. Rebel jest przepiękne. Starkiller przeistacza się w Galena, syna rycerza Jedi. Bierze los w swoje ręce, Juno jest jego motywem przewodnim (nasuwa się skojarzenie ze średniowiecznym ideałem rycerza walczącym ze złem, z imieniem swej lubej na ustach), mimo iż ani razu, nawet na końcu, jej tego nie mówi. Eclipse, rebeliantka w sercu, mniej z nazwy, upewnia go, że obrał właściwą ścieżkę. Żadnego zbędnego patosu, nic, tylko parę prostych zdań. To mi się podoba.

I’ve come to rescue you, Senator Organa


Pozostali bohaterowie, Darth Vader, Palpatine, Rahm Kota, Maris Brood, Shaak Ti, Bail Organa, Leia i tak dalej, są tylko figurami na planszy, statystami. Nie poznajemy ich zbyt dobrze, może z wyjątkiem generała Koty. Odgrywają swoje role, po czym znikają lub są gdzieś w tle. To zdecydowanie nie jest opowieść o nich. Ja się z tego bardzo cieszę, ale spodziewam się, że inni mogą czuć się zawiedzeni. Pewnym wyjątkiem jest tu droid PROXY, jedyny przyjaciel Starkillera, który co jakiś czas próbuje go zabić. Przedstawienie jego relacji z głównym bohaterem to majstersztyk, tym lepszy, że Sean Williams postanowił nadać jej większej głębi. Korzystając z lekko zarysowanego motywu planetarnego superkomputera o imieniu Core (de facto panującego na Raxus Prime), stworzył całkiem nowy wątek. PROXY zostaje "opętany" przez Core i Starkiller wyrusza mu na bezinteresowną pomoc, gotów się nawet poświęcić dla swojego przyjaciela. Jest to o tyle istotne, że ów droid w późniejszym etapie odwdzięcza się głównemu bohaterowi tym samym.

Are you there, Galen? I need your help!


W powieści imię "Galen", prawdziwe imię Sekretnego Ucznia, ma olbrzymie znaczenie symboliczne – jest to o tyle ciekawe, że w grze pojawia się bodaj tylko raz, natomiast w komiksie wcale. Kiedy Starkiller je poznaje, początkowo łudzi się, że nie należy ono do niego, a następnie, że dawno przestało być częścią jego historii. W scenie, gdy musi przekierować lot upadającego Niszczyciela Gwiezdnego, używa go (cytat wyżej) jako swego rodzaju zaklęcia, w desperackiej próbie osiągnięcia celu. Kiedy wreszcie sam określa się tym imieniem (cytat niżej), w końcu, używając słów autora, pęka zapora między nim a Juno. To najważniejszy moment powieści. Moment, którego nie znajdziecie ani w komiksie, ani już tym bardziej w grze. Jeden z wielu, który w mojej opinii podnosi poziom nie tylko adaptacji książkowej, ale wręcz całego The Force Unleashed.

Juno. My name... My name is Galen


Niełatwo jest przełożyć fabułę gry akcji na język literacki. Część fanów na pewno będzie irytować fakt, że w swojej książce Sean Williams zachował podział "misja–przerywnik–misja". Kto jednak zapozna się ze scenariuszem gry, ten będzie wiedział, że pisarz odwalił kawał dobrej roboty. Ponieważ wydarzenia widzimy oczyma zaledwie dwóch postaci, część scen przedstawiona jest jako wizje Mocy, sny, a nawet... podgląd z kamery. Inteligentnie, trzeba przyznać. To oczywiście nie wszystko. Tam, gdzie to było możliwe, Williams rozbudował dialogi, dodał nowe sceny lub nawet wątki (o tym wspomniałem wyżej), by uwiarygodnić bohaterów, oraz starał się, cóż, poprawiać błędy Hadena Blackmana. Przede wszystkim zmodyfikował kluczowy, ostatni dialog między Imperatorem a Darthem Vaderem. Dowiadujemy się z niego, że Palpatine, miast zachęcać swego ucznia do pościgu za Rebeliantami (gra, komiks), ostudza jego zapał, zaleca cierpliwość i oświadcza, że na przywódców Sojuszu przyjdzie właściwy czas. Ta wersja znacznie bardziej pasuje do kanonu – a także charakteru samego Imperatora.

