» Recenzje » The Expanse

The Expanse


wersja do druku

Kosmos nigdy już nie będzie taki sam

Redakcja: Matylda 'Melanto' Zatorska, Aleksandra 'yukiyuki' Cyndler

The Expanse
Choć w większości przypadków najlepsze fantastyczne nowości zostają wydane w Polsce, to niestety występują wyjątki od tej zasady. Jednym z nich jest składająca się z pięciu książek seria The Expanse autorstwa Jamesa S.A. Coreya – science fiction, które fani gatunku po prostu muszą przeczytać.

Daniel Abraham zdecydowanie ma pecha do Polski: wydawnictwo MAG wydało tylko jeden tom jego pierwszego cyklu, The First Price Quartet, nakładem Ars Machiny ukazał się tylko pierwszy tom The Dagger and the Coin, a napisana razem z Ty Franckiem pod pseudonimem James S.A. Corey seria The Expanse niemal na pewno nie będzie kontynuowana przez Fabrykę Słów po tym, jak rozbili Przebudzenie Lewiatana na dwie części. Nie jestem w stanie wyrazić słowami, jak wielka jest to strata dla polskich fanów, zwłaszcza science fictionThe Expanse już teraz możemy uznać za jedną z najlepszych space oper, jakie kiedykolwiek powstały, a chociaż do zakończenia pozostało jeszcze kilka książek, to ich poziom będzie raczej wzrastał, niż się obniżał.

Aby uniknąć powtarzania się, poniższy tekst poświęcam tomom od drugiego do piątego – jeśli chcecie przeczytać o początku cyklu, Przebudzeniu Lewiatana, recenzję książki możecie znaleźć tutaj.

Po zagładzie Erosa, poświęceniu się detektywa Millera i wylądowaniu Protomolekuły na Wenus, James Holden i załoga Rosynanta nie mogą narzekać na brak zajęcia – z rozkazu nieformalnego lidera wszystkich mieszkańców Pasa, pułkownika Freda Johnsona, walczą z piratami przez kilka miesięcy po wydarzeniach, które uświadomiły całej ludzkości, jak niewiele wie o otaczającym ją wszechświecie. Ostatecznie, tylko dzięki szczęściu zawdzięcza ona swoje istnienie – twórcy Protomolekuły wysłali ją na Ziemię przed milionami lat i gdyby nie uderzyła ona w jeden z księżyców Saturna, nasz gatunek wymarłby już dawno temu. Wygląda jednak na to, że niedawne tragedie i śmierć tysięcy mieszkańców Erosa niczego nie nauczyły potężnych i wpływowych – na powierzchni Ganimedesa zauważono śmiertelnie niebezpieczne potwory, które najprawdopodobniej powstały w związku z eksperymentami na Protomolekule. Zostaje zarządzony rozkaz natychmiastowej ewakuacji, a Rosynant i jego załoga po raz kolejny znajdują się w samym centrum wydarzeń – i o tym właśnie opowiada fabuła tomu drugiego.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

The Caliban's War to książka co najmniej równie dobra jak Przebudzenie Lewiatana, pomimo że nie szokuje tak mocno – to jednak można łatwo usprawiedliwić faktem, iż podobne wrażenie można wywrzeć tylko raz. Jej podstawową zaletą jest najlepszy zestaw bohaterów ze wszystkich napisanych do tej pory książek z serii – od tego momentu również w każdym z tomów będziemy śledzili losy grup składających się z czwórki postaci, wśród których stałym znajomym jest tylko główny protagonista The Expanse. James Holden, dotychczas irytujący czytelnika swoim przesadnym idealizmem, świętoszkowatością i hipokryzją po wydarzeniach na Erosie stał się łatwiejszy do zniesienia, nie zmieniając aż tak bardzo swojego charakteru – najwyraźniej dopiero wtedy autorom udało się uzyskać równowagę pomiędzy celowo trudną do przełknięcia naturą postaci a jej zdolnością do wzbudzenia sympatii. Prawdziwymi gwiazdami są jednak bohaterki – twarda i pewna siebie, ale cierpiąca na zespół stresu pourazowego Bobbie, jedyna marine ocalała po masakrze na Ganimedesie, jak również Avasarala, pięćdziesięcioparoletnia polityk o niewyparzonej gębie. W porównaniu z tak barwnymi osobowościami, Prax, botanik poszukujący swojej porwanej córeczki wypada raczej blado, ale nawet on odgrywa istotną rolę fabularną oraz pokazuje, jak wygląda przeciętny człowiek raz za razem rzucany w wir dramatycznych wydarzeń, do których po prostu nie pasuje.

