To dosyć niezwykły początek, ale mówi się, że Sarkazm to moje drugie imię i, po prostu, nie mogę powstrzymać się od takiego właśnie rozpoczęcia relacji z rzeczonego konwentu. Panie i panowie organizatorzy - proszę o odrobinę samokrytyki. To, co nie zgadza się z Waszą, niekoniecznie słuszną, opinią, to nie paszkwil. To inny punkt widzenia. Zatem przejdę do konkretów, bo będzie to relacja rzadkiej urody.
Zanim udamy się na konwent, pierwszą rzeczą, którą należy zrobić, to zapoznać się z jego stroną internetową. Wymaga tego logika i elementarna grzeczność wobec organizatorów. Szanujmy ich czas - w końcu sporo muszą go poświęcić na przygotowanie imprezy. Niestety, strona Teleportu okazuje się być jałowa i mdła, a co gorsza, umieszczono ją (niezbyt szczęśliwie) w informatorze konwentowym Nowej Gildii. Rozumiem, że wpływ miał na to patronat, ale konwent tej rangi powinien posiadać własną stronę i forum dyskusyjne. Jest to standard, który spełniają nawet drobne, lokalne konwenty. Niestety, na stronie widoczne są braki informacyjne - dane o dojeździe na konwent zostały dodane w ostatniej chwili, tak, jak i sam program. Dodatkowo wiadomości zamieszczone na stronie były nieczytelne i niedokładne. Dla mnie dotarcie na miejsce nie było kłopotem, dzięki pomocy pewnej uroczej wrocławianki. Nie wszyscy jednak mieli przewodników, dlatego też zlokalizowanie konwentu stanowiło dla nich poważny problem.
Ponad półgodzinna podróż tramwajem zawiodła mnie do Leśnicy, gdzie w Centrum Kultury "Zamek" odbywał się Teleport. Jak się okazało "pobliska" szkoła podstawowa, w której odbywał się, cytuję(sic!): "BLOK MANGA i ANIMA", była oddalona od pałacyku o jakieś 5 - 10 minut drogi (dla wypoczętego i niespieszącego się nigdzie człowieka). Znajdowała się tam również baza noclegowa (opłata 6 PLN za cały czas trwania konwentu). Mamy, więc do czynienia z polityką izolacjonistyczną - w tym wypadku, od reszty konwentowiczów odcinali się wielbiciele mangi i anime. To praktyka zdecydowanie zbyt często spotykana na dzisiejszych konwentach.
Na szczęście atmosfera pałacyku i otaczającego go parku stanowiła niezaprzeczalny atut Teleportu. Już z daleka widać było dobrze zorganizowaną część poświęconą grom bitewnym, którą zlokalizowano na świeżym powietrzu. Również z daleka widać było kolejkę do akredytacji. Brak odpowiedniej liczby osób obsługujących konwentowiczów powodował zator rodem z czasów "kartek na wszystko". Brakowało tylko komitetu kolejkowego.
Kolejny problemem to identyfikatory. Były mało czytelne zarówno w wersji dla uczestników, jak i gości. Każdy z konwentowiczów otrzymał też złożoną kartę A3 z planem Teleportu, w którym pierwsze, co było widać to... dziury. Program składał się prawie z samych dziur, co w układzie tabelkowym widać szczególnie (vide: strona konwentu). Konwent takiej rangi powinien mieć zwarty i atrakcyjny program, jak na przykład Pyrkon, gdzie trudno zdecydować się, który punkt programu wybrać. Na Teleporcie nie trzeba było przebierać w programie, decydując się na jedną z dwóch interesujących pozycji.
Nie wszystko jednak budziło niemiłe uczucia - ogromnym plusem imprezy były LARPy. W planie było ich czternaście, nie odbyły się dwa, widziałem też dwie karty LARPów, których nie było w planie, m.in. Crystalicum. Jednak i w związku z LARPami pojawiały się problemy. Kłopotem, jaki napotkałem, była konieczność szybkiego nagryzania karty gry i opisu fabuły LARPu, ponieważ organizatorzy, mimo posiadania odpowiednich informacji dużo wcześniej, nie zrobili nic w tym kierunku (no, może poza przygotowaniem karteczek do sesji).
Możliwości odświeżenia się okazały się praktycznie żadne, ale przynajmniej w jednej z sal szkoły, wyposażonej w czajnik (ową salę szybko doprowadzono do poziomu higienicznego, który zabiłby każdego pracownika Sanepidu.) urządzono kuchnię i jadalnię.