A terrible thing. A massive space station...


Nie wszystko pisarz mógł, niestety, naprawić. Owszem, udało mu się między wierszami rzucić sugestię, że po "śmierci", Starkillera sklonowano, a jego umysł z użyciem Ciemnej Strony Mocy został przeniesiony z pustki/zaświatów do nowego ciała (pamiętacie Mroczne Imperium?), ale przydałoby się to powiedzieć wprost. Rola Palpatine'a w tym procesie byłaby niezbędna, co bardzo pasuje do teorii, że właśnie on pociągał za wszystkie sznurki w tym całym przedstawieniu. Kolejne "niestety" idzie po adres Gwiazdy Śmierci. Dobrze, że podążono za kanonem i znajduje się ona w układzie Horuz, nad planetą Despayre. Niedobrze, że tenże kanon okaleczono, zawożąc na stację przywódców Rebelii. Oznaczałoby to bowiem, że już od momentu powstania Sojuszu Rebeliantów, wiedzieli oni gdzie się znajduje Gwiazda Śmierci, a przede wszystkim, czym ona jest. Ciężka sprawa dla retconowców. Szkoda, że Williams czegoś z tym nie zrobił, ale z drugiej strony cieszę się, że przynajmniej spróbował parę innych absurdów wyprostować. To mu się bardzo chwali.

He is now more powerful than ever


Powieść ta zapewne nie udobrucha krytyków projektu The Force Unleashed, ale myślę, że po przeczytaniu jej, nieco łaskawiej spojrzą na grę i przekonają się – jeśli ten element ich irytował – że główny wątek całej historii jest naprawdę świetny. Tylko co uznać za główny wątek, prawda? Gra ma bardzo niekonkretne przesłanie, komiks mówi o roli Starkillera w powstaniu Rebelii, natomiast w przypadku powieściowej Wyzwolonej Mocy odpowiedź jest jasna, jak dwa słońca: Juno i Galen. Nie twierdzę, że The Force Unleashed jest czymś w rodzaju romansu przygodowego, niemniej w tej kategorii jest wyśmienite. Jako książka oparta na grze – również. Jako samodzielna powieść? Powiem tak: czytałem ją z zapartym tchem, mimo iż wcześniej dobrze znałem całą fabułę. W moim przypadku jest to dostateczny powód, by wystawić dziełu Seana Williamsa bardzo wysoką ocenę.

Jako śródtytułów użyto cytatów z recenzowanego utworu.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
9
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Star Wars: The Force Unleashed
Autor: Sean Williams
Wydawca: Del Rey
Data wydania: 19 sierpnia 2008
Liczba stron: 336
ISBN-10: 0-345-49902-6
ISBN-13: 978-0-345-49902-8
Oprawa: twarda
Seria: Star Wars
Cena: 26 USD



Czytaj również

Demo The Force Unleashed II
Rzut oka na demo
Star Wars. The Force Unleashed
A tremor in the Force. The last time I felt it was in the presence of my old master...
- recenzja
The Force Unleashed TPB
Star Wars musi umrzeć
- recenzja

Komentarze


Nadiv
   
Ocena:
0
Ciekawa recenzja, z pewnością przyjrzę się książce bliżej, kiedy będę miał okazję :)
29-09-2008 19:30
~Patus

Użytkownik niezarejestrowany
    ...
Ocena:
0
Porównywanie czegokolwiek do gry w która sie nie grało jest lekko mowiąc nie na miejscu...
06-10-2008 14:02
Jedi Nadiru Radena
   
Ocena:
0
Porównuję tylko fabułę - a ta z gry jest znana wszystkim posiadaczom Internetu, którzy wpiszą w YouTube hasło "The Force Unleashed cutscenes".
08-10-2008 15:21

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.