Abbadon's Gate jest minimalnie słabszą, lecz wciąż bardzo dobrą powieścią: tym razem załoga Rosynanta zostaje wplątana w metaforyczny wyścig pomiędzy trzema frakcjami w drodze do nowo odkrytej Bramy, umożliwiającej przedostanie się w dotychczas nieznane rejony wszechświata. Jak zwykle jednak, człowiek jest człowiekowi wilkiem, a ludzkość, zamiast współpracować z sobą, szykuje arsenał przeciwko konkurentom – i tak oto Ziemianie, Marsjanie i Pasiarze tkwią w impasie, podczas gdy nieporozumienia, chciwość oraz zwyczajna głupota powodują więcej szkód, niż mógłby zdziałać jakikolwiek przeciwnik. Nieco niższy poziom powieści wynika z raczej nierównych głównych bohaterów: Holden oczywiście plusuje, ale przez pierwszą połowę książki nie ma niemal nic do roboty. Wątek Carlosa Bacci jest interesujący, ale tylko ze względu na rozgrywające się wokół niego wydarzenia, sam w sobie nie wyróżnia się niczym, czego już nie widzieliśmy u dziesiątek bohaterów innych cykli. Melsa, pełniąca jednocześnie rolę jednej z głównych antagonistek książki, cierpi przez brak sensownego wytłumaczenia, czemu posuwa się tak daleko na drodze do wyznaczonego sobie celu – powód oczywiście znamy, ale biorąc pod uwagę jej obsesję, oczekiwałem czegoś więcej niż tylko paru zdań na ten temat. Jedynie wątek wielebnej Anny nie cechuje się żadnymi widocznymi niedostatkami, a autorzy zasługują na pochwały za wykreowanie postaci pozbawionej istotnych skaz charakteru, a jednocześnie realistycznej i dającej się polubić.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Fabuła tomu czwartego przedstawia naturalny rozwój wydarzeń przedstawionych poprzednio – ludzkość rozpoczyna kolonizację obcych planet, a na jedną z nich trafia Holden w roli mediatora pomiędzy kolonistami, którzy dotarli tam jako pierwsi, a grupą korporacyjnych wojskowych mających przejąć tam władzę. Cibola Burn to rozwinięcie wątku przewijającego się przez całe The Expanse: największym wrogiem człowieka jest drugi człowiek, co zostało świetnie przedstawione w formie napięć między kolonistami a nowo przybyłymi żołnierzami. Jakby problemów nie było pod dostatkiem, również sama planeta nie jest tak gościnna, jak wskazywałyby na to filmiki propagandowe i kryje w sobie szereg zagrożeń, wśród których nie ma nic tak oczywistego, jak dzikie bestie lub kosmici. Poziomem porównałbym powieść do Abbadon's Gate – wątki głównych bohaterów zostały lepiej poprowadzone, ale fabuła toczy się w nieco wolniejszym tempie, niż przyzwyczaił nas do tego duet Abraham i Franck.