Dzień drugi rozpoczął się nieprzyjemnie - łazienka okazała się zalana przez poprzednich użytkowników, woda morderczo zimna, a potworny prysznic (o którym już wtedy krążyły plotki, jeżące włos na głowie) nie był ciekawą alternatywą.
Z ciekawszych wydarzeń w programie tego dnia był Konkurs Hysteryczny autorstwa Azi i Ravena (oboje z forum Hysteria). Był szalony i niekonwencjonalny. Niestety, wysiłki uczestników nie doczekały się nagrody, gdyż organizatorzy konwentu zdawali się o nich zapominać. Zwycięzcy otrzymali je dopiero ostatniego dnia konwentu... Kolejne "drobne" niedopatrzenie na ich koncie - organizatorów, rzecz jasna, a nie zwycięzców.
Z innych punktów programu warto wymienić Poradnik Podróżnika autorstwa Nosfera i dwa panele dyskusyjne rodem z Hysterii: Tworzenie Postaci, Nathana i ZviRa, oraz Odgrywanie Postaci Lilly i Ravena. Całkiem aktywny okazał się też Angrael, prowadząc prelekcje o wampirach z klanu Ravnos oraz Metysach w Wilkołaku.
Następny w kolejności był panel dyskusyjny Garnka i Lucka o Wolsungu, który moim (i nie tylko!) zdaniem był jedną z najciekawszych pozycji w całym programie. Dyskusja była przydatna szczególnie dla tych, którzy chcieli wziąć udział w LARPach Wolsungowych (a takowe miały odbyć się następnego dnia). Szczególnie podobała mi się forma prowadzenia panelu: "dżentelmeńska" polemika między prowadzącymi.
Zwieńczeniem dnia miał być LARP Wampirzy "Praxis", autorstwa Ravena i Azi. Był (niestety) średnio ciekawy. MG starał się reanimować fabułę na wszelkie możliwe sposoby, jednocześnie "trzymając się zasad" i łamiąc je tam, gdzie tylko mógł, aby nie pozwolić na zbyt wczesne rozwiązanie "kłesta". Szczególnie niefortunne było rozbicie kompetencji trójki MG (jeden MG, który tak naprawdę się liczył i znał fabułę i dwoje, którzy właściwie nic nie wiedzieli i nic nie mogli).
Sobotę (trzeci dzień konwentu), zacząłem od LARPa Wolsungowego, prowadzonego przez Gerarda Heime i Wojewodę. LARP wypadł ciekawie, wszystkim się podobał, a epizody takie jak pojedynek, czy próba zabójstwa wypadły sympatycznie.
LARP Wolsungowy Garnka wydawał się typowym "kryminałem", jednak wraz z rozwojem akcji gubił swój stereotypowy wizerunek. Zabawa była przednia, a sposób prowadzenia i fabuła rewelacyjne. Śmiem twierdzić, że niezadowolonych nie było. Zainteresowanych scenariuszem odsyłam do odpowiedniego tematu na oficjalnym forum Wolsunga.
Kolejny dzień był po prostu nudny. Prelekcji, na których chciałem się zjawić po prostu nie było, tak, jak nie było sensu siedzieć w pałacyku do godziny 17, kiedy to oficjalnie miał się zakończyć konwent. Program niedzielny był tylko na papierze (przynajmniej jego część eRPeGowa.). Umieszczony w programie "pokaz rycerski" okazał się być niechlujną, niehistoryczną farsą, rażącą nawet laików.
Uczestnicy grupkami odchodzili w stronę pętli tramwajowej, narzekając na konwent i organizację... Niestety, większość stawianych przez nich zarzutów nie była bezpodstawna. Ochrona była dziurawa (pojawił się pewien zamroczony alkoholem pan, przeszkadzający notorycznie w prelekcjach; sporadyczne - na szczęście - przypadki spotykania nietrzeźwych ochroniarzy po godzinie 22:00), regulamin kulał, organizatorzy byli praktycznie nieuchwytni. Było to o tyle ważne, że potrzebna była ich zgoda, gdy chciało się przebywać w jednej z sal szkolnych po godzinie 2:30. No cóż, nici z sesji i kolejna porcja niemiłych opinii o organizacji konwentu.
Ogólnie konwent otrzymuje w sześciopunktowej skali ocenę 1,5. Jeżeli miałbym oceniać go tylko i wyłącznie pod kątem LARPów, to ocena byłaby w okolicach 3 - LARPy Wolsungowe, Wilkołaczy i Ratkiński wydatnie podnosiły średni (najwyżej) poziom pozostałych.