Nemesis Games, ostatnia z dostępnych na rynku książek z cyklu, ma wśród recenzentów i fanów serii reputację jednej z najlepszych: moja nieco kontrowersyjna opinia jest jednak taka, że choć mamy do czynienia z powieścią zdecydowanie godną uwagi, to jednak najsłabszą (lub w tym przypadku: najmniej dobrą). Każdy z członków załogi Rosynanta idzie na pewien czas w swoją stronę: Amos odwiedza opuszczoną za młodu Ziemię, Alex wyrusza na krótki urlop na Marsa, ścigana przez demony przeszłości Naomi udaje się na spotkanie z dawnym kochankiem, a nagle osamotniony Holden postanawia przeprowadzić prywatne śledztwo w sprawie zaginionych statków. Wkrótce dochodzi jednak do wydarzeń, które wstrząsają całą galaktyką – i chociaż słowa te mogą wydawać się przesadzone, to od tego momentu dosłownie nic już nie będzie takie samo, zaś prawdopodobnie właśnie temu zwrotowi akcji Nemesis Games zawdzięczają wszystkie pozytywne recenzje. Do zalet książki należy nadanie głębi charakterologicznej załogantom Rosynanta innym niż kapitan, ale nie da się ukryć, że wątek Amosa nie ma niemal żadnego wpływu na podstawową intrygę i służy wyłącznie opisaniu dotychczas niepokazanego zakątka uniwersum. Zakończenie jest niezbyt emocjonujące i pozbawione rozmachu, a powieść jako całość stanowi tylko prolog przed tytułem, w którym najpewniej dojdzie do prawdziwej rewolucji – jeszcze niewydanego Babylon's Ashes.

Chyba największą zaletą całego cyklu jest naturalny progres fabuły – akcja każdego kolejnego tomu stanowi rozwinięcie tego, co zostało zapoczątkowane w poprzednim. Dzięki temu znacznie prościej można się wczuć w uniwersum wykreowane przez pisarzy – zamiast wymyślać naprędce nowe wątki, aby było o czym napisać, fabuła została szczegółowo zaplanowana już wcześniej, a teraz pozostaje odhaczanie kolejnych niezbędnych do poruszenia tematów. Zakończenie Caliban's War stanowi podstawę do wydarzeń z Abbadon's Gate, którego finał umożliwia akcję opisaną w Cibola Burn, zaś Nemesis Games poświęcono zademonstrowaniu tego, jak galaktyka reaguje na wszechobecne zmiany. Być może nie brzmi to rewolucyjnie, ale w wielu innych powieściach podobny progres jest niedostrzegalny, przez co cierpi immersja czytelników w wykreowane przez pisarzy światy.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Kunszt Daniela Abrahama i Ty Francka możemy dostrzec, przede wszystkim analizując sylwetki bohaterów, zarówno tych głównych, jak i mniej istotnych. Omówiony wyżej Jim Holden jako główny protagonista cyklu przechodzi realistycznie przedstawiony rozwój charakteru i chociaż nie jest pozbawiony wad, to budzi sympatię czytelników, zwłaszcza, iż sami autorzy nie próbują go na siłę idealizować. Z wyjątkiem Holdena w każdej powieści rozdziały pisane są z perspektyw postaci zarówno zupełnie nowych, jak też już wcześniej wprowadzonych (za czego przykład mogą służyć właśnie Naomi, Alex i Amos). Nie uświadczymy tu ograniczania się do jednej grupki bohaterów przewijających się przez całą serię – zaczynając nową książkę nigdy nie wiemy, o kim przyjdzie nam czytać tym razem. Warto docenić również fakt, iż przedstawiane postaci cechują się różnorodnością i mamy okazję śledzić losy nie tylko żołnierzy i załogantów statków kosmicznych, ale też na przykład pani polityk, uczonej, botanika i kapłanki: zwykłych ludzi, którzy mimo wszystko są w stanie wpłynąć na rozgrywające się wokół wiekopomne wydarzenia.

Choć powstało już pięć powieści, a uniwersum w którym osadzono The Expanse powinno nam już być dobrze znane, to autorzy bynajmniej nie odkryli jeszcze wszystkich kart i wciąż potrafią zainteresować czytelnika. Co ciekawe, mamy tu do czynienia z czymś, co osobiście nazwałbym „low science fiction” – niby jesteśmy w przyszłości, a podróże międzygwiezdne są codziennością, to technologia stanowi raczej odległe, drugie tło wobec bohaterów i to na nich skupia się fabuła. Nie poświęcono zbyt wiele miejsca na snucie fantazji o rozwoju naukowym i technicznym, nie uświadczymy tu opowieści o następcach internetu albo nanotechnologii. Książki Francka i Abrahama mogłyby równie dobrze zostać napisane w latach 80., a brak nadmiernego nacisku na technologiczny aspekt science fiction jest całkowicie zamierzony – i dobrze, gdyż dzięki temu mogli skupić się na opisaniu przemian dotykających zarówno całego społeczeństwa, jak i pojedynczych bohaterów.

Jeśli mam wskazać najwidoczniejszą wadę serii, byłyby to raczej słabe sylwetki antagonistów: w większości przypadków są oni całkowicie pozbawieni głębi i służą tylko zogniskowaniu na sobie nienawiści czytelników – przynajmniej tak jest w tomach 2 i 3. Później jest już troszkę lepiej, ale nie powinniśmy oczekiwać diabolicznych geniuszy i charyzmatycznych przywódców, a wszystko po to, by podkreślić główne przesłanie cyklu o głupocie i zaślepieniu będących największym zagrożeniem dla ludzkości.

The Expanse stanowi lekturę obowiązkową dla każdego miłośnika space oper: Dobre są tu i fabuła, i bohaterowie, i akcja, i świat przedstawiony. Oczywiście, autorom zdarzają się drobne potknięcia, nigdy jednak nie zmniejszają one przyjemności płynącej z lektury. W grudniu ma zadebiutować wyprodukowany przez stację SyFy serial oparty na pierwszym tomie cyklu – i jeśli uda im się choć w części uchwycić to, co decyduje o wysokiej jakości oryginału, to prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z pierwszą serią, którą będziemy mogli choć w przybliżeniu porównać do kultowego Firefly. Nie wiem jak wy, ale ja nie mogę się doczekać, zarówno ekranizacji, jak i kolejnych książek z The Expanse.

 

Oceny pojedyncze:

  • Caliban's War – 8.5
  • Abbadon's Gate – 8
  • Cibola Burn – 8
  • Nemesis Games – 7.5
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Gniew Tiamat
O krok przed końcem
- recenzja
Prochy Babilonu
Narracyjna transformacja
- recenzja
Przebudzenie Lewiatana
Kosmiczny dualizm
- recenzja
Expanse – sezon 1
Wpłynąłem na kosmicznego przestwór oceanu
- recenzja
Przebudzenie Lewiatana - James S.A. Corey
Wzorowa space opera
- recenzja

Komentarze


Fenris

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

Autor recenzji mógłby się w końcu zdecydować, czy to tytuł obowiązkowy dla fanów SF, czy space oper, pomiędzy którymi nie można stawiać znaku równości.

04-11-2015 17:12
yukiyuki
   
Ocena:
0
Ale space opera raczej należy do sf, chociaż sf nie musi być space operą. Cykl o Honor Harrington jest klasyczną space operą jednak cała otoczka 'science' jest jak najbardziej mocno zauważalna - wormhole, prolong...
04-11-2015 20:12
Fenris

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

Nie - space opera MOŻE być SF, ale nie musi. Cykl "Expanse" jest space operą, ale zaliczanie go do SF odrobinę przypomina próbę naginania faktów jak przy "Star Wars".

04-11-2015 20:34
Asthariel
   
Ocena:
0

Czytałeś cykl? Jesteś w stanie z całkowitą pewnością stwierdzić, że nie zalicza się on do SF?

04-11-2015 20:55
krzykr
   
Ocena:
0

Ciekawe czy inne wydawnictwo ma prawo przejąć serie skoro fabryka słów, łakoma na kasę zabija każdy tom ceną rozbitego tomu.

Jak ja się cieszę że seria schronienie jest od Rebisu w FS jeden tom podzielony byłby zapewne na trylogie.

07-11-2015 15:05

